Jakie kwoty omijają frankowicza, który rezygnuje z zakwestionowania abuzywnej umowy na rzecz jej dalszej spłaty? Z oczywistych względów oficjalne statystyki tego rodzaju nie są znane, ale nieoficjalnie można to policzyć. Tego wyzwania podjął się portal Rzeczpospolita, który przed kilkoma dniami podał, że przeciętna korzyść wyrwana przez frankowicza od banku wynosi od 150 do 190 tys. zł. To bardzo duże i zarazem bardzo łatwe pieniądze – aby je zdobyć, wystarczy wynająć adwokata, złożyć pozew przeciwko bankowi i… czekać, aż sąd rozpatrzy sprawę. A że przychyli się do roszczeń kredytobiorcy będącego konsumentem, jest niemal pewne – frankowicze wygrywają prawomocnie blisko 99 procent postępowań. Skoro tak, to dlaczego wciąż tyle osób nie zdecydowało się na pozew przeciwko bankowi? I co może przekonać tych kredytobiorców do podjęcia działań celem odzyskania świadczenia nienależnego?
- Frankowicz, który pójdzie do sądu po unieważnienie swojej umowy, może odzyskać od banku pełną kwotę świadczenia nienależnego, i to wraz z odsetkami ustawowymi za opóźnienie w zapłacie, wynoszącymi 11,25 procent rocznie
- Banki starają się dotrzeć do osób, które jeszcze nie podjęły decyzji o pozwie, i proponują im ugody. Ugoda to dla banku najtańszy sposób na wyeliminowanie ryzyka prawnego z wadliwej umowy. Eksperci zauważają jednak, że dla kredytobiorcy ugoda rzadko kiedy jest korzystna
- Wg szacunków polscy frankowicze wciąż mogą zakwestionować ok. 300 tys. w całości spłaconych umów. Bankowcy przekonują jednak, że pozew o zapłatę nie jest szczególnie opłacalną opcją ze względu na niższy historyczny kurs franka
- Głównym czynnikiem zniechęcającym do pozwu może być długie oczekiwanie na wyrok sądu. Największe sądy w Polsce mają problem z uzyskaniem zadowalającego poziomu opanowania wpływu. Ale Ministerstwo Sprawiedliwości ma plan, jak temu zaradzić…
Banki mają za sobą kolejny rok frankowej wojny. Sektor liczy na spadek wpływu nowych powództw
Z każdym kolejnym rokiem banki coraz poważniej traktują roszczenia kredytobiorców frankowych. Widać to zarówno po wysokości odpisów na ryzyka prawne, jak i po propozycjach ugodowych składanych kredytobiorcom. W całym ubiegłym roku giełdowe banki zdążyły odłożyć na frankowe ryzyka ok. 16,2 mld zł. Łączna wartość odpisów, utworzonych przez te podmioty od początku frankowej sagi, szacowana jest na ok. 70 mld zł. Z tej kwoty ok. 30 mld zł rozdysponowano już na rozliczenia nieważnych umów i na frankowe ugody.
W „skarbonce” sektora wciąż znajduje się ok. 40 mld zł – część tych środków dowiązano, by pokryć ryzyka związane z w całości spłaconymi umowami. Szacuje się, że wykonanych frankowych kontraktów mamy w Polsce blisko 300 tys. Mowa o umowach, które nie zostały do tej pory zakwestionowane w sądzie. Takich, które wciąż wiążą się z aktywnym ryzykiem prawnym – ich posiadacze mogą bowiem wystąpić do banku z pozwem o zapłatę.
Jak wysokie jest ryzyko wystąpienia przez ex-frankowicza z takim roszczeniem? Bankowcy zdają się bagatelizować zagrożenie. Wychodzą z założenia, że najbardziej zmotywowani do pozwu pozostają aktywni frankowicze. Jest w tym sporo prawdy – wszak nic tak skutecznie nie skłania kredytobiorcy do pozwu jak obecny kurs franka, wysokość miesięcznej raty i prawie nietopniejące saldo zadłużenia.
Czy jednak byli kredytobiorcy istotnie zdecydują się odpuścić swoje roszczenia? Jest to dość naiwne myślenie, oparte na bardzo wątłych argumentach. Mianowicie banki przekonują, że ex-kredytobiorcy nie pójdą do sądów, ponieważ… gdy spłacali swoje umowy, frank był dużo tańszy. Potencjalna korzyść pieniężna z wyroku sądu będzie więc w przypadku posiadacza spłaconej umowy dużo niższa niż u aktywnego kredytobiorcy.
