Stało się. Ministerstwo Sprawiedliwości ma już gotowy projekt ustawy frankowej i chce, aby wkrótce stał się on przedmiotem prac rządu. Ale spokojnie, bo nie ma to być taka ustawa, o jaką miesiącami apelowali bankowcy. Chodzi o zespół rozwiązań, które mają usprawnić postępowania frankowe, wspierać proces zawierania ugód i docelowo przysłużyć się sądom, by te były w stanie jak najszybciej uporać się z problemem abuzywnych i masowo kwestionowanych kredytów. Część środowiska eksperckiego zauważa jednak, że dobry moment na ustawę frankową już minął – a krytycy rozwiązań, nad którymi pracuje resort, podają ku temu swoje argumenty. Przyjazny konsumentom charakter projektu nie oznacza, że banki w żaden sposób nie zyskają na ustawie frankowej, bo istotnie może przynieść im ona pewne korzyści. Jakie, wyjaśniamy w tekście. Wskazujemy też, jakiego scenariusza obawiają się w tej chwili banki oraz sprawdzamy, nad jakimi kluczowymi dla frankowiczów zagadnieniami pracuje obecnie TSUE.
- W poniedziałek 4 listopada 2024 roku pełnomocniczka ministra sprawiedliwości ds. ochrony praw konsumentów poinformowała, że projekt ustawy frankowej przeszedł już przez Komisję Kodyfikacyjną i niedługo zostanie wzięty na tapet przez rządzących
- Parę miesięcy temu media podawały możliwe założenia ustawy, jednak na chwilę obecną nie wiadomo, które z nich rzeczywiście znalazły się w projekcie
- Cel ustawy pozostaje bez zmian – jest nim zachęcenie zwaśnionych stron do podjęcia rozmów o ugodzie i, równolegle, uproszczenie trwających spraw o nieważność i zapłatę
- Banki doskonale wiedzą, że frankowicze obawiają się hasła „ustawa frankowa” i niemal na pewno informację o trwających pracach wykorzystają do celów propagandowych. Raz jeszcze podkreślamy: frankowicze nie muszą obawiać się tej ustawy, gdyż nie odbierze im ona prawa do sądzenia się z bankiem
- Wiele wskazuje na to, że bankowcy już wkrótce po raz kolejny dostaną mocnego kuksańca od unijnych sędziów. TSUE rozpatrzy bowiem sprawę dotyczącą tzw. pozwów SLAPP, wytaczanych kredytobiorcom przez banki po to, by zniechęcić konsumentów do korzystania z przysługujących im praw.
Ustawa frankowa jest już niemal pewna. Ale nie w kształcie, o jakim marzyli bankowcy
Będzie czy nie będzie? To pytanie frankowicze zadają sobie od naprawdę wielu, wielu miesięcy. Mowa oczywiście o ustawie frankowej, o którą bankowcy niestrudzenie prosili wpierw rząd Zjednoczonej Prawicy, a później, po zmianie warty, w tej samej sprawie apelowali do nowej władzy. Jak się zdawało, bezskutecznie.
Okazuje się jednak, że ustawa frankowa powstanie, a właściwie powstała – jak informuje dr Aneta Wiewiórowska-Domagalska, pełnomocniczka ministra Bodnara ds. ochrony praw konsumentów, projekt jest już gotowy, przeszedł przez Komisję Kodyfikacyjną, a obecnie trwają w jego sprawie uzgodnienia w Departamencie Legislacyjnym. Jest kwestią czasu, aż projekt stanie się przedmiotem prac rządu.
Z uwagi na priorytetowy charakter znajdujących się w nim rozwiązań, przypuszczamy, że rząd weźmie się za analizę zawartości ustawy relatywnie szybko. O szczegółach ustawy frankowej media informowały dość obszernie w czerwcu 2024 roku, powołując się przede wszystkim na słowa wspomnianej już pełnomocniczki ministra.
Ponieważ od tamtych publikacji minęło już trochę czasu, należy przypuszczać, że ostateczny projekt może mieć nieco inny kształt od pierwotnie zapowiadanego. Z pewnością w toku konsultacji eksperckich i po analizie opinii praktyków resort, opracowując projekt, zostawił w nim najmocniejsze ogniwa. A przynajmniej my wierzymy, że tak właśnie się stało.
