Rynek usług prawnych, skoncentrowanych wokół roszczeń odszkodowawczych, jest w Polsce wart miliardy złotych. Nie może więc dziwić to, że dynamicznie rośnie liczba podmiotów, które chcą na tym rynku pozyskiwać klientów – szczególnie że na ich drodze nie ma przeszkód w postaci regulacji prawnych, ograniczających świadczenie takich usług jedynie do ekspertów reprezentujących zawód adwokata bądź radcy. Skutek jest taki, że doświadczeni prawnicy muszą niejako konkurować o klienta z kancelariami odszkodowawczymi. Reakcje na to są różne: niektórzy adwokaci apelują do resortu sprawiedliwości o wprowadzenie stosownych ograniczeń, a inni „zazdroszczą” spółkom z o.o. finansowych sukcesów i chcą liberalizacji prawa, która pozwoliłaby im zacieśnić współpracę z takimi firmami. Czy to aby na pewno dobry pomysł?
- Konsumenci, walczący przed sądami o swoje prawa w związku z abuzywnymi umowami kredytowymi, są obecnie najbardziej pożądaną grupą klientów dla podmiotów zajmujących się pomocą prawną – na prowadzeniu takich spraw można zarobić krocie
- Na rynku funkcjonuje niewiele kancelarii prawnych wyspecjalizowanych w prowadzeniu spraw przeciwko bankom. Rynek został zdominowany przez spółki z o.o., które „wyręczają” kancelarie w reprezentowaniu frankowiczów, choć bardzo często nie spełniają podstawowych norm etycznych
- Środowisko prawników jest podzielone: jedni chcą współpracy ze spółkami z o.o., tzw. pseudokancelariami, inni z kolei dostrzegają oczywiste zagrożenia w działaniu tych podmiotów, głównie po stronie konsumentów, narażonych na abuzywne praktyki spółek
- Od jakiegoś czasu media informują o tym, że resort sprawiedliwości chce uregulować rynek kancelarii odszkodowawczych, nie wiadomo jednak dokładnie, kiedy to nastąpi. Tymczasem do TSUE wpłynęło interesujące pytanie, na które odpowiedź może godzić w interes nieetycznie działających spółek
Rynek wart miliardy został zdominowany przez pseudokancelarie. Część prawników chce współpracy z tymi podmiotami
Nawet 70-80 proc. spraw, którymi zajmują się obecnie wydziały cywilne polskich sądów, dotyczy sporów kredytobiorców z bankami. Rynek tych spraw wyceniany jest na dziesiątki miliardów złotych, a jednolita linia orzecznicza stwarza żądnym zysku przedsiębiorcom ogromną pokusę dołączenia do tego biznesu, sprawiającego wrażenie pozbawionego ryzyka. I rzeczywiście taki w dużej mierze jest. Ale nie dla konsumentów, którzy sądzą się z bankami, a dla spółek z o.o., które chcą reprezentować ich w sądach.
Spółki takie powstają jak grzyby po deszczu, głównie przez wzgląd na ogromne zapotrzebowanie na usługi prawne skoncentrowane wokół unieważnień umów frankowych. Nie wszyscy konsumenci zdają sobie sprawę, że nie trzeba być adwokatem czy radcą prawnym, by założyć w Polsce „kancelarię”, zajmującą się prowadzeniem spraw o odszkodowania czy nieważność kredytów.
By powołać do życia taki podmiot, wystarczy 5 tys. zł i… niepohamowana chęć zarabiania dużych pieniędzy. Tyle bowiem potrzeba, by otworzyć w naszym kraju spółkę z o.o., która będzie się reklamować wśród potencjalnych klientów jako kancelaria prawna. Dodatkowo, taka spółka może mieć w nazwie nawet słowo „kancelaria”, a jej właściciele, nieposiadający wykształcenia prawniczego, mogą podawać się za ekspertów od spraw frankowych.
Jak działa rynek kancelarii odszkodowawczych i czemu te podmioty są groźne dla konsumentów?
