Spór kredytobiorcy z bankiem przez wielu był porównywany do walki Dawida z Goliatem – a przynajmniej tak to wyglądało jeszcze całkiem niedawno, przed kluczowymi z perspektywy ochrony konsumentów wyrokami TSUE. Obecnie frankowicze wygrywają 97,5 proc. procesów inicjowanych przeciwko bankom, a w drugiej instancji nawet 99 proc. W sądach walczą już nie tylko o darmowe kredyty, ale i o dodatkowe korzyści, takie jak ustawowe odsetki za zwłokę, wynoszące 11,25 proc. rocznie, a w niektórych przypadkach nawet i o… darmowe mieszkania. Banki obawiają się zarówno scenariusza, w którym sąd przyznaje kredytobiorcy wysoką korzyść odsetkową, jak i tego, w którym orzeka przedawnienie roszczeń dotyczących zwrotu kapitału. Coraz częściej zdarza się, że masowo przegrywające w sądach instytucje finansowe nie decydują się na składanie apelacji. Powstaje pytanie: czy teraz frankowicze będą prawomocnie unieważniać swoje kredyty w kilka, maksymalnie kilkanaście miesięcy od zainicjowania sporu?
- mBank, Millennium Bank, BNP Paribas, PKO BP, BOŚ Bank – to tylko niektóre podmioty rezygnujące z apelacji w sprawach, w których sąd zdecydował o nieważności umowy frankowej. Nieskładanie apelacji nie jest na razie regułą, a rosnącym na znaczeniu trendem, który prawdopodobnie się utrzyma
- Banki z trudem akceptowały wyliczenia KNF, wg których masowe unieważnienia frankowych umów mogą kosztować sektor 100 miliardów złotych. Teraz okazuje się, że łączny koszt sprzątania po procederze frankowym może być znacznie większy, z uwagi na kilka czynników
- Jedyną drogą dla banku do zminimalizowania kosztów rozliczeń z klientem niezgadzającym się na dalsze wykonywanie umowy frankowej jest zaakceptowanie jego decyzji i zaproponowanie sensownego rozwiązania ugodowego lub po prostu… wykonanie wyroku wydanego w sądzie I instancji.
Orzecznictwo w sprawach frankowych nie może być już lepsze: kredytobiorcy wygrywają wszystko, co się da
Na ten moment frankowicze czekali latami: wszystkie ważne instytucje, począwszy od Sądu Najwyższego, na Trybunale Sprawiedliwości Unii Europejskiej kończąc, im sprzyjają. Co więcej, kredytobiorcy mają również wsparcie Ministerstwa Sprawiedliwości, które początkiem roku powołało nawet pełnomocniczkę ds. ochrony praw konsumenta, zajmującą się m.in. dialogiem z bankami na temat aktualizacji programów ugodowych.
Statystyki sądowe są dla banków nieubłagane. Wynika z nich, że w I kwartale 2024 roku frankowicze wygrali aż 97,5 proc. spraw zainicjowanych przeciwko przedstawicielom sektora. Ich skuteczność w sądach II instancji była jeszcze wyższa: wynosiła 99 procent.
Najczęściej zapadającym wyrokiem w sprawach o ustalenie i zapłatę (a tak z reguły wygląda roszczenie główne frankowicza, którego umowa wciąż jest aktywna) jest uznanie przez sąd nieważności umowy oraz zasądzenie na rzecz kredytobiorcy zwrotu świadczenia nienależnego, tj. sumy spłaconych przez niego rat kapitałowo-odsetkowych z wszelkimi poniesionymi opłatami dodatkowymi. Rozliczenie takie nazywamy teorią dwóch kondykcji. W tym wariancie bank może ubiegać się wyłącznie o zwrot kapitału kredytu, co robi zwykle w odrębnym procesie.
