Gdy po zmianie władzy Ministerstwo Sprawiedliwości zapowiedziało działania zmierzające do udrożnienia wydziałów cywilnych i wyprowadzenia spraw frankowych z sądów, byliśmy przekonani, że całe przedsięwzięcie będzie zgodne z duchem orzeczeń TSUE. Ale im więcej wiemy na temat planów resortu dotyczących ustawy frankowej, tym mniej wierzymy w szczere intencje władzy. Wywiad, który dziennikarka Rzeczpospolitej przeprowadziła z pełnomocniczką ministra sprawiedliwości ds. ochrony praw konsumenta, tylko podsyca nasze dotychczasowe obawy. Ministerstwo, porządkując sytuację w sądach, nie jest zainteresowane pomocą frankowiczom, a koncentruje się na celach czysto technicznych. Podejście to, niestety, sprzyja przede wszystkim bankom, które już cieszą się na myśl o narzędziach, które chce im przyznać resort. Jakie nastroje panują obecnie w Ministerstwie Sprawiedliwości, gdy chodzi o ustawę frankową? I co myśli się tam o inicjatywie pełnomocników kredytobiorców, którzy nie chcą, by ustawa weszła w życie w obecnym kształcie?
- Kilka dni temu Ministerstwo Sprawiedliwości skończyło przyjmować krytyczne uwagi dotyczące projektu ustawy frankowej. Wiadomo o przynajmniej kilkudziesięciu zgłoszeniach, pochodzących zarówno od prawników, jak i od samych konsumentów
- Ze słów pełnomocniczki ministra Bodnara wynika, że są małe szanse na to, iż treść ustawy ulegnie jeszcze znaczącym zmianom. Ministerstwo chce, by ustawa weszła w życie w II kwartale 2025 roku
- Postawa frankowych prawników, zgłaszających swoje uwagi co do projektu ustawy, jest postrzegana przez przedstawicielkę resortu dość krytycznie. Doszukuje się ona w tym środowisku nieczystych intencji, głównie związanych z chęcią wysokiego zarobku
- W trakcie rozmowy pełnomocniczki ministra z dziennikarką portalu Rzeczpospolita nie padły konkretne przykłady zastrzeżeń formułowanych przez prawników pod adresem projektu ustawy. Temat został spłycony i sprowadzony do walki kancelarii o własne interesy. Czy słusznie?
Ministerstwo Sprawiedliwości jest zmotywowane do szybkiego wprowadzenia ustawy frankowej. Czy pośpiech jest w tym przypadku wskazany?
Jeśli wszystko dobrze pójdzie, to ustawa frankowa wejdzie w życie jeszcze w II kwartale 2025 roku – tak wynika z rozmowy, którą dziennikarka portalu Rzeczpospolita przeprowadziła z pełnomocniczką ministra sprawiedliwości ds. ochrony praw konsumentów, dr Anetą Wiewiórowską-Domagalską. Jest to chyba najdziwniejszy wywiad z panią pełnomocnik, z jakim do tej pory mieliśmy do czynienia. Wręcz rażący wydał nam się brak obiektywizmu po stronie dr Anety Wiewiórowskiej-Domagalskiej, która do tej pory wypowiadała się w dość ostrożny sposób o konflikcie kredytobiorców z bankami, nie atakując żadnej ze stron, a po prostu powołując się na statystyki i fakty.
Tym razem nad faktami górę najwyraźniej wzięło niezadowolenie z krytyki, która spadła na treść projektu ustawy frankowej. Ministerstwo Sprawiedliwości pracowało nad tym projektem kilka miesięcy i w lutym poddało go pod publiczne konsultacje. Swoje uwagi można było zgłaszać do zeszłego piątku. Z rozmowy, która miała miejsce na początku tego tygodnia, wynika, że resort otrzymał przynajmniej kilkadziesiąt krytycznych uwag dotyczących projektu. Uwagi spływały zarówno od prawników, jak i od konsumentów. O uwagach nadesłanych przez stronę konsumencką pełnomocniczka wypowiedziała się, naszym zdaniem, w dość lekceważącym tonie, wskazując, że – choć pochodziły one od różnych osób – to zawierały dokładnie tę samą treść. Uczestniczki rozmowy dały jasno do zrozumienia, że jest to element kampanii sterowanej przez kancelarie, niezadowolone z planów ministerstwa.
