Otwarta wojna frankowa nie przeszkadza bankom w notowaniu rekordowych zysków rocznych. A przynajmniej nie była taką przeszkodą dla Santander Banku Polska, który podał do wiadomości publicznej, ile zarobił w całym 2024 roku. Bank pobił swój własny rekord i udowodnił, że na produktach finansowych nadal można w Polsce doskonale zarabiać, wbrew twierdzeniom niektórych przedstawicieli sektora. Znany jest też szacunkowy wynik za IV kwartał 2024 roku, który okazał się o 12 proc. lepszy niż sugerowały prognozy analityków. Czy dotychczas niezdecydowani frankowicze z Santandera wykorzystają znakomitą kondycję banku i zawalczą w sądach o nieważność swoich umów? I czy w walce o sprawiedliwość pomoże im ustawa frankowa?
- Aż 5,21 mld zł netto zarobiła grupa Santander w całym 2024 roku. Skonsolidowany zysk netto za IV kwartał szacowany jest na 913 mln zł
- Roczne koszty ryzyka prawnego wyniosły w Santander Banku Polska 3,1 mld zł. To o 20 proc. więcej niż rok wcześniej
- W ostatniej chwili Santander zwiększył swoje rezerwy za IV kwartał z 1,17 mld zł do 1,44 mld zł. Bank poważniej zaczyna traktować kwestię zasilania frankowej skarbonki wyższymi kwotami – i ma ku temu dobre powody
- Ci frankowicze, którzy jeszcze nie pozwali Santandera, nie powinni dłużej zwlekać z decyzją. Strategia banku dobitnie wskazuje, że spodziewa się on kolejnych powództw
- Już niedługo frankowicz, pozywając Santander (jak i dowolny inny bank), będzie mógł liczyć na automatyczne wstrzymanie płatności kolejnych rat. Ma mu to zagwarantować ustawa frankowa. Co jeszcze warto wiedzieć o tym projekcie?
Santander Bank Polska z rekordowym zyskiem rocznym. Mimo rezerw na franki, podatku bankowego i wakacji kredytowych
Ilekroć publikujemy newsy takie jak ten, powracamy myślami do słynnej już wypowiedzi szefa KNF, Jacka Jastrzębskiego, wieszczącego upadłości w sektorze w przypadku odebrania bankom prawa do wynagrodzenia za korzystanie z kapitału. Od tamtego wystąpienia minęły już ponad 2 lata, a my nie możemy nadziwić się temu, jak dalekie od rzeczywistości okazały się prognozy przewodniczącego Nadzoru.
Mamy luty roku 2025, czas, w którym banki zaczynają informować o tym, ile wyniosły ich roczne zyski. Jednym z podmiotów, które udostępniły już część kluczowych danych, jest Santander. Jak podaje Grupa, jej łączny zysk netto w całym minionym roku wyniósł rekordowe 5,21 mld zł. To wzrost o blisko 8 procent względem roku 2023, gdy Santander Bank Polska zarobił w naszym kraju zawrotne 4,83 mld zł.
Co ważne, wynik ten udało się wypracować mimo szeregu przeciwności, takich jak koszty ryzyka prawnego kredytów w CHF (które wyniosły w 2024 roku 3,1 mld zł – to o ok. 20 proc. więcej niż rok wcześniej), podatek bankowy i decyzja rządzących o wydłużeniu wakacji kredytowych. Wstępne wyniki kwartalne Santandera również są imponujące, choć dalekie od historycznego rekordu. W IV kwartale Grupa zarobiła 913 mln zł, czyli o 53 proc. mniej niż w III kwartale i 7 proc. mniej niż w ostatnim kwartale roku 2023. Rezultat kwartalny wypracowany przez podmiot i tak okazał się o 12 proc. lepszy niż sugerowały oczekiwania rynku.
Santander z wysokimi rezerwami na przegrane w sądach i… lepsze ugody?