Pozwałeś bank przed 2021 r. i nadal nie dostałeś wezwania do zapłaty? Roszczenie kredytodawcy może być już przedawnione
Na chwilę obecną w toku jest blisko 170 tys. procesów sądowych, których inicjatorami są frankowicze. Równolegle toczy się 40 tys. postępowań zainicjowanych przez banki, domagające się od klientów zwrotu kapitału kredytu. Jak zwracają uwagę eksperci prawni, część roszczeń banków może być już przedawniona, a to dlatego, że instytucje te, pewne swoich racji, nie śpieszyły się z wysunięciem wobec swoich klientów żądania zwrotu kapitału.
Przedstawmy to na przykładzie: kredytobiorca, który podpisał z bankiem umowę frankową w 2008 roku, opiewającą na kwotę 250 tys. zł, 12 lat później, po łącznej spłacie kwoty 400 tys. zł, podjął decyzję o zakwestionowaniu warunków tejże umowy. W 2020 roku złożył pozew o ustalenie i zapłatę, a wyrok sądu I instancji zapadł w jego sprawie w styczniu 2024 roku. Sąd uznał, że umowa jest nieważna i nakazał bankowi zwrot świadczenia nienależnego, tj. kwoty 400 tys. zł wraz z odsetkami ustawowymi za opóźnienie, liczonymi za cały proces sądowy.
Bank dopiero po tym wyroku zainteresował się kwestią wezwania kredytobiorcy do zwrotu kapitału. Tyle że zrobił to za późno. Termin przedawnienia roszczeń przedsiębiorcy wynosi 3 lata i, zgodnie z najnowszym orzecznictwem, powinien być liczony od momentu, w którym ów przedsiębiorca dowiedział się o roszczeniu wysuniętym w jego stronę przez konsumenta. To zdarzenie w naszym przykładzie miało miejsce w 2020 roku, a więc w 2024 roku roszczenie banku o zwrot kapitału jest już przedawnione.
To tyle z teorii. W praktyce sąd, powołując się na względy słuszności i zasady współżycia społecznego, mimo oczywistego przedawnienia roszczeń może zasądzić na rzecz banku zwrot użyczonego kapitału. Orzecznictwo w tym zakresie wciąż się jeszcze kształtuje i nie wiadomo, jak wyglądają obecnie statystyki – pewne jest jednak, że wyroki stwierdzające przedawnienie roszczeń banku już są wydawane, a w ostatnim czasie takie przypadki miały miejsce m.in. w Sądzie Okręgowym w Warszawie i w Poznaniu.
Kredytobiorcy, którym uda się skutecznie podnieść w sądzie zarzut przedawnienia roszczeń banku, dostaną w praktyce darmowe mieszkania. Może to w znaczący sposób podnieść łączny koszt rozliczeń procederu frankowego po stronie banków. Jeszcze niedawno Komisja Nadzoru Finansowego szacowała prognozowany koszt tych rozliczeń na 100 miliardów złotych – i tyle mniej więcej chciały odłożyć banki w swoich rezerwach na ryzyka prawne wadliwych umów. Teraz ta kwota wydaje się zdecydowanie zaniżona, głównie z uwagi na zmiany, które zaszły w orzecznictwie, a także przez większą skłonność ex-frankowiczów do walki o swoje prawa w sądach.
Największe banki rezygnują z apelacji od przegranych spraw i mają ku temu dobry powód
Jeszcze niedawno informowaliśmy na łamach portalu, że banki dwoją się i troją, by maksymalnie przedłużać postępowania sądowe inicjowane przez kredytobiorców. Podmioty te mnożyły przeszkody jeszcze przed otrzymaniem pozwu, zwlekając z wydaniem historii spłaty kredytu, bez której kancelarii adwokackiej trudno byłoby oszacować wysokość roszczeń klienta.
Później, na etapie procesowym, nie było ani trochę lepiej: banki zgłaszały liczne pisma procesowe, formułowały długie listy świadków i dążyły do tego, by sąd zgodził się na zaangażowanie w sprawę biegłego sądowego. Oczywiście zaskarżały każdą, nawet najbardziej błahą decyzję, która miała dla nich niekorzystny wydźwięk. To wszystko odwlekało w czasie wydawanie wyroków, a więc i przystąpienie do rozliczeń z klientami.