Ustawa frankowa 2024: jakie są jej główne założenia?
Przypomnijmy jakie – według doniesień medialnych – mają być główne założenia ustawy frankowej:
- digitalizacja sądów (ułatwiająca dostęp do akt spraw), cyfrowy asystent, robotyczne czytanie akt
- łączenie spraw dotyczących tej samej umowy (tak aby procesy o nieważność i o zwrot kapitału mogły toczyć się wspólnie)
- opracowanie bazy ułatwiającej krajowym sędziom korzystanie z dobrodziejstw unijnego orzecznictwa, szkolenia sędziów z zakresu stosowania prawa europejskiego w praktyce
- opracowanie jednolitego wzorca ugodowego, wspieranie procesu zawierania ugód.
Po tych zapowiedziach w mediach pojawiły się kolejne newsy, tym razem mówiące o pomysłach samych sędziów. Na ręce pełnomocniczki ministra sprawiedliwości złożony został cały pakiet rozwiązań opracowanych przez doświadczonych orzeczników. W pracach nad rozwiązaniami udział brał były już przewodniczący XXVIII Wydziału Cywilnego Sądu Okręgowego w Warszawie, dr Tomasz Niewiadomski.
Jeżeli resort weźmie pod uwagę opinię sędziów, to niewykluczone, że już wkrótce absolutną normą w postępowaniach frankowych będzie przesłuchiwanie stron sporu na piśmie czy wydawanie wyroków na posiedzeniach niejawnych. Istnieje też duża szansa na zmianę właściwości rzeczowej sądów, w taki sposób, by jednostki o randze rejonowej mogły rozpatrywać sprawy o charakterze majątkowym, w których wartość przedmiotu sporu wynosi do 200 tys. zł. Obecnie górną granicą jest 100 tys. zł – po jej przekroczeniu sprawa wędruje do sądu okręgowego właściwego przez wzgląd na miejsce zamieszkania powoda.
Ustawy frankowej jeszcze nie ma, ale banki już boją się jej konsekwencji
Nietrudno zauważyć, że żadna z tych zmian nie jest krzywdząca dla frankowiczów. Wręcz przeciwnie – kredytobiorcy mają wszelkie powody, by cieszyć się z usprawnień w swoich procesach. Odnosimy nawet wrażenie, że już same zapowiedzi resortu sprawiedliwości wywarły na bankach odpowiednie wrażenie. Instytucje te zrozumiały, że nie przekonają rządzących do swojego punktu widzenia i… zaczęły poddawać sprawy frankowe już po porażce przed sądem I instancji.
Prawdopodobną główną przyczyną tej nagłej zmiany w strategii jest chęć minimalizacji kosztów okołoprocesowych. Apelacja to dla przedsiębiorcy, jakim jest bank, droga „zabawa”: opłata za jej wniesienie jest równa 5 proc. wartości przedmiotu sporu. Kwoty tej bank nie odzyska, jeżeli przegra przed sądem II instancji. Jakby tego było mało, apelacja wydłuża proces, przeważnie o kilkanaście miesięcy. A dłuższy proces to większa korzyść na odsetkach ustawowych za opóźnienie, należna kredytobiorcy, na rzecz którego sąd wyda wyrok.
Plan wprowadzenia ustawy frankowej doprowadzi do zawieszania trwających postępowań?
Mimo iż sami jesteśmy umiarkowanymi entuzjastami podejścia rządu do ogólnokrajowego sporu frankowego, uczciwie musimy nadmienić, że w odniesieniu do planów ustawowych resortu pojawiają się też słowa krytyki, niekoniecznie pochodzące wprost z sektora bankowego. Interesującą polemikę z planami rządzących opublikował na łamach „Rzeczpospolitej” zastępca redaktora naczelnego, Tomasz Pietryga.
Zauważa on nie tylko, że projekt ten jest co najmniej o kilka lat spóźniony, ale formułuje wręcz opinię, że ustawa, zamiast pomóc, może frankowiczom przynieść szkody. Jak rozumiemy z tekstu redaktora Pietrygi, obawia się on, że trwające prace nad ustawą dadzą pełnomocnikom banków powód do wnioskowania o zawieszenie postępowań, w oczekiwaniu na wejście w życie konkretnych rozwiązań legislacyjnych.