Tak duży spadek zysku można bardzo łatwo wytłumaczyć. Grupa Santander zawiązała w IV kwartale 2024 roku bardzo wysokie rezerwy na ryzyka prawne kredytów w CHF, wynoszące 1,44 mld zł. Pierwotnie rezerwy kwartalne Santandera miały wynieść „tylko” 1,17 mld zł, ale w ostatniej chwili władze podmiotu zdecydowały się na rozszerzenie odpisów. Dlaczego? Możemy się tego tylko domyślać.
Po pierwsze, nie da się już zawierać z frankowiczami tanich ugód. Kredytobiorcy doskonale wiedzą, że w mediacjach to oni, a nie bank, dyktują reguły gry. Alternatywą dla banku jest proces sądowy, który niemal na pewno zakończy się jego całkowitą klęską. Frankowicze ostro negocjują więc warunki porozumień, co z pewnością słono kosztuje Grupę.
Po drugie, bank rozumie już, że do pełnego pokrycia ryzyk prawnych związanych z hipotekami frankowymi wciąż jest długa droga. Nie wystarczy bowiem samo zabezpieczenie środków na kontrowersyjne umowy wciąż pozostające w bilansie. Zagrożeniem są także kredyty zamknięte, nawet przed kilkoma laty, które nadal mogą zostać zakwestionowane.
Przedawnienie roszczeń dot. zwrotu kapitału zmusi banki do dotwarzania wyższych rezerw?
Czymś, o czym banki bardzo niechętnie mówią, jest kwestia przedawnienia ich roszczeń. Jeżeli kredytobiorca przed ponad trzema laty składał w banku reklamację na warunki swojej frankowej umowy, a bank mu tej reklamacji nie uwzględnił, temat wcale nie jest zapomniany. Przeciwnie, to bomba z opóźnionym zapłonem, bo jeśli taki klient złoży swój pozew teraz, domagając się nieważności umowy (lub samej zapłaty, jeśli kredyt został już spłacony), bank – kierując wobec niego kontrroszczenie – może mieć problem z jego wyegzekwowaniem.
Nie wolno bowiem zapominać, że termin przedawnienia roszczeń banku wynosi 3 lata i, zgodnie z obowiązującym orzecznictwem, powinno się go liczyć od momentu, w którym ów podmiot miał możliwość zaznajomić się z roszczeniem klienta. Istnieją realne podstawy, by uznać, że taki moment nastąpił właśnie, gdy do banku wpłynęła reklamacja klienta.
Niewykluczone więc, że banki zbroją się w wysokie rezerwy właśnie po to, by lepiej przygotować się na ten skrajnie negatywny scenariusz, oznaczający de facto darmowe mieszkania dla niektórych frankowiczów.
Banki, w tym Santander, zaczną rezygnować z apelacji? Mają ku temu powody
Jeszcze niedawno bankom nie przeszkadzała ogromna liczba toczących się przeciwko nim postępowań o nieważność i zapłatę. Wręcz przeciwnie, z lubością przeciągały takie sprawy poprzez składanie apelacji, a czasem nawet skargi kasacyjne słane do Sądu Najwyższego. Banki zaczynają jednak rozumieć, że ta taktyka jest ryzykowna.
Raz, że prowadzi do maksymalizacji kosztów sądowych i tych związanych z rozliczeniem nieważnej umowy (nie można zapominać, że kredytobiorcy, obok zwrotu świadczenia nienależnego, domagają się od banków także zapłaty odsetek ustawowych za zwłokę).
Dwa, że w sprawie, która wciąż jest „na taśmie”, wiele może się jeszcze zdarzyć. Przed TSUE mogą zapaść między innymi kolejne prokonsumenckie wyroki, np. odnoszące się szerzej do kwestii przedawnienia bankowych roszczeń (i polemizujące z funkcjonującymi w polskim prawie względami słuszności). Wniosek? Lepiej postawić na dynamiczną eliminację spraw z sądów, nawet kosztem szybszego sięgnięcia po rezerwy.
