Ponad 180 tysięcy sporów o kredyty w CHF skierowano do tej pory na drogę sądową – to dużo, ale trzeba mieć na uwadze, że zdecydowana większość frankowiczów nie podjęła jeszcze decyzji, co zrobić ze swoją umową, czy to całkowicie spłaconą, czy wciąż aktywną. Od 2004 do 2009 roku, czyli w okresie boomu na franki, przedstawiciele krajowego sektora bankowego udzielili Polakom od 700 do nawet 900 tysięcy hipotecznych kredytów mieszkaniowych waloryzowanych kursem tej waluty. Ponad połowa umów została już wykonana – kredytobiorcy spłacili swoje zobowiązania i dziś próbują zapomnieć o finansowej traumie, jaką zafundowały im banki. Czy to mądra decyzja? W ten sposób nie tylko trwają w roli ofiary banku, ale pozwalają, by ten zatrzymał sobie dziesiątki, czasem nawet setki tysięcy złotych, które nienależnie pobrał. Eksperci prawni zwykle doradzają frankowiczom wybór drogi sądowej, niezależnie od tego, na jakim etapie spłaty jest ich umowa. Jak jednak pozwać bank, by nie zaliczyć falstartu i nie sprowadzić na siebie nowych problemów?
W tym artykule odpowiadamy na następujące pytania:
- Jak wyglądają najważniejsze bieżące dane z sądów dotyczące spraw frankowych?
- Ile można odzyskać od banku, pozywając go o nieważność umowy frankowej i zapłatę?
- Ile trzeba wydać na sądzenie się z bankiem i jaką kwotę z tego można odzyskać po wygranej?
- Jak NIE dać się wmanewrować w horrendalnie wysokie koszty pseudo opieki prawnej?
- Co zrobić, gdy bank wystąpi z propozycją ugodową: pierwszą, drugą i kolejną?
Sytuacja frankowiczów w sądach: dane aktualne w 2024 roku – co warto wiedzieć?
Aby móc odpowiedzieć na pytanie, czy warto pozwać bank za kredyt we frankach w 2024 roku, wpierw trzeba przytoczyć kilka istotnych statystyk. Te pozwolą nam „wczuć się w klimat”, który otacza aktualnie sprawy o kredyty frankowe. Oto kluczowe dane, spośród których część pochodzi bezpośrednio z sądów, część z banków, a część dostarczyły dobre kancelarie prawne:
- ponad 180 tys. – tyle sporów sądowych o franki zainicjowano do tej pory w Polsce
- ponad 87 tys. – tyle ugód banki zawarły do tej pory z frankowiczami
- 97 proc. – tyle spraw w przybliżeniu wygrywają w I instancji frankowicze przeciwko bankom
- 99 proc. – tak wygląda skala zwycięstw frankowiczów w apelacji
- niemal 91 tys. – tyle pozwów frankowych wpłynęło do sądów I instancji w 2023 roku
- ponad 60 tys. – tyle spraw o franki załatwiły sądy pierwszoinstacyjne w 2023 roku
- ponad 14 tys. – tyle frankowych postępowań zakończono w minionym roku w sądach II instancji
- 29,7 proc. – tyle powództw frankowych złożonych przeciwko mBankowi S.A. w 2023 roku dotyczy w całości spłaconych kontraktów.
Z przytoczonych statystyk wyłania się obraz bardzo optymistyczny dla kredytobiorców i wręcz druzgocący dla banków. Odpowiedź na pytanie: „czy w 2024 roku warto pozwać bank za kredyt we frankach?” jest jasna. Oczywiście, że warto. Pozwanie banku to nie tylko sposób na odzyskanie świadczenia nienależnego i, w przypadku aktywnej hipoteki, na uwolnienie się od zobowiązania kredytowego. W dobie wysokich odsetek ustawowych za zwłokę pozew za kredyt frankowy to znakomita inwestycja, o czym więcej w dalszej części artykułu.
Co zyska frankowicz, który w 2024 roku pozwie bank o nieważność kredytu i wygra?
