To musiało się tak skończyć: kancelarie „wiborowe”, a w praktyce często spółki z o.o. zarabiające na Polakach chcących unieważnić swoje kredyty złotowe, zaczynają modyfikować strategię w już wytoczonych bankom procesach. W sprawie bulwersujące jest to, że stawiają klientów, którzy im zaufali, przed faktem dokonanym, tj. informują ich w pisemnej korespondencji o już dokonanych zmianach w powództwach. Swoje decyzje uzasadniają kierunkiem pytań prejudycjalnych o WIBOR, skierowanych do TSUE przez Sąd Okręgowy w Częstochowie. Potraktowani w tej sposób złotówkowicze nie kryją wzburzenia i, co oczywiste, chcą wiedzieć, co mogą zrobić w przypadku takiego obrotu spraw. W tym artykule próbujemy odpowiedzieć na pytanie: czy pseudokancelarie, które w teorii miały umożliwić lepszy dostęp do opieki prawnej konsumentom pozostającym w najtrudniejszej sytuacji, stosują równie abuzywne praktyki, co banki, z którymi walczą?
- Nieetycznie działające spółki z o.o. pozywające banki „o WIBOR” stały się ofiarami własnej zuchwałości. Namówiły setki klientów na sądzenie się, obiecując złote góry, a teraz informują o tym, że sytuacja zmusza je do modyfikacji złożonych powództw
- Kredytobiorcy, którzy chcieli, by z ich umów wykreślono stawkę WIBOR, dowiadują się, że reprezentujące ich kancelarie bez konsultacji zmieniły pierwotne roszczenie na takie, które – w razie wygranej – przyniesie powodom niższe korzyści
- Kontrowersyjne działania pseudokancelarii świadczą o desperacji ich założycieli, ale każą się też zastanowić nad ich aspektem etycznym. Złotówkowicze, którzy czują się pokrzywdzeni działaniami swoich pełnomocników, mogą zgłosić swoje wątpliwości do UOKiK
- Co ciekawe, problem nieuczciwych pełnomocników nagłaśniają również banki, zaniepokojone kierunkiem, w jakim zmierza rynek usług pomocy konsumentom, skoncentrowany na kwestionowaniu postanowień w umowach kredytowych. Konsumenci i sektor będą mieć teraz wspólnego wroga?
Kancelarie przekonywały, że wygrają dla klienta sprawę o WIBOR. Dzisiaj nie są już pewne zwycięstwa?
Choć w sądach krajowych toczy się blisko 1,1 tys. postępowań sądowych dotyczących klauzul zmiennego oprocentowania powiązanych ze wskaźnikiem referencyjnym WIBOR, to w żadnej z tego typu spraw nie zapadł jak dotąd ani jeden prawomocny, korzystny dla konsumenta wyrok.
Pewną iskierkę nadziei stanowi dla kredytobiorców niedawna sensacyjna decyzja Sądu Apelacyjnego w Warszawie, który przyznał kredytobiorczyni, klientce Santander Banku, prawomocne zabezpieczenie roszczenia w sprawie dotyczącej klauzul zmiennego oprocentowania. Postanowieniem SA w Warszawie doszło do zawieszenia stawki WIBOR, obecnej w kwestionowanej umowie, na czas toczącego się procesu sądowego. Oczywiście nie jest to równoznaczne z tym, że sąd, wydając wyrok w sprawie, przychyli się do roszczenia kredytobiorczyni i uzna za konieczne trwałe wykreślenie stawki referencyjnej z jej umowy.
Brak choćby jednego prokonsumenckiego wyroku w sprawie o WIBOR nie przeszkadza pseudokancelariom odszkodowawczym, czyli spółkom z o.o. i S.A., w mamieniu klientów wizją unieważnienia stawki. Albo i całej umowy.
Wiele tego typu firm, co warto podkreślić, niebędących kancelariami adwokackimi, utworzyło na potrzeby pozwów o WIBOR osobne spółki-córki. Co niepokojące, za niektórymi z nich kryją się prawnicy, którzy z jednej strony chcą dołączyć do gry, w której stawką jest unieważnienie wskaźnika, ale z drugiej nie za bardzo mają ochotę ponosić konsekwencje ewentualnych masowych przegranych, zwłaszcza legitymując je swoim nazwiskiem. Tak tłumaczymy niezwykle wątpliwe etycznie działanie, polegające na otwieraniu przez osoby szczycące się wykształceniem prawniczym podmiotów świadczących usługi pomocy prawnej, prowadzonych w formie spółek kapitałowych.
