mBank od listopada uruchomił na szeroką skalę program ugód dla Frankowiczów. Do kredytobiorców rozsyłane są propozycje ugodowe, które rzekomo mają być dostosowane do indywidualnej sytuacji klienta oraz podlegają negocjacjom. W rzeczywistości w postępowaniu mBanku wobec konsumentów na przestrzeni lat niewiele się zmieniło. Wielostronicowe dokumenty propozycji ugodowych są napisane bankowym żargonem i pełne danych liczbowych. Co interesujące, w przypadku osób pozostających już w sporze sądowym z bankiem oferty ugodowe nie trafiają do pełnomocników prawnych, ale kierowane są bezpośrednio do kredytobiorców. Tak jakby bank obawiał się konfrontacji z prawnikiem strony przeciwnej lub liczył na naiwność kredytobiorców. Na przykładzie konkretnej oferty pokażemy jak bardzo niekorzystne dla Frankowiczów ugody przygotował mBank i ile można stracić godząc się na taką propozycję.
- Prawnicy oceniają, że warunki ugód oferowanych Frankowiczom przez mBank są najgorsze spośród wszystkich ofert ugodowych banków frankowych.
- Propozycje ugodowe mBanku to wielostronicowe dokumenty napisane językiem specjalistycznym i sporządzone według przygotowanego przez bank szablonu. Bank uznaje ugody za równoznaczne z wycofaniem powództwa o unieważnienie wadliwej umowy frankowej oraz zrzeczeniem się praw do przyszłego dochodzenia roszczeń z tego tytułu.
- Propozycja ugodowa koncentruje się na rzekomych „korzyściach” kredytobiorcy, które naliczane są od wykreowanego przez bank (z zastosowaniem klauzul abuzywnych) salda zadłużenia. Bank nie informuje natomiast na jakiej podstawie wyliczył kwotę redukcji zadłużenia, ile kredytobiorca oddał już bankowi w ratach oraz jakie jest aktualne saldo w przeliczeniu na złotówki (często przewyższa ono pierwotną kwotę kredytu).
- Poniżej prezentujemy analizę konkretnej propozycji ugodowej mBanku. W najgorszym dla kredytobiorcy wariancie (gdyby sąd uwzględnił roszczenie banku o tzw. wynagrodzenie za kapitał, co jest BARDZO! mało prawdopodobne) zapłaciłby bankowi i tak o ok. 160 tys. zł mniej niż decydując się na ugodę!
mBank idzie na ustępstwa wobec Frankowiczów czy próbuje ich wpakować w kolejną kabałę?
Około rok temu mBank uruchomił pilotaż ugód, który objął około 1,3 tys. kredytobiorców frankowych. Propozycja ugody zakładała przewalutowanie kredytu na złotówki i pomniejszenie długu o połowę różnicy pomiędzy wykazywanym przez bank saldem zadłużenia a hipotetycznym saldem kredytu, który od początku byłby zawarty w PLN. Bank promował tę ofertę jako „spotkanie w połowie drogi”, ale zaledwie 8 proc. osób, do których takie propozycje trafiły zdecydowało się na to rozwiązanie.
Po bezprecedensowej stracie za III kwartał br., która wyniosła ponad 2,3 mld zł i była m.in. efektem powiększenia rezerw na ryzyko prawne związane z kredytami we franku szwajcarskim, zarząd mBanku zdecydował się na powszechny program ugód skierowany do wszystkich posiadaczy czynnych kredytów w CHF.
Oficjalnie ruszył on z początkiem listopada i do wielu kredytobiorców trafiły już propozycje ugodowe. Dotyczy to zarówno osób pozostających w sporze sądowym z bankiem (nawet tych, które bank osobno pozwał o zapłatę tzw. wynagrodzenia za bezumowne korzystanie z kapitału), jak i kredytobiorców spłacających bez żadnych uwag swoje zobowiązania. Jak wyglądają propozycje ugodowe mBanku?
To wielostronicowe druki napisane specjalistycznym językiem i zawierające szereg danych liczbowych. Pomimo zapewnień o zindywidualizowanym podejściu do każdego klienta znowu mamy powtórkę z rozrywki.
