Wyrok w sprawie C-520/21, który zostanie wydany przed TSUE w przyszłym roku, wpłynie na kształt linii orzeczniczej polskich sądów. Konkretnie odpowie na pytanie, czy bankom należy się wynagrodzenie za korzystanie z kapitału. Coraz więcej wskazuje na to, że nawet sam sektor bankowy przestaje już wierzyć, że to orzeczenie może być dla niego korzystne. Jakie następstwa sprowadzi na banki brak wynagrodzenia za bezumowne korzystanie z kapitału i jednoczesna intensyfikacja zainteresowania kredytobiorców pozwami za franki?
- W przyszłym roku TSUE zdecyduje, jak powinno wyglądać rozliczenie stron po unieważnieniu umowy kredytowej
- Zdaniem szefa KNF potencjalny koszt prokonsumenckiego orzeczenia w sprawie C-520/21 to dla sektora bankowego ponad 100 mld zł
- Powstaje pytanie, czy sektor jest gotowy na poniesienie takiego kosztu, a także jak wpłynie to na jego kapitały własne i zdolność do niezakłóconego funkcjonowania.
Banki już wiedzą, że ich szanse na wynagrodzenie za korzystanie z kapitału są bliskie zeru
Gdy jakikolwiek dziennikarz spyta przedstawicieli sektora bankowego o planowany na przyszły rok wyrok TSUE w sprawie C-520/21, zwykle usłyszy standardowe formułki o tym, że tego rodzaju opłata się bankom należy, a ryzykiem walutowym nie można w całości obciążyć kredytodawcy.
Banki starają się jak mogą, by nie przyznawać wprost, że przyszłoroczne orzeczenie będzie dla nich prawdopodobnie niekorzystne. Jednak gdy przeanalizuje się ich ostatnie ruchy, łatwo dojść do wniosku, że intensywnie przygotowują się do tego scenariusza.
Banki na masową skalę zawiązują rezerwy na franki, nawet kosztem gigantycznej straty za III kwartał. Przykładem jest mBank, który zakończył ten okres z 2,28 mld zł straty netto, a zaksięgowane odpisy frankowe w tym czasie wyniosły 2,34 mld zł. Tym samym rezerwy mBanku pokrywają już 51,6 proc. portfela frankowego tej spółki, gdy przed rokiem było to nieco ponad 17 proc.
Podobną strategię przyjął ING Bank Śląski, którego rezerwy pokrywają portfel frankowy już w 46 proc. (w ubiegłym roku było to 37 proc.). Wśród „dużych” kredytodawców frankowych dość słabo wypada Santander Bank Polska, którego rezerwy to tylko 34 proc. wartości aktywnego portfela produktów w CHF. Bank już poinformował o planowanym poszerzeniu rezerw – nic w tym dziwnego, bowiem uczestniczy w ok. 11 tys. indywidualnych sporów z frankowiczami, zajmując tym samym miejsce tuż za podium. Należy przypuszczać, że następne kwartały przyniosą kolejne odpisy na franki. Banki już wiedzą, że klienci nie odpuszczą: będą składać pozwy i żądać unieważnienia umów, ponieważ to się im po prostu opłaca.
Konsumenci coraz mniej boją się spraw o franki, ponieważ dostrzegają zmianę linii orzeczniczej, za którą idą statystyki: ok. 98 proc. wyroków, które zapadły w ostatnich miesiącach, to decyzje korzystne dla kredytobiorców. Wg aktualnych statystyk aż 92 proc. kwestionowanych umów czeka unieważnienie, a więc bank na takiej umowie nie zarobi ani grosza – przynajmniej w tych przypadkach, gdy sąd odmówi bankowi prawa do wynagrodzenia za bezumowne korzystanie z kapitału. Tak dzieje się już nagminnie, a ci sędziowie, którzy mają wątpliwości, jak rozsądzić spory o tę opłatę, czekają cierpliwie na wyrok TSUE.
Aby zminimalizować przyszły koszt sporów frankowych, banki starają się pozbyć części portfela tych kontrowersyjnych produktów poprzez ugody z klientami. Chodzi oczywiście o popularne przewalutowania na złotówki, których pomysłodawcą był szef KNF. Najaktywniej na tym polu działają PKO BP i mBank.
PKO BP wdrożył pilotaż ugód jako pierwszy i łącznie dogadał się z kredytobiorcami w sprawie 18 tys. umów. mBank zaś dołączył do programu z opóźnieniem, a obecnie „ściga się” z wyrokiem TSUE i próbuje zaproponować ugodę wszystkim aktywnym frankowiczom do połowy przyszłego roku. Data jest oczywiście nieprzypadkowa – to właśnie wtedy ma zapaść decyzja TSUE w sprawie C-520/21.