Oczywiście równolegle do takich pseudokancelarii działają kancelarie adwokackie i radcowskie, wyspecjalizowane w prawie bankowym, gotowe do poprowadzenia spraw z WIBORem w tle. Podstawowa różnica polega jednak na tym, że te podmioty nie przekonują konsumentów, że pozew o WIBOR jest łatwy i przyjemny, a wygraną klient ma właściwie w kieszeni. Przeciwnie, uczciwie informują o ryzykach, tak aby klient wiedział, jakie koszty poniesie w wyniku przegranej i jakie ma w ogóle perspektywy, przynajmniej w chwili obecnej, na wygranie takiego sporu.
Naczelna Rada Adwokacka od lat optuje za tym, by rynek udzielania porad prawnych oddać wyłącznie w ręce osób posiadających odpowiednie uprawnienia, tj. adwokatów i radców. Nie oznacza to, że kancelarie odszkodowawcze nie mają swoich obrońców. Przeciwnie – wielu ekspertów uważa, że rozwój tego rynku jest zjawiskiem pozytywnym, gdyż zwiększa dostępność usług z zakresu pomocy prawnej dla osób, których nie stać na poradę w renomowanej kancelarii.
Naszym zdaniem pożytek z takiej pomocy jest wątpliwy – podmioty te znane są bowiem z bardzo specyficznego sposobu rozliczeń z klientem. Z jednej strony kuszą niższą niż u adwokata opłatą wstępną, z drugiej jednak pobierają wysokie honorarium w przypadku wygranej. W efekcie pozostający w trudnej sytuacji konsument, który trafi do takiego podmiotu i z jego pomocą wygra spór, np. z bankiem, może otrzymać rachunek kilkukrotnie wyższy niż w jednej z wiodących kancelarii na rynku.
Pseudokancelarie „wiborowe” modyfikują powództwa pod wpływem sprawy C-471/24
Sytuacja złotówkowiczów w sądach jest bardzo dynamiczna, a kolejny zwrot akcji nastąpił 31 maja 2024 roku, gdy serię pytań o stawkę referencyjną skierował do Trybunału Sprawiedliwości UE jeden z częstochowskich sędziów Sądu Okręgowego. W pytaniach poruszono kluczowe dla złotówkowiczów wątki, m.in. dotyczące możliwości badania przez krajowe sądy klauzul powiązanych z WIBORem, jak również tego, czy umowa może być kontynuowana po stwierdzeniu, że znajdują się w niej zapisy o charakterze niedozwolonym.
Już sama treść tych pytań i możliwości, do których odnosi się w nich organ odsyłający, zaniepokoiły bankowców, którzy zgodnie stwierdzili, że sąd nie zrozumiał charakteru wskaźnika. Niektórzy, jak np. szef ZBP, odpłynęli jeszcze dalej, ku nieznanym wodom, i zasugerowali sędziemu… brak obiektywizmu i tendencyjność.
Jak się jednak okazuje, nie tylko bankowcy odczuli wyrzut adrenaliny po lekturze pytań prejudycjalnych. Również władze pseudokancelarii „wiborowych” poczuły, że grunt pod prowadzonymi przez nie spółkami zaczyna robić się grząski. Co będzie bowiem, jeśli TSUE owszem, wyda korzystny dla konsumentów wyrok, jednak inny niż dotąd zakładano w takich firmach?
Przecież pseudokancelarie, rzadko kiedy prowadzone przez ekspertów prawnych, w imieniu konsumentów formułowały pod adresem banków roszczenia dotyczące całkowitego wykreślenia WIBORu z umowy i oprocentowania kredytu wyłącznie stałą marżą, ewentualnie uznania całej umowy za nieważną, w sytuacji, w której umowa, po wyeliminowaniu z niej klauzul zmiennego oprocentowania, nie mogłaby dalej funkcjonować w obrocie prawnym.
A są przecież jeszcze inne możliwości. Np. TSUE może swoim wyrokiem otworzyć furtkę ku „zamrożeniu” rat kredytowych na poziomie z dnia zawarcia umowy. Wygląda na to, że pseudokancelarie uznały, iż prawdopodobieństwo takiego scenariusza wcale nie jest marginalne, bo… zaczynają rozsyłać do swoich klientów bardzo niepokojące informacje.
Kredytobiorcy złotowi są skonsternowani działaniami swoich pełnomocników: powództwa są modyfikowane bez zgody klientów
Na grupach społecznościowych zrzeszających „wiborowców” coraz częściej pojawiają się wpisy dotyczące modyfikacji już złożonych powództw, dokonanych bez ich wiedzy i zgody. Kancelarie motywują swoje decyzje chęcią „optymalizacji szans” na uzyskanie korzystnego wyroku w sprawie, a inspiracją do tych działań mają być właśnie pytania prejudycjalne Sądu Okręgowego w Częstochowie.