Propozycje ugodowe oparte są na przygotowanych przez bank wzorcach, podobnie jak przed laty wadliwe umowy kredytów frankowych. Jak zauważają prawnicy, którzy przeanalizowali treść ugód mBanku, dokumentacja zawiera szerokie pouczenie, że konsument zdaje sobie sprawę z czego rezygnuje oraz jakie ryzyko bierze na siebie w związku ze zmiennym oprocentowaniem.
Bank dołożył zatem wszelkich starań aby kredytobiorcy nie mogli w przyszłości wycofać się z ugody powołując się na niedopełnienie obowiązków informacyjnych wobec konsumenta.
Zawarcie ugody niesie ze sobą nieodwracalne skutki. W przypadku osób pozostających w sporze sądowym bank uznaje ugodę za równoznaczną z cofnięciem powództwa. Pozostałe osoby też tracą możliwość dochodzenia roszczeń z tytułu abuzywnych umów frankowych.
Bank w oficjalnych komunikatach twierdzi, że warunki ugody można negocjować za pośrednictwem tzw. „opiekuna ugody”, czyli pracownika banku, który de facto nie ma uprawnień do oferowania klientom większych ustępstw. Podstawowym założeniem ugód jest konwersja kredytu na złotówki przy częściowej redukcji salda zadłużenia oraz przejście na oprocentowanie zmienne oparte na stawce WIBOR lub rzekomo „preferencyjne” oprocentowanie okresowo stałe przez 5 lat w wysokości 4,99 proc., przy czym RRSO w tym przypadku to ponad 7 proc.
Ugody mBanku najgorsze na rynku
Eksperci nie mają wątpliwości, że ugody mBanku to najgorsza propozycja na rynku, która nie tylko znacząco odbiega od rekomendacji KNF, ale także od autorskich propozycji innych banków. mBank najwyraźniej ma świadomość, że to co oferuje jest dużo gorsze od ścieżki sądowej, bo celowo pomija pełnomocników prawnych, kierując propozycje bezpośrednio do kredytobiorców i licząc, że część klientów nie skonsultuje się ze swoimi prawnikami. Bank przedstawia w tabeli szereg danych liczbowych, uwypuklając rzekomą „korzyść”, którą osiągnie kredytobiorca w wyniku zawarcia ugody, jednocześnie pomija inne istotne fakty.
mBank nie wspomina w propozycjach ugodowych:
- na jakiej podstawie wyliczona została proponowana kwota obniżki salda zadłużenia
- jaka była początkowa kwota kredytu w porównaniu do wykazywanego przez bank salda zadłużenia (często klient ma do oddania nadal więcej niż pożyczył pomimo kilkunastu lat regularnej spłaty rat)
- ile klient do tej pory oddał bankowi w ratach
Tylko zestawienie ze sobą wszystkich danych na temat kredytu pozwala ocenić jak niekorzystne są propozycje mBanku. Można z całą pewnością stwierdzić, że ugody mBanku są dużo gorsze niż warunki kredytów złotowych, a przecież intencją KNF było zrównanie sytuacji Frankowiczów z posiadaczami kredytów w PLN. Jak wiele można stracić pokażemy na przykładzie konkretnej propozycji banku.
Analiza przykładowej oferty ugody mBanku
Do jednego z kredytobiorców, który pozostaje w sporze sądowym z mBankiem, trafiła propozycja zawarcia ugody. Kredytobiorca ten uzyskał już korzystny wyrok sądu I instancji i obecnie sprawa o unieważnienie kredytu jest na etapie sądu apelacyjnego. Co szczególnie interesujące, bank zaproponował mu ugodę pomimo że wcześniej skierował do sądu kontrpozew o zwrot kapitału kredytu oraz o zapłatę tzw. wynagrodzenia za korzystanie z kapitału. Sąd rozpatrujący sprawę z powództwa banku zawiesił ją do czasu rozstrzygnięcia pierwotnego sporu dotyczącego nieważności umowy.
