Coraz więcej mówi się o tym, że niektóre banki powoli zaczynają akceptować swoją przegraną pozycję w sprawach frankowych i odpuszczają składanie apelacji od wyroków sądów I instancji. Taką postawę prezentuje jednak tylko część rynku. Na przeciwległym biegunie są kredytodawcy, którzy walczą o utrzymanie umowy w mocy aż do wyczerpania drogi odwoławczej. Mimo oczywistej i klarownej linii orzeczniczej krajowych sądów banki w dalszym ciągu składają skargi kasacyjne do Sądu Najwyższego, mimo iż wiedzą, że tamtejsi sędziowie wcale nie są bardziej pobłażliwi dla nierzetelnych kredytodawców niż sądy I i II instancji. Dla banku skarga kasacyjna jest jednak narzędziem do uzyskania określonego efektu. Co banki starają się uzyskać, skarżąc unieważnienia umów frankowych do Sądu Najwyższego?
- Po wydaniu wyroku sądu II instancji w sprawie o kredyt frankowy zarówno kredytobiorca jak i pozwany kredytodawca mają prawo do złożenia skargi kasacyjnej do Sądu Najwyższego
- Niektóre banki wprost informują w swoich raportach okresowych, że składają tego rodzaju skargi na dużą skalę. To o tyle ciekawe, że od pewnego już czasu Sąd Najwyższy odrzuca takie skargi autorstwa kredytodawców już na etapie przedsądu
- Dla banku złożenie skargi kasacyjnej to spore koszty. Wiele instytucji z sektora bankowego traktuje taką skargę jako inwestycję w zniechęcenie kredytobiorców do sądzenia się
- Bank liczy na to, że spór sądowy o stwierdzenie nieważności umowy będzie trwał jak najdłużej. Przedstawiciele sektora rozgłaszają w mediach, że sprawy o franki trwają po wiele lat, ponieważ liczą na to, że kredytobiorcy odstąpią od dochodzenia swoich praw i podpiszą ugodę.
Wyrok wydany w II instancji nie musi być końcem sądowej udręki frankowicza. Banki masowo składają skargi do Sądu Najwyższego
Co dzieje się, gdy sąd apelacyjny wydaje wyrok w sprawie o kredyt frankowy? Przeważnie to koniec burzliwej przygody frankowicza z bankiem: w ponad 99 proc. przypadków sądy II instancji wydają wyroki korzystne dla konsumentów, co na ogół oznacza unieważnienie umowy i zasądzenie wzajemnych rozliczeń pomiędzy jej stronami.
Bywa jednak, że bank ani myśli zaakceptować decyzję sądu apelacyjnego i szuka sposobu na podważenie nieważności umowy. Składa więc skargę do Sądu Najwyższego celem uzyskania kasacji wyroku. O swojej praktyce w tym względzie niektóre banki wprost informują w sprawozdaniach kwartalnych.
Taka skarga nie jest oczywiście dla banku darmowa. Podmiot musi uiścić opłatę sądową w wysokości 5 procent wartości zaskarżenia. Nie jest tajemnicą, że sprawy o franki toczą się o ogromne pieniądze, przeważnie chodzi o kilkaset tysięcy złotych, a bywa, że nawet o kwoty siedmiocyfrowe.
Nietrudno więc obliczyć, że skarga kasacyjna to dla banku jednostkowy koszt od kilku do nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych. Co więcej, kwota ta przepadnie, jeśli pretensje banku co do niezasadności wydanego wyroku nie potwierdzą się. A tak właśnie dzieje się w zdecydowanej większości przypadków.
Dlaczego zatem skargi kasacyjne to TANI sposób dla banków aby przedłużyć postępowanie? Klucz do zrozumienia tego mechanizmu leży w regulacjach ustawy o kosztach sądowych, która stanowi, że w razie nieprzyjęcia do rozpoznania skargi kasacyjnej przez Sąd Najwyższy, bankowi zwracane jest aż 75% uiścionej wcześniej opłaty.
Taka regulacja prawna znacząco zmniejsza ryzyko finansowe dla banków, zachęcając je do częstszego korzystania z tej drogi prawnej, co skutecznie przedłuża już i tak wieloletnie spory sądowe. Słusznie więc można zauważyć, że obecny stan prawny sprzyja instytucjom finansowym, a nie frankowiczom, i może być argumentem za zmianą tego przepisu, by zahamować falę skarg kasacyjnych i przyspieszyć proces dochodzenia przez frankowiczów swoich praw w sądzie.
Sąd Najwyższy jest wyraźnie zirytowany automatyzmem, z jakim niektóre banki składają swoje skargi kasacyjne od wyroków stwierdzających nieważność umów zawierających klauzule niedozwolone. Od wielu miesięcy takie skargi odrzucane są już na etapie przesądu. Stanowisko SN w tym względzie znajduje swój początek w wyroku CSK 2912/22 z 8 lipca 2022 roku.
