Niezawisłość sędziów jest czymś, co większości Polaków kojarzy się pozytywnie, chociażby z prawem do uzyskania sprawiedliwego wyroku. Sędzia powinien być niezależny i niepodatny na wpływy. Czy jednak jest to równoznaczne z tym, że w wydawaniu wyroków może kierować się własnym widzimisię, ignorować kluczowe z perspektywy konsumentów wyroki TSUE, a wręcz sprzyjać w swoich decyzjach jednej, konkretnej stronie sporu? Mogłoby się wydawać, że nie. A tymczasem w Polsce wciąż takie praktyki sędziów są tolerowane, co doskonale widać na przykładzie spraw frankowych. Czy sędziowie, którzy jawnie i zupełnie publicznie obierają stronę sektora bankowego, powinni orzekać w sprawach dotyczących nieważności kredytów we franku?
- W teorii prawo Unii Europejskiej jest nadrzędne w stosunku do prawa krajowego. Jednak w praktyce niektórzy sędziowie sukcesywnie ignorują wyroki zapadające przed TSUE i, orzekając w polskich sprawach, prezentują antykonsumenckie poglądy
- Nawet w warszawskim Wydziale Frankowym zdarzają się sędziowie starający się, wbrew woli konsumenta, utrzymać abuzywną umowę w mocy, także po wykreśleniu z niej klauzul niedozwolonych. Te epizodyczne wyroki są wykorzystywane przez sektor bankowy do stwarzania wrażenie niepewności prawnej
- Sędziowie, którzy wydają niekorzystne dla frankowiczów wyroki, sprzeczne ze wskazówkami TSUE, nie kryją się ze swoimi probankowymi poglądami. Piszą wspierające sektor artykuły prasowe, uczestniczą w organizowanych przez banki konferencjach i… postulują potrzeby zmian w prawie
- Ministerstwo Sprawiedliwości opracowuje bazę wyroków TSUE, która ma ułatwić sędziom orzekanie w sprawach o franki. Pytanie, czy po odpowiednim przeszkoleniu negatywnie nastawieni do frankowiczów sędziowie zaczną w końcu wydawać wyroki, które nie będą narażać Skarbu Państwa na roszczenia odszkodowawcze?
Gdzie kończy się niezawisłość sędziowska a zaczyna brak obiektywizmu?
Mogłoby się wydawać, że skoro prawomocne wyroki wydawane w sprawach frankowych są w 99 procentach korzystne dla konsumentów, to nie ma już w Polsce sędziów, którzy nie zgadzaliby się z unijnym orzecznictwem. Ten 1 procent przegranych nie bierze się jednak znikąd. W polskich sądach wciąż zasiadają sędziowie, którzy zdają się ignorować tych kilkanaście prokonsumenckich wyroków, które w sprawach z krajowego „podwórka” wydał Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej.
Niechęć do kredytobiorców może przybierać różne formy. Jedną z nich jest… przeciąganie spraw frankowych i niereagowanie na podejmowane przez pełnomocników powodów próby zachęcenia sędziego do podjęcia czynności w sprawie. Dla kredytobiorców to duży kłopot – jeśli postępowanie nie znajduje się w początkowej fazie, to wycofanie pozwu wiąże się z dużym ryzykiem, w tym związanym z poniesieniem kosztów postępowania.
Nieco mniej kłopotliwi wydają się sędziowie, którzy „nie lubią” frankowiczów i swoją antypatię okazują po prostu poprzez szybkie i stanowcze wydawanie niekorzystnych dla nich wyroków. Jeśli taki sędzia zasiada w sądzie I instancji, to kredytobiorca odwołuje się od takiego wyroku w nadziei, że ten zostanie zmieniony w apelacji. Tak dzieje się w zdecydowanej większości takich przypadków. Stąd dysproporcja pomiędzy sukcesami kredytobiorców frankowych w I i II instancji. W pierwszej frankowicze wygrywają ok. 97 proc. spraw, w drugiej, jak już wspomnieliśmy, o 2 pp. więcej.
