Przez całe lata frankowicze marzyli wręcz, aby banki pochyliły się nad problemem ryzyka walutowego w kredytach waloryzowanych kursem franka i zaproponowały klientom jakąś formę ugody, pozwalającą na sprawiedliwe rozwiązanie sporu. Banki jednak pozostawały obojętne na prośby klientów, a do zmiany zdania skłoniły je dopiero masowe przegrane w sądach. Teraz największe banki w Polsce już nie tylko proponują frankowiczom ugody – one wręcz namawiają klientów, by z nich korzystali! Jak to się stało, że banki przebudziły się z wieloletniego letargu i chcą nagle negocjować z kredytobiorcami, eliminując z ich umów niekorzystne klauzule przeliczeniowe? Gdzie tkwi haczyk?
Ugoda frankowa z bankiem – jakie są jej założenia?
Podczas przeglądania dowolnego portalu finansowo-prawnego wprost trudno nie natknąć się na materiały informacyjne dotyczące ugód dedykowanych frankowiczom. Banki inwestują ogromne środki, by kredytobiorcy zapragnęli skorzystać z propozycji, jaka czeka na nich w placówce.
Popularne powiedzenie mówi, że dobrej marki nie trzeba reklamować. Możemy pójść o krok dalej i zastanowić się, czy dobry produkt hipoteczny wymaga tak intensywnej reklamy, skoro jest (podobno) jednoznacznie korzystny dla kredytobiorcy? No właśnie. Czym więc w teorii jest ugoda frankowa, a jak wygląda praktyka?
Ugoda frankowa wg banku to:
- jedyna w swoim rodzaju szansa na szybkie wyeliminowanie ryzyka walutowego z umowy kredytu frankowego
- możliwość umorzenia części długu pozostałego do spłaty
- opcja przewalutowania kredytu po korzystniejszym kursie niż aktualny (oferty różnią się w zależności od konkretnego kredytodawcy)
- możliwość polubownego rozwiązania sporu bez konieczności angażowania sądu i wieloletniej batalii przed wymiarem sprawiedliwości.
Ugoda frankowa w praktyce to:
- zastąpienie ryzyka walutowego ryzykiem oprocentowania kredytu wg stawki WIBOR
- konieczność oczekiwania ok. 3 miesięcy na dopełnienie procedury zawarcia aneksu do umowy
- brak możliwości lub ograniczone szanse negocjacji – negocjator banku proponuje gotowy aneks i zwykle nie jest upoważniony do nanoszenia jakichkolwiek zmian. Kredytobiorca może zgodzić się na propozycję lub ją odrzucić
- zamknięcie sobie drogi do pozwu sądowego i unieważnienia umowy w przypadku, gdy nowe warunki okażą się jednak mniej korzystne niż zapowiadał bank.
Bank, proponując kredytobiorcy ugodę frankową, skłania go tak naprawdę do przewalutowania kredytu na złotówki po ustalonym przez kredytodawcę kursie. Frankowicz może wybrać, jaki rodzaj oprocentowania bardziej mu odpowiada – stałe czy zmienne. Żadna z tych opcji nie jest korzystna, gdy stopa referencyjna wynosi 6,75 proc., a WIBOR 3M to już 7,56 proc.
Czego może spodziewać się kredytobiorca w sytuacji, gdy zdecyduje się na przewalutowanie kredytu? Zamiast zyskać, prawdopodobnie na tym straci – zwłaszcza gdy do całkowitej spłaty kredytu jest jeszcze długa droga. Odsetki przy tak wysokich stopach procentowych będą bardzo wysokie. W praktyce, jeśli kredytobiorca w 2008 roku otrzymał od banku równowartość 200 tys. zł, a spłata zobowiązania została rozłożona na 360 rat, po przewalutowaniu na złotówki miesięczna płatność za taki kredyt może wzrosnąć o ok. 650 zł.
Jak na razie. A przecież nie jest powiedziane, że Rada Polityki Pieniężnej nie zdecyduje się na kolejne podwyżki stóp procentowych, które ponownie wywindują WIBOR, przekładając się na wysokość rat kapitałowo-odsetkowych.