Przewlekłość postępowań była dla banków korzystna, ponieważ nie odbijała się w sposób negatywny na ich finansach. Wręcz przeciwnie: późne rozliczenie z klientem wywoływało pożądany przez banki efekt psychologiczny, czyli zniechęcało niezdecydowanych kredytobiorców do pozwu, a ponadto powodowało, że część z korzyści należnych kredytobiorcom była konsumowana przez inflację.
Sytuacja uległa zmianie o 180 stopni w grudniu 2023 roku, po dwóch strategicznie istotnych wyrokach TSUE, w sprawach o sygnaturach C-140/22 i C-28/22. W przypadku pierwszego TSUE „przejechał” się po koncepcji trwałej bezskuteczności umowy i uznał, że konsument, kwestionujący w sądzie klauzule abuzywne w umowie kredytowej, wcale nie musi składać sformalizowanego oświadczenia o znajomości skutków unieważnienia takiego kontraktu.
W związku z powyższym nie można uzależniać od tego zdarzenia uznania, że umowa jest nieważna. Wniosek, który z tego płynie, jest taki, że odsetki ustawowe za zwłokę, o które ubiegają się kredytobiorcy w swoich pozwach o ustalenie i zapłatę (lub tylko o zapłatę, jeśli umowa jest spłacona), są im należne od momentu, w którym doręczyli bankowi swoje roszczenie.
Z kolei w przypadku drugiego wyroku TSUE wypowiedział się w kwestii zarzutu zatrzymania, nagminnie podnoszonego przez banki w sprawach frankowych. Trybunał uznał, że podniesienie przez bank takiego zarzutu w sprawie, w której stroną jest konsument, nie może wywoływać efektu krzywdzącego u tegoż konsumenta, na przykład poprzez pozbawienie go omawianej korzyści odsetkowej.
Te banki rezygnują z apelacji od niekorzystnych wyroków. Sprawdź, czy na liście jest Twój kredytodawca
Wyroki TSUE z grudnia ur. niemal natychmiast zostały podchwycone przez krajowych sędziów, którzy w oparciu o nie zaczęli zasądzać na rzecz kredytobiorców pełne, naliczane za cały okres objęty procesem, ustawowe odsetki za opóźnienie. Sytuacja jest dla banków nieciekawa, ponieważ owe odsetki wynoszą obecnie 11,25 proc. w skali roku – więcej niż na jakiejkolwiek lokacie dostępnej obecnie na rynku.
Przedstawiciele sektora zaczęli na chłodno kalkulować, czy wobec tego składanie apelacji od przegranych spraw ma w ogóle jeszcze sens. I w wielu przypadkach wyszło im, że jest tego sensu pozbawione. Raz, że złożenie apelacji wiąże się z wniesieniem stosownej opłaty, wynoszącej 5 proc. od wartości przedmiotu sporu. Dwa, że trzeba ponieść koszty związane z opieką prawną, które, biorąc pod uwagę, że banki zatrudniają do spraw frankowych najlepsze kancelarie w kraju, są niemałe.
Wszystkie te koszty dałoby się jakoś uzasadnić, gdyby szanse na znaczną korektę wyroku w apelacji były wysokie. Tymczasem są w granicach błędu statystycznego. Gdy okazuje się, że bank ma jeszcze dodatkowo płacić kredytobiorcy za to, że nie uznał jego roszczeń natychmiast po ich otrzymaniu, rezygnacja z apelacji okazuje się jedynym sensownym kierunkiem.
Zaraz obok proponowania kredytobiorcom lepszych ugód, zbliżonych korzyściami do tego, co ci uzyskaliby na drodze prawomocnego unieważnienia umowy.
W następstwie aktualizacji linii orzeczniczej banki takie jak mBank, Millennium Bank, BNP Paribas, PKO BP czy BOŚ Bank zaczęły modyfikować swoje strategie procesowe. Coraz częściej rezygnują z zaskarżania negatywnych wyroków, przystępując bez zbędnej zwłoki do rozliczeń z klientem. Często same wychodzą z inicjatywą i proponują podpisanie porozumienia kompensacyjnego, które upraszcza procedurę rozliczeń.