Jest wysoce prawdopodobne, że taką taktykę prędzej czy później zacznie szerzej stosować również Santander Bank (dołączając w ten sposób do podmiotów takich jak PKO BP, mBank, Millennium Bank, BNP Paribas, Deutsche Bank czy Raiffeisen Bank). Docieramy już do pierwszych wyroków, w których podmiot zdecydował się nie składać apelacji. Z takim przypadkiem spotkaliśmy się m.in. w sprawie I C 507/23, rozpatrzonej 25 kwietnia 2024 roku przez Sąd Okręgowy w Gdańsku.
Sąd uznał nieważność umowy Ekstralokum, zawartej w 2008 roku, a także zasądził od pozwanego na rzecz frankowiczów kwoty 52.321,13 zł i 36.420,96 CHF wraz z odsetkami ustawowymi za opóźnienie, liczonymi od 19 kwietnia 2023 roku do dnia zapłaty. Postępowanie trwało 14 miesięcy, a bank poddał spór bez składania apelacji. Jak wyjaśnia na swojej stronie reprezentujący powodów adwokat Paweł Borowski, jego klienci zyskali na tym wyroku łącznie 296 tys. zł.
Póki co kredytobiorcy chcący unieważnić umowę frankową z portfela Santander Banku muszą liczyć się z prawdopodobną dogrywką w apelacji. Ta przynosi zwykle dla banku mało pomyślne rezultaty, czego doskonałym przykładem jest sprawa V ACa 1663/22. Dnia 15 kwietnia 2024 roku Santander Bank Polska przegrał w Warszawie sprawę apelacyjną, czego skutkiem jest prawomocna już decyzja unieważniająca kwestionowaną przez powodów umowę.
Bank apelował od wyroku Sądu Okręgowego w Warszawie z dnia 11 lipca 2022 roku. Sprawa przed sądem II instancji została zamknięta po 17 miesiącach i przeprowadzeniu dwóch rozpraw. Jak informuje Kancelaria Sosnowski Adwokaci i Radcowie Prawni, reprezentująca powodów w tej sprawie, wartość świadczenia zasądzonego od banku na rzecz jej klientów wyniosła 42 958,88 zł.
Znamy szczegóły projektu ustawy frankowej. Co warto o nim wiedzieć?
Jak rysują się perspektywy frankowiczów z Santandera w świetle tego, co szykuje im Ministerstwo Sprawiedliwości? Mowa oczywiście o ustawie frankowej, której projekt w pełnej krasie w końcu trafił do mediów. Ustawa zawiera szereg rozwiązań, spośród których tylko część można uznać za nową. Warto tu zwłaszcza wspomnieć o automatycznym wstrzymaniu wykonywania umowy wraz z momentem, w którym pozwanemu podmiotowi zostanie doręczone powództwo klienta. Drugim rozwiązaniem godnym podkreślenia jest plan Ministerstwa polegający na nadaniu wykonalności wyrokom sądów I instancji. Oba te rozwiązania oczywiście nie podobają się bankom.
Przedstawiciele sektora chwalą natomiast inny pomysł z projektu ustawy, w skrócie polegający na możliwości dochodzenia przez bank roszczenia wzajemnego w ramach tego samego postępowania. Takie rozwiązanie samo w sobie nie brzmi źle – w końcu po co mnożyć bezsensownie postępowania o nieważność/zapłatę i te o zwrot kapitału, skoro to wszystko można załatwić przy tej samej okazji. Problematyczne mogą okazać się natomiast szczegóły techniczne rozwiązania. Wiele wskazuje bowiem na to, że resortowi zależy na powrocie do rozliczeń stron zgodnych z teorią salda, mniej korzystną dla kredytobiorców przez wzgląd na sposób naliczania odsetek.
O ile w przypadku teorii dwóch kondykcji kredytobiorca może liczyć na odsetki ustawowe za zwłokę liczone od pełnej kwoty roszczenia (wartości świadczenia nienależnego), o tyle już w przypadku teorii salda odsetki te są naliczane przez sądy wyłącznie od nadpłaty, którą klient przekazał bankowi ponad użyczony kapitał. Wniosek jest więc prosty: pozwałeś bank o spłacany kredyt, nim wartość uregulowanych rat przekroczyła kwotę wypłaconego Ci kapitału? Jeśli projekt ustawy wejdzie w życie, możesz pożegnać się z odsetkami za zwłokę.