Naszym zdaniem ten scenariusz jest jednak mało prawdopodobny. Owszem, w latach ubiegłych sądy zawieszały postępowania, np. w oczekiwaniu na uchwałę frankową Sądu Najwyższego czy niektóre wyroki TSUE. Obecnie nie ma takich powodów – w dotychczas ujawnionym zarysie ustawy nie ma tak naprawdę nic, co powodowałoby konieczność zawieszania trwających spraw.
Dla banków ustawa frankowa to okazja do wzmocnienia działań propagandowych
Choć „ustawa frankowa” w kształcie opracowywanym przez resort sprawiedliwości ma prokonsumencki charakter, jest bardzo prawdopodobne, że banki będą starały się użyć jej w celach propagandowych, tzn. po to, by skłonić swoich klientów do określonych zachowań. Należy spodziewać się w najbliższym czasie takich materiałów informacyjnych i publikacji pochodzących ze środowiska bankowego (lub od sprzyjających mu dziennikarzy), które będą prezentować ustawę frankową jako coś, co uczyni procesowanie się mniej opłacalnym.
To oczywiste, że bankom zależy na zawieraniu jak największej liczby ugód. Ministerstwo Sprawiedliwości również chce, by banki te ugody zawierały, możliwie jak najczęściej, ale liczy na to, że przedstawiciele sektora wyjdą naprzeciw swoim klientom i zaproponują takie warunki porozumień, które będą dla kredytobiorców korzystne. Ale banki wcale takich ugód zawierać nie chcą. Przeciwnie – chcą nadal zarabiać na kredytach frankowych, tyle tylko, że aby to było możliwe, muszą je skonwertować na złotówki i podmienić oprocentowanie ze stawki SARON na WIBOR.
W pewnym sensie więc interesy banków i rządzących są sprzeczne. Bankowcy są jednak sprytni i wiedzą, że nie wygrają otwartej wojny z resortem sprawiedliwości, dlatego przybierają, nie po raz pierwszy zresztą, dwulicową taktykę: z jednej strony siadają do stołu z rządzącymi i rozmawiają o nowym wzorcu ugodowym, a z drugiej robią swoje – naciskają kredytobiorców na takie warunki porozumień, które nie są nawet w połowie tak opłacalne jak pełne unieważnienie umowy.
W tym sensie ustawa frankowa jest więc dla banków opłacalna – daje im możliwość zasilenia propagandy o nowe treści.
TSUE przyjrzy się pozwom typu SLAPP – w tle frankowicze
Straszenie kredytobiorców kłamliwym przekazem może się wkrótce na bankowcach dotkliwie zemścić. Do TSUE trafiły pierwsze pytania o tzw. pozwy SLAPP, i to w kontekście kredytów frankowych. Sąd odsyłający pyta m.in. o możliwość żądania przez bank od konsumenta zwrotu świadczenia jeszcze przed wydaniem prawomocnego wyroku w sprawie o nieważność umowy, na podstawie której owo świadczenie zostało konsumentowi wypłacone.
Chodzi też o odsetki ustawowe za zwłokę, których banki domagają się od konsumentów w swoich pozwach. Czy te dodatkowe pieniądze należą się bankom, wnioskującym o zawieszenie tych procesów na czas trwania sporów o nieważność? A może wręcz przeciwnie?
Trybunał wypowie się w jeszcze jednej istotnej kwestii: w zakresie tego, czy bank może obciążać konsumenta dotkliwymi kosztami postępowania w sprawie toczącej się o zwrot kapitału. Dziś bankowcy straszą konsumentów tym, że jeśli ci ośmielą się wystąpić z roszczeniem o nieważność umowy i zapłatę, to w zamian dostaną kontrpozew o zwrot kapitału. A gdy przegrają taki proces wytoczony im przez bank, będą zmuszeni do zwrotu kosztów zastępstwa procesowego.
