W mediach trwa kampania mająca na celu zantagonizowanie poszczególnych grup klientów banków, tak aby nie zjednoczyli oni swoich sił i nie zaczęli walczyć wspólnie o uczciwe umowy kredytowe. Na czołowych portalach poświęconych tematyce finansowej, zwłaszcza po skrajnie negatywnej dla banków opinii TSUE w sprawie wynagrodzenia za korzystanie z kapitału, pojawiają się artykuły pokazujące rzekomo w obiektywny sposób w jak doskonałej sytuacji są Frankowicze w stosunku do posiadaczy hipotek w złotówkach. Wywody dziennikarskie, która grupa klientów jest w lepszej sytuacji a która w gorszej, są pozbawione sensu, bo banki próbują wycisnąć co się da z każdego klienta. W styczniu zarobiły na czysto za jeden miesiąc ponad 3 mld zł, a mimo to lamentują, że system bankowy upadnie jeśli Frankowicze będą dalej dochodzić sprawiedliwości w sądach. Złotówkowicze mający coraz więcej wątpliwości, czy umowy kredytów z oprocentowaniem na bazie WIBOR-u są uczciwe, powinni czerpać z dorobku orzeczniczego i doświadczeń kredytobiorców frankowych.
- W mediach pojawiają się artykuły pisane przez sprzyjających bankom dziennikarzy, mające na celu skłócenie poszczególnych grup klientów. W ostatnim okresie podejmowane są zwłaszcza próby napuszczenia Złotówkowiczów na Frankowiczów, co jest wynikiem niekorzystnej dla banków opinii Rzecznika Generalnego TSUE w sprawie tzw. wynagrodzenia za korzystanie z kapitału.
- Banki przy pomocy wspierających je redaktorów kreują w mediach obraz pazernego Frankowicza, który chce dostać mieszkanie za darmo i przeciwstawiają to sytuacji Złotówkowiczów pokornie spłacających swoje kredyty wraz z odsetkami.
- Prawda jest taka, że coraz więcej kredytobiorców złotowych dostrzega nieuczciwość banków i wielu z nich zastanawia się nad zakwestionowaniem w sądzie umowy z oprocentowaniem na bazie kontrowersyjnego wskaźnika WIBOR.
- Klienci banków powinni zdawać sobie sprawę, że jadą na tym samym wózku. Niezależnie od waluty zadłużenia, banki próbują wykorzystać swoją dominującą pozycję wobec konsumentów. Pomimo określania banków mianem instytucji zaufania publicznego, wielokrotnie zostało dowiedzione, że w celu osiągnięcia zysku są one gotowe dopuszczać się działań nieetycznych i bez skrupułów zarabiać na nieuczciwych produktach.
Banki próbują zantagonizować poszczególne grupy klientów
Starorzymska zasada „dziel i rządź” jest obecnie wcielana w życie przez banki, które dla własnych interesów chcą poróżnić posiadaczy kredytów we frankach i w krajowej walucie. Ofensywa medialna ruszyła z wielką siłą po zaprezentowanej w dniu 16 lutego br. opinii Rzecznika Generalnego TSUE do sprawy C-520/21, który zanegował prawo do żądania przez nieuczciwe banki jakiegokolwiek wynagrodzenia z tytułu umów frankowych unieważnionych z powodu zawartych w nich klauzul abuzywnych.
Już wcześniej w mediach ukazywały się artykuły porównujące sytuację kredytobiorców złotowych do sytuacji Frankowiczów. Jednak z najnowszych tekstów – pomimo stwarzanych pozorów obiektywizmu – wypływa na wierzch fałszywa teza przewodnia prezentowana przez dziennikarzy sprzyjających bankom, że Frankowicze są chciwi i domagają się darmowych mieszkań, a uczciwi Złotówkowicze muszą spłacać kredyty wraz z odsetkami.
Aby uwiarygodnić przyjęte z góry założenie, pokazywane są symulacje podobnych kredytów w CHF i PLN, ale oprócz porównania wysokości rat oraz wielkości dotychczasowych wpłat, uwypuklane są korzyści Frankowiczów z unieważnienia umowy.
Marginalizowany jest tymczasem fakt, że kredytobiorcy frankowi walczyli przez lata o sprawiedliwość w sądach i nic nie zostało im dane za darmo, bo politycy i instytucje państwowe pozostawały głuche na ich apele o pomoc. Umowy kredytowe nie są unieważniane automatycznie, a Frankowicze ponoszą zarówno koszty finansowe, jak i niematerialne (stres, obawy o przyszłość, grożenie przez banki kontrpozwami, zastraszanie) w związku z nieuczciwymi umowami oraz procesami sądowymi.
