Z danych KNF z października 2022 roku wynika, że Polacy spłacają nadal ponad 300 tys. umów frankowych o łącznej wartości 60 mld zł. Ok. 1/4 objęta jest już sporem sądowym, a prawnicy przewidują, że o złożenie pozwu pokusi się wkrótce kolejna duża grupa, składająca się nawet z kilkudziesięciu tysięcy osób. Dlaczego część frankowiczów nie zdecydowała się jak dotąd pozwać kredytodawcy, skoro linia orzecznicza w tej materii jest już jednolita, a umowy, które trafiają do sądu, są w 98 proc. przypadków skutecznie podważane? Postaramy się odpowiedzieć na to pytanie.
- Spośród 700 tys. kredytów frankowych, których banki udzieliły w pierwszej dekadzie stulecia, niespełna połowa umów wciąż jest aktywna
- Sukcesy kredytobiorców w sądach zapoczątkował wyrok TSUE z 2019 roku w sprawie Raiffeisen vs. Dziubak, od tego czasu unijny organ wydał kilka innych ważnych orzeczeń w polskich sprawach o franki
- Na połowę 2023 roku planowane jest wydanie wyroku w sprawie C-520/21, zatem kredytobiorcy w końcu dowiedzą się, czy bankom należne jest wynagrodzenie za korzystanie z kapitału
- Eksperci prawni wieszczą, że jeśli wyrok TSUE odbierze bankom prawo do czerpania jakichkolwiek korzyści z unieważnionej umowy, sądy zostaną dosłownie przytłoczone nowymi pozwami konsumentów.
Tylko 1/4 aktywnych umów frankowych jest kwestionowana sądownie. Dlaczego tak mało?
O abuzywności kredytów frankowych mówi się w mediach głównego nurtu od lat, można więc bezpiecznie założyć, że wszyscy posiadacze tego rodzaju zobowiązań wiedzą już, że mogą pozwać swój bank i wygrać.
Konsument pozywający bank za kredyt we frankach ma ok. 92 proc. szans na unieważnienie umowy i kolejne kilka procent na jej odfrankowienie. Banki wygrywają jedynie ok. 2 proc. sporów sądowych o franki, zatem spokojnie można uznać, że linia orzecznicza jest ugruntowana.
W wyniku unieważnienia umowy kredytobiorca może liczyć na cały pakiet korzyści – przede wszystkim odzyskuje od banku to, co do tej pory mu wpłacił i odpowiada przed nim wyłącznie do wysokości otrzymanego kapitału. A to nie koniec. Bank musi oddać zasądzone środki w walucie, w której je otrzymał.
Po wprowadzeniu w 2011 roku ustawy antyspreadowej wielu frankowiczów zaczęło spłacać swoje kredyty bezpośrednio we franku, kupując większe ilości tej waluty, gdy jej kurs był relatywnie korzystny. Frankowicz, który „hurtowo” kupował franki, gdy kurs wynosił 3-4 złote, dziś otrzyma taką samą ich ilość, ale wartą o kilkadziesiąt procent więcej.
Skoro unieważnienie umowy daje tak daleko idące korzyści, dlaczego tylko co czwarty frankowicz zdecydował się pozwać swój bank? Czynników mających na to wpływ jest kilka. Prawnicy jako powód zwłoki konsumentów w podjęciu decyzji podają nierozwiązaną jeszcze kwestię wynagrodzenia za korzystanie z kapitału, o które roszczą banki.
To roszczenie powstało na potrzeby procesów frankowych i jego celem jest zniechęcenie klienta do sądzenia się. Pozwany bank występuje wobec klienta z kontr roszczeniem, żądając dodatkowej opłaty ponad zwrot kapitału, gdy sąd prawomocnie unieważni umowę. I choć roszczenia te są bezzasadne i sądy masowo je oddalają, niektórzy kredytobiorcy przestraszyli się, że zamiast w jednym, będą musieli uczestniczyć w dwóch odrębnych procesach, które, rzecz jasna, wiążą się z kosztami.