Dlaczego takie pozwy nazywamy SLAPP? Skrót ten można rozwinąć jako Strategic Lawsuits Against Public Participation, co po polsku oznaczać będzie strategiczne pozwy przeciwko udziałowi społeczeństwa. Są one wytaczane przez przedsiębiorstwa, zwykle wielkie korporacje, dysponujące niemal nieograniczonym budżetem na opiekę prawną, przeciwko zwykłym obywatelom, często niemającym odpowiednich środków na efektywne bronienie się przed sądem. Najprościej rzecz ujmując, chodzi w całym tym procederze o to, by uciszyć niepokornych obywateli, próbujących dochodzić swoich praw lub namawiających do takiego działania inne osoby.
Tak właśnie dzieje się w sprawach frankowych: dla banków kontrpowództwa o zwrot kapitału stały się czymś znacznie więcej niż formalnością zmierzającą do odzyskania wypłaconego klientowi świadczenia. Stały się silnikiem w machinie propagandowej, mającej za zadanie stłumić zapał konsumentów do walki o swoje prawa.
Bardzo podobny charakter miały pozwy o wynagrodzenie za bezumowne korzystanie z kapitału – z tym problemem TSUE rozprawił się już w zeszłym roku, wydając w całości prokonsumencki wyrok w sprawie C-520/21. Później banki próbowały z kolejnym SLAPP-em, wycelowując w stronę klientów pozwy o waloryzację kapitału, ale i tu TSUE pogroził im palcem, wydając w styczniu 2024 roku wyrok w sprawie C-488/23.
Bankom przedawniły się roszczenia o zwrot kapitału? Frankowicze dostają mieszkania za darmo
Europejska awantura o SLAPP to niejedyne zmartwienie bankowców, bo wskutek zeszłorocznych wyroków TSUE, ustalających jednolity start biegu terminu przedawnienia po stronie kredytobiorcy i kredytodawcy, kierowane przez nich instytucje muszą walczyć o prawo do odzyskania wypłaconego konsumentom kapitału.
Chodzi o to, że banki przez długi czas bardzo opieszale podchodziły do formułowania stosownych odpowiedzi na roszczenia konsumentów dotyczące nieważności umowy i zapłaty. Banki po prostu negowały te roszczenia, a z wystąpieniem o zwrot kapitału czekały nierzadko do uzyskania wyroku sądu. Teraz może je to drogo kosztować. Jeżeli termin przedawnienia roszczeń inicjowany jest tym samym zdarzeniem tak po stronie banku, jak i jego klienta, to w przypadku pozwów (a nawet niektórych reklamacji) złożonych przed ponad trzema laty, pozostawionych bez określonej reakcji przedsiębiorcy, sądy mają powód by zasądzić przedawnienie roszczenia o zwrot kapitału.
Takie wyroki już zapadają – jeden z nich niedawno wydano w Sądzie Okręgowym w Płocku. Nie jest to pierwszy w Polsce przypadek przedawnienia roszczeń banku o zwrot kapitału: wcześniej podobne wyroki zapadały w sądach w Warszawie i Poznaniu.
Jesteśmy wręcz przekonani, że na tych wyrokach się nie skończy.
PODSUMOWANIE:
Założenia ustawy frankowej, nad którymi pracuje obecnie rząd, nie są krzywdzące dla frankowiczów. Zawierają w sobie przede wszystkim rozwiązania usprawniające pracę sądów i zachęcające strony do godzenia się. Zachęcające, a nie zmuszające. Kredytobiorcy po wejściu w życie ustawy frankowej nadal będą mogli pozywać banki o ustalenie nieważności swoich umów i o zapłatę. Rząd nie chce ingerować w orzecznictwo i nie planuje blokować frankowiczom drogi do odzyskania świadczenia nienależnego.
Powodem planowanych zmian legislacyjnych jest chęć ułatwienia pracy sądom, które w tej chwili mają do rozpatrzenia blisko 200 tys. nadmiarowych spraw cywilnych, w oczywisty sposób wpływających na możliwość uzyskiwania przez obywateli orzeczeń w rozsądnym czasie. Banki są jednak znane z manipulowania faktami i przedstawiania rzeczywistości w sposób korzystny dla siebie, dlatego frankowicze muszą uważać na to, jak zaprzyjaźnione z sektorem finansowym media będą przedstawiać w najbliższym czasie skutki wejścia ustawy w życie.