Czy tak jest w istocie? W naszej opinii nie.
Te propozycje z projektu ustawy frankowej nie podobają się pełnomocnikom konsumentów
Śledziliśmy uważnie działania kancelarii skoncentrowane na analizie skutków prawnych wprowadzenia w życie ustawy w zaproponowanym przez resort kształcie. Doświadczeni adwokaci i radcowie prawni, występując z imienia i nazwiska, czy to w webinarach, czy wpisach w social mediach, krok po kroku tłumaczyli, jakie skutki może wywołać ustawa forsowana przez Ministerstwo Sprawiedliwości. Przypomnijmy te najważniejsze:
- przyznanie bankom prawa do zawnioskowania o wzajemne rozliczenie roszczeń stron w ramach tego samego procesu pociągnie za sobą najprawdopodobniej powrót do teorii salda, o której negatywnie wypowiedział się zarówno TSUE, jak i Sąd Najwyższy. Efektem byłoby odebranie kredytobiorcom prawa do odsetek ustawowych za opóźnienie (co również jest sprzeczne ze stanowiskiem TSUE, wyrażonym m.in. w wyroku z maja 2024 roku, dla sprawy o sygnaturze C-424/22)
- zrzucenie na sądy krajowe obowiązku obliczania wysokości roszczeń wzajemnych po obu stronach sporu, także w kwestii odsetek ustawowych za opóźnienie. Jest to rozwiązanie kontrowersyjne z kilku powodów. Po pierwsze, ten dodatkowy obowiązek może wpłynąć na wydłużenie postępowań sądowych. Po drugie, sądy w przypadku kompensacji nie dostają od ustawodawcy podstawy prawnej do ustalania kursu przeliczeniowego CHF
- nadanie wykonalności wyrokom I instancji wywołuje obawy związane z pozbawieniem kredytobiorcy prawa do odsetek ustawowych za zwłokę w sytuacji, w której bank zdecyduje się na złożenie odwołania
- wprowadzenie automatycznego wstrzymania wykonywania umowy po doręczeniu pozwanej instytucji pozwu o nieważność umowy kredytowej jest rozwiązaniem kontrowersyjnym, gdyż nie daje konsumentowi opcji wyboru. Wszak kredytobiorca, który jeszcze nie spłacił bankowi kapitału kredytu, powinien sam zadecydować, czy chce kontynuować spłatę w trakcie postępowania sądowego, czy woli poczekać z rozliczeniem się z użyczonej kwoty aż do wydania prawomocnego wyroku sądu.
Najwięcej niepokoju wzbudzają właśnie kwestie okołoodsetkowe: prawnicy, krytykując projekt ustawy w obecnym brzmieniu, chronią interesy swoich klientów, którzy mogą zostać pozbawieni znacznej części odsetek ustawowych za opóźnienie, właśnie ze względu na prawdopodobne odejście od teorii dwóch kondykcji. Takie rozwiązanie będzie nie tylko sprzeczne z unijnym orzecznictwem i finansowo krzywdzące dla strony konsumenckiej, ale i może w bardzo prosty sposób wspomóc banki w dalszym komplikowaniu spraw sądowych. Teraz odsetki ustawowe za opóźnienie są dla banków sankcją o charakterze odstraszającym – ich wysokość jest tak dotkliwa, że banki w wielu przypadkach same rezygnują z apelacji i proponują swoim klientom porozumienia kompensacyjne, byleby tylko uniknąć kolejnych kosztów odsetkowych w postępowaniu drugoinstancyjnym. Zniesienie tych odsetek spowoduje, że przedłużanie procesów znów stanie się dla banków opłacalne.
Ministerstwo Sprawiedliwości okazuje się czułe na krytykę ustawy frankowej. Pełnomocniczka ministra przypisuje kancelariom nieczyste intencje
Niestety, wątek zmian w prawie do odsetek nie został szczegółowo omówiony w rozmowie Rzeczpospolitej z pełnomocniczką ministra. Temat odsetek został maksymalnie spłycony i wręcz strywializowany. Sprowadzono go do kwestii chciwości pełnomocników prawnych. Laik wyniesie z tej rozmowy mniej więcej tyle, że odsetki ustawowe za opóźnienie należne kredytobiorcom przekładają się na zyski ich pełnomocników prawnych. Dowie się, że kancelariom zależy na przewlekłości postępowań sądowych, bo im dłuższy proces, tym wyższe korzyści odsetkowe. Co więcej, ci sami prawnicy występują o odszkodowania za przewlekłość procesów, a Państwo Polskie te odszkodowania wypłaca.
