Prawie każdy Polak korzysta z przynajmniej jednego adresu e-mail obsługiwanego przez dostawcę darmowej poczty. Wielu zakładało swoje konta mailowe na długo przed spopularyzowaniem się słynącego z braku reklam Gmaila. Miliony osób korzystających w Polsce z darmowych kont pocztowych dostają zatem dzień w dzień wiadomości reklamowe, spośród których część to klasyczny spam, a część to treści wysyłane przez samego operatora. I właśnie tym drugim rodzajem przychodzącej poczty się dziś zajmiemy. Bo, jak się okazuje, z popularnych mailingów na masową skalę korzystają tzw. pseudokancelarie, czyli firmy zarabiające miliony na reprezentowaniu frankowiczów w sądach. Dlaczego należy szczególnie uważać na tego rodzaju korespondencję i jakie sztuczki stosują pseudokancelarie, by trafić ze swoim komunikatem reklamowym do świadomości potencjalnego klienta?
- Pseudokancelarie frankowe prowadzone w formie spółek z o.o. korzystają z wielu kanałów reklamowych, by dotrzeć do jak największej grupy potencjalnych klientów. Jednym z wiodących jest reklamowanie się poprzez mailingi dostarczane posiadaczom darmowych kont pocztowych
- Frankowicz, który otrzyma na swoją skrzynkę reklamę zaproponowaną mu przez samego dostawcę usług pocztowych, może uznać jej treść nie za klasyczny spam, a za wiadomość godną zaufania. Właśnie na wywarciu takiego wrażenia zależy pseudokancelariom, które wykupują usługę mailingu
- Mailingi reklamowe pseudokancelarii są tworzone tak, by zmaksymalizować prawdopodobieństwo kliknięcia w reklamę i wykonania określonej akcji – np. wypełnienia formularza znajdującego się na stronie, do której mailing kieruje
- Kredytobiorca powinien bardzo uważać na takie oferty i unikać wypełniania jakichkolwiek formularzy oraz podawania swoich osobistych danych (w tym tych kontaktowych). Dlaczego to takie ważne? Wyjaśniamy w artykule.
Pseudokancelarie frankowe spamują skrzynki Polaków mailingami reklamowymi. Czego chcą?
Dziesiątki tysięcy frankowiczów dzień w dzień zastanawiają się nad właściwą ścieżką postępowania w sprawie swoich kredytów. Co wybrać, dalsze spłacanie umowy, ugodę z bankiem, a może proces sądowy? Gdy więc po otwarciu skrzynki mailowej taki kredytobiorca zauważa nową wiadomość, której tytuł jest jak obietnica uwolnienia od frankowego problemu, chętnie w nią klika. Z pewnością nawet do głowy mu nie przyjdzie, że sprytnie skonstruowany nagłówek, mówiący o gwarancji wygranej w sporze z bankiem lub zwrocie pieniędzy to w rzeczywistości fortel, który ma nakłonić odbiorcę wiadomości do określonego działania.
Opisana powyżej metoda jest powszechnie używana przez tzw. pseudokancelarie, czyli spółki z ograniczoną odpowiedzialną (czasem też spółki akcyjne), które oparły swoją działalność o pośredniczenie w pomocy frankowiczom. Ogromne korporacje, zatrudniające dziesiątki, czasem nawet setki handlowców i wirtualnych konsultantów, starają się pozyskać jak największą ilość spraw frankowych, które następnie zlecają do poprowadzenia tanim, niemającym jeszcze odpowiedniej praktyki prawnikom (a czasem nawet studentom prawa).
Różnica pomiędzy tym, co pobiorą od klienta, a tym, co muszą zapłacić takiemu prawnikowi, to, oczywiście w pewnym uproszczeniu, ich zysk. Rynek pseudokancelarii jest już warty miliardy złotych – dysponują one ogromnymi środkami na reklamę i marketing, dzięki czemu są dużo lepiej widoczne w sieci niż renomowane kancelarie adwokackie czy radcowskie, reprezentujące frankowiczów nierzadko nawet od 10 lat i posiadające ponad 1000 wygranych procesów z bankami.
Jak pseudokancelarie przekonują w mailingach do podjęciach współpracy?
Nim przejdziemy do opisu typowej wiadomości mailowej pochodzącej od pseudokancelarii, chcemy zaapelować do naszych czytelników, by bardzo uważali na klikanie w aktywne linki występujące w takich mailingach, a także unikali wypełniania jakichkolwiek formularzy służących kontaktowi. Frankowicz, który lekkomyślnie poda swoje dane kontaktowe lub prześle umowę do analizy takiemu niezweryfikowanemu podmiotowi, naraża się na otrzymywanie niezamówionych informacji handlowych, a także liczne telefony od handlowców takiej firmy, nachalnie namawiających do podjęcia z nią współpracy.