Banki nie chciały, by sędziowie-frankowicze orzekali w sprawach o ustalenie. Teraz same promują sędziów, którzy sprzyjają sektorowi
Jeszcze jakiś czas temu banki agitowały za tym, by w sprawach frankowych nie orzekali sędziowie, którzy sami są frankowiczami. Podmioty te uważały, że tacy orzecznicy mogą być nieobiektywni, a ich pełnomocnicy prawni podnosili argument mówiący o tym, że nikt nie może być sędzią w swojej sprawie. Podejście sądów do tych wyłączeń było mieszane aż do momentu wydania przez Sąd Najwyższy uchwały III CZP 25/22. Eksperci są zdania że po tej uchwale, okrzykniętej przez media „frankową”, praktyka polegająca na wyłączaniu sędziów-frankowiczów z prowadzenia spraw dotyczących umów pseudowalutowych powinna mocno się ograniczyć.
Hipokryzja banków polega na tym, że – analogicznie do opisanego podejścia – nie postulują one wyłączania z prowadzenia frankowych spraw tych sędziów, którzy jawnie, tak na salach sądowych, jak i poza nimi, sprzyjają przedstawicielom sektora. I, wbrew ugruntowanemu orzecznictwu TSUE, wydają niekorzystne dla kredytobiorców wyroki.
Dobrym przykładem jest tu sędzia Sądu Okręgowego w Warszawie, Henryk Walczewski. Sędzia ten znany jest z antykonsumenckich wyroków, tzn. takich, które utrzymują kwestionowane przez konsumentów umowy frankowe w mocy, często już po eliminacji z nich zapisów o charakterze niedozwolonym.
Ów sędzia w jednej z zakończonych spraw uznał, że całkowita spłata przez kredytobiorcę zobowiązania powoduje wygaśnięcie stosunku prawnego stron, a zatem niemożność odwołania się przez konsumenta do przepisów dotyczących klauzul niedozwolonych.
Frankowy sędzia uczestniczy w konferencjach u boku bankowców. Czy tak wygląda niezawisłość sędziowska w Polsce?
Sędzia Walczewski odważnie prezentuje swoje kontrowersyjne poglądy również poza salami sądowymi. Doskonałym tego przykładem są jego wypowiedzi cytowane przez PAP w materiale z 12 grudnia br., (powstałym jako zbiór cytatów z konferencji) w których negatywnie odnosi się do pozwów kierowanych przez frankowiczów, twierdząc, że nie ma w nich „żadnego odniesienia do ekonomii”. Wg niego materia sądowa powinna w tym przypadku opierać się na arytmetyce finansowej, z uwagi na to, że charakter tych sporów jest właśnie finansowy. Sugeruje ustawodawcy, by ten poszukał rozwiązań właśnie na płaszczyźnie ekonomicznej, i podpowiada, że mogłoby chodzić o mechanizm umożliwiający kredytobiorcy obiektywne i bezstronne sprawdzenie potencjalnych kosztów procesu o ustalenie nieważności umowy. Wg niego ani osoby pozywające banki, ani nawet sami sędziowie, nie zawsze dysponują odpowiednią wiedzą w tym obszarze.
Co zasługuje na uwagę w tej wypowiedzi? Przede wszystkim jest to powielenie narracji samego sektora bankowego, sprowadzającej się do rzekomej „pazerności” kancelarii prawnych, które reprezentują kredytobiorców w sądach. W retoryce banków uczciwi adwokaci są zrównywani z nieetycznie działającymi kancelariami odszkodowawczymi. Jest to bardzo niesprawiedliwe dla tych pierwszych, którzy – uwzględniając wszystkie koszty związane z procesem – pobierają od kredytobiorcy znacznie niższe wynagrodzenie, i przede wszystkim kierują się w swojej pracy zasadami etyki zawodowej.
Interesujące jest również to, że sędzia podkreśla koszt procesu o ustalenie, w sytuacji, w której wygrane frankowiczów przeważają w sądach. A stronie wygranej należy się zwrot kosztów zastępstwa procesowego, który w dużej części pokrywa wydatki związane z postępowaniem.
Znamienny jest udział sędziego Henryka Walczewskiego w konferencji organizowanej m.in. przez Związek Banków Polskich, poświęconej „Wyzwaniom Bankowości”. W trakcie swojego wystąpienia negatywnie zrecenzował pracę krajowych sądów gospodarczych, stwierdzając, że brak wystarczającej ekspertyzy jest w nich „standardem aniżeli wyjątkiem”. Zaapelował również do ekonomistów i praktyków, by ci dostarczyli sędziom odpowiednią wiedzę z zakresu ekonomii. Prawda, że miło?
