Po sformowaniu nowego rządu bankowcy niemal ustawiają się w kolejce do rozmów o przyszłości sektora. Oczywiście najbardziej pragną dotrzeć ze swoim przekazem do premiera Donalda Tuska oraz ministra finansów Andrzeja Domańskiego. Emanacją tych pragnień jest najnowszy wywiad Interii z prezesem Związku Banków Polskich, Tadeuszem Białkiem. Rozprawia on szeroko o potrzebach sektora, umniejsza znaczenie grudniowych wyroków TSUE i cierpliwie wyjaśnia, dlaczego ugody frankowe w obecnym kształcie to rozwiązanie dobre i sprawiedliwe społecznie. Czy ten przekaz ma szansę trafić do politycznych decydentów i wpłynąć na zmianę kursu rządzących wobec sektora bankowego?
- Przedstawiciele sektora bankowego liczą, że ich współpraca z nowym rządem będzie się układała lepiej niż z tym, na którego czele stał były bankowiec, Mateusz Morawiecki
- Bankowcy mają nadzieję na zmniejszenie obciążeń fiskalnych, nieprzedłużanie wakacji kredytowych w dotychczasowej formule, a przede wszystkim ustawę frankową, i to mimo że nie wiadomo, co konkretnie zawiera projekt stworzony w KNF
- Pytany przez dziennikarkę Interii o nowe wyroki TSUE, Tadeusz Białek bagatelizuje ich wpływ na sytuację sektora i zarzuca kancelariom prawnym nadinterpretację. Argumentem mającym świadczyć o niewielkim znaczeniu grudniowych orzeczeń ma być… reakcja giełdy
- Do końca października 2023 roku banki podpisały 77 tys. ugód frankowych i były stroną w 147 tys. postępowań sądowych. Frankowicze nadal spłacają ok. 360 tys. umów, które mogą zostać zakwestionowane, a następnie unieważnione w sądach. Czy tego właśnie obawiają się banki?
Wyroki TSUE bez wpływu na sytuację sektora finansowego – oto najnowszy spin banków
We wtorek 19 grudnia na portalu Interia pojawił się wywiad z prezesem Związku Banków Polskich, Tadeuszem Białkiem. Jest to niezwykle ciekawa, momentami nawet zabawna lektura, którą serdecznie polecamy wszystkim frankowiczom, a w przerwie między rozprawami nawet ich pełnomocnikom prawnym. Czego można dowiedzieć się z tej rozmowy?
Przede wszystkim, że grudniowe wyroki TSUE „niewiele zmieniły krajobraz”, a obiektywnym sposobem na zmierzenie tego, jaki wpływ na sektor wywrą, ma być reakcja giełdy. Ta, zgodnie z zapewnieniem prezesa, była neutralna. Tadeusz Białek uważa, że kancelarie prawne nadinterpretują wyroki TSUE. Ocenia, że liczono na to, iż Trybunał uzna roszczenia banków za przedawnione i pozwoli frankowiczom nie rozliczać się z pożyczonego kapitału kredytu. Jak miałoby to wyglądać, skoro każda sprawa jest inna (tak jak i różne są daty dostarczenia bankom roszczeń klientów), nie wiadomo.
Tadeusz Białek w rozmowie z dziennikarką Interii nie kryje, jakie są intencje sektora. Podkreśla, że krajowy sektor bankowy wymaga uwagi politycznych decydentów, nie zaś traktowania jak „chłopca do bicia”. Wyraża nadzieję, że współpraca z nowym rządem nie będzie wyglądała tak, jak z tym, na którego czele stał Mateusz Morawiecki, notabene bankowiec z wieloletnim stażem. Wielkie musiało być rozczarowanie sektora, gdy okazało się, że Morawiecki, zamiast stawać po stronie korporacji, pozwalał, by KPRM słała przychylne konsumentom opinie do TSUE w sprawach kredytów frankowych.