To, jak bardzo kosztowny jest kredyt we frankach i jednocześnie jak bardzo opłacalne jest unieważnienie umowy kredytowej, najlepiej widać na liczbach.
Wyobraźmy sobie przykładowe małżeństwo kredytobiorców – państwa Frankowskich, którzy w 2007 roku podpisali w banku umowę o mieszkaniowy kredyt hipoteczny. Waluta waloryzacji to oczywiście CHF. Kwota, którą pożyczyli Frankowscy, to 280 tys. zł, a wybrany okres kredytowania to 25 lat. Frankowscy spłacali swój kredyt regularnie, w ratach równych, a do dnia dzisiejszego zdążyli oddać w ten sposób kredytodawcy kwotę ok. 258 tys. zł. Spłacili więc niemal cały kapitał kredytu. Mimo to bank chciałby, aby klienci oddali mu jeszcze 304,7 tys. zł – to więcej niż pierwotnie pożyczona kwota, więc Frankowscy kręcą na ten scenariusz nosem. Decydują się na pozew, który składają w banku 29 maja 2024 roku.
Proces trwa łącznie ok. 3,5 roku, a prawomocny wyrok sądu Frankowscy poznają 24 listopada 2027 roku. Sąd ustala nieważność umowy i zasądza rozliczenie stron sporu (banku i kredytobiorców) w oparciu o teorię dwóch kondykcji. Bank musi więc oddać to, co pobrał od kredytobiorców w toku wykonywania umowy, natomiast kredytobiorcy mają obowiązek rozliczyć się z kapitału kredytu.
Tu warto dodać pewne wyjaśnienia:
- po wyroku TSUE w sprawie C-287/22 z czerwca 2023 roku sądy stoją na stanowisku, że kredytobiorca-konsument, który walczy w sądzie z bankiem o nieważność abuzywnej umowy, może żądać przyznania mu zgody na wstrzymanie spłaty kredytu przez czas postępowania. Z tej możliwości korzystają Frankowscy, dzięki czemu kwota roszczenia o zapłatę pozostaje bez zmian aż do momentu ogłoszenia przez sąd, że ich umowa jest nieważna
- po wyrokach TSUE z grudnia (sprawy C-140/22 i C-28/22) sądy coraz częściej stają na stanowisku, że konsument, który pozywa bank o zapłatę, czyli o zwrot kwot spełnionych na podstawie nieważnej umowy, może żądać ustawowych odsetek za opóźnienie liczonych już od chwili, z którą bank dowiedział się o roszczeniu. Sąd w sprawie Frankowskich zasądził odsetki ustawowe od dnia 26 kwietnia 2024 roku, czyli od daty następującej po dniu, w którym bank otrzymał przedsądowe wezwanie do zapłaty.
Ile w tej sytuacji zyskują Frankowscy? Bank musi im oddać 258 tys. zł + odsetki, a sami muszą oddać kapitał, czyli 280 tys. zł. Odsetki od kwoty 258 tys. zł, przy założeniu, że bank wywiąże się z postanowień zawartych w wyroku w dzień po jego zapadnięciu, wyniosą w tym przypadku 104 tys. zł. Rezultat? Frankowicze po pełnym rozliczeniu z bankiem będą na plusie 82 tys. zł, a ich łączny zysk z wygranej (w porównaniu do sytuacji, w której spłacaliby swój kredyt do końca i nie pozwali banku) to 386,7 tys. zł!
Pozwanie banku o nieważność kredytu frankowego a koszty opieki prawnej w 2024 roku
Oczywiście aby zyskać tak gigantyczną korzyść jak w przykładzie wskazanym wyżej, trzeba wpierw wygrać z bankiem spór o nieważność umowy kredytu frankowego. A to staje się znacznie bardziej prawdopodobne, gdy kredytobiorców reprezentuje profesjonalny i przede wszystkim doświadczony w prawie bankowym pełnomocnik. Ile wynosi jego honorarium? Odpowiedź brzmi: to zależy.