Tu jednak szczególnie warto zadbać o to, by treść tego porozumienia została wpierw przeanalizowana przez doświadczonego prawnika, który sprawdzi, czy nie ma w niej zapisów niekorzystnych dla kredytobiorcy, np. prowadzących do zrzeczenia się części roszczeń, wynikających chociażby z przysługujących odsetek za opóźnienie czy zwrotu kosztów zastępstwa procesowego.
Prawomocny wyrok w kilka, kilkanaście miesięcy – tak banki odstępują od apelacji
Pora na przykłady wyroków, które stały się prawomocne, dlatego że bank nie złożył apelacji. Pierwszy pochodzi z portfolio adwokata Pawła Borowskiego i dotyczy sprawy I C 2202/21, zakończonej 5 stycznia 2024 roku przed Sądem Okręgowym w Rybniku. W niniejszej sprawie frankowicze sądzili się z mBankiem w związku z umową Multiplan, podpisaną w roku 2007 z poprzednikiem prawnym pozwanego, tj. BRE Bankiem.
Sąd przychylił się zarówno do roszczenia o ustalenie nieważności umowy, jak i o zapłatę. Kwota, jaką sąd przyznał od banku kredytobiorcom, to aż 300.474,23 zł wraz z odsetkami ustawowymi za opóźnienie, liczonymi od dnia 20 kwietnia 2022 roku. Postępowanie trwało 15 miesięcy.
Drugi z omawianych wyroków został wydany 15 lutego 2024 roku i pochodzi z portfolio Kancelarii Sosnowski Adwokaci i Radcowie Prawni. Sąd Okręgowy dla warszawskiej Pragi zakończył sprawę III C 2278/23 wyrokiem stwierdzającym nieważność umowy kredytowej Millennium Banku, zawartej przez strony w 2008 roku. Pozwany Millennium Bank został zobowiązany do zwrotu na rzecz frankowiczów kwoty 431.186,36 zł wraz z odsetkami ustawowymi za opóźnienie, liczonymi od września 2023 roku. Sprawa trwała 6 miesięcy.
A może jednak ugoda? Jeśli tak, to na jakich zasadach?
Kredytobiorca, który już pozwał bank, może być pewien, że ten wkrótce sformułuje wobec niego propozycję ugodową. A po jakimś czasie, gdy ta nie zostanie przyjęta, ponowi próbę. Każda kolejna oferta, przynajmniej w teorii, powinna być korzystniejsza niż poprzednia. Do największych ustępstw bank jest skłonny bezpośrednio przed ogłoszeniem wyroku I instancji i tuż po nim. To wtedy jest dobry moment na wynegocjowanie korzystnych warunków porozumienia.
Niestety, z doświadczenia ekspertów reprezentujących frankowiczów w sądach wynika, że nie każdy bank i nie zawsze jest gotów do zaoferowania kredytobiorcy naprawdę dobrej ugody w trakcie postępowania sądowego. Tak naprawdę trudno odnaleźć w zachowaniu banków jakiś wzór, określający to, kiedy dany podmiot ugnie się przed roszczeniami i zaoferuje porozumienie utrzymane w duchu orzeczeń TSUE.
Część banków nadal uważa, że dobra ugoda to taka, która jest zgodna z rekomendacjami szefa KNF, wydanymi w grudniu 2020 roku. Te podmioty chcą konwertować umowy frankowe do złotówki. W tle jest oczywiście zmiana wskaźnika oprocentowania na WIBOR. Takie propozycje są, w dobie prokonsumenckiego orzecznictwa, zupełnie nieakceptowalne i wierzymy, że już wkrótce żaden bank nie będzie wysyłał ich swoim klientom w obawie przed ośmieszeniem.
