Choć frankowicze wygrali przed TSUE i Sądem Najwyższym wszystko, co tylko mogli, to zwaśnione z nimi banki nie składają broni. I poprzez sympatyzujące z sektorem stowarzyszenia oraz społeczności próbują dać do zrozumienia rządzącym, że w sądach potrzebna jest pilna zmiana w zakresie rozpatrywania roszczeń wynikających z frankowych kredytów. Oczywiście nie chodzi o to, by odebrać kredytobiorcom możliwość sądzenia się, bo to jest już niewykonalne. Obecnie bankowcy realizują swój plan minimum i chcą, by sądy powróciły do rozliczania stron frankowych procesów zgodnie z teorią salda. Konsekwencją mogłoby być odebranie kredytobiorcom znacznej części ustawowych odsetek za zwłokę, do których oficjalne prawo przyznano im stosunkowo niedawno, bo w grudniu ubiegłego roku. Czy frankowicze powinni obawiać się zgubnego wpływu bankowców na decyzje rządzących? A może banki stawiają na nic niewnoszącą aktywność, by zmniejszyć motywację kredytobiorców do pozwu i jednocześnie namówić ich na ugody?
- Mimo prokonsumenckiej linii orzeczniczej krajowych sądów, jak i unijnego Trybunału, banki wciąż są dla frankowiczów groźnymi przeciwnikami. Obecnie pracują nad tym, by krajowe sądy przestały bezkrytycznie podchodzić do orzeczeń TSUE i… zaczęły przyznawać konsumentom mniejsze korzyści na drodze unieważnień umów
- Jedną z organizacji sprzyjających bankom i negatywnie nastawionych do prokonsumenckiego orzecznictwa jest Fundacja Laboratorium Prawa i Gospodarki, która niedawno zorganizowała konferencję poświęconą problematyce postępowań frankowych
- Na wspomnianej konferencji nie zabrakło oczywiście prezesa Związku Banków Polskich, Tadeusza Białka, jak również znanego obrońcy sektora, Roberta Gwiazdowskiego, który ma na koncie wiele wypowiedzi stawiających frankowiczów w złym świetle
- Uczestnicy konferencji przekonują, że sądy w sprawach frankowych powinny wspólnie rozpatrywać roszczenia stron, tj. banku i kredytobiorcy, jak również stoją na stanowisku, że krajowi orzecznicy mogą odmówić stosowania się do wyroków TSUE, jeśli te są sprzeczne z polskim prawem. Czy tak jest w istocie?
Bankowcy naradzają się w sprawie kredytów frankowych: chcą odebrać kredytobiorcom prawo do korzyści odsetkowej?
Sektor bankowy od kilku już miesięcy jest wyraźnie bezradny w relacji z frankowiczami. Nie ma po prostu skutecznego straszaka, którym mógłby ich skłonić do podpisywania kolejnych ugód. Łącznie banki zawarły z frankowiczami ok. 103 tys. dobrowolnych porozumień. Jak podaje Związek Banków Polskich, w sądach toczy się blisko 170 tys. postępowań frankowych z powództwa klientów sektora i dodatkowe 40 tys. spraw zainicjowanych przeciwko klientom przez banki.
To oczywiste, że przedstawiciele sektora bardzo chcieliby podać w następnych miesiącach nowe, korzystne dla nich dane, pokazujące, że zainteresowanie kredytobiorców ugodami nie tylko nie słabnie, ale wręcz rośnie. Ale na to szanse są bardzo marne, ponieważ kredytobiorcy nie mają żadnej motywacji do ugód, gdy:
- wiedzą, że mają 99 procent szans na korzystny wyrok sądu
- sądy przyznają im zwrot pełnego świadczenia nienależnego wraz z odsetkami ustawowymi za zwłokę
- ministerstwo sprawiedliwości pracuje nad usprawnieniem postępowań frankowych, tak by mogły być rozpatrywane w krótszym czasie.
Ten splot okoliczności mocno krzyżuje szyki bankowcom. Nic dziwnego, że zwołują specjalne spotkania, by naradzić się, co jeszcze można zrobić z krnąbrnymi klientami, tak aby ci w końcu przestali wysyłać im kolejne pozwy. Ostatnia taka narada miała miejsce przed kilkoma dniami – chodzi o konferencję zorganizowaną przez Fundację Laboratorium Prawa i Gospodarki, podmiot, o którym nieco więcej napiszemy w kolejnych akapitach. Wpierw jednak zajmijmy się przebiegiem konferencji.