Pani pełnomocniczka, zwykle chętnie powołująca się na konkretne dane i statystyki, tym razem zapomniała jednak doprecyzować, na jakie „kokosy” może liczyć klient takiej kancelarii, gdy jego sprawa ciągnie się latami. Choć wysokość przyznanej rekompensaty mieści się w widełkach 2-20 tys. zł, sądy zwykle zasądzają na rzecz frankowiczów wartość najniższą. Czy istotnie te 2 tys. zł są tak wysoką kwotą, by pełnomocnicy prawni i ich klienci byli skłonni dążyć do maksymalnego wydłużenia postępowań sądowych? Pomysł ten wydaje nam się wręcz absurdalny.
Bardzo niepokoi nas jednostronna narracja prowadzona przez pełnomocniczkę ministra ds. ochrony praw konsumentów. Sama nazwa piastowanego przez nią stanowiska w jasny sposób określa, czyje interesy powinna chronić. Tymczasem gdyby ktoś nam przedstawił cytaty z opisywanej rozmowy, bez podania autorstwa, stawialibyśmy, że słowa te wyszły z ust któregoś z przedstawicieli sektora bankowego, a nie strony rządowej. Warto dodać, że już na początku rozmowy pełnomocniczka ministra z rozbrajającą szczerością informuje, że ustawa nie ma na celu ochrony praw konsumentów. Wyjaśnia, że służy ona interesowi publicznemu, sądom i obywatelom. Ciekawe, kim w takim razie są ci konsumenci, jeśli nie obywatelami.
W rozmowie pominięto kwestię oczywistej winy banków: wszak to one są odpowiedzialne za wprowadzenie do obrotu wadliwych umów, przez które dziś mamy do czynienia z nieefektywnym działaniem wymiaru sprawiedliwości. Pani pełnomocnik w odniesieniu do ugód frankowych wprawdzie wspomina, że nie wszystkie banki są chętne zawierać tego rodzaju porozumienia, ale przechodzi nad tym tematem niezwykle szybko i gładko, tak jakby ta drobna krytyka miała być tylko formalnością. Z kolei kancelariom prawnym dostaje się na całej linii, choć robią one dokładnie to, do czego zostały powołane: bronią interesów konsumentów. Kto jak kto, ale pełnomocniczka ministra sprawiedliwości ds. ochrony praw konsumentów powinna doskonale rozumieć rolę, którą te podmioty spełniają.
Tymczasem w trakcie rozmowy panie dyskutują o tym, jak doskonałym biznesem jest obecnie prowadzenie kancelarii wyspecjalizowanej w sprawach przeciwko bankom. Obie wręcz deprecjonują pracę prawników, sugerując, że obecnie unieważnienia frankowych umów wymagają minimalnego nakładu pracy intelektualnej. Tymczasem nasze źródła jasno wskazują, że samo sporządzenie pozwu o nieważność i zapłatę wymaga kilkudziesięciu godzin pracy.
W związku z tymi dywagacjami nasuwa nam się jedno pytanie: skoro pomoc frankowiczom jest takim dobrym biznesem, to jakimi określeniami nazwać biznes sektora bankowego, który w zeszłym roku zarobił w Polsce 42 mld zł netto?
Ministerstwo Sprawiedliwości w kwestii kredytów frankowych zaczyna przejmować perspektywę banków?
Niestety, ale wygląda na to, że wielomiesięczne rozmowy o ustawie, prowadzone z udziałem bankowców, skutkowały zmianą nastawienia dr Wiewiórowskiej-Domagalskiej do strony konsumenckiej. Strony, która obdarzyła ją zaufaniem. Przedstawicielka resortu powiela niemal jeden do jednego przekaz rozpowszechniany obecnie przez sektor bankowy, obmierzony na zdyskredytowanie kancelarii prawnych. Czemu ma to służyć? Domyślamy się, że chodzi o danie kancelariom czytelnego ostrzeżenia. Przecież podmioty te przyglądają się legalności kolejnych umów kredytowych – chodzi tu zwłaszcza o kredyty konsumenckie oraz kredyty mieszkaniowe oparte o WIBOR.