Pierwsze korzyści z pozwania banku można uzyskać w kilka tygodni po wysłaniu roszczenia
Choć jest bardzo prawdopodobne, że rezygnacje z apelacji staną się wkrótce zjawiskiem masowym, to w niektórych przypadkach problematyczny może się okazać dla kredytobiorcy czas samego postępowania pierwszoinstancyjnego. W niektórych jednostkach na wyrok unieważniający umowę trzeba czekać nawet 3 lata. Nie każdy frankowicz ma tyle cierpliwości, a przecież bank już czeka z jeszcze ciepłą propozycją ugody.
Wielu kredytobiorców wpada w pułapkę takiego negatywnego myślenia, zupełnie nie zdając sobie sprawy z tego, że w kilka tygodni od złożenia pozwu mogą zapomnieć o tym, iż w ogóle wzięli kredyt w banku. Wystarczy, że złożą wraz z pozwem wniosek o zabezpieczenie roszczenia, czyli o wstrzymanie wykonywania frankowej umowy na czas toczącego się postępowania. Od wyroku TSUE w sprawie C-287/22 pozytywne rozpatrywanie takich wniosków stało się zjawiskiem powszechnym, a przeciętny czas potrzebny na uzyskanie takiej decyzji wynosi kilka tygodni, zaś w większych jednostkach nie przekracza zwykle kilku miesięcy.
Zabezpieczenie roszczenia powoduje, że kredytobiorca nie musi już spłacać swojego kredytu. A skoro tak, to bez znaczenia staje się to, jak długo potrwa cały proces. Jak zostało wskazane wcześniej, czas oczekiwania zostanie osłodzony przez korzyść z odsetek ustawowych za opóźnienie.
Wiele wskazuje na to, że zabezpieczenie roszczenia będzie można już wkrótce uzyskać znacznie szybciej, nawet do 7 dni od złożenia wniosku. Nad takim rozwiązaniem pracuje obecnie Ministerstwo Sprawiedliwości. Równolegle trwają prace nad usprawnieniem samych procesów sądowych, a zmiany mają się rozpocząć od programu pilotażowego, którym objęty zostanie XXVIII Wydział Cywilny Sądu Okręgowego w Warszawie.
W planach jest digitalizacja akt i wprowadzenie robotycznego ich czytania, przyznanie sędziom cyfrowego asystenta, a także poszerzenie kadry sędziowskiej i asystenckiej. Obecnie trwają rekrutacje na wolne wakaty asystentów, których obsadzenie przełoży się na lepszą organizację pracy sędziów, a docelowo, mamy nadzieję, na szybsze rozpatrywanie spraw przez najbardziej obciążony wydział cywilny w Polsce.
PODSUMOWANIE:
Przyszłość frankowiczów rysuje się w jasnych barwach: linia orzecznicza w sprawach, które inicjują przeciwko bankom, jest jednolita i nic nie wskazuje, aby miała się odmienić na ich niekorzyść. Komplikowanie postępowań stało się dla banków zupełnie nieopłacalne, co zmusiło je do zmiany podejścia w toczących się sprawach. Nowy rząd, początkowo naciskany przez przedstawicieli sektora, którzy chcieli wymusić wprowadzenie ustawy frankowej, okazał się odporny na te sugestie i ma w planach udrożnienie wydziałów cywilnych, co sprowadza się w dużej mierze do uproszczenia postępowań frankowych celem szybszego wyprowadzenia ich z sądów.
Kto jeszcze nie pozwał banku o kredyt we frankach, a dysponuje takim roszczeniem, powinien jak najszybciej podjąć stosowne kroki. Nie dlatego, że jego roszczenie może się przedawnić (bo do tego długa droga), a z powodu sprzyjającego otoczenia ekonomicznego. Wysokie stopy procentowe determinują poziom ustawowych odsetek za opóźnienie. Gdy NBP zacznie obniżać koszt pieniądza, korzyść odsetkowa w procesach frankowych również zacznie maleć. Ustawienie się w kolejce do unieważnienia umowy jeszcze w 2024 roku wydaje się w związku z tym najrozsądniejszym wyborem.