Co mieli do powiedzenia uczestnicy konferencji na temat kredytów we franku?
Niezawodny prezes ZBP, Tadeusz Białek, nie po raz pierwszy już przytoczył przykład Austrii, która, podobnie jak Polska, masowo udzielała kredytów we franku, a mimo to nie unieważniono tam żadnej tego typu umowy. Uważa za niesprawiedliwe, że konsumenci spłacają 30-40 proc. swoich kredytów, gdy przecież wartość nieruchomości kupionych za te kredyty urosła. Bardzo nam się podoba zakres procentowy przytoczony przez szanownego pana prezesa. Przypomnijmy, że kredytobiorcy, którzy unieważniają swoje umowy w sądach, oddają bankom „czysty” kapitał kredytu, bez żadnych opłat dodatkowych. Tadeusz Białek sam pięknie więc ujawnił, jak wysokie koszty wiązały się z tą grupą kredytów.
Co ciekawe, prezes ZBP wcale nie wyklucza, że ugody, które do tej pory zawarł z frankowiczami sektor, mogą być podważane w przyszłości. Oczywiście nie koncentruje się w swojej wypowiedzi na przyczynach możliwych unieważnień. Ale my go w tym wyręczymy. Przypomnijmy, że część banków (jeśli nie większość), zawierając z konsumentami pozasądowe ugody, bardzo lakonicznie informuje o tym, z jakich możliwości kredytobiorca rezygnuje, godząc się na polubowne rozwiązanie. Zdaniem dużej części środowiska prawniczego niewypełnienie obowiązku informacyjnego po stronie przedsiębiorcy może dać kredytobiorcom sposobność do podważania już zawartych ugód przed sądami. Dokładnie tak, jak ma to miejsce w przypadku pierwotnych kontraktów.
Bankowców najbardziej niepokoi to, że do sądów mogliby pójść „ugodowicze”, którzy zawarli z nimi porozumienia w latach 2021-2022, czyli wówczas, gdy warunki ugód były dla kredytobiorców dużo mniej korzystne niż teraz. Tamci kredytobiorcy, którzy skusili się na ugody, spłacają dziś kredyty złotowe, w większości na zmiennej stopie WIBOR. To oznacza, że zalegalizowali wadliwe umowy frankowe i zrzekli się roszczeń w zamian za pozorną korzyść w postaci eliminacji ryzyka kursowego ze swoich kontraktów. Ryzyka, które natychmiast zostało zastąpione nowym, wcale nie mniejszym zagrożeniem, wynikającym z możliwych zmian w koszcie pieniądza, a tym samym i oprocentowaniu ich kredytów.
Gwiazdowski w formie: liczy, ile pieniędzy, zamiast pójść na inwestycje, trafi do frankowiczów
Równie interesujący, co mowa prezesa ZBP, był występ prof. Roberta Gwiazdowskiego, znanego chociażby z felietonów, w których krytykuje kredytobiorców frankowych. Pan profesor i tym razem nie zawiódł swoich fanów, dając do zrozumienia, że to nie banki, a deponenci pieniędzy oraz podatnicy są stratni na takim, a nie innym orzecznictwie, ponieważ banki nie mają własnych pieniędzy.
Wg Gwiazdowskiego 100 mld zł, które banki miały przeznaczyć dotąd na rezerwy związane ze sprawami sądowymi, nie mogą zostać uruchomione na pilne inwestycje. Panu profesorowi doradzamy, aby sprawdził, ile wynoszą obecnie rezerwy sektora na kredyty we franku. A jeśli ma problemy z researchem, to nic nie szkodzi – szczegółowej odpowiedzi z pewnością będzie mu w stanie udzielić prezes ZBP, który tego rodzaju dane ma w małym palcu.
Osobom niezaznajomionym z dotychczasową działalnością Roberta Gwiazdowskiego polecamy nadrobienie tych zaległości. Zdecydowanie warto, chociażby po to, by zrozumieć, jakiego rodzaju ekspertami otaczają się bankowcy, by wzmocnić swój przekaz. Gwiazdowski jest znany z bardzo kontrowersyjnych wypowiedzi, a najwięcej brawury odnajdziemy w jego komentarzach odnoszących się do głośnych decyzji TSUE.
