Już nie frankowicze, a prawnicy, którzy reprezentują ich w sądach, są głównymi wrogami bankowców, coraz bardziej zaniepokojonych o przyszłe zyski instytucji, którymi kierują. Kancelarie frankowe są wskazywane jako główny winowajca masowych spraw sądowych o ustalenie i zapłatę. Wielokrotnie były krytykowane przez wysokich przedstawicieli sektora, w tym samego Związku Banków Polskich. Do srogich krytyków legalnie działających adwokatów i radców prawnych dołączył właśnie prezes BNP Paribas, Przemysław Gdański, dotąd znany z raczej wyważonej retoryki, w przeciwieństwie do np. prezesa mBanku. Gdański „odpłynął” i mówi wręcz o przemyśle skupionym wokół pozywania banków. Kancelariom przypisuje dość mroczne intencje, o których więcej w tekście, sygnalizuje też, że na pozwach frankowych się nie skończy… Ma rację?
- Nie od dziś wiadomo, że bankowcom nie podoba się sprawna i niezwykle skuteczna kampania edukacyjna prowadzona przez adwokatów i radców prawnych w obszarze możliwości, jakie daje konsumentowi zakwestionowanie kredytu frankowego
- Bankowcy doskonale wiedzą, że gdyby nie doświadczeni prawnicy, kierowanym przez nich instytucjom znacznie lepiej szłoby podpisywanie z klientami kolejnych dobrowolnych ugód frankowych. Coraz bardziej świadomi swoich praw klienci wolą jednak iść do sądów
- Przemysław Gdański, prezes BNP Paribas, jest jednym z tych przedstawicieli sektora, którym nie podoba się sposób działania kancelarii frankowych. Wg niego „powstał nowy przemysł, który skupia się na pozywaniu banków”
- Wg prezesa BNP Paribas celem tego przemysłu jest dokonanie wyłomu i uzyskanie pieniędzy od firm albo od państwa. Czy to nie znamienne, że słowa rzekomo opisujące działalność kancelarii prawnych tak dobrze pasują do samego sektora bankowego?
Banki nie mają wątpliwości: kancelarie frankowe są „winne” klęski programów ugodowych
Ostatnie miesiące przyniosły prawdziwy przełom w podejściu banków do kredytobiorców frankowych. Zdarzyło się co najmniej kilka rzeczy (ostatnie wyroki TSUE, duża uchwała frankowa), które skłoniły przedstawicieli sektora do podjęcia odważnych działań. Wśród najważniejszych należy wymienić:
- masowe wycofywanie kontrpowództw kierowanych pod adresem frankowiczów, a dotyczących roszczeń o wynagrodzenie i waloryzację
- nieskładanie apelacji w przypadku niektórych niekorzystnych wyroków, prowadzących do upadku umów kredytowych w sądach
- zapowiedź aktualizacji programów ugodowych (tu warto zaznaczyć, że nad zmianą modelu ugodowego pracują nie same banki, a resort sprawiedliwości).
Prawnicy frankowi udowodnili, że kropla drąży skałę. Ich akcja edukacyjna odniosła ogromny sukces
Gdy spojrzy się holistycznie na obecny sposób działania banków w relacji z frankowiczami, nietrudno dojść do wniosku, że podmioty te pogodziły się już z tym, iż są na przegranej pozycji. I jedyne, co im pozostaje, to wyciągnięcie w stronę kredytobiorców ręki na zgodę. Problem polega jednak na tym, że kredytobiorcy niechętnie odwzajemniają ten gest, tzn. ani myślą godzić się na warunkach zaproponowanych przez banki. Te są przekonane, że za zmianą w zachowaniu kredytobiorców stoją reprezentujące ich kancelarie. I pewnie mają w tym sporo racji.
Adwokaci i radcowie prawni, którzy specjalizują się w podważaniu umów kredytów frankowych, od lat bezpłatnie edukują społeczeństwo w zakresie praw konsumenta. Od dawna zauważamy, że dużym firmom, takim jak np. banki, zdecydowanie się to nie podoba – dla nich dobry klient to ten, który niewiele rozumie, a już zwłaszcza w obszarze tego, jakie prawa przysługują mu w starciu z przedsiębiorcą. Obserwując sukcesy dobrych kancelarii w sądach, bankowcy tracą i cierpliwość, i zdrowy rozsądek. I coraz częściej formułują wypowiedzi, które narażają ich na śmieszność.