Pełnomocniczka ministra ds. ochrony praw konsumentów ujawnia w rozmowie z Newsweekiem, co myśli o frankowych prawnikach
Czy jest szansa, że niewłaściwie zinterpretowaliśmy treść projektu ustawy? Bardzo chcielibyśmy, żeby tak właśnie było. Niestety z wywiadu, który przeprowadził Newsweek z pełnomocniczką ministra sprawiedliwości ds. ochrony praw konsumentów (jest nią dr Wiewiórowska-Domagalska), nie wynika tak naprawdę nic innego. Swoją drogą bardzo zdziwiło nas, jak wiele miejsca w tej rozmowie poświęcono kancelariom prawnym reprezentującym frankowiczów. Dr Wiewiórowska-Domagalska sugeruje w rozmowie, że wśród tych podmiotów są takie, którym nie zależy na szybkim i sprawnym kończeniu frankowych procesów.
Daje do zrozumienia, że to podejście jest charakterystyczne dla podmiotów rozliczających się z klientami w oparciu o success fee. Krótko mówiąc, im więcej sąd zasądzi na rzecz klienta, tym więcej kancelaria zarobi na sprawie. Naprawdę? A czy przypadkiem nie jest w interesie klienta, aby prawnik starał się wywalczyć dla niego maksymalną korzyść? Czy zgodne z etyką byłoby podejście prawników na zasadzie „okej, miejmy to już z głowy, nieważne, kto zaczął, podajmy sobie ręce i rozejdźmy się w zgodzie”? Przecież ci prawnicy latami edukowali konsumentów w zakresie tego, jakie przysługują im prawa w sporze z bankiem.
Już w 2021 roku wiadomo było, że z perspektywy Sądu Najwyższego preferowanym sposobem rozliczeń nieważnej umowy jest właśnie teoria dwóch kondykcji. Mając to na uwadze, kredytobiorcy podejmowali określone decyzje w sprawie pozwu. Prawnicy mają nagle zacząć udawać, że tych ustaleń SN nie było, podobnie jak i serii mówiących to samo wyroków TSUE, tylko po to, by resort cieplej o nich myślał? Wolne żarty.
Prawnicy krytykują pomysł mediacji z powodu odsetek? A może z powodu kuriozalnych praktyk samych mediatorów?
Kolejnym zarzutem, który pełnomocniczka ministra stawia kancelariom, jest ostra reakcja tych podmiotów na pomysł projektu mediacji. I dodaje, że niektóre kancelarie mają zapis w umowach, zgodnie z którym „odsetki wypłacane przez bank będą dla nich”. A jak wiadomo ugoda wiąże się z brakiem odsetek. Gdyby ktoś wyrwał tę wypowiedź z kontekstu, a następnie zaproponował, byśmy spróbowali odgadnąć jej autora, mielibyśmy z tym bardzo poważny problem. Nie będziemy ukrywać: w pierwszej kolejności stawialibyśmy jednak na szefa Związku Banków Polskich, w drugiej na byłego już prezesa mBanku. Nie na kogoś, kto reprezentuje interesy konsumentów.
Postawimy się troszkę w roli „adwokata adwokatów”. A może problem, który ma środowisko prawne z programem „Mediacji frankowej” (który ruszył już w XXVIII Wydziale Cywilnym), wynika z zupełnie z czego innego, np. z tego, że kredytobiorcy są straszeni (przez niektórych sędziów, ale też przez mediatorów) finansowymi konsekwencjami odmowy udziału w mediacjach? Czy naprawdę przedstawiciele resortu liczyli, że adwokaci i radcowie prawni będą potulnie przyglądać się temu, jak ich klientów, w dużej części niezainteresowanych ugodą (w końcu otrzymali już od banku po kilka propozycji), przymusza się do wybierania między udziałem w mediacjach a poniesieniem kosztów sądowych, w tym zastępstwa procesowego strony przegranej? Bo przecież taka argumentacja jest przeciwko nim używana.