Każda kancelaria ma swój własny model wyliczania wynagrodzenia, ale przyjmuje się, że zwykle koszty opieki prawnej zawierają w sobie dwa składniki. Po pierwsze, opłatę początkową (ta wynosi w renomowanym podmiocie od ok. 9 tys. zł wzwyż i można ją rozłożyć na raty), po drugie, premię za sukces (ta przeważnie jest wyrażona procentowo i wynosi ok. 3 do 5 proc., licząc od uzyskanej przez kredytobiorcę korzyści).
UWAGA – WAŻNE! Frankowicz powinien zwrócić uwagę na to, co dokładnie kancelaria rozumie przez „korzyść kredytobiorcy”, uzyskaną w wyniku wygranej. Czy korzyścią jest to, co sąd zasądził na rzecz powoda? A może korzyścią jest zasądzona kwota powiększona o wysokość salda zadłużenia klienta aktualną w momencie, w którym pozywał bank? To bardzo istotne bo znacząco wpływa na to, ile kredytobiorca zapłaci za opiekę prawną po wygraniu sprawy.
Załóżmy teraz, że Frankowscy, czyli kredytobiorcy z naszego przykładu, nawiązali współpracę z dobrą kancelarią, która pobrała od nich opłatę startową w wysokości 11 tys. zł, a następnie, już po prawomocnej wygranej, wystawiła rachunek uwzględniający success fee. Premia za sukces w tej kancelarii wynosi 5 proc. od kwoty, którą sąd zasądził od banku na rzecz kredytobiorcy, z uwzględnieniem korzyści odsetkowej. Łącznie więc rachunek Frankowskich wyniósł 29 100 zł.
Tu warto dodać, że, ponieważ Frankowscy wygrali spór z bankiem w całości, sąd zasądził na ich rzecz zwrot kosztów zastępstwa procesowego – to łączna kwota 18 900 zł. Frankowscy zapłacili pełnomocnikowi prawnemu z własnej kieszeni tylko 10 200 zł, co jest naprawdę niewysoką kwotą, jeśli weźmie się pod uwagę zysk, który odnieśli na unieważnieniu umowy.
Spółki kapitałowe podbijają rynek usług prawnych. I „golą” frankowiczów nie gorzej niż banki
Alternatywą dla pozwania banku z dobrą kancelarią adwokacką/radcowską jest podpisanie umowy z pseudokancelarią. Zwykle jest to spółka kapitałowa (sp. z o.o., ewentualnie S.A.), która niewiele wspólnego ma z kancelarią adwokacką – za wyjątkiem tego, że usilnie stara się za nią uchodzić. Taka firma działa w bardzo prosty i przebiegły sposób:
- zatrudnia dziesiątki handlowców, którzy pozyskują dla niej klientów, jak również stawia na szeroko zakrojoną kampanię marketingową w Internecie. Cel? Podpisanie jak największej liczby umów o współpracę. Zadanie to jest naprawdę łatwe do osiągnięcia, bo koszt początkowy opieki prawnej w takim podmiocie jest bardzo niski – wynosi zwykle od jednego do kilku tysięcy złotych. Dlaczego tak jest, o tym za chwilę
- następnie, po pozyskaniu klienta i podpisaniu z nim umowy, spółka podzleca jego sprawę podmiotowi zewnętrznemu – przeważnie jest to już docelowa kancelaria adwokacka/radcowska, która ma poprowadzić sprawę przed sądem. Współpraca kancelarii ze spółkami kapitałowymi jest uważana przez wielu specjalistów za nieetyczną. W praktyce decydują się na nią podmioty, które samodzielnie nie są w stanie przekonać do siebie klientów – nie mają doświadczenia i sukcesów, które świadczyłyby o ich renomie. Mają jednak bardzo ważną zaletę: mianowicie są tanie. I dlatego spółki kapitałowe chętnie dają im zlecenia