Jak wygląda typowy mail od pseudokancelarii? Tytuł już omówiliśmy, co frankowicz zobaczy po przejściu do wiadomości? Niektóre firmy zaczynają wprost od prób zdyskredytowania swojej najpoważniejszej konkurencji, czyli profesjonalnych adwokatów i radców prawnych. Z wstępu kredytobiorca dowie się, że standardowa kancelaria w rozliczeniach z klientem nie bierze pod uwagę ryzyka, które ten ponosi, pozywając bank. Podmiot wysyłający wiadomość wprost uderza więc w lęk kredytobiorcy przed przegraną w sądzie, który prawdopodobnie hamuje jego decyzję o pozwie. I natychmiast proponuje środek zaradczy na tę obawę. Oferuje bowiem poprowadzenie sprawy z gwarancją wygranej – alternatywą jest zwrot pieniędzy. Brzmi pięknie, prawda? Tu następuje zwrot „call to action”, czyli zachęta do przesłania umowy kredytowej do bezpłatnej analizy. Kredytobiorca może od razu kliknąć w duży przycisk, który przekieruje go do odpowiedniego miejsca na stronie pseudokancelarii.
Gdyby jednak kredytobiorca zdążył oprzeć się tej pokusie, to firma mami go kolejnymi pięknie brzmiącymi hasłami – mianowicie zapewnia, że jak dotąd wygrała wszystkie poprowadzone sprawy sądowe. A są ich setki. Podmiot informuje też, ile środków odzyskał od swoich klientów, a także przedstawia szczegóły na temat liczby zatrudnianego personelu. Na samym dole są standardowe informacje o administratorze danych, czyli operatorze poczty, z której korzysta odbiorca wiadomości. Nie brak także informacji o tym, że list został wysłany w zgodzie z regulaminem poczty klienta, co może wytworzyć w nim fałszywe poczucie, że wiadomość jest godna zaufania. W końcu taki duży, działający od lat dostawca usług pocztowych nie współpracowałby z żadnymi naciągaczami, prawda?
Poniżej są już tylko dane dotyczące podmiotu, który jest autorem wiadomości. Dowiadujemy się, że została ona nadana przez pseudokancelarię, spółkę z o.o. z kapitałem zakładowym wynoszącym ledwie kilkadziesiąt tysięcy złotych. Mniej niż wartość przedmiotu sporu w pojedynczej sprawie o kredyt frankowy. Dlaczego to ważne? Ponieważ taka spółka odpowiada przed klientem wyłącznie do wysokości tego właśnie kapitału – osobiste pociągnięcie do odpowiedzialności finansowej jej właścicieli, np. z powodu błędów w poprowadzeniu sprawy, byłoby w takim przypadku niezwykle trudne, a często nawet niemożliwe.
Dlaczego NIE warto ulegać reklamom pseudokancelarii frankowych?
Jakie zagrożenia czyhają na kredytobiorcę, który wyśle umowę do analizy takiemu podmiotowi, a następnie zgodzi się, by reprezentował on jego interesy w sądzie? Jak to możliwe, by kredytobiorca w ogóle mógł stracić na takiej ofercie, skoro firma deklaruje, że bierze na siebie pełne ryzyko? Chodzi nie o koszty, które klient poniesie w razie przegranej, bo te najprawdopodobniej rzeczywiście będą zerowe, ale o te, które będzie musiał ponieść, gdy wygra. A frankowicze wygrywają prawomocnie już 99 procent procesów sądowych przeciwko bankom, zatem ryzyko przegranej jest znikome.
Gdy zatem pseudokancelaria, a właściwie adwokat, którego najęła do poprowadzenia sprawy klienta, wygra proces, to przyjdzie do rozliczeń podmiotu z frankowiczem. I tu dopiero kredytobiorca zacznie rozumieć, dlaczego firma była chętna zainwestować tysiące złotych w jego proces. Wynagrodzenie takiej kancelarii jest w stu procentach zależne od efektu, a firma, która działa z takim rozmachem, ma przecież wysokie koszty. Nic w tym dziwnego, że na koniec współpracy wystawia klientowi rachunek, który jest nawet pięciokrotnie wyższy niż w jednej z najlepszych kancelarii adwokackich w kraju.
