Nie trzeba było długo czekać na reakcję głównego sojusznika sektora bankowego na wybór nowego premiera. Jacek Jastrzębski, przewodniczący Komisji Nadzoru Finansowego, przekonywał w piątek na antenie TOK FM, że zna sposób na rozwiązanie problemu frankowego. I że chętnie porozmawia na ten temat z Donaldem Tuskiem oraz Ministrem Finansów, Andrzejem Domańskim. Szef KNF identyfikuje kredyty frankowe jako główny problem sektora bankowego i próbuje, na razie przez media, przekonać rządzących do pomysłu systemowego skonwertowania umów pseudowalutowych na złotówkowe. Jastrzębskiemu nie udało się przeforsować tego pomysłu za rządów PiS, którego był nominatem na fotel w KNF. Czy z nowym rządem pójdzie mu łatwiej?
- Po wyborach i sformowaniu nowego rządu wraca temat ustawowego rozwiązania kwestii frankowej. Banki, wspierane opinią szefa KNF, liczą, że ktoś w końcu zdejmie z nich ryzyka wynikające z abuzywnych umów
- Politycy wszystkich opcji podchodzą do tematu regulacji w obszarze kredytów frankowych jak pies do jeża. I słusznie, albowiem manipulowanie przy prawach konsumenta i „zmienianie zasad w trakcie gry” może wysadzić nawet najlepszy rząd z fotela
- Politycy nowego obozu rządzącego zobowiązali się w trakcie kampanii i po niej, że przywrócą w Polsce praworządność. Jak banki wyobrażają sobie pogodzenie tego postulatu z wprowadzaniem antykonsumenckiej ustawy, sprzecznej z duchem orzeczeń TSUE?
Znów powraca kwestia ustawy frankowej. Banki potrzebują koła ratunkowego po kolejnych negatywnych wyrokach TSUE
Sektor bankowy się nie poddaje: zupełnie niezrażony „czarną polewką”, którą dostawał od polityków, ilekroć tylko wspominał o ustawie frankowej, nadal namawia na regulacje w tym obszarze. Banki mają problem. W grudniu wyprowadzono w ich kierunku aż cztery poważne ciosy. Wpierw, 4 grudnia Naczelny Sąd Administracyjny wydał niekorzystną dla banków opinię dotyczącą księgowania kosztów rozliczeń nieważnych umów. Następnie 7, 11 i 14 grudnia Trybunał Sprawiedliwości wydał ważne orzeczenia w sprawach o franki. Wszystkie były niekorzystne dla banków.
Najbardziej rozległe mogą być skutki ostatniego orzeczenia, w sprawie C-28/22. TSUE określił w nim sposób, w jaki należy liczyć bieg przedawnienia roszczeń banku (w zakresie zwrotu kapitału wypłaconego przed laty w związku z nieważną umową kredytową). Ocenił, że ów termin nie może zacząć biec później niż ten dotyczący roszczeń konsumenta, wynikających z tej samej nieważnej umowy. Zdaniem ekspertów po wyroku TSUE sądy będą liczyć bieg przedawnienia roszczeń kredytodawcy od momentu, w którym otrzymał wezwanie przedsądowe do zapłaty lub pozew sądowy. Alternatywnie, od chwili, w której UOKiK umieścił zastosowany przez bank w umowie nieuczciwy zapis w swoim rejestrze klauzul niedozwolonych.
W każdym z tych przypadków może się okazać, że znaczna część roszczeń banków jest już przedawniona. Zgodnie z krajowym prawem roszczenia przedsiębiorcy z tytułu nieważnej umowy kredytowej przedawniają się po 3 latach. Jeśli więc kredytobiorca pozwał bank w 2016, 2017 czy 2018 roku, a ten nie zrewanżował się klientowi kontrpowództwem o zwrot kapitału bądź nie podniósł zarzutu zatrzymania czy potrącenia, to z dużą dozą prawdopodobieństwa można uznać, że roszczenie podmiotu jest już przedawnione. Banki zaczęły bowiem wysyłać masowo swoje kontrpozwy relatywnie późno, dopiero pod koniec 2021 roku.
