Już w czwartek 15 czerwca 2023 roku w Luksemburgu po raz kolejny zetrą się ze sobą argumenty frankowiczów i banków, w słynnym na całą Polskę sporze o wynagrodzenie za korzystanie z kapitału. Sprawa C-520/21 jest już na finiszu – wyrok TSUE powinien zostać wydany o 9.30 i zdaniem obserwatorów procesu będzie korzystny dla frankowiczów. Nie wiadomo tylko, jak bardzo. Wiele wskazuje na to, że sektor bankowy sam ukręcił bat na swoje plecy, wysuwając wobec kredytobiorców tzw. kontrpowództwa, w których poszczególne spółki żądały od klientów opłaty za to, że ci korzystali z udzielonego im kapitału. Z lutowej opinii Anthony’ego Michaela Collinsa, Rzecznika Generalnego TSUE wynika, że banki nie powinny liczyć na korzystny dla siebie werdykt. Jest bardzo prawdopodobne, że w czwartek to frankowicze będą otwierać szampana, a bankowcy zasiadać do inwentaryzacji swoich rezerw na ryzyko prawne kwestionowanych hipotek.
- W tym tygodniu Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej zdecyduje, czy bank może żądać od konsumenta opłaty za korzystanie z kapitału po sądowym unieważnieniu umowy kredytowej z winy przedsiębiorcy
- Jednocześnie TSUE wypowie się odnośnie tego, czy to konsument może skierować wobec instytucji finansowej roszczenie o wynagrodzenie za obracanie nienależnie pobranymi środkami
- Prokonsumencki wyrok w sprawie C-520/21 oznaczać będzie wielomiliardowe koszty po stronie sektora finansowego. Mowa o nawet ponad 100 mld zł, jakie banki będą musiały przeznaczyć na rozliczenia nieważnych umów kredytowych
- Gdyby nie ryzykowna taktyka banków, prawdopodobnie nie stałyby dzisiaj przed groźbą masowego rozszerzania powództw konsumentów o odszkodowanie czy waloryzację świadczeń. Czy buta bankowców obróci się przeciwko nim?
Sektor bankowy popełnił w relacji z konsumentami wszelkie możliwe błędy. Czy zapłaci za to wielomiliardową stawkę?
Hipoteki frankowe były popularne w wielu krajach Europy Środkowej i Wschodniej, ale nigdzie nie stały się tak wielkim społecznym problemem jak w Polsce. I w żadnym kraju prócz Polski nie dopuszczono do tego, by rozwiązanie owego masowego problemu zostało w całości oddane w ręce sądów. Polska jest pod tym względem ewenementem, co podkreślają dzisiaj bankowcy. Zapominają tylko dodać, dlaczego tak się stało. To sam sektor sukcesywnie torpedował wszelkie polityczne i społeczne inicjatywy służące uregulowaniu relacji stron frankowego sporu.
Przez lata bankom nie opłacało się konwertować kredytów we franku na złotówki, gdyż zarabiały gigantyczne kwoty na spreadach walutowych. Nie przewidziały tylko, że korzyści wynikające z kontrowersyjnych umów okażą się krótkotrwałe.
W końcu polski spór o franki trafił do TSUE, a unijni sędziowie dali krajowym orzecznikom solidne podstawy pod eliminowanie pseudowalutowych kontraktów z obrotu prawnego.
Wyrok TSUE z 3 października 2019 roku niczego nie nauczył sektora bankowego. Jego przedstawiciele dalej naiwnie wierzyli, że polubowne dogadywanie się z kredytobiorcami nie ma sensu. Gdy zainteresowanie pozwem o stwierdzenie nieważności umowy wzrosło, banki – zamiast wdrażać masowo programy ugód z kredytobiorcami – zaczęły pozywać swoich klientów o wynagrodzenie za korzystanie z kapitału.
I znów nie wzięły pod uwagę, że ta taktyka może bardzo szybko obrócić się przeciwko nim samym. Jeden z bardziej znanych frankowiczów w Polsce, Arkadiusz Szcześniak, prezes stowarzyszenia Stop Bankowemu Bezprawiu, zdecydował się odpowiedzieć na pozew swojego kredytodawcy, Millennium Banku, kolejnym powództwem.
Tym razem o wynagrodzenie za to, że ów podmiot latami bezumownie korzystał ze środków wpłacanych przez powoda w formie rat kredytu.
Sąd rozpatrujący tę nietypową sprawę zdecydował się na złożenie zapytania prejudycjalnego do TSUE. 16 lutego 2023 roku Anthony Michael Collins, Rzecznik Generalny TSUE zaprezentował swoje stanowisko w sprawie roszczeń stron konfliktu frankowego obejmujących sposób wzajemnych rozliczeń.
Uznał, że bank nie może żądać od konsumenta opłaty za korzystanie z kapitału, gdy umowa jest nieważna, ponieważ byłoby to sprzeczne z unijnym prawem.