Podmioty, o których piszemy, są ogromnymi przedsięwzięciami handlowymi, których celem jest pozyskanie jak największej grupy klientów zainteresowanych pozwaniem banku. Zwykle odbywa się to tak, że firma podpisuje umowę z klientem (którym najczęściej jest frankowicz, chcący unieważnić swój kredyt), a następnie zleca prowadzenie sprawy tego klienta zewnętrznemu podmiotowi, prowadzonemu już przez „prawdziwych” adwokatów i radców prawnych.
Słowo „prawdziwych” umieszczamy w cudzysłowie ze względu na podejście tych prawników do etyki zawodowej. Zamiast pracować pod własnym szyldem, kryją się oni za spółkami z o.o. (czasem też S.A.), znacząco ograniczając swoją odpowiedzialność za błędy i działając niejako anonimowo. Klient w końcu nie ma wpływu na to, kto będzie reprezentował go w sądzie. To spółka podejmuje tę decyzję za niego.
Adwokat, do którego trafi sprawa, nie musi walczyć o klienta i przekonywać go do swojej oferty. Spokojnie czeka, aż spółka podeśle mu gotową sprawę, którą wystarczy już tylko poprowadzić. Najlepiej ze skutkiem w postaci unieważnienia umowy, choć nie jest to regułą. Z uwagi na długoletni charakter tych procesów, wiele spółek (i współpracujących z nimi adwokatów) preferuje zawieranie w imieniu klientów ugód, bo to gwarantuje szybsze zakończenie sporu i, co za tym idzie, otrzymanie honorarium bez zbędnego czekania.
Honorarium w tych firmach jest zwykle niemal w 100 proc. zależne od wyniku sprawy. Przegrana oznacza brak wynagrodzenia, z kolei wygrana to zysk wynoszący nierzadko nawet 25 do 30 proc. tego, co sąd przyzna kredytobiorcy w wyroku.
Etycznie działający prawnicy protestują przeciwko szemranym metodom pseudokancelarii
Ten system wyjątkowo nie podoba się uczciwie działającym wyspecjalizowanym prawnikom, którzy zaczynali prowadzić sprawy przeciwko bankom w czasach, w których linia orzecznicza sprzyjała bardziej instytucjom udzielającym finansowania, niż konsumentom. To właśnie ci eksperci w ogromnym stopniu przyczynili się do zmian w orzecznictwie i sprawili, że kredytobiorcy wygrywają dziś nie 1 na 4 sprawy, a 99 na 100 spraw. Pod ten sukces próbują się dziś podczepić spółki z o.o., działające jak fabryki pozwów i pozujące na profesjonalnie działające kancelarie.
Dla prawników najbardziej frustrujące są różnice pomiędzy tym, co wolno prowadzonym przez nich podmiotom, a tym, na co mogą sobie pozwolić wspomniane pseudokancelarie. Prawnik musi przestrzegać ściśle etyki zawodowej, strzec tajemnicy adwokackiej i unikać konfliktu interesów (czyli nie poprowadzi już dobrze płatnej sprawy dla banku, jeśli reprezentuje frankowiczów w postępowaniach, w których ów bank jest pozwanym). A to dopiero początek listy zakazów, którymi są objęci prawnicy. Szczególnym utrudnieniem jest dla nich ograniczenie możliwości reklamy, który oczywiście nie dotyczy spółek z o.o. – te mogą promować swoją działalność bez żadnych ograniczeń.
Obiektywnie trzeba więc przyznać, że prawnikom trudno działać w tych nie do końca sprawiedliwych warunkach. Ci, którym nie podobają się dysproporcje, manifestują swoje niezadowolenie na dwa skrajnie różne sposoby.
Jedni, zirytowani samowolką na rynku usług prawnych, apelują do resortu sprawiedliwości o wprowadzenie regulacji, które ograniczyłyby możliwość świadczenia pomocy prawnej wyłącznie do osób ze stosownymi uprawnieniami – adwokatów i radców. Z kolei inni chcieliby zyskać możliwość swobodnej współpracy ze spółkami z o.o., a nawet pracy dla nich na etacie.