Tak bez wątpienia jest w przypadku myśli, którą prezes BNP Paribas Przemysław Gdański podzielił się przed kilkoma dniami w Sopocie, a którą to zacytował później Business Insider.
Syndrom oblężonej twierdzy w sektorze: kuriozalna wypowiedź prezesa BNP Paribas pokazuje skalę desperacji banków
Dnia 15 czerwca 2024 roku na łamach wspomnianego portalu opublikowano tekst relacjonujący przebieg dyskusji przeprowadzonej podczas EKF w Sopocie. Wśród cytowanych ekspertów nie zabrakło prezesów takich rynkowych gigantów jak Santander Bank Polska, mBank, VeloBank czy Millennium Bank. Wśród tego zacnego grona nie zabrakło oczywiście szefa BNP Paribas, który jest bohaterem naszego dzisiejszego tekstu.
Zaledwie kilka zdań odnoszących się do tematu kredytów frankowych doskonale obrazuje podejście typowego wysokiego rangą przedstawiciela sektora finansowego w Polsce do problemu tysięcy abuzywnych umów, których ofiarami padli polscy konsumenci.
Wg Gdańskiego „powstał nowy przemysł, który skupia się na pozywaniu banków”. Przemysł, który chce „dokonać wyłomu” po to, by dostać pieniądze od firm (jak się domyślamy, chodzi o banki) lub od państwa (czyżby chodziło o potencjalne roszczenia odszkodowawcze, o których zrobiło się głośno po najnowszej opinii Rzecznika Generalnego TSUE?).
Prezes BNP Paribas obawia się, że ów przemysł będzie chciał znaleźć sposób na zarabianie pieniędzy nawet wówczas, gdy rynek frankowy się „wyczerpie”, i zacznie pozywać branżę w przypadku innych produktów. W jego opinii mamy obecnie do czynienia z nadmiarową ochroną interesów konsumenta, który „przestaje odpowiadać za cokolwiek”. Efektem jest to, że biznes bankowy obciążony jest większym ryzykiem.
30 lat to za mało, by banki nauczyły się w praktyce stosować prawo
Redakcja naszego serwisu czytała wypowiedź prezesa BNP Paribas, cytowaną przez Business Insider, kilka razy. I każdorazowo wyłapywaliśmy w tej wypowiedzi kolejne interesujące detale, zupełnie jak podczas podziwiania obrazu pędzla światowej sławy artysty. Cóż za kunszt, cóż za wirtuozeria biją z tych kilku zdań, które tak wiele mówią o bankowcach i o tym, jak chcą oni, by wyglądał rynek finansowy w Polsce.
Dyrektywa unijna 93/13/EWG, będąca dziś głównym powodem, dla którego sądy tak chętnie unieważniają abuzywne umowy kredytów frankowych, weszła w życie w 1994 roku. Ma więc już 30 lat. Gdy zaczynała obowiązywać, Polacy dopiero nieśmiało marzyli o tym, że kiedyś staną się pełnoprawnymi członkami Wspólnoty Europejskiej. Z kolei w czasach największego boomu na kredyty frankowe Polska była w Unii Europejskiej od dobrych kilku lat.
Gdy bankowcy tworzyli umowy frankowe na potrzeby rynku polskiego, doskonale wiedzieli, jakie warunki powinny one spełniać. Ale postanowili zignorować oczywiste wytyczne, bo wierzyli chyba, że Polska zawsze będzie krajem kłaniającym się w pas wielkim korporacjom. Że przeciętny Polak, przyzwyczajony do bycia wywłaszczanym i „strzyżonym” jak alpaka, za żadne skarby nie pozwoli sobie na zakwestionowanie postanowień, pod którymi złożył przecież swój podpis.
Polacy nie chcą się już wstydzić tego, że zostali oszukani. Czy banki sobie z tym poradzą?
Bankowi decydenci to wykształceni, doświadczeni ludzie, doskonale znający naturę naszego narodu, tak przyzwyczajonego do polityki wstydu i przepraszania. Liczyli, że Polacy, zamiast zawalczyć o swoje prawa w sądach, będą się wstydzić, że podpisali umowy, których warunków nie zrozumieli.
