Wielokrotnie pisaliśmy o wojnie na narracje, toczącej się pomiędzy bankami a kancelariami prawnymi. Wojna ta nie dotyczy już tylko kwestii kredytów we franku. Objęła również zagadnienia związane z tzw. sankcją kredytu darmowego, którą konsument może zastosować w przypadku wadliwej umowy pożyczki gotówkowej. Obecnie gra toczy się o to, która ze stron przekona opinię publiczną do swojej interpretacji wyroku TSUE z 13 lutego 2025 roku. Banki nie boją się brutalnych chwytów i próbują zdyskredytować swoich oponentów przy pomocy skarg do UOKiK oraz zawiadomień składanych bezpośrednio w samorządach adwokackich i radcowskich. Przedstawiciele sektora twierdzą, że kancelarie reprezentujące stronę konsumencką przekłamują sens unijnego wyroku. Upierają się przy tym, że to orzeczenie nie będzie mieć istotnego przełożenia na sytuację kredytobiorców w sądach. Jednocześnie akceptują roszczenia kredytobiorców w sprawach, w których sąd zdecydował się na wysłanie pytań prejudycjalnych do TSUE. Cel jest oczywisty: banki nie chcą, by Trybunał brał pod lupę kolejne zagadnienia związane z kredytami konsumenckimi. Skoro z umowami tych kredytów jest wszystko w porządku, to skąd ta determinacja?
- Rośnie napięcie pomiędzy bankami a kancelariami frankowymi. Ale powodem nie są kredyty w CHF, a sankcja kredytu darmowego, która w lutym po raz pierwszy trafiła przed oblicze TSUE
- Bankowcy chcą zakrzyczeć przekaz medialny kancelarii prawnych: wszystko po to, by do sądów nie trafiały kolejne sprawy o SKD, których na tę chwilę jest już ok. 15 tys.
- Przedstawiciele sektora bankowego tak bardzo nie chcą, by TSUE wypowiedział się w kwestii kredytowania kosztów kredytu, że uznają pojedyncze roszczenia swoich klientów. Robią to w przypadkach, w których sąd zdążył już sformułować pytania do Trybunału
- Intencje banków są oczywiste: podmioty te wiedzą, że stosowane przez nie praktyki mają nieuczciwy charakter i zrobią, co tylko się da, by krajowa linia orzecznicza nie została wsparta przez unijne stanowisko.
Zaostrza się konflikt pomiędzy bankami a kancelariami „frankowymi”. Poszło o nowy wyrok TSUE
Nie wakacje kredytowe i nie podatek bankowy, a roszczenia kredytobiorców dotyczące abuzywnych umów są obecnie największym problemem polskiego sektora finansowego. Banki wiedzą, że wakacje miną, z podatkiem sobie poradzą, ale tysiące sporów sądowych zostaną z nimi na lata. I wygenerują koszty idące w miliardy złotych, tak jak ma to miejsce w przypadku ryzyka kredytów we franku szwajcarskim.
Ale całego tego frankowego zamieszania zapewne by nie było, gdyby nie praca u podstaw, wykonywana latami przez najlepsze kancelarie prawne w Polsce, edukujące kredytobiorców w zakresie prawa bankowego i konsumenckiego, także w świetle unijnego orzecznictwa.
Do ryzyka kredytów frankowych banki zdążyły się już przyzwyczaić. Większość giełdowych podmiotów zabezpieczyła na poczet ryzyka prawnego tych umów kwoty przekraczające aktualną wartość aktywnego frankowego portfela. Sektor nie spodziewał się jednak, że problem masowych roszczeń nie rozwiąże się wraz z końcem sagi frankowej.
Kancelarie prawne reprezentujące stronę konsumencką nagłaśniają w mediach kolejną aferę, związaną z nieprawidłowościami w umowach kredytów oraz pożyczek konsumenckich. Tłumaczą Polakom, że umowa o taki produkt, która jest niezgodna z ustawą o kredycie konsumenckim, może zostać objęta sankcją kredytu darmowego, co w praktyce oznacza pozbawienie banku zarobku na kredycie.
Banki będą składać zawiadomienia do UOKiK i samorządów adwokackich na rzekome „manipulacje informacją”
W sądach toczy się już ok. 15 tys. spraw o sankcję kredytu darmowego i, co oczywiste, krajowi sędziowie zdążyli już wysłać do TSUE pierwsze pytania prejudycjalne odnoszące się do tej kwestii. Zapadł już nawet jeden wyrok, który potwierdza, że sankcja przewidziana w polskim prawie za naruszenia w umowach kredytów konsumenckich jest adekwatna. Unijny wyrok zapadł 13 lutego 2025 roku i dotyczył sprawy C-472/23.