Przedsiębiorca nie może bowiem czerpać korzyści z sytuacji, która jest wynikiem jego własnych bezprawnych działań. Dodatkowo, jeśli bank miałby prawo żądać tego rodzaju dodatkowej opłaty po uznaniu abuzywnego kontraktu za nieważny, nie czułby się odstraszony przed stosowaniem niedozwolonych praktyk w przyszłości.
A to dopiero jedna strona opinii Rzecznika. Odniósł się on także do roszczeń kredytobiorców. Stwierdził, że unijne prawo nie stoi na przeszkodzie temu, aby to konsument ubiegał się od przedsiębiorcy o opłatę za to, że podmiot ten bezumownie korzystał z pobranych świadczeń.
Rzecznik Generalny nie przesądził, czy takie wynagrodzenie byłoby konsumentowi należne, zatem – jeżeli TSUE przychyli się do tej opinii – sprawy tego rodzaju będą indywidualnie rozpatrywane przez krajowe sądy.
Ile banki zapłacą frankowiczom? KNF miesza się w narracji
Krótko mówiąc, jeszcze niedawno banki stały jedynie przed problemem w postaci masowych roszczeń konsumentów o stwierdzenie nieważności umowy. W 2021 roku KNF wyceniła potencjalną wartość tych roszczeń na 101,5 mld zł (w sytuacji, gdyby unieważniono wszystkie umowy frankowe i nie przyznano kredytodawcom prawa do wynagrodzenia za bezumowne korzystanie z kapitału).
Do tej pory sektor zdołał utworzyć rezerwy na ryzyko prawne hipotek we franku, które wyceniane są na ok. 40 proc. wspomnianej przez KNF kwoty. Dla porównania, jeśli bankom należne byłoby wynagrodzenie, o które wnioskują, sektor na rozliczenia z frankowiczami musiałby przeznaczyć „tylko” 70,5 mld zł.
Z tego wynika, że odebranie bankom prawa do opłaty za korzystanie z kapitału kredytu to dodatkowy koszt po stronie sektora w wysokości 31 mld zł. I na tym mogłoby się skończyć, gdyby nie zachłanność bankowców.
Jeżeli sędziowie TSUE uznają w czwartek, że bank nie tylko nie może żądać opłaty za kapitał, ale może też zostać obciążony kolejnymi kosztami, wynikającymi np. z roszczeń konsumentów o odszkodowanie czy waloryzację świadczeń, będzie to oznaczać dodatkowy wielomiliardowy wydatek po stronie sektora.
Eksperci dość ostrożnie szacują ten potencjalny koszt dodatkowy na od kilku do kilkunastu miliardów złotych. Tyle kosztować będzie bankowców nadmierne przekonanie o własnej nieomylności.
Sytuacja związana z kryzysem prawnym wokół hipotek frankowych przerosła najwyraźniej nie tylko sam sektor, ale i Komisję Nadzoru Finansowego. Szef KNF na przestrzeni ostatnich miesięcy wielokrotnie modyfikował swoją retorykę, jakby sprawdzając, które argumenty najlepiej przyjmą się medialnie i będą mieć największy wpływ na krajowych oraz unijnych sędziów.
Wpierw Komisja wyceniała koszt negatywnego orzeczenia w sprawie C-520/21 na ok. 30 mld zł, obecnie mówi już o 100 mld zł, nie nadmieniając przy tej okazji, że chodzi w tym wypadku o sumę pełnego rozliczenia frankowego konfliktu, a nie jedynie następstw prokonsumenckiego orzeczenia Trybunału we wspomnianej sprawie.
Dodatkowo sam szef KNF jeszcze w październiku 2022 roku próbował przekonać sędziów TSUE, że odebranie kredytodawcom możliwości zarabiania na nieważnych kontraktach doprowadzi gospodarkę do poważnego kryzysu, a nawet upadłości w sektorze. Dziś prezentuje już złagodzoną retorykę i twierdzi, że banki są przygotowane na negatywny wyrok. Skąd ta nagła zmiana?
Być może zauważono w końcu, że kreślenie czarnych scenariuszy nie oddziałuje ani na sędziów, ani na opinię publiczną, o kredytobiorcach frankowych nawet nie wspominając. Histeryczne głosy KNF są natomiast doskonale słyszalne wśród inwestorów zza granicy, którzy robią w Polsce interesy lub rozważają wejście na nasz rynek. Komisja Nadzoru Finansowego, chcąc pomóc sektorowi, robi Polsce czarny PR, nie zyskując w ten sposób dla kraju absolutnie żadnych korzyści.
Niewykluczone, że nadzorcy poszli w końcu po rozum do głowy i zrozumieli, że taka polityka może mieć bardziej niszczycielski wpływ na krajową gospodarkę niż krytykowane przez nich prokonsumenckie orzeczenia TSUE.