Skutek? Kredytobiorca wprawdzie dysponuje wyrokiem stwierdzającym nieważność jego umowy, ale musi pogodzić się z tym, że dużą część jego zysku z wygranej, być może nawet tę przeważającą, zagarnie reprezentująca go pseudokancelaria. Czy to sprawiedliwe? Oczywiście nie. Czy legalne? Niestety tak. Przynajmniej na razie, bo media informowały już jakiś czas temu, że ta samowolka na rynku usług prawnych coraz mniej odpowiada Ministerstwu Sprawiedliwości, które pracuje nad ustawą wprowadzającą pewne regulacje. Eksperci są jednak sceptyczni i uważają, że zakres prac objętych projektem może być niewystarczający.
Dlatego kredytobiorcy nie mogą liczyć na to, że Państwo Polskie obroni ich przed działaniem nieetycznych podmiotów. Nie uchroniło ich w końcu przed podpisaniem abuzywnej umowy kredytowej, a zatem wątpliwe, by miało zadziałać skuteczniej teraz. Frankowicze muszą więc bardzo uważać, komu zlecają swoją sprawę. Ich nieufność powinny wzbudzać zwłaszcza takie podmioty, które:
- choć chwalą się sukcesami w sprawach przeciwko bankom, to nie podają żadnych konkretów – zwłaszcza przykładów wygranych, wraz z podaniem sygnatur akt
- przedstawiając współpracujących z nimi prawników, informują, ile spraw prowadzą, a nie ile procesów wygrali
- prowadzą działalność w formie spółek z o.o. czy S.A. – takie formy prawne w przypadku kancelarii adwokackich czy radcowskich są zakazane, a zatem podmioty funkcjonujące w ten sposób to klasyczni pośrednicy
- biorą do poprowadzenia sprawy z zerową opłatą wstępną – to również znak, że kredytobiorca nie ma do czynienia z prawdziwą kancelarią adwokacką lub radcowską, albowiem taki podmiot nie może uzależniać stu procent swojego honorarium od wyniku postępowania – musi pobrać opłatę wstępną.
Szukanie dobrej kancelarii do poprowadzenia sprawy frankowej – jak zacząć?
Jak w takim razie znaleźć dobrą, rzetelną kancelarię do poprowadzenia sprawy przeciwko kredytodawcy, skoro nie warto zawierzać mailingom przysyłanym w porozumieniu z operatorem poczty elektronicznej? Jak najbardziej można przeprowadzić takie poszukiwania przez Internet, należy jednak szukać podmiotów prowadzonych przez adwokatów i radców prawnych, czyli wpisywać w wyszukiwarkę odpowiednie frazy w połączeniu z hasłem „kancelaria adwokacka” lub „kancelaria radcowska”.
Najlepiej omijać szerokim łukiem różnego rodzaju „kancelarie odszkodowawcze” i ostrożnie podchodzić do firm mających w szyldzie hasło „kancelaria prawna”. To określenie nie jest bowiem zastrzeżone wyłącznie dla prawników, co również może być wykorzystywane przez nieetyczne firmy, chcące wywrzeć na kliencie wrażenie profesjonalizmu usług.
Dobry pełnomocnik prawny do poprowadzenia sprawy o kredyt frankowy, to ten, który:
- prowadzi indywidualną kancelarię pod własnym imieniem i nazwiskiem, wchodzi w skład zespołu adwokackiego lub działa w spółce osobowej, np. jawnej, partnerskiej czy komandytowej
- szczegółowo dokumentuje swoje doświadczenie w prowadzeniu spraw przeciwko bankom – publikuje wyroki sądowe wraz z sygnaturami akt poszczególnych spraw, informuje, ile trwała każda sprawa oraz opisuje jej przebieg
- wygrał już co najmniej kilkaset spraw przeciwko bankom, ma na koncie prawomocne zwycięstwa
- działa na terenie całego kraju, zna dobrze specyfikę linii orzeczniczej w sądach w różnych częściach Polski
- pobiera opłatę początkową, a premia za sukces, rozliczana na koniec sprawy, wynosi od ok. 3 do 7 proc., licząc od korzyści uzyskanych przez klienta
- pomaga kredytobiorcy na każdym etapie sporu z bankiem, również po wydaniu prawomocnego wyroku – wówczas pomoc polega na czynnościach zmierzających do wykreślenia hipoteki banku z księgi wieczystej
- nie korzysta z nachalnych, nieetycznych form reklamy, w tym nie wysyła niezamówionych informacji handlowych ani nie zatrudnia handlowców.