- adwokat wynajęty przez spółkę kapitałową składa w imieniu klienta pozew. Ponieważ obsługuje setki takich spraw, nie sili się na oryginalność. Wysyłane przez niego pisma to proste „kopiuj-wklej”, bez pogłębionej analizy sytuacji kredytobiorcy. Ponieważ linia orzecznicza jest już ujednolicona, a same sądy są przeciążone podobnymi do siebie sprawami z dziedziny prawa bankowego, zaskakująco chętnie unieważniają umowy i uznają roszczenia konsumentów, wskazane w, nierzadko pisanych byle jak, pozwach. Klient wygrywa więc sprawę – trwa to może nieco dłużej niż gdyby był reprezentowany przez dobrego adwokata, ale cel zostaje osiągnięty. Umowa staje się nieważna od dnia jej zawarcia
- klient jest zachwycony perspektywą darmowego kredytu i już liczy korzyści, które uzyska na wygranej w sądzie. Szybko rzednie mu mina, gdy przychodzi do… rozliczeń z kancelarią. Ta wystawia sowity rachunek za wygraną – oczekuje premii za sukces, która nie wynosi 5 procent, tak jak w dobrej kancelarii adwokackiej, tylko jest… 5 razy wyższa! Jakby tego było mało, firma stosuje taki model wyliczania korzyści po stronie klienta, który znacząco odbiega od praktyki w dobrych kancelariach. Mianowicie bardzo często jako korzyść zalicza ekstra wyzerowanie salda zadłużenia, co sztucznie podwyższa „zysk” kredytobiorcy o kilkaset tysięcy złotych! – W takim przypadku premia za sukces naliczana jest w dużej mierze od kwot, których frankowicz nigdy nie dostanie do ręki!
- na końcu zwycięstwo frankowicza w sądzie ma słodko-gorzki smak. Niby wygrał z bankiem, niby unieważnił kredyt, ale musi zapłacić rachunek za opiekę prawną wynoszący np. 120 tys. zł. Albo i więcej, bo i takie sytuacje się zdarzają. A może by tak po prostu nie zapłacić i żądać obniżenia honorarium? Nic z tego, bo sprytna spółka kapitałowa przewidziała, że klient może kręcić nosem na wysokość rachunku i zastrzegła w umowie z nim, że będzie pośredniczyć w rozliczeniach z bankiem. Przegrany bank nie wysyła więc zasądzonych środków bezpośrednio na konto kredytobiorcy, a do kancelarii, która z tej kwoty pobiera swoje honorarium, a resztę łaskawie oddaje klientowi.
Spółki kapitałowe działające na rzecz „pomocy frankowiczom” bez wątpienia szkodzą wizerunkowi doświadczonych prawników, którzy wprost marzą o uregulowaniu rynku. Są krytykowane również przez same banki za stosowanie klauzul abuzywnych w umowach z konsumentami, czyli, prościej mówiąc, za jawną hipokryzję.
Ugody frankowe 2024: ostatnia deska ratunku dla banków, by uciec przed odpowiedzialnością za abuzywne umowy
W 2024 roku, tak jak i w latach poprzednich, banki intensywnie namawiają frankowiczów na polubowne rozwiązanie sporu. Propozycją wyjściową jest zwykle ugoda według rekomendacji szefa KNF, czyli takie potraktowanie frankowego kredytu, jakby od początku był zobowiązaniem złotówkowym. Taka oferta mogła się wydać atrakcyjna jeszcze w 2021 roku, gdy frank szwajcarski był już drogi, natomiast stopy procentowe w Polsce pozostawały rekordowo niskie. Obecnie kredytobiorcom nie opłaca się konwertowanie kredytu na PLN i przechodzenie na WIBOR. Skutkiem jest to, że banki w swoich kwartalnych raportach finansowych prezentują coraz gorsze rezultaty programów ugodowych.
To z kolei zmusza je do ponawiania propozycji wobec tych klientów, którym ugoda była już oferowana. I którzy odmówili. Kolejne propozycje banku są zwykle korzystniejsze od tej pierwszej, choć pełnomocnicy prawni frankowiczów wskazują, że i tu nie ma żelaznej reguły. Bank może się uprzeć na pierwotną treść ugody i będzie wysyłał ją klientowi w niezmienionej formie, niezrażony kolejnymi odmowami, chyba tylko po to, by w sądzie udokumentować próbę polubownego rozwiązania sporu.