Spółki z o.o. informują też, że zmieniają w pewnej części zawartą w pozwach argumentację. Klienci z dnia na dzień dowiadują się, że od teraz w sprawie przeciwko bankowi walczą o to, by sąd ustalił oprocentowanie ich kredytów jako sumę stałej marży banku oraz wskaźnika WIBOR w wysokości z dnia, w którym doszło do zawarcia umowy.
Kredytobiorcy są, rzecz jasna, w szoku. Z kancelariami uzgadniali, że wspólnym celem jest wyeliminowanie stawki referencyjnej z umowy, a nie jej pozostawianie, tylko w „zamrożonej” wersji. Nachodzi nas wręcz refleksja, że niektóre z tych osób w ogóle nie zdecydowałyby się na pozew, gdyby kancelarie od razu, w sposób zgodny z aktualnym stanem prawnym, nakreśliły im szanse na wygraną.
Nie wiadomo niestety, jak powszechny jest problem takich nieuzgodnionych modyfikacji, ale po skali powtarzających się wpisów wnioskujemy, że zjawisko może być masowe i stanowić element nowej strategii nieetycznie działających podmiotów, które wpierw podpisały z klientami umowy, a teraz myślą, jak tu się z nich wywiązać.
Konsumentów, którzy otrzymali od swojej kancelarii takie pismo i zastanawiają się teraz, czy działanie podjęte przez podmiot jest w porządku, informujemy: nie, nie jest. Modyfikacja pozwu bez konsultacji z klientem, nawet jeśli stoi za nią interes tego klienta, jest działaniem bardzo nieetycznym, wręcz nielojalnym wobec mocodawcy.
Ale podejmowanie decyzji ponad głową klienta to niejedyne, na co żalą się na forach i w social mediach „wiborowcy”.
Kontakt z pseudokancelariami od WIBOR jest dobry, ale tylko do momentu podpisania umowy
Jak donoszą kredytobiorcy, którzy pozwali bank z pomocą spółek z o.o., problemem zaczyna być jakikolwiek kontakt z kancelariami prowadzącymi w ich imieniu sprawy przeciwko bankom. Wielu twierdzi wręcz, że sytuacja zmieniła się o 180 stopni względem tej sprzed podpisania umowy. Wcześniej handlowiec, tytułowany w takich spółkach dumnie „opiekunem klienta”, wręcz dwoił się i troił, by zaskarbić sobie zaufanie kredytobiorcy.
Po zawarciu umowy i udzieleniu pełnomocnictwa doproszenie się o udzielenie jakichkolwiek informacji jest niezwykle trudne. Firma zainkasowała już opłatę wstępną, wielokrotnie wyższą niż w sprawach frankowych, które – przez ugruntowane orzecznictwo – rządzą się swoimi prawami, a teraz czeka na rozwój sytuacji w sprawie C-471/24, będącej już w TSUE.
I choć spółki reprezentujące kredytobiorców w sprawach o WIBOR nie podlegają tak restrykcyjnym regulacjom jak kancelarie adwokackie czy radcowskie, nie są absolutnie bezkarne. Wręcz przeciwnie – można i warto zgłaszać ich naganne praktyki do odpowiedniego organu. W tym przypadku będzie nim oczywiście Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, który w ostatnich miesiącach wziął pseudokancelarie pod lupę.
Tutaj cichym bohaterem okazały się… banki, które same nagłośniły problem w mediach, przede wszystkim w odniesieniu do podmiotów, które reprezentują w sądach frankowiczów. Nieuczciwie działającymi kancelariami zainteresowała się już pełnomocniczka ministra sprawiedliwości ds. ochrony praw konsumenta, dr Aneta Wiewiórowska-Domagalska.
PODSUMOWANIE:
W przypadku sporu sądowego o WIBOR konsumenci przekonali się, tak jak w ogólnokrajowej awanturze o franki, że nie warto ufać spółkom z o.o. ( choćby w nazwie mieli nawet słowo kancelaria ), gotowym do reprezentowania ich interesów w sądach. Ponieważ firmy te, w odróżnieniu od kancelarii adwokackich, nie są związane kodeksem etyki zawodowej ani nie podlegają nadzorowi ze strony samorządu zawodowego, bardzo często działają na granicy prawa lub po prostu bez poszanowania interesów klienta.
Kredytobiorcy, którzy pozwali bank z pomocą takiego podmiotu i nie są zadowoleni z jego usług, mogą sformułować skargę do UOKiK, zwracając w ten sposób uwagę Urzędu na nieetyczne działania spółki.
Tym posiadaczom umów opartych o WIBOR, którzy jeszcze nie pozwali banku, a zamierzają w przyszłości to zrobić, doradzamy omijanie ofert spółek z o.o. i S.A., i skierowanie swoich kroków bezpośrednio do dobrego prawnika, wyspecjalizowanego w kwestionowaniu postanowień zawartych w umowach produktów bankowych.