Oczywiście strona wygrana odzyskuje przynajmniej częściowo środki zainwestowane w proces, ponieważ sąd zasądza na jej rzecz od strony przegranej zwrot kosztów zastępstwa procesowego.
Nie zmienia to jednak faktu, że aby złożyć pozew i wynająć dobrego prawnika, wpierw trzeba mieć wolne środki na ten cel, a wielu kredytobiorców w wyniku rosnącego kursu franka płaci obecnie wyższe raty niż kiedykolwiek, co skutecznie blokuje im możliwość wysupłania dodatkowej kwoty na spór z bankiem.
Rzecz jednak w tym, że polityka zniechęcania kredytobiorców do pozwu może wkrótce przestać przynosić rezultaty.
Czy bankom należy się opłata za korzystanie z kapitału? TSUE odpowie na to pytanie już niedługo
W 2021 roku do TSUE wpłynęło pytanie prejudycjalne z Sądu Rejonowego w Warszawie, które dotyczy sposobu rozliczenia się kredytobiorcy i banku po unieważnieniu umowy. Przesłuchanie w tej sprawie miało miejsce 12 października 2022 roku, a na połowę 2023 roku planowane jest wydanie wyroku. Już dziś trwają spekulacje na temat tego, że prawdopodobnie będzie on prokonsumencki.
Sędziom TSUE wyraźnie nie przypadł do gustu sposób funkcjonowania polskiego sektora bankowego i tego, w jaki sposób podchodzi on do relacji z konsumentami, czego wyrazem były już poprzednie wyroki.
Dyrektywa 93/13/EWG, której treść z całą pewnością jest bliska sędziom TSUE, jasno mówi, że banki, które stosują wobec klientów niedozwolone zapisy umowne, powinny być odstraszane od dopuszczania się takich praktyk w przyszłości. Odstraszyć je może właśnie sankcja darmowego kredytu, czyli doprowadzenie do sytuacji, w której bank nie zarobi na unieważnionej umowie ani grosza. Przyznanie bankom prawa do opłaty ponad nominalną wartość kredytu stanowiłoby wypaczenie unijnej dyrektywy i podważyło sens dotychczasowego orzecznictwa w tych sporach, a więc jest wyjątkowo mało prawdopodobne.
Banki doskonale o tym wiedzą i mają też świadomość, że to ostatni moment, by choć częściowo pozbyć się ryzyka prawnego abuzywnych umów. Proponują zatem frankowiczom ugody polegające na konwersji kredytu na PLN wraz ze zmianą stawki oprocentowania na krajowy WIBOR. Rozwiązanie to jest dla konsumentów niekorzystne, ponieważ:
- utrzymuje umowę w mocy na zmienionych warunkach
- zwykle polega na przewalutowaniu kredytu z CHF na PLN po kursie wyższym niż ten z dnia zawarcia umowy
- kredytobiorca dalej musi spłacać swój kredyt, w dodatku jego rata po konwersji jest wyżej oprocentowana
- ponieważ koszty obsługi kredytu rosną, rośnie też łączna kwota do spłaty wraz z odsetkami
- jeśli w wyniku zawarcia ugody kredytobiorca wycofa zainicjowany spór sądowy, bank będzie miał prawo ubiegać się o zwrot na swoją rzecz kosztów zastępstwa procesowego
- klient traci w ten sposób prawo do kwestionowania pierwotnych zapisów umownych w przyszłości.
Część klientów dała się nabrać bankom na ugody, gdy ich program był na wczesnym etapie, a stopy procentowe w Polsce nadal były bardzo niskie. Tym sposobem np. PKO BP wyeliminował ze swojego portfela ok. 18 tys. umów frankowych, zastępując je kredytami złotowymi, które w ok. 50 proc. przypadków zostały jednorazowo spłacone.
Obecnie, gdy stopa referencyjna wynosi 6,75 proc., a NBP prognozuje, że osiągnie cel inflacyjny dopiero w 2025 roku, kredytobiorcy nie chcą już ugód, czekają jedynie na wyrok TSUE w sprawie C-520/21, by pozwać swój bank i raz na zawsze wyeliminować umowę z obrotu prawnego.