Konferencja miała miejsce 6 listopada. Nieco ponad miesiąc wcześniej, 27 września 2024 roku, sędzia Walczewski brylował na równie ważnym dla banków evencie. Chodzi o konferencję zatytułowaną „Prawno-ekonomiczne aspekty orzecznictwa w sprawach kredytów frankowych”, której organizatorem była Fundacja Laboratorium Prawa i Gospodarki. Sędzia miał tam możliwość zaprezentować swoje poglądy wśród takich znakomitości jak szef ZBP Tadeusz Białek, wielokrotnie przez nas cytowany „wielbiciel” frankowiczów Robert Gwiazdowski czy ex prezes mBanku, obecnie zarządzający Pekao S.A., Cezary Stypułkowski.
Jeżeli ktoś z Państwa byłby zainteresowany relacją z przebiegu konferencji, to informujemy, że na stronie bank.pl artykuł poświęcony wydarzeniu jest dostępny po opłacie. W odróżnieniu od relacji z innych, mających miejsce w ostatnim czasie, wydarzeń istotnych z perspektywy sektora.
Ci sędziowie zatrzymali się w czasie i nie uznają roszczeń frankowiczów: sprawdź, czy któryś z nich orzeka w Twojej sprawie
Oczywiście, sędzia Walczewski nie jest jedynym orzecznikiem uparcie niezgadzającym się z orzeczeniami TSUE w sprawach frankowych. O działalności antykonsumenckich sędziów informują zarówno grupy zrzeszające frankowiczów, jak i niektórzy adwokaci zmagający się z ich podejściem na salach sądowych. Całkiem niedawno głośno było o sprawie XIV C 160/22, zamkniętej 21 lutego 2024 roku wyrokiem SO w Poznaniu (XIV Zamiejscowy Wydział Cywilny z siedzibą w Pile). Sędzia Przemysław Okowicki oddalił roszczenia kredytobiorców o ustalenie i zapłatę, i – co niezwykle interesujące – podparł swoją decyzję orzecznictwem TSUE… tyle że za inspirację posłużyły mu wyroki sprzed 2020 roku, i to w większości dotyczące spraw z zagranicy. Sędzia całkowicie zignorował dużo nowsze wyroki, w dodatku dotyczące polskich frankowiczów. Dlaczego tak zrobił? Możemy się tylko domyślać.
Nie zawsze niezgodność opinii sędziego z poglądem TSUE przejawia się wydaniem wyroku oddalającego roszczenie nieważności umowy. Czasem chodzi o bardziej „niewinne” odstępstwa od wytycznych TSUE, np. wyrażające się w nieprzyznaniu kredytobiorcy pełnej należnej mu korzyści z tytułu odsetek ustawowych za opóźnienie. Taką sprawę opisał niedawno na profilu fb swojej kancelarii adwokat Jacek Czabański. Mowa o sprawie VI ACa 21/23, rozpatrzonej 13 marca 2024 roku przez Sąd Apelacyjny w Warszawie. Sędzia Jacek Sadomski oddalił roszczenie odsetkowe kredytobiorcy, mimo występowania aż dwóch terminów, od których, teoretycznie, owe odsetki mogłyby zostać zasądzone. Mowa o wezwaniu przedsądowym do zapłaty, datowanym na rok 2015, i pozwie, złożonym w roku 2016. W opinii sądu odwoławczego, zgodnie zresztą z wcześniejszą opinią wyrażoną wyrokiem Sądu Okręgowego, odsetki ustawowe za opóźnienie są kredytobiorcom należne dopiero od daty modyfikacji ich powództwa, co miało miejsce w roku 2020.
Autor wpisu na profilu Kancelarii zastanawia się głośno nad tym, czy Skarb Państwa będzie płacił za niezgodne z orzecznictwem europejskim wyroki polskich sądów. Jego zdaniem tak właśnie powinno być, a nawet więcej: sędzia za wyrządzone szkody powinien odpowiadać majątkiem, tak jak dzieje się to w przypadku pracownika, który wyrządza szkodę pracodawcy.