Teraz zastanówmy się, czy w ogóle warto podejmować z bankiem rozmowy o ugodzie. Doświadczony prawnik odpowie, że „to zależy”. I od sytuacji kredytobiorcy, i od tego, co proponuje mu bank. Oraz na jakie ustępstwa podmiot jest gotów. Zdarzają się korzystne ugody frankowe, ale ich wspólnym mianownikiem jest zwykle to, że są zawierane w sądzie, już po złożeniu przez frankowicza pozwu o nieważność umowy. Najbardziej skłonny do ustępstw bank będzie po wyroku I instancji, kiedy wiadomo już, że prawomocna nieważność umowy jest tylko kwestią czasu.
Wtedy bankowi będzie zależeć na zminimalizowaniu wydatków – zarówno tych związanych z apelacją, opieką prawną, kosztami zastępstwa procesowego, jak i tych wynikających z należnych kredytobiorcy odsetek za opóźnienie. Na tym etapie bank może „klepnąć” ugodę na zasadach z wyroku sądu I instancji, co pozwoli mu zaoszczędzić kilkadziesiąt tysięcy złotych, które bez wątpienia wydałby na odwołanie.
Natomiast ugoda pozasądowa, na warunkach zaproponowanych przez bank, nie jest prawie nigdy korzystna dla kredytobiorcy, a do tego pozbawia go prawnej możliwości dochodzenia roszczeń przed sądem. Gdy więc klient orientuje się, że poprzez konwersję kredytu dał się wmanewrować w wyżej oprocentowane raty, które będzie na domiar złego spłacał latami, od skutków złej decyzji nie ma już ucieczki. Dlatego, nim frankowicz podpisze ugodę, na jakichkolwiek zasadach, powinien wpierw skonsultować ten pomysł z doświadczonym prawnikiem. Ten przeczyta treść aneksu, obliczy, ile kredytobiorca jest w stanie zaoszczędzić na ugodzie i porówna korzyści z propozycji banku z tymi płynącymi z unieważnienia umowy. A wówczas prawdopodobieństwo, że kredytobiorca zechce godzić się z bankiem, spadnie niemal do zera.
Co dalej z kredytami frankowymi w 2024 roku? Nasza prognoza
Na koniec kilka słów od redakcji naszego portalu na temat prawdopodobnego rozwoju sytuacji w sądach w 2024 roku. Czego powinni spodziewać się kredytobiorcy w następnych kwartałach? Naszym zdaniem:
- do sądów będzie iść coraz więcej osób, których frankowe kredyty są już spłacone – niewykluczone, że pod koniec bieżącego roku co drugi nowy pozew frankowy będzie dotyczył wykonanej umowy
- banki nie będą proponować pozasądowych ugód frankowych na dużo korzystniejszych zasadach niż do tej pory – chętne do kompromisu będą dopiero na etapie postępowania sądowego
- Ministerstwo Sprawiedliwości najprawdopodobniej nie ureguluje w tym roku rynku usług prawnych, a więc pseudokancelarie nadal będą działać w najlepsze i walczyć o klienta z szanującymi etykę zawodową prawnikami
- do końca tego roku pojawią się pierwsze (po grudniowych wyrokach TSUE) orzeczenia sądów stwierdzające przedawnienie roszczeń banków o zwrot kapitału (choć raczej nie stanie się to dominującym trendem orzeczniczym, przynajmniej na razie)
- w 2024 roku padnie kolejny rekord wydanych wyroków
- ustawy frankowej jak nie było, tak nie będzie.
Zachęcamy naszych czytelników, by dzielili się z nami własnymi przemyśleniami dotyczącymi tego, jaki będzie rok 2024 dla kredytobiorców frankowych. Który bank będzie największym przegranym, a który w porę rozpocznie z kredytobiorcami negocjacje? I jak szybko Ministerstwo Sprawiedliwości będzie w stanie wdrożyć zapowiadane zmiany w sądach? Najbliższe miesiące zweryfikują nasze, jak i naszych czytelników przewidywania.