Kredytobiorca w 2007 roku zaciągnął w mBanku na okres 30 lat hipoteczny kredyt indeksowany do CHF w wysokości 296 tys. zł. Wykazywane przez bank saldo zadłużenia wynosi jeszcze 78 tys. CHF czyli około 370 tys. zł, a więc więcej niż pierwotna kwota kredytu. W skierowanej do kredytobiorcy ofercie ugody bank proponuje zredukowanie salda zadłużenia o kwotę 90 tys. zł do poziomu 276 tys. zł.
Pozornie mogłoby się wydawać, że bank idzie na duże ustępstwo, ale trzeba tutaj pamiętać, że domniemana „korzyść” kredytobiorcy jest naliczana od salda zadłużenia wykreowanego przez bank i będącego wynikiem stosowania klauzul abuzywnych. Oferta zawiera dwa warianty oprocentowania kredytu po konwersji na złotówki tj. okresowo stałe przez 5 lat w wysokości 4,99 proc. lub zmienne w wysokości 8,35 proc.
Gdyby kredytobiorca zgodził się na zawarcie ugody z mBankiem, musiałby jeszcze oddać 276 tys. zł kapitału, a do tej pory zwrócił już bankowi w ratach 303 tys. zł. Zatem łącznie oddałby bankowi 579 tys. zł.
A oto jak wyglądałaby sytuacja kredytobiorcy, gdyby sąd prawomocnie unieważnił umowę kredytową, co jest bardzo prawdopodobne, bo takie wyroki zapadają w sądach apelacyjnych w 99 proc. przypadków. Kredytobiorca miałby prawo domagać się zwrotu wpłaconych rat w wysokości 303 tys. zł, a bankowi przysługiwałby zwrot kwoty kapitału kredytu, czyli 296 tys. zł. Gdyby strony po unieważnieniu umowy zgodziły się na potrącenie wzajemnych świadczeń, to bank musiałby jeszcze oddać kredytobiorcy 7 tys. zł!
mBank w stosunku do wspomnianego kredytobiorcy zachowuje się w sposób ambiwalentny. Z jednej strony proponuje mu zawarcie ugody zakładającej, że umowa kredytowa jest ważna. Z drugiej strony, pozywa go do sądu o zwrot kapitału kredytu oraz o tzw. wynagrodzenie za korzystanie z kapitału w związku z nieważnością umowy. Dodatkową opłatę za kapitał bank wycenił na 119 tys. zł, przy czym kalkulacje oparł na przeciętnym oprocentowaniu hipotecznych kredytów złotowych, co jest zbieżne z koncepcją KNF.
Jak bardzo niekorzystne i dalece odbiegające od wytycznych nadzoru finansowego ugody proponuje mBank świadczy fakt, że w najgorszym dla kredytobiorcy i jednocześnie mało prawdopodobnym wariancie kredytobiorca oddałby bankowi łącznie 415 tys. zł (tj. 296 tys. zł jako zwrot kapitału plus 119 tys. zł jako wynagrodzenie za korzystanie z niego), a nie 579 tys. zł jak wynikałoby z ugody. Rożnica to ponad 160 tys. zł. Tyle bank zyskałby na ugodzie w stosunku do wariantu zakładającego nieważność umowy i zapłatę bankowi wynagrodzenia za kapitał. Warto przy tym dodać, że mało prawdopodobne jest uwzględnienie przez sąd roszczeń banku o zapłatę wynagrodzenia, bo niemal wszystkie tego typu pozwy banków są oddalane.
Spór o tzw. wynagrodzenie za kapitał toczy się obecnie na forum TSUE, który w połowie przyszłego roku powinien wydać w tej sprawie wyrok. Same banki nie wierzą w pozytywne dla nich rozstrzygnięcie.
Zatem można przyjąć, że kredytobiorca, którego przypadek został tutaj omówiony, nie będzie musiał płacić bankowi 119 tys. zł tytułem wynagrodzenia, ale to bank będzie musiał oddać mu to co nadpłacił ponad kapitał kredytu (na chwilę obecną jest to 7 tys. zł). Tymczasem gdyby kredytobiorca przystał na propozycję ugody musiałby bankowi oddać jeszcze 276 tys. zł i spłacać wysoko oprocentowane raty kredytu złotowego.