Oznacza to, że – zgodnie z tokiem myślenia unijnych sędziów – w wielu przypadkach nie mają już prawa do otrzymania zwrotu kapitału. Dla kredytobiorcy, który doprowadzi do upadku swojej umowy w sądzie, może to oznaczać już nie tylko darmowy kredyt, ale i „darmowe mieszkanie”. Oczywiście póki co jest to teoria. Eksperci wskazują, że trzeba poczekać, jak do interpretacji tego wyroku podejdą krajowe sądy.
Bankowcy są jednak przezorni i nie zamierzają czekać na odbiór orzeczenia przez polskich sędziów. Wolą kuć żelazo, póki gorące. Ich największy sprzymierzeniec, Jacek Jastrzębski, stojący na czele Komisji Nadzoru Finansowego, już szykuje się do kolejnej bitwy w ich imieniu. W piątek na antenie TOK FM zapowiadał, że będzie chciał dyskutować z nowymi władzami (konkretnie z premierem i Ministrem Finansów) pomysł wprowadzenia ustawy frankowej.
Jastrzębski nauczył się już na niedawnych błędach, że – gdy chodzi o dyskusję publiczną o tej ustawie – to „mniej znaczy więcej”, i nie zdradza zbyt wielu szczegółów projektu. Nadzór zaliczył już falstart w lutym br., gdy do mediów wypłynęła informacja o tym, że plan zakłada pozbawienie kredytobiorców korzyści z unieważniania umów poprzez wprowadzenie stuprocentowego podatku, który de facto zrównywałby finansowe skutki unieważnienia umowy z zawarciem ugody. Pierwszy informował o tym Puls Biznesu.
Po publikacji tego newsa w mediach zawrzało: eksperci prawni wprost zezłomowali pomysł, który podobno powstał w instytucjach odpowiedzialnych za bezpieczeństwo sektora finansowego. Wskazali też na niebezpieczeństwo po stronie Skarbu Państwa – kredytobiorcy, którzy czuliby się poszkodowani antykonsumencką ustawą, mogliby pozywać Państwo Polskie. Nietrudno wyobrazić sobie, jak takie zmiany w prawie zostałyby zrecenzowane przez unijne instytucje. Oraz jak odbiłoby się to na reputacji kraju, który próbuje odbudować swój wizerunek po 8 latach populistycznych rządów PiS.
Czy szef KNF „ożeni” z pomysłem ustawy frankowej rząd Donalda Tuska?
Czy banki wspierane przez Jastrzębskiego naprawdę mogą mieć nadzieję, że nowa koalicja rządząca zechce iść im na rękę i stworzy prawo sprzeczne z tym unijnym? Jest to wysoce wątpliwe. Donald Tusk i kierowana przez niego Koalicja Obywatelska szli do wyborów z ambitnym planem przywrócenia w Polsce praworządności, co miało prowadzić do odblokowania środków z Krajowego Planu Odbudowy. Czy rząd, który zbudował się na takim postulacie, może rzucać dziś koło ratunkowe bankom i „podtapiać” finansowo konsumentów, gdy w tle majaczy już termin wyborów samorządowych?
Oczywiście nie. Jastrzębski pewnie doskonale zdaje sobie z tego sprawę, ale jako szef KNF musi przynajmniej udawać, że robi, co może, by zatrzymać falę powództw, które podkopują kapitały sektora.
Z kolei banki liczą, że rozprzestrzenianie informacji o widmie ustawy zniechęci choć część frankowiczów do sądzenia się. Bankowcy wciąż próbują stwarzać wrażenie niepewności prawnej wokół franków. Po wyrokach TSUE to ich jedyna broń w walce z konsumentami, którzy wygrywają już niemal 100 proc. postępowań o wadliwe umowy kredytowe. I ani myślą godzić się na dobrowolne ugody, których warunki są niewspółmierne do oczekiwań i do aktualnego otoczenia ekonomicznego.