Banki wszem i wobec komunikują, że masowe pozwy o SKD i WIBOR spowodowałyby w sektorze dotkliwe konsekwencje, w tym m.in. konieczność ograniczenia akcji kredytowej. Sektor daje do zrozumienia, że niepewność prawna związana z roszczeniami konsumentów może stanąć mu na drodze do finansowania gospodarki, a także tak potrzebnej w Polsce transformacji energetycznej. Banki dają w ten sposób rządowi znać, że problem abuzywnych umów i związanych z nimi roszczeń nie należy już tylko do sektora. Jest też problemem rządu, który albo zmieni swoje nastawienie względem roszczeń kredytobiorców, albo już wkrótce będzie musiał mierzyć się z kryzysem gospodarczym, jakiego III RP jeszcze nie widziała.
Czy prawnikom frankowym naprawdę zależy na tym, by ustawa nie weszła w życie?
Na koniec zastanówmy się, czy istotnie kancelarie prawne chcą storpedować wprowadzenie ustawy frankowej? A może jedynie zależy im, aby jej założenia były zgodne z unijnym orzecznictwem i dużą uchwałą frankową Sądu Najwyższego? Jak się okazuje, pełnomocnicy prawni są chętni, by współpracować z rządem w zakresie zmian ustawowych. W zgłaszanych uwagach nie ograniczają się tylko do krytyki. Wprost wskazują, co można by zmienić, poprawić, tak aby ustawa spełniała swój cel, tj. pozwoliła udrożnić krajowe sądy, i jednocześnie nie krzywdziła finansowo strony konsumenckiej.
Prawnicy są zwolennikami zabezpieczenia roszczeń konsumenta, ale nie wskutek wprowadzenia automatyzmu. Ich zdaniem zabezpieczenie powinno być przyznawane na wniosek frankowicza, bez względu na to, na jakim etapie spłaty pozostaje jego umowa. Proponują, by ustawodawca zrezygnował z zasady wprowadzania zmian już w trakcie trwającego postępowania i zagwarantował kredytobiorcom brak prawa po stronie banku do zgłaszania zarzutu zatrzymania. Uważają też, że banki, które składają pozwy o zwrot kapitału, jednocześnie upierając się przy ważności swoich umów, powinny być obciążane podwójnymi kosztami procesowymi, co mogłoby przełożyć się na udrożnienie sądów, a także skłonić banki do negocjacji ugodowych z klientami.
Prawnicy, celem wzmocnienia przekazu, istotnie zaapelowali do wszystkich zainteresowanych, by zgłaszali te uwagi do Ministerstwa. Nie przewidzieli jedynie, że tylko zirytują tym przedstawicieli resortu, którzy uznają takie działanie za obmierzone na korzyści własne kancelarii prawnych.
PODSUMOWANIE:
Powoli klaruje się, o co tak naprawdę chodzi w ustawie frankowej. Jej celem nie jest pomoc Polakom w pozbyciu się abuzywnych hipotek. Nie chodzi też o kwestie praworządności i unifikowania polskiego systemu prawnego z tym europejskim. Cele są dwa: po pierwsze, chodzi o wyeliminowanie masowych spraw frankowych z krajowych sądów. Po drugie, o ściągnięcie z banków choć części finansowej odpowiedzialności za wprowadzenie do obrotu setek tysięcy abuzywnych umów pseudowalutowych.
Jeżeli ustawa wejdzie w życie, kredytobiorcy wciąż będą mieli prawo unieważnić swoje frankowe umowy. Prawdopodobnie będą jednak mieć trudności z egzekwowaniem praw zagwarantowanych im przez wyroki TSUE.
Chodzi tu szczególnie o odsetki ustawowe za opóźnienie oraz zwrot kosztów zastępstwa procesowego. Te mało subtelne działania mają najprawdopodobniej skłonić konsumentów do godzenia się z bankami, czy to poza sądami, czy w Sądzie Polubownym przy UKNF. Pośrednio mają też dać jasny znak pozostałym grupom kredytobiorców, zainteresowanych zakwestionowaniem swoich umów, że wybór drogi sądowej nie jest najlepszym z możliwych.
I to właśnie wywołanie skutku odstraszającego wobec posiadaczy umów gotówkowych oraz hipotek mieszkaniowych opartych o WIBOR może mieć dla banków największe znaczenie.