Dotyczy to zwłaszcza adwokatów, którzy nie mogą być zatrudniani na umowę o pracę z uwagi na to, że ta forma zatrudnienia mogłaby godzić w ich niezależność. Krytycy tej reguły zwracają uwagę, że adwokat, który wystawia fakturę jednemu bądź dwóm klientom miesięcznie, tak samo jest zależny od woli swojego kontrahenta, jak radca prawny na etacie. Różnica polega na tym, że radcy na uop będzie przysługiwać urlop, odpowiednio płatne chorobowe i szereg innych udogodnień, a adwokatowi, prowadzącemu jednoosobową działalność gospodarczą, te przywileje są ograniczane.
Czy frankowicze powinni obawiać się współpracy ze spółkami z o.o.?
Z punktu widzenia kredytobiorcy sądzącego się z bankiem najważniejsze jest, aby jego pełnomocnik prawny był związany restrykcyjnymi regułami, uniemożliwiającymi jakiekolwiek nadużycia wobec klienta. A to można uzyskać współpracując bezpośrednio z kancelarią adwokacką lub radcowską, nie zaś podpisując umowę ze spółką z o.o. lub S.A. Problem w tym, że zdecydowana większość frankowiczów poszukujących opieki prawnej nie zdaje sobie z tego sprawy.
Niejako w ich interesie występuje Naczelna Rada Adwokacka, która już od dłuższego czasu stara się zainteresować Ministerstwo Sprawiedliwości koniecznością zmiany w przepisach, głównie celem ochrony interesów najsłabszych uczestników rynku. Z najnowszych doniesień medialnych wynika, że ministerstwo chce zaproponować zmiany w przepisach jeszcze w tym roku – mają one dotyczyć działalności kancelarii odszkodowawczych. Chodzi o to, by rozwiązanie było wyważone i z jednej strony chroniło konsumentów, a z drugiej nie ograniczało swobody prowadzenia działalności gospodarczej.
Polacy potrzebują przyśpieszenia działań resortu w tym zakresie, co bardzo dobrze pokazała niedawna powódź w południowo-zachodniej Polsce.
Powódź ukazała bezczelność pseudokancelarii: NRA po raz kolejny apeluje do resortu o regulację rynku
Tysiące poszkodowanych przez wielką wodę mogą walczyć o odszkodowania od zakładów ubezpieczeniowych, co starają się wykorzystać spółki z o.o. działające jako „kancelarie”. Choć na objętych stanem klęski żywiołowej terenach istnieje możliwość uzyskania nieodpłatnej pomocy prawnej, oferowanej przez profesjonalnych prawników, pseudokancelarie kierują swoją ofertę do powodzian i chcą w ich imieniu walczyć o odszkodowania, oczywiście w zamian za sowitą prowizję od uzyskanych kwot.
NRA apeluje do ministerstwa, by to wdrożyło działania zapobiegające nieuczciwym praktykom, na które narażeni są powodzianie.
Tym bardziej, że skala zjawiska przybiera na sile, a nieetycznie działające spółki wymyślają coraz bardziej podstępne sposoby na zarabianie na naiwności kredytobiorców. Najnowszy to skupowanie roszczeń od konsumentów, których umowy frankowe są już w całości spłacone. Spółki skupują te roszczenia za drobne kwoty, sięgające 5-10 proc. ich wartości.
Podobny system rozwijany jest w przypadku roszczeń z tytułu sankcji kredytu darmowego – spółki proponują kredytobiorcom zbycie wierzytelności wynikających z art. 45 ustawy o kredycie konsumenckim za symboliczną kwotę, w dodatku wypłacaną po wyroku sądu, czyli zwykle po kilku latach od zawarcia umowy cesji! Efekt? Jeśli sprawa zakończy się sukcesem spółki, to do kredytobiorcy powędruje ułamek zasądzonej kwoty, np. 20 proc. Jeśli spółka przegra proces, to kredytobiorca nie dostanie nic. Doprawdy, złoty interes.
Pytanie o ten model działania trafiło już przed oblicze TSUE – sprawę zarejestrowano pod sygnaturą C-600/24. Sąd odsyłający chce wiedzieć, czy w umowie odpłatnej cesji wierzytelności opłata za tę cesję może być wyrażona w skali procentowej, jeśli umowa ta nie zawiera informacji o wartości zbywanej wierzytelności.
Dlaczego pytanie w sprawie C-600/24 jest tak ważne dla polskich konsumentów?