Resort sprawiedliwości nie chce, by frankowicze zarabiali na odsetkach. Czy po to tworzona jest ustawa frankowa?
W rozmowie pada sugestia, iż proces jest w tej chwili najlepszą lokatą na rynku – wszak odsetki ustawowe za opóźnienie wynoszą ponad 11 proc. i są liczone także za okres oczekiwania na wyznaczenie rozprawy. Tymczasem banki w swoich promocyjnych ofertach lokat (dostępnych na okres trzech miesięcy) proponują oprocentowanie rzędu 8,5 proc. Wniosek jest dla nas klarowny. Resort, poprzez rozwiązania forsowane w projekcie, dąży do tego, by banki nie musiały płacić frankowiczom odsetek. Stara się więc chronić podmioty dysponujące potężnymi departamentami prawnymi przed ryzykiem, które te same na siebie sprowadziły pod postacią masowych apelacji.
Wg zapowiedzi priorytetem ustawy miało być szybsze wyprowadzenie frankowych spraw z sądów. Można to osiągnąć na wiele sposobów – na przykład poprzez kolejną zmianę właściwości rzeczowej sądów w sprawach dotyczących kredytów w CHF, co pozwoliłoby skierować część tych postępowań do rejonów, zamiast do okręgów. Z pewnością dużą pomocą byłoby utworzenie kolejnych wyspecjalizowanych wydziałów frankowych, chociażby w miastach takich jak Wrocław, Kraków czy Gdańsk, gdzie po nowelizacji kpc doszło do radykalnego wzrostu liczby nowych powództw. Zamiast tego ustawa przemyca sprytny pakiet pomocowy, ale dla banków:
- frankowe mediacje, które miały być dobrowolne, a w praktyce trudno się będzie z nich wymiksować, przynajmniej bez ryzyka finansowego
- teorię salda, która miała na dobre odejść do lamusa, a właśnie jest poddawana procesowi „rewitalizacji”.
Pewne nadzieje wiążemy z tym, że projekt ustawy najprawdopodobniej zostanie skierowany jeszcze do społecznych konsultacji. Chcemy wierzyć, że tak będzie. Być może w toku takich konsultacji resort zrozumie, że intencje prawników strony konsumenckiej nie są wcale złe czy merkantylne, a ich obiekcje są podyktowane przede wszystkim dobrem klientów. Klientów, którzy uwierzyli w określony porządek orzeczniczy wzmocniony wyrokami TSUE i uchwałą frankową. I byli pewni, że ta władza, będzie ów porządek respektować.
PODSUMOWANIE:
Duże banki giełdowe, takie jak Santander, wciąż zarabiają na polskich klientach naprawdę ciężkie pieniądze. Tymczasem polskim obywatelom sprzedawana jest wciąż narracja sugerująca, że podmiotów tych nie stać na uczciwe rozliczenia abuzywnych umów, zgodne z tym, co zawyrokował TSUE. Narracja ta jest tak przekonująca, że dał się na nią złapać nawet resort sprawiedliwości, starający się obecnie złagodzić finansowe skutki, które spadną na banki w związku z masowymi rozliczeniami nieważnych kredytów.
Banki są znane z tego, że lubią prywatyzować zyski i uspołeczniać koszty. I teraz robią to samo. Bo czy frankowicze, którym bank, zgłaszając roszczenie wzajemne, będzie mógł podyktować formę rozliczeń (niezgodną z duchem orzeczeń TSUE), potulnie zaakceptują „prezent”, jaki szykuje im resort? A może będzie dokładnie odwrotnie i zamiast tego, będą pozywać Skarb Państwa za to, że ustawą frankową pozbawiono ich prawa do odsetek ustawowych za zwłokę?
Banków zapewne to nie obchodzi. Ale speców z ministerstwa powinno.