Trybunał dał tym wyrokiem do zrozumienia m.in., iż instytucja kredytowa, która nie zadbała o przekazanie konsumentowi wymaganych informacji, na podstawie których mógłby on ocenić zakres swojego zobowiązania, może zostać pozbawiona zarobku na umowie. Podkreślił jednak, że ocena tego, czy taka sankcja powinna zostać zastosowana w danym przypadku, każdorazowo należy do sądu krajowego.
Po wyroku w mediach zawrzało. Prawnicy prześcigali się w interpretacjach stanowiska TSUE i objaśnianiu potencjalnych następstw tej decyzji. Wyraźne wzmożenie było zauważalne zarówno po stronie kancelarii prawnych, jak i samych banków.
Narracja była jednak zupełnie różna. Podczas gdy kancelarie prawne przekonywały, że wyrok TSUE jest sukcesem kredytobiorców i szeroko otwiera im drzwi do sankcji kredytu darmowego, strona bankowa studziła entuzjazm kredytobiorców, twierdząc, że orzeczenie C-472/23 o niczym tak naprawdę nie przesadza.
Trybunał nie stwierdził bowiem, że bank nie ma prawa do kredytowania kosztów kredytu i pobierania z tego tytułu odsetek. I to oczywiście prawda, tyle że… jest jedno ale, o którym więcej za chwilę.
Banki, nauczone przykrymi doświadczeniami wyniesionymi z wojny frankowej, nie zamierzają dawać kancelariom jakiejkolwiek taryfy ulgowej. Wobec zmasowanej akcji informacyjnej adwokatów, radców prawnych i kancelarii odszkodowawczych, sugerujących, że unijny wyrok jest sukcesem kredytobiorców, bankowcy zdecydowali się napisać zawiadomienie do UOKiK w przedmiocie rzekomej manipulacji informacją.
Stosowne zawiadomienia mają zostać wysłane również do samorządów adwokackich i radcowskich, w odniesieniu do naruszeń etyki zawodowej przez konkretnych prawników.
Banki same manipulowały informacjami w sprawie wyroków TSUE. Teraz są strażnikami moralności
Opisywana taktyka trochę przypomina starą jak świat metodę odwrócenia uwagi, znaną szerzej jako „łapaj złodzieja”. Banki, których prawnicy wielokrotnie nadinterpretowali wyroki TSUE czy też uchwały Sądu Najwyższego, stawiają się teraz w pozycji strażnika moralności. To o tyle śmieszne, że podmioty te, jak i reprezentujące je kancelarie, dopuszczały się oczywistych manipulacji w mediach, obmierzonych na zniechęcenie kredytobiorców do składania powództw.
Było tak na przykład wtedy, gdy TSUE wydał wyrok w sprawie C-520/21, odbierający bankom możliwość ubiegania się o wynagrodzenie za bezumowne korzystanie z kapitału. Wówczas przedstawiciele sektora byli zgodni co do tego, że nie wyczerpuje to tematu i zaczęli rozpowszechniać przekaz, zgodnie z którym wciąż przysługiwać im będą roszczenia dotyczące waloryzacji kapitału.
Taką narrację forsował wówczas m.in. najbardziej znany bankowy adwokat, Wojciech Wandzel, który w kilka tygodni od wyroku TSUE sugerował na łamach Rzeczpospolitej, że kwestia waloryzacji kapitału wcale nie jest zamknięta. Pozwolimy sobie zacytować fragment tej wypowiedzi pana mecenasa:
„TSUE nie wypowiedział się jasno, czy bank może w świetle dyrektywy 93/13 domagać się waloryzacji zwrotu kapitału kredytu. Posłużył się bowiem terminem „rekompensata”, podczas gdy waloryzacja sądowa jest jedynie dochodzeniem zwrotu kapitału według jego rzeczywistej, aktualnej wartości”
O tym, ile warte były te dywagacje, frankowicze przekonali się w styczniu 2024 roku. Wówczas TSUE wydał wyrok w sprawie C-488/23, jednoznacznie przekreślając wszelkie marzenia bankowców o waloryzacji kapitału.
Co mówi nam wyrok C-472/23 w kwestii kredytowania kosztów kredytu? Odpowiedź jest zaskakująca…
Ten sam bankowy prawnik jest niezwykle aktywny obecnie, po pierwszym wyroku TSUE w sprawie SKD. Nazywa firmy prowadzone przez swoich kolegów po fachu, reprezentujących w sądach stronę konsumencką, parakancelariami i twierdzi, że robią one „dobrą minę do złej gry”. W jego przekonaniu wyrok Trybunału w sprawie C-472/23 jest korzystny dla banków, o czym „parakancelarie” nie mówią, bo to nie sprzyjałoby pozyskiwaniu klientów.
Mówiąc szczerze, nie spotkaliśmy się jak dotąd z przypadkiem „frankowego” prawnika, który z równą pogardą i brakiem zawodowego szacunku wypowiadałby się o adwokatach wyspecjalizowanych w reprezentowaniu podmiotów gospodarczych. Zastanawiamy się, czy jest to po prostu kwestia klasy (bądź jej braku), czy może jednak chodzi o coś innego. Na przykład o to, że banki zdają sobie sprawę z nieuchronności masowych pozwów o SKD.