Antykonsumenckich orzeczników dotknęła bankowa bańka informacyjna?
Wracając jednak do tematu przenikania się środowisk sędziowskiego i korporacyjnego, warto zadać sobie pytanie: jak to się dzieje, że na konferencjach organizowanych lub wspieranych przez sektor bankowy brak jest prelegentów prezentujących poglądy zgodne z duchem TSUE? Dlaczego gdy na takie wydarzenia zapraszani są sędziowie, to dziwnym trafem zawsze są to ci, którzy negują lub reinterpretują wyroki Trybunału tak, by otrzymywane wnioski były korzystne dla sektora?
Niestety to samo tyczy się prawników. Na konferencje poświęcone zagadnieniom zahaczającym o działalność banków zapraszani są prawnicy reprezentujący podmioty gospodarcze, nie zaś konsumentów. W efekcie trudno mówić o ciekawej wymianie poglądów – wszak wszyscy uczestnicy mówią jednym głosem, a więc trudno, by wyszli z bańki informacyjnej, w której, jak wiele wskazuje, tkwią.
We wspomnianej konferencji zorganizowanej przez PAP uczestniczyła reprezentantka jednej z kancelarii, która wypowiedziała się w imieniu profesjonalnych pełnomocników. Stwierdziła ona, że kwestie ekonomiczne są „immanentnie związane z kwestiami umów kredytowych”. Podkreśliła też, że byłoby dobrze, aby sędzia był partnerem do rozmowy na temat merytorycznych argumentów, także tych z zakresu ekonomii, które profesjonalni pełnomocnicy przedstawiają w imieniu klientów na salach sądowych.
Z cytatu zamieszczonego na stronie PAP nie wynika niestety, że klientami tej kancelarii są podmioty gospodarcze, czyli w dużej mierze banki, w obsłudze których ów podmiot się wyspecjalizował.
Na koniec chcemy przypomnieć, że Ministerstwo Sprawiedliwości jest w fazie opracowywania i wdrażania rozwiązań mających na celu usprawnienie pracy sądów. W planach jest udostępnienie sądom „Bazy wiedzy”, agregującej wyroki TSUE, a także kompleksowe przeszkolenie sędziów w zakresie prawidłowego korzystania z tego narzędzia.
Bardzo nas ciekawi, czy po wdrożeniu tego planu antykonsumencko nastawieni sędziowie zaczną w końcu rozumieć sens wyroków TSUE i odwoływać się do nich w swoich orzeczeniach, czy może nadal będą stosować „orzeczniczą archeologię” i odkopywać skarby w postaci decyzji Trybunału sprzed wielu lat, w dodatku niezwiązanych jakkolwiek z krajowym rynkiem usług finansowych.
PODSUMOWANIE:
Sektor bankowy, dla podparcia głoszonych przez siebie tez, produkuje medialne autorytety, które – poprzez udział w promowanych przez bankowców konferencjach – zyskują ważny głos w dyskusji o krajowym oraz unijnym orzecznictwie.
Sens tych praktyk jest oczywisty: bankom zależy na uzyskaniu lepszej słyszalności wśród rządzących, którzy w ostatnich 3 latach wyraźnie odsunęli się od sektora, jak również na przekonaniu frankowiczów do tego, że wyroki w ich sprawach są niepewne. Wszak mogą zależeć od sędziego, który wcale nie pragnie, by poszkodowani w procederze frankowym konsumenci zyskali „darmowe kredyty”.
Ministerstwo Sprawiedliwości, chcące usprawnić postępowania frankowe, ma utrudnione zadanie, ponieważ nie może godzić w niezawisłość sędziowską. Jakiekolwiek działania w tym zakresie, zostałyby natychmiast wykorzystane w dyskusji politycznej, i tak mocno rozgrzanej przed wyborami prezydenckimi. Jedyne, co może zrobić resort, to… postawić na pracę u podstaw, czyli na szkolenia. Jeżeli ich przeprowadzenie sprawi, że choć jeden sędzia zawróci z antykonsumenckiej drogi, będzie można mówić o sukcesie ministerialnego programu.