Ale to jeszcze nie wszystko. Korzyść w postaci „umorzenia” części długu również jest iluzoryczna przy obecnych warunkach ekonomicznych. W wyniku przewalutowania omawianego powyżej przykładowego kredytu frankowego na złotówki łączna wartość zobowiązania kredytobiorcy… wzrośnie – i to niemało, bo o ok. 39 proc.!
Kolejna odsłona procederu frankowego – banki nie dają za wygraną
Po proponowanych przez banki ugodach jasno widać, że nie wyciągnęły one nauki z błędów popełnionych w przypadku procederu frankowego. W dalszym ciągu oferują kredytobiorcom korzyści, które są palcem na wodzie pisane, konsekwentnie przemilczając rzeczywiste ryzyko, jakie ciągnie za sobą taka ugoda.
Co będzie, gdy w wyniku konwersji kredytu na złotówki Twoja rata wzrośnie o kilkaset złotych – być może nawet więcej, w zależności od warunków kredytu i samej ugody? Banku to nie obchodzi. Co natomiast się dla niego liczy, to to, że w wyniku przewalutowania kredytu na złotówki nie tylko pozbędzie się ryzyka prawnego związanego z toksycznym produktem, ale upewni się że umowa będzie nadal realizowana. I nic już nie stanie na przeszkodzie do doprowadzenia jej do korzystnego (dla banku) finału.
Aby oddać sprawiedliwość bankom, trzeba przyznać, że niektóre z nich (głównie te z mniejszym portfelem kredytów frankowych) proponują swoim klientom preferencyjne warunki, np. przewalutowanie kredytu po kursie z dnia zawarcia umowy kredytowej lub nawet niższym.
W dalszym ciągu jest to opcja mniej korzystna finansowo niż unieważnienie umowy w sądzie, ale biorąc pod uwagę, że ugodę można zawrzeć dużo szybciej niż uzyskać prawomocny wyrok, w niektórych przypadkach będzie to propozycja godna rozważenia. Takie ugody to jednak zdecydowana mniejszość – największe banki proponują warunki dalece odbiegające od korzystnych.
Nie sposób też nie zauważyć, że duże podmioty zaczęły wdrażać i rozszerzać program ugód równolegle do decyzji RPP o podwyżkach stóp procentowych. Dopóki oprocentowanie kredytów złotowych było rekordowo niskie, banki nie chciały słyszeć o ugodach, a jeśli już je wdrażały, to były one kierowane do starannie wyselekcjonowanej, wąskiej grupy klientów.
Obecnie niemal każdy frankowicz może już wnioskować o pozasądową ugodę ze swoim bankiem – i samo to powinno dać kredytobiorcom do myślenia. Gdy bowiem bank wychodzi z inicjatywą i intensywnie promuje jakiś produkt w przestrzeni publicznej, chce na tym zarobić. Nie stracić mniej niż w sądzie, jak się to powszechnie przedstawia – wszak ugoda ma być spotkaniem się „w połowie drogi”.
Duży bank, który używa tej metafory, zapomina jedynie dodać, że na tej drodze czekają klienta liczne wyboje i jeśli nie będzie uważał, to może zaliczyć wyjątkowo nieprzyjemny upadek. Można go jednak uniknąć, uważnie analizując wszelkie aneksy, które bank podsuwa, by polubownie zakończyć spór.
Nieodzowna w tej analizie jest pomoc doświadczonego prawnika, który bez trudu wychwyci wszelkie fałszywe nuty w pokojowej pieśni kredytodawcy i doradzi, w jaki sposób ustrzec się przed ryzykiem walutowym i zagrożeniem związanym z wysokim oprocentowaniem kredytów złotowych.
W większości przypadków jedynym wyjściem okaże się pozew sądowy i walka o unieważnienie bądź odfrankowienie umowy – tylko w ten sposób można bowiem raz na zawsze uwolnić się od toksycznego zobowiązania i odzyskać pełną swobodę dysponowania swoimi pieniędzmi.