Bo choć prawdą jest, że TSUE w sprawie C-472/23 nie wypowiedział się w kwestii kredytowania kosztów kredytu, to uczciwie trzeba zaznaczyć, że sąd odsyłający w ogóle go o to zagadnienie nie pytał. Ale spokojnie, bo pytania odnoszące się do legalności praktyk polegających na pobieraniu odsetek od kwot, które nie zostały kredytobiorcy wypłacone do ręki, zostały już zarejestrowane w Trybunale. I to kilkukrotnie.
Podjęcie tej problematyki przez unijnych sędziów jest więc kwestią naprawdę niedługiego czasu, a banki mają kilka, może kilkanaście miesięcy na niezakłócone kolportowanie swojej kłamliwej narracji. Potem będzie już gorzej, zwłaszcza gdy przyjdzie do prezentacji najnowszych sądowych statystyk dotyczących SKD.
Banki uznają roszczenia kredytobiorców dot. SKD w sprawach, które mają trafić przed oblicze TSUE. Po co to robią?
Banki aż za dobrze zdają sobie sprawę z ryzyka i niektóre z nich decydują się na naprawdę desperacki ruch. Mianowicie… uznają roszczenia kredytobiorców w sprawach, w których sąd krajowy skierował pytania prejudycjalne do TSUE. Tak zrobił na przykład Santander Bank w sprawie rozpatrywanej przez Sąd Rejonowy dla Łodzi Śródmieścia. Sąd ten skierował do Trybunału aż 7 pytań odnoszących się do sankcji kredytu darmowego.
Pytania zarejestrowano w Luksemburgu pod sygnaturą C-566/24. Jak wskazują eksperci, uznając roszczenie i przegrywając sprawę, Santander liczy najprawdopodobniej na to, że TSUE zrezygnuje z wydawania orzeczenia w sprawie pytań zadanych przez łódzki sąd.
Jak podaje portal Business Insider, takich potwierdzonych przypadków uznania roszczeń jest więcej. Wspólny mianownik jest ten sam: bank akceptuje roszczenie kredytobiorcy, gdy w sprawie doszło do skierowania pytań prejudycjalnych do TSUE. Do uznania roszczeń strony powodowej doszło m.in. w postępowaniach, które skutkowały zarejestrowaniem w Luksemburgu spraw o sygnaturach C-678/22, C-71/24, C-180/24 i C-744/24. Warto dodać, że we wszystkich tych przypadkach pytania prejudycjalne dotyczyły m.in. kwestii naliczania odsetek od kosztów okołokredytowych, takich jak prowizje.
Pokazuje to, gdzie banki identyfikują swój najsłabszy punkt. Podmioty te bardzo serio traktują scenariusz, w którym masowa praktyka kredytowania kosztów kredytu i obciążania kredytobiorców odsetkami od kwot, których im nie wypłacono, doprowadza do powtórki ze scenariusza frankowego. I są tak zdesperowane, by temu zapobiec, że wolą uznać roszczenia kredytobiorcy i „strącić” sprawę z unijnej wokandy, niż dopuścić do ukształtowania się określonej linii orzeczniczej.
PODSUMOWANIE:
Hipokryzja sektora bankowego nie zna żadnych granic. Do takiego wniosku można dojść, analizując to, co wyprawiają banki po lutowym wyroku TSUE w sprawie SKD. Zachowania, które jeszcze rok, dwa lata temu wydawałyby się w sektorze nie do pomyślenia, są obecnie na porządku dziennym. Jawne ataki na kancelarie prawne, grożenie skargami do UOKiK i zawiadomieniami do samorządów zawodowych świadczą o jednym: konsumenci są blisko udowodnienia swoich racji przed TSUE.
Nerwowe zachowanie bankowców jest zrozumiałe: wszak ukształtowanie się niekorzystnej linii w sporach o SKD będzie kosztować sektor wiele miliardów złotych. Miliardów, których dowiązywanie w formie cyklicznych rezerw przypadnie na okres niższych stóp procentowych, a więc i słabszych wyników. Nie może więc dziwić, że bank woli uznać pojedyncze roszczenie kredytobiorcy i oddać mu kilka, kilkanaście czy kilkadziesiąt tysięcy złotych tytułem nienależnie pobranych odsetek, niż dopuścić, by sprawa trafiła przed TSUE i w efekcie miała wpływ na tysiące podobnych postępowań toczących się przed krajowymi sądami.
Banki popełniły już ten błąd w przypadku franków i nie chcą powielać go w bieżącej sytuacji. Z pewnością zrobią jeszcze naprawdę wiele, by zakrzyczeć narrację kancelarii prawnych i zdusić zainteresowanie pozwami o SKD w zarodku.