Gdy Rzecznik Generalny Trybunału wydał opinię, zgodnie z którą bankom nie należy się wynagrodzenie za korzystanie z kapitału, Gwiazdowski na antenie radia ZET stwierdził w odniesieniu do kredytobiorców złotowych, że „wyszli na głupków, frajerów”. Poddał też w wątpliwość to, czy Rzecznik Generalny TSUE wie, jak działa polski system bankowy. Cóż, w kilka miesięcy po wypowiedzi pana profesora sędziowie Trybunału potwierdzili opinię Rzecznika i uznali, że bankom nie należy się wynagrodzenie, gdy umowa jest nieważna. I oni najwyraźniej nie znają się na systemie bankowym w Polsce.
Choć przy tej okazji warto wspomnieć, że już na pierwszym posiedzeniu w sprawie C-520/21, zaraz po wysłuchaniu przemowy przewodniczącego KNF w obronie sektora, jeden z sędziów zadał rozbrajające, retoryczne pytanie, czy polski sektor bankowy jest oparty o nieuczciwości. Na głos zaczął się też zastanawiać, czy sytuacji tej nie byłoby jednak warto naprawić.
Sądy krajowe mogą rozpatrywać sprawy frankowe, jak im się podoba?
Kolejne rewelacje przedstawił na konferencji dr Tomasz Spyra, wg którego polskie sądy wcale nie muszą wdrażać wszystkich wyroków TSUE – chodziło oczywiście o słynną unijną dyrektywę 93/13/EWG, chroniącą konsumentów przed abuzywnymi praktykami przedsiębiorców. Wg dr Spyry sędziowie krajowi mogą w takich postępowaniach odmówić stosowania się do unijnych wyroków, jeżeli te byłyby sprzeczne z polskim prawem. W opinii tego radcy prawnego, wyspecjalizowanego w prawie bankowym i upadłościowym, sądy krajowe mogą oprzeć się w postępowaniach frankowych na literalnej wykładni wyroków Trybunału, jednak aby tak mogło się stać, orzecznicy musieliby zostać odpowiednio przygotowani (a w naszej opinii po prostu zindoktrynowani).
Punktem kulminacyjnym konferencji była krytyka skierowana w stronę dominującego obecnie modelu orzeczniczego, zgodnie z którym nieważne umowy frankowe powinny być rozliczane na zasadzie dwóch kondykcji. Krótko mówiąc, gdy umowa jest od początku nieważna, dochodzi do powstania dwóch odrębnych roszczeń: kredytobiorca rości od banku o zwrot świadczenia nienależnego (sumy wpłaconych rat kapitałowo-odsetkowych wraz z wszelkimi opłatami dodatkowymi), a bank od kredytobiorcy o zwrot kapitału.
Ten model nie odpowiada bankowcom prawdopodobnie ze względu na… wysokość odsetek ustawowych za zwłokę, które są obecnie naliczane nie od różnicy pomiędzy tym, co klient spłacił, a tym, co od banku otrzymał, a od całej kwoty, którą przekazał do banku w trakcie wykonywania nieważnej umowy.
Taka praktyka orzecznicza powoduje, że banki tracą na unieważnieniach umów znacznie więcej niż w przypadku rozliczeń zgodnych z teorią salda. I już promują pogląd, zgodnie z którym sprawy z powództwa kredytobiorcy i banku powinny być rozpatrywane wspólnie, rzekomo po to, by odciążyć wymiar sprawiedliwości i przyśpieszyć wydawanie wyroków.
Sympatycy banków chcą, aby rządzący przemyśleli legislacyjne rozwiązanie sporu o franki?
Przedstawiciel organizatora konferencji wcale nie kryje, że jego zdaniem problem kredytów we franku wymaga interwencji ustawodawcy – w jego opinii same ugody proponowane przez banki po prostu nie wystarczą. Pytanie tylko komu: bankom czy sądom? Bo sądy, przynajmniej póki co, radzą sobie z tymi postępowaniami całkiem nieźle, a XXVIII Wydział Cywilny SO w Warszawie, który rozpatruje takich spraw najwięcej, od kilku już kwartałów uzyskuje pokrycie wpływu, czyli liczba wydawanych w nim wyroków jest wyższa niż liczba wpływających nowych powództw.