Co ciekawe, skargi kasacyjne frankowiczów wciąż są normalnie rozpatrywane, tak więc kredytobiorcy nie muszą się martwić, że popadną w SN w podobną niełaskę, co banki. Odrzucanie skarg banków bez rozpoznania jest obecnie dość powszechną praktyką, kosztującą sektor najprawdopodobniej już miliony złotych. Banki kontynuują tę strategię niezrażone ponoszonymi kosztami i postanowieniami, które zapadają w SN.
Za przykład może posłużyć postanowienie wydane 24 sierpnia 2023 roku na posiedzeniu niejawnym – sygnatura sprawy to I CSK 2007/23. Sprawa trafiła do Sądu Najwyższego z inicjatywy Raiffeisena. Niestety dla banku, Sąd Najwyższy odmówił przyjęcia skargi kasacyjnej do rozpoznania. Ponadto SN zasądził od banku na rzecz powodów kwotę 5400 zł tytułem zwrotu kosztów postępowania kasacyjnego, i to wraz z ustawowymi odsetkami za zwłokę. Takich postanowień w skali kraju jest wiele. Banki oczywiście nie chwalą się nimi, bo i nie ma czym. Z pewnością jednak analizują, czy ubieganie się o kasację wyroku jest wciąż opłacalne. I najwyraźniej wychodzi im, że tak.
Po co banki składają skargi kasacyjne, skoro wiedzą, że to pieniądze wyrzucane w błoto?
Jaki interes może mieć bank w wystawianiu się na ogromne koszty postępowań, które są z góry skazane na porażkę? Jak się okazuje, interesy mogą być nawet dwa.
Po pierwsze, bank chce stworzyć wrażenie niepewności prawnej wokół unieważnień kredytów frankowych. Zależy mu, by frankowicz wierzył, że wyrok sądu II instancji to nie koniec jego utarczek z kredytodawcą. Liczy, że konsument uzna Sąd Najwyższy za trzecią instancję, w której los sporu może się odmienić o 180 stopni. Takie myślenie byłoby oczywiście błędne, ponieważ sędziowie Sądu Najwyższego nie rozpoznają samej sprawy, którą składający skargę przegrał, a jedynie samą skargę. Owa skarga jest traktowana jako szczególny środek zaskarżenia, rozpoznawany przez SN w sytuacji, w której chodzi o ważny interes publiczny, nie zaś tylko o interes własny skarżącego.
Subskrybuj nas także na Facebooku oraz Twitter i ZAWSZE otrzymuj jako pierwszy najważniejsze informacje!
Po drugie, przedstawiciele sektora bankowego chcą, aby postępowania frankowe trwały jak najdłużej. Pełnomocnicy prawni banków prezentują w sądach cały katalog trików i zachowań prowadzących do wydłużenia procesów. Ma to miejsce zwłaszcza w sądach I instancji, gdzie możliwości w tym zakresie jest najwięcej. Skarga kasacyjna to chwyt ostateczny banku, sposób na wzmocnienie narracji, wg której sprawy o franki trwają po 5, 6, a czasem i więcej lat. Chodzi po prostu o to, by kredytobiorca przestraszył się wojny z bankiem i zaczął szukać alternatywy dla pozwu. Bank zresztą sam ją skwapliwie proponuje.
Alternatywą są oczywiście ugody, czyli konwersje kredytów z CHF na PLN. Obecnie ugoda frankowa ma najczęściej kształt zbliżony do zaleceń KNF z końcówki 2020 roku. Propozycja ta mogła być korzystna dla części kredytobiorców w momencie, gdy przewodniczący Nadzoru formułował te rekomendacje.
Teraz, gdy stopa referencyjna wynosi 6 proc., a WIBOR jest wielokrotnie wyższy od frankowego wskaźnika SARON, założenia ugody oferowanej przez banki są dla kredytobiorców bardzo mało korzystne, a w dodatku eksponują ich na nowe zagrożenia (związane z potencjalnie nieograniczonym wzrostem stawki referencyjnej, a także wyższymi kosztami odsetkowymi).
Frankowicze nie chcą ugód, a banki nie chcą rozliczać się z kredytobiorcami z nieważnych umów. Dlatego wciąż składają skargi do SN, licząc, że któraś w końcu zostanie pozytywnie rozpatrzona, co mogłoby dać bankom ważny argument propagandowy do odwodzenia kredytobiorców od składania kolejnych powództw. Na chwilę obecną nic jednak nie wskazuje, aby Sąd Najwyższy zamierzał wyposażyć przedstawicieli sektora w broń, która mogłaby odwrócić losy frankowej wojny.
Subskrybuj nas także na Facebooku oraz Twitter i ZAWSZE otrzymuj jako pierwszy najważniejsze informacje!