Podobna retoryka pojawiała się w mediach kilka lat temu, kiedy Frankowicze bezskutecznie apelowali o systemowe wsparcie. Wówczas w komentarzach zamieszczanych w internecie, a inspirowanych artykułami ukazującymi się w mediach pro bankowych, można było przeczytać o tym, że kredytobiorcy frankowi to cwaniacy i kombinatorzy, którzy z własnej woli, świadomie zadłużali się w walucie obcej, zamiast w tej w której zarabiają.
Także i teraz dziennikarze docierają do rzekomo pokrzywdzonych kredytobiorców złotowych, ale trudno znaleźć na mainstreamowych portalach historie Frankowiczów, którzy utracili nieruchomości, bo nie byli już w stanie dalej spłacać rosnącego zadłużenia. Wiele osób nie miało przed laty wyboru i chcąc kupić wymarzone M musiało zaciągnąć kredyt we franku, bo według banków nie mieli oni zdolności kredytowej w złotówkach.
Prezentowana w niektórych mediach retoryka, że za darmowe mieszkania zapłacą pozostali klienci banków, a nawet wszyscy polscy podatnicy, całkowicie nie znajduje potwierdzenia w liczbach. Po pierwsze banki zawiązały już co najmniej 40 mld zł rezerw na kredyty frankowe, a po drugie – doskonale sobie radzą i zarabiają na czysto miliardy złotych miesięcznie.
Tylko w jednym miesiącu styczniu 2023 r. banki zarobiły ponad 8 mld zł na różnicy pomiędzy oprocentowaniem kredytów a oprocentowaniem depozytów. Zysk netto sektora z całej działalności wyniósł w pierwszym miesiącu bieżącego roku ponad 3 mld zł. Wszystko wskazuje na to, że wysokie stopy procentowe będą w Polsce obowiązywały przynajmniej do końca roku, zatem banki mogą zarobić w tym roku nawet ponad 30 mld zł netto.
Frankowicze nie są przeciwnikami Złotówkowiczów ani odwrotnie. To banki kreują taki obraz
Również kredytobiorcy złotowi zaczynają dostrzegać, że to nie jedna czy druga grupa klientów jest pazerna, ale chciwość to przede wszystkim cecha banków, które w celu osiągnięcia zysku posuwają się do działań nieetycznych i oferują nieuczciwe umowy, wykorzystując swoją uprzywilejowaną pozycję.
Poczuć się oszukanymi przez banki mają prawo także kredytobiorcy złotowi, zwłaszcza ci którzy zadłużyli się „pod korek” przy rekordowo niskich stopach procentowych, bo tak im doradzili pracownicy banków, zapewniając że raty nie wzrosną znacząco.
W ciągu ostatniego roku wielu Złotówkowiczów poczuło na własnej skórze jak można zostać wmanewrowanym w nieuczciwy produkt przez „instytucję zaufania publicznego”. Do sądów trafiają pozwy przeciwko bankom w związku z umowami oprocentowanymi na bazie wskaźnika WIBOR, a w sferze publicznej toczy się dyskusja czy indeks ten jest miarodajny, obiektywny i uczciwy. Jego wysokość wyznacza 10 największych banków w Polsce, w dodatku nie w oparciu o rzeczywiste transakcje, ale szacunkowe dane.
Pojawiają się też poważne wątpliwości czy banki dopełniły obowiązków informacyjnych wobec konsumentów zadłużonych w PLN w zakresie skali ryzyka zmiennej stopy procentowej oraz skutków ekonomicznych zawarcia tego typu umowy kredytowej. Podobnie jak przed laty wielu kredytobiorców nie miało wyboru i musiało zadłużyć się we franku, bo bank nie udzieliłby im kredytu w złotówkach, tak posiadacze kredytów w PLN nie mogli wybrać kredytu ze stałą lub okresowo stałą stopą procentową, gdyż takich nie było w ofercie banków.
Dopiero w lipcu 2021 roku KNF wprowadziła na mocy Rekomendacji S obowiązek oferowania przez banki komercyjne kredytów ze stałym lub okresowo stałym oprocentowaniem. Trudno nie doszukać się analogii do sytuacji z kredytami frankowymi, gdzie instytucje państwa (w tym KNF) zareagowały dopiero w momencie, kiedy było już za późno.
Tak naprawdę Złotówkowicze sporo zawdzięczają Frankowiczom, którzy przetarli szlak w sądach. Obie grupy klientów nie powinny ulegać retoryce banków, którym zależy na ich skłóceniu, tak aby nie zjednoczyły sił w walce z nieuczciwymi instytucjami finansowymi. Czas pokaże czy kredytobiorcy złotowi pójdą śladem posiadaczy kredytów w CHF i zaczną unieważniać na masową skalę swoje umowy. Takiej sytuacji obawiają się banki, dlatego dmuchają na zimne i zrzucają winę raz na jednych, raz na drugich klientów.