Gdy jednak okazało się, że polscy frankowicze podjęli nierówną walkę w sądach i, co jeszcze bardziej nieoczekiwane, zaczęli w tych sądach wygrywać, bankowcy popełnili kolejny błąd w swoich przewidywaniach. Uznali bowiem, że konsumenci rzucą się na jakąkolwiek wizję ugody, byleby tylko wyeliminować klauzule kursowe ze swoich umów. Mylili się – i do dziś nie mogą wyjść ze zdziwienia, że polski konsument, któremu od lat proponowane są umowy na dużo gorszych warunkach niż klientowi z Europy Zachodniej, w końcu postanowił powiedzieć głośne NIE.
I chyba właśnie dlatego bankowcy na potęgę produkują ostatnio wypowiedzi, które kwalifikowałyby się do „ekonomicznej bzdury roku”, gdyby tylko takowy plebiscyt został zorganizowany. Bo czymże jest przemysł skupiający się na pozywaniu banków? Jest odpowiedzią na przemysł polegający na sprzedawaniu konsumentom abuzywnych i ryzykownych produktów bankowych, niezgodnych z krajowymi i europejskimi regulacjami prawnymi.
Jak to możliwe, że instytucje, które dysponują milionami złotych na obsługę prawną, nie wiedzą, jak skonstruować wzorzec umowny, by ten był zgodny z ustawami, pod które podlega? A przecież z takimi sytuacjami mamy do czynienia nagminnie, nie tylko w kredytach frankowych (ustawa Prawo Bankowe), ale również w kredytach konsumenckich (ustawa o kredycie konsumenckim), a nawet w niektórych kredytach hipotecznych opartych o wskaźnik WIBOR.
Pozwy o franki to dopiero początek: tu bankowcy mają pełną słuszność
Bankowcy słusznie drżą o przyszłe kierunki „przemysłu skupiającego się na pozywaniu banków”, bo nie da się ukryć, że ma on wiele do zrobienia. A sprawni „rzemieślnicy” tworzący ów przemysł z całą pewnością nie poprzestaną na kwestionowaniu kredytów we franku – już informują konsumentów o możliwościach, jakie daje m.in. sankcja kredytu darmowego, przewidziana w przypadku, w którym umowa kredytu konsumenckiego jest niezgodna z ustawą.
Przedstawiciele sektora bankowego próbują i będą próbować przeforsować pogląd, zgodnie z którym pozywanie instytucji finansowych w związku z błędami w umowach jest nieetyczne, szkodliwe społecznie lub niegodziwe. To wyraz ich bezradności wobec nieugiętego prawa, jak również wobec niechęci konsumentów do zadowalania się okruchami z pańskiego stołu.
Konsumenci wychodzą z cienia i nie dadzą sobie więcej wmówić, że są zbyt słabi czy że znaczą zbyt mało, by ich głos stał się słyszalny. To oni, ramię w ramię z prawnikami, naprawią krajowy rynek usług finansowych – po to, by za kilka lat Polska doczekała się produktów bankowych, nie tylko tych kredytowych, równie korzystnych co te proponowane Niemcom, Austriakom czy Francuzom.
Nie ma już miejsca na „Polacy, nic się nie stało”. W Polsce latami trwał proceder polegający na obarczaniu konsumentów całkowitym ryzykiem związanym z długoterminowymi umowami kredytowymi. I ktoś musi za to zapłacić – po to, aby podobna sytuacja nigdy nie miała już miejsca.
Podsumowanie:
- Przedstawiciele sektora bankowego w Polsce, choć stoją na przegranej pozycji w bitwie o franki, nadal będą walczyć o przeforsowanie swojego przekazu w mediach głównego nurtu
- Bankowcy atakują słownie prawników, bo zależy im, aby konsumenci przestali ufać frankowemu środowisku eksperckiemu. Cel? Zachęcenie do dobrowolnych ugód
- Taktyka bankowców pokazuje jedno: najwidoczniej nie planują oni wprowadzać spektakularnych zmian w programach ugodowych. Gdyby było inaczej, skoncentrowaliby się na skutecznym marketingu, a nie na propagandzie wymierzonej przeciwko adwokatom.