Należy więc przypuszczać, że banki mają zaledwie kilka miesięcy na przekonanie kredytobiorców, że konwersja zobowiązania na złotówki to dobry pomysł. W praktyce będzie to zaklinanie rzeczywistości, albowiem przy tak wysokim oprocentowaniu jak obecne trudno nazwać ugodę za rozwiązanie jakkolwiek korzystne dla przeciętnego frankowicza.
Co będzie, gdy TSUE odbierze bankom prawo do wynagrodzenia za korzystanie z kapitału?
Eksperci pytani o potencjalne następstwa prokonsumenckiego orzeczenia TSUE przedstawiają różne scenariusze. Wielu uważa, że stanowisko KNF, wskazujące, jakoby banki miały ponieść z tego tytułu ponad 100 mld zł kosztów, jest przesadnie pesymistyczne.
Większość wskazuje, że dużo bardziej prawdopodobne jest, iż łączny koszt odebrania bankom prawa do zarobku na unieważnianych umowach zamknie się w granicach 60-80 mld zł. Dodatkowo należy podkreślić, że sektor bankowy już ma zabezpieczoną na ten cel blisko połowę tej kwoty. W giełdowych bankach jest to kwota ok. 30,5 mld zł, zaś w całym sektorze może chodzić nawet o 37 mld zł.
Rok się jeszcze nie skończył i banki nie powiedziały ostatniego słowa w zakresie rezerw – niewykluczone, że łączna wartość odpisów przekroczy 40 mld zł.
Jak wpływa przyrost spraw frankowych na potrzeby dotwarzania rezerw? Wg NBP zwiększenie zainteresowania pozwami o 5 proc. przekłada się na konieczność dokonania odpisów o wartości 2,5 mld zł.
Nie można też zapomnieć o tym, że banki są zobowiązane do rozliczania się z kredytobiorcami w walucie, w jakiej dokonywana była spłata rat. Po 2011 roku, gdy w życie weszła ustawa antyspreadowa, klienci mogli spłacać swoje raty bezpośrednio w CHF, co też czynili, by ominąć niekorzystne tabele kursowe banków. Przy wysokim kursie franka rosną więc koszty rozliczeń po stronie banku, gdy sąd uzna umowę za nieważną.
Mimo gigantycznych kosztów rozliczenia się banków z kredytobiorcami większość ekspertów uważa, że banki poradzą sobie z tym problemem – zwłaszcza gdy wydatek ten nie będzie miał charakteru jednorazowego. Wariant przedstawiony przez szefa KNF, wg którego sektor miałby wydać na sprawy frankowe łącznie 100 mld zł, wydaje się dość mało prawdopodobny, zakłada bowiem, że na drogę sądową zdecydowaliby się wszyscy uprawnieni.
Jak pokazuje przykład wakacji kredytowych, nie wszyscy kredytobiorcy są skłonni korzystać z przysługujących im przywilejów, szczególnie w sytuacji, gdy rata kredytowa nie stanowi znacznego obciążenia dla ich domowych budżetów.
Bankiem, który rzeczywiście może mieć problemy w wyniku niekorzystnego dla sektora wyroku TSUE, jest Millennium. Spółka już w lipcu ogłosiła, że przystępuje do wdrożenia planu naprawy. Co prokonsumenckie orzeczenie może oznaczać dla Millennium Banku? W najgorszym wypadku może on stanąć przed koniecznością emisji akcji. Spółka już w tej chwili nie spełnia wymogów kapitałowych KNF i w przyszłym roku będzie intensywnie pracować nad odbudowaniem wyników.
Pozostałe banki nie powinny mieć problemów z udźwignięciem konsekwencji orzecznictwa TSUE, choć należy podkreślić, że wiele będzie zależeć zarówno od zainteresowania kredytobiorców pozwami, sytuacji gospodarczo-ekonomicznej w kraju (i wysokością WIBORu), jak i rozwojem spraw, w których klienci kwestionują stawkę referencyjną.
Na razie pozwów o WIBOR jest zaledwie kilkadziesiąt w całej Polsce, ale ZBP już teraz przyznaje, że banki otrzymują reklamacje oraz przedsądowe wezwania do zapłaty, nietrudno wobec tego wysnuć wniosek, że spraw tego typu będzie przybywać. Od pierwszych wyroków sądów będzie zależeć, jaka będzie skala zjawiska oraz jak wpłynie ono na kapitały własne sektora i jego zdolność do absorpcji ryzyka frankowego.