Związek Banków Polskich chce rozmów z rządem. Temat przewodni: ustawa frankowa
Prezes ZBP liczy na spotkanie z ministrem finansów, na którym chciałby podjąć kilka newralgicznych tematów, takich jak reforma wskaźnika referencyjnego, obrona wiarygodności stawki WIBOR i, oczywiście, kredyty frankowe. Tadeuszowi Białkowi marzy się rozwiązanie problemu kredytów w CHF na drodze ustawy. Prezes, pytany o projekt ustawy leżący w KNF, mówi, że ZBP nie był stroną konsultującą i z rozbrajającą szczerością wyznaje, że sektor bankowy wspiera ten kierunek, aczkolwiek nie zna szczegółów projektu. Wygląda więc na to, że bankowcy mają ogromne zaufanie do Komisji Nadzoru Finansowego i jej przewodniczącego, Jacka Jastrzębskiego, co jest niewątpliwie godne podziwu.
Tadeusz Białek nie kryje, że ZBP nie jest zwolennikiem przedłużania wakacji kredytowych. Bardziej podoba mu się pomysł liberalizacji dostępu do Funduszu Wsparcia Kredytobiorców. O wakacjach kredytowych „dla wszystkich” wypowiada się jako o populizmie politycznym. Jednocześnie jest przychylnie nastawiony do rządowego programu „Bezpiecznego kredytu 2 proc.” i, co ciekawe, ocenia, że sektor bankowy wcale nie jest szczególnym beneficjentem tego rozwiązania. Wg niego skorzystali przede wszystkim klienci, a w drugiej kolejności deweloperzy. To o tyle interesujące, że kilka zdań wcześniej ocenia program jako dobry ruch w sytuacji zupełnej zapaści na rynku kredytów mieszkaniowych. Kto w takim razie zarabia na pobudzeniu rynku w sytuacji niekorzystnego otoczenia ekonomicznego?
Oczywiście w rozmowie nie mogło zabraknąć wątku ugód. Tadeusz Białek liczy na wzrost liczby zawieranych ugód frankowych, do których nawołują UOKiK (ten sam, którego prezes zgromił sektor za manipulowanie wnioskami z wyroków TSUE – przyp. red.), Rzecznik Finansowy i KNF. Prezes ZBP przypomina, co jest osią ugody: to potraktowanie kredytu w ten sposób, jakby od początku udzielono go w złotówkach. Dzięki temu sytuacja kredytobiorców walutowych i złotowych zostaje zrównana, co w jego mniemaniu jest rozwiązaniem sprawiedliwym.
Z kolei unieważnianie umów frankowych ma być niesprawiedliwe wobec kredytobiorców złotowych, którzy mogą mieć poczucie krzywdy, że sami muszą spłacać swoje zobowiązania, podczas gdy frankowicze dostają „darmowy kredyt”. Oczywiście nie wspomina, że złotówkowicze uczą się na doświadczeniach frankowiczów i próbują ich wzorem podważać abuzywne klauzule w umowach, dążąc do eliminacji z umów wskaźnika WIBOR, a czasem i stwierdzenia nieważności całych kontraktów.
Prezes ZBP przytacza statystyki – do końca października sektor zdołał zawrzeć ok. 77 tys. ugód. Jednocześnie sądzi się w 147 tys. spraw o tę grupę kredytów. Wrażenie robi liczba wciąż czynnych frankowych kredytów – to aż 360 tysięcy. Banki liczą, że wśród posiadaczy tych kontraktów znajdą się tacy, którzy będą chętni na ugodę. To ryzykowne, jeśli weźmiemy pod uwagę, ilu klientom sektor zdążył zaproponować już takie porozumienie. Przykładowo mBank skontaktował się już z wszystkimi czynnymi frankowiczami w sprawie ugody, z niektórymi nawet kilkukrotnie, i zawarł łącznie ok. 10,8 tys. ugód (dane na koniec III kwartału). Trudno odczytać to jako sukces, a jeszcze trudniej uznać, że mBank ma jeszcze jakieś pole do negocjacji, skoro dotarł już do wszystkich potencjalnie zainteresowanych porozumieniem.