Jesteśmy przekonani, że takich konferencji będzie więcej. Mało tego, ich tematem przewodnim będą wkrótce nie tylko franki, ale także pozwy o WIBOR, SKD, a także spory dotyczące tzw. nieautoryzowanych transakcji płatniczych. Sektor nie może wyjść ze zdziwienia, że polscy klienci, dotąd potulnie przyjmujący każdy ochłap rzucony im przez wielmożnych bankowców, zaczynają się buntować.
Co gorsza: stawiają bankom jakieś warunki, odwołując się do unijnego prawa. Jest właściwie pewne, że przedstawiciele rynku finansowego będą walczyć o to, by na nowo ułożyć sobie relacje z polskim klientem, w taki sposób, który będzie korzystny dla wielkich korporacji, ale już z uwzględnieniem choćby części ryzyka, które niesie za sobą krajowe i unijne prawo. Tyle że odpowiedni klimat na takie uczenie kredytobiorców pokory bezpowrotnie w Polsce przeminął. Po prostu bankowcy, żyjący w swojej bańce informacyjnej, jeszcze tego nie zauważyli.
Sama Fundacja Laboratorium Prawa i Gospodarki, która była organizatorem tej konferencji, od dawna jest zaangażowana we wspieranie bankowców walczących z frankowiczami. To właśnie ta organizacja stoi za kontrowersyjnym badaniem dotyczącym sędziów mających kredyty we franku. Wnioskiem z badania miała być potrzeba odsunięcia takich sędziów od orzekania w postępowaniach dotyczących kredytów we franku. Wniosek ten jest sprzeczny z orzecznictwem Sądu Najwyższego, który nie znalazł podstaw do wyłączania sędziów-frankowiczów ze spraw toczących się o kredyty pseudowalutowe.
Fundacja od lat działa na rzecz przedsiębiorców, w tym banków, wspierając takie rozwiązania ustawowe, które byłyby dla nich korzystne. Nierzadko rozwiązania te stoją w sprzeczności z interesami strony konsumenckiej, której zależy oczywiście na zachowaniu odpowiedniej równowagi w relacji z przedsiębiorcami. Warto nagłaśniać ten fakt, ilekroć fundacja (i jej podobne) będzie starała się zabierać „obiektywny” głos w sprawie frankowiczów.
PODSUMOWANIE:
Bankowcy budują wokół siebie silne środowisko składające się z „niezależnych” ekspertów, celem wzmocnienia swojej narracji kierowanej ku stronie rządowej. Banki chcą, tak jak i wcześniej, ustawy, która regulowałaby kwestię kredytów frankowych, albo przynajmniej takiego rozpatrywania spraw z tej kategorii, dzięki któremu nie musiałyby płacić frankowiczom gigantycznych odsetek za zwłokę. Czy to się uda?
To bardzo wątpliwe, bo dotychczasowe decyzje ministerstwa sprawiedliwości pokazują, że jest ono wyjątkowo odporne na podszepty sektora dotyczące kredytów frankowych. Obecna władza jest bardzo przywiązana do prawa europejskiego i nie wygląda na to, by chciała iść na wojnę z TSUE. Nie tego oczekują od niej wyborcy. Frankowicze wciąż stanowią liczną grupę w elektoracie partii składających się na koalicję rządzącą. Grupę, której głos może zaważyć na wyniku niejednych wyborów. A te o strategicznym znaczeniu odbędą się już za niespełna rok.
Bankowcy nie mają więc co liczyć na prezent w postaci ustawy frankowej czy nagłą zmianę kursu w krajowym orzecznictwie. Jeśli chcą, by sprawy frankowe kończyły się szybciej, mają gotowe narzędzia w swoich rękach. Wystarczy, że przestaną apelować od niekorzystnych wyroków, a tym kredytobiorcom, którzy jeszcze nie złożyli pozwu bądź są w trakcie procesowania się, zaproponują lepsze niż do tej pory warunki ugód. Wtedy konferencje takie jak opisywana nie będą już potrzebne.