Pytanie to oceniamy jako w 100 proc. zasadne – frankowicze, zbywający swoje wierzytelności za kilka tysięcy złotych mogą nie wiedzieć, że w ten sposób pozbywają się prawa do roszczeń opiewających na wielokrotnie wyższe kwoty. Dyskusyjne jest już samo to, czy spółki z o.o. powinny mieć prawo do skupowania tych wierzytelności od konsumentów. Co dopiero mówić o takim przeprowadzaniu transakcji, które nie uwzględnia spełnienia obowiązku informacyjnego wobec konsumenta, niezdającego sobie w ogóle sprawy z tego, że pozywając bank we własnym imieniu, zyskałby znacznie wyższą kwotę niż oferuje mu spółka.
Czy w takim razie Państwo Polskie powinno ułatwiać adwokatom współpracę z działającymi w tak nieetyczny sposób firmami? W naszym przekonaniu – zdecydowanie nie. A powodów jest cała masa:
- wikłanie się adwokata w umowę o pracę ze spółką z o.o. może prowadzić do utraty przez niego niezależności, a w dalszych krokach do konfliktu interesów – najwyższą wartością stanie się wypracowanie zysku dla firmy pracodawcy, nie zaś interes reprezentowanego klienta
- możliwe obniżenie jakości usług prawnych, wynikające z działania adwokatów pod presją firmy nastawionej wyłącznie na zyski i wyniki
- znaczne zwiększenie cen obsługi prawnej – dominujący model rozliczeń w kancelariach odszkodowawczych uwzględnia bardzo wysoką premię w przypadku sukcesu, która może wynieść nawet kilkadziesiąt procent, licząc od korzyści uzyskanych przez klienta na drodze wyroku
- upowszechnienie się problemu klauzul abuzywnych w umowach dotyczących opieki prawnej – adwokaci, kryjąc się za szyldami spółek z o.o., będą mogli współpracować z konsumentami na nieetycznych warunkach, prowadzących do sytuacji, w której konsumenci będą zrzekać się przysługujących im praw (tak jak ma to miejsce w przypadku cesji wierzytelności)
- dalszy rozwój agresywnego marketingu w obszarze usług pomocy prawnej, prowadzący konsumentów do podejmowania nieprzemyślanych decyzji.
W naszym przekonaniu resort sprawiedliwości ma więc do wykonania bardzo ważne zadanie: musi zapobiec pogorszeniu jakości CAŁEGO rynku pomocy prawnej skoncentrowanego wokół roszczeń konsumentów przeciwko przedsiębiorcom. Zwłaszcza jeśli zależy mu na odciążeniu sądów – przemysł pseudokancelarii szuka już nowych sposobów na zarobienie pieniędzy, bo jego przedstawiciele mają świadomość, że pula umów frankowych do zakwestionowania jest mocno ograniczona. Biorą się więc za promowanie pozwów o WIBOR, i to w sytuacji, w której orzecznictwo nie sprzyja konsumentom. Tym samym spółki z o.o., promując takie pozwy, narażają kredytobiorców na ogromne ryzyko, a wymiar sprawiedliwości – na kolejną falę procesów. Falę, której da się uniknąć, jeśli ministerstwo w porę wdroży odpowiednie działania.
PODSUMOWANIE:
Frankowicze i inni kredytobiorcy walczący z bankami (np. w sprawach o WIBOR, SKD), nie mają żadnego interesu w liberalizacji prawa dotyczącego form odpłatnej współpracy udostępnionych adwokatom.
Obecna sytuacja jest dla konsumentów optymalna, gdyż gwarantuje im większą przejrzystość rynku. Ten oczywiście nie jest idealny – wręcz roi się na nim od podmiotów, które mogą działać w sposób nietransparentny i niezgodny z etyką zawodu adwokata.
Rzecz jednak w tym, że wyróżnia je forma prawna (sp. z o.o. lub S.A.). Dopuszczenie możliwości zatrudniania przez takie spółki adwokatów na umowę o pracę będzie daniem tym podmiotom nowych narzędzi do prowadzenia ekspansji na rynku usług prawnych. I powolnego wypychania profesjonalistów z tego rynku. A tego konsumenci z całą pewnością nie potrzebują.