Pozwanie banku o kredyt we frankach: dlaczego nie wszyscy kredytobiorcy idą do sądu?
Jakie są główne przyczyny, dla których część uprawnionych wciąż nie pozwała banku? Eksperci wskazują na szereg czynników:
- brak świadomości własnych praw – część konsumentów wciąż nie wie, że przysługują im roszczenia wobec banku dotyczące nieważności umowy kredytowej. Nawet jeśli mają świadomość, że w sądach toczą się już tego rodzaju postępowania, to nie zawsze wiedzą, ile można odzyskać, doprowadzając do upadku umowy w sądzie
- uleganie propagandzie banków – niektórzy frankowicze wciąż wierzą w przekaz sączony przez bankowców. Są przekonani, że sprawa w sądzie będzie ciągnąć się 8 czy 10 lat, a jej wynik jest niepewny. Nie mają też zaufania do kancelarii prawnych – banki przekonują przecież, że koszty opieki prawnej są horrendalne
- niechęć do przyznania się do błędu – część frankowiczów wciąż spłaca swoje kredyty, bo ich na to stać. Jednocześnie te osoby nie chcą przyznać się do tego, że stały się ofiarami procederu frankowego, krótko mówiąc, że nie były dość zapobiegliwe, by uchronić się przed podpisaniem abuzywnej umowy
- nieuzasadnione poczucie wstydu – bankowcy wmawiają kredytobiorcom, że sądzenie się o nieważność frankowej umowy to cwaniactwo, żerowanie na innych. Niektórzy kredytobiorcy utożsamiają wejście na drogę sądową z czymś, co jest nieetyczne i społecznie niesprawiedliwe. Błędnie zaczynają wierzyć, że odzyskanie pieniędzy bezprawnie pobranych przez bank im się po prostu nie należy.
Obawy związane z pozwem są oczywiście pozbawione racjonalnych podstaw, ponieważ:
- zainicjowanie sporu z bankiem jest dziecinnie proste, a samo oszacowanie wartości roszczeń może być darmowe – dobre kancelarie bezpłatnie analizują umowy pod kątem występowania w nich nieuczciwych warunków i przedstawiają kredytobiorcom wyliczenia, ile można zyskać na pozwaniu banku i doprowadzeniu do unieważnienia takiego kontraktu
- pozew wobec banku wcale nie kosztuje dużo (maksymalna opłata w przypadku konsumenta to 1000 zł), a same koszty procesowe, w tym opieki prawnej, są w dużej mierze zwracane po wygranej sprawie, czego banki oczywiście swoim klientom nie mówią. Dodatkowo wiele kancelarii umożliwia rozłożenie opłat na raty, co powoduje, że współpraca z renomowanym prawnikiem jest osiągalna finansowo nawet dla osób w trudnej sytuacji, które nie muszą już posiłkować się „pomocą” pseudokancelarii, uzależniających koszty opieki prawnej od wyniku sprawy (co kończy się zwykle wystawieniem klientowi gigantycznego rachunku za wygraną).
- statystyki jasno wskazują, że frankowicze wygrywają już 99 na 100 prawomocnie rozpatrzonych spraw sądowych. Pozwanie banku nie jest więc ryzykiem, a racjonalnym krokiem, mającym na celu odzyskanie środków, które bank bezprawnie pobrał, a które mogą przecież zasilić domowy budżet i pomóc w realizacji podstawowych potrzeb rodziny
- orzecznictwo jest coraz korzystniejsze, zarówno to krajowe, jak i unijne. Z wyroków TSUE z grudnia wynika np. że bank nie może pozbawiać konsumenta odsetek ustawowych za zwłokę w zapłacie (co było nagminne na skutek podnoszenia w sądach zarzutu zatrzymania). Sąd nie może też uzależniać momentu uznania umowy za trwale bezskuteczną od złożenia przez konsumenta oświadczenia o znajomości skutków nieważności umowy.