Bankowcy wskazują również, że w całości spłacone kredyty opiewały zwykle na niższe kwoty, co w oczywisty sposób wpłynie na ostateczną korzyść z potencjalnej wygranej i w konsekwencji na skłonność kredytobiorcy do sformułowania pozwu.
Kierując się taką logiką, bankowcy wychodzą z założenia, że w tym roku liczba nowych powództw będzie niższa niż w poprzednim. Aktywnych, niezakwestionowanych hipotek waloryzowanych kursem CHF jest już bardzo mało. Zamkniętych umów jest dużo, ale ich posiadacze mogą być niechętni procesowaniu się.
Warto dodać, że banki nie oferują oficjalnego programu ugodowego skierowanego do ex-kredytobiorców, co nie oznacza, że nie próbują dogadać się z nimi po otrzymaniu pozwu. Z informacji przekazywanych nam przez przedstawicieli środowiska prawnego wynika, że banki jak najbardziej są skłonne do rozmów o ugodzie w przypadku wykonanej umowy. Nie eksponują tego faktu, ponieważ nie chcą zachęcać ex-frankowiczów do wstępowania na drogę prawną.
Przeciętny koszt frankowych rozliczeń w sektorze wynosi od 150 do 190 tys. zł… na głowę
Ile przeciętnie jest do ugrania w sądzie? Policzył to portal Rzeczpospolita, który w tekście z 21 marca 2025 roku podał naprawdę sensacyjną informację. Portal zestawił liczbę prawomocnych wyroków i zawartych ugód z kwotą wydaną przez sektor na frankowe ryzyka i wyszło mu, że do tej pory przeciętny frankowicz „wyrwał” od banku od 150 do 190 tys. zł. Na frankowej wojnie najwięcej zyskali klienci mBanku: podmiot otrzymał do tej pory 8,8 tys. prawomocnych wyroków, zawarł 22,9 tys. ugód i wydał na frankowe rozliczenia blisko 9,5 mld zł.
Zaraz za nim plasuje się PKO Bank Polski, co jest o tyle ciekawe, że sumarycznie to właśnie ten podmiot podpisał najwięcej umów kredytów frankowych na rynku. Z PKO BP do frankowiczów popłynęło do tej pory „tylko” 5,9 mld zł, a środki te rozdysponowano na zawarcie 47,8 tys. ugód oraz rozliczenie 6,2 tys. prawomocnych wyroków.
Statystyki pokazują, jak wielki błąd zrobił mBank, zwlekając z wprowadzeniem masowych ugód frankowych
Skąd tak duża dysproporcja pomiędzy frankowymi kosztami poniesionymi przez mBank i PKO Bank Polski? Przypuszczamy, że kluczowym parametrem jest termin przystąpienia do programu ugód. PKO BP zaczął proponować ugody, i to na masową skalę, jeszcze w 2021 roku, przed podwyżkami stóp procentowych. Wówczas frankowicze byli skłonni konwertować swoje kredyty na PLN bez żadnych dodatkowych korzyści.
Z kolei władze mBanku przespały dobry moment na tanie konwersje frankowych hipotek. Ten podmiot zaczął oferować w miarę sensowne ugody frankowe dopiero jesienią 2022 roku, gdy skłonność kredytobiorców do godzenia się była już dużo niższa. Bank, złakniony sukcesu, musiał więc otworzyć się na indywidualne negocjacje z frankowiczami i składanie im lepszych ofert, pasujących do danej rzeczywistości prawno-ekonomicznej. To zaś musiało odbić się na kosztach konwersji.
W 2025 roku banki będą wydawać więcej na rozliczenie pojedynczej umowy… z dwóch powodów
Stawiamy, że przeciętne koszty rozliczeń będą dla banków jeszcze wyższe w bieżącym roku, i to z dwóch powodów. Po pierwsze, nie można zapominać o tym, że kredytobiorca, który unieważni swoją frankową umowę, zyskuje prawo do odsetek ustawowych za opóźnienie, wynoszących 11,25 proc. rocznie i liczonych od momentu wezwania banku do zapłaty lub od złożenia pozwu. Trwający 2-3 lata proces może podwyższyć korzyść kredytobiorcy z wyroku o kilkadziesiąt procent.
Po drugie, należy mieć na uwadze, że w niektórych przypadkach banki przegapiły odpowiedni moment na wezwanie kredytobiorcy do zwrotu kapitału (mowa o przypadkach, w których kredytobiorcy złożyli swoje pozwy ponad 3 lata temu i do tej pory nie doczekali się kontrpowództwa). Jeżeli sądy w tych sprawach zdecydują o przedawnieniu roszczeń banku, to kredytobiorcy zyskają zwrot świadczenia nienależnego bez konieczności rozliczania się z bankiem z kapitału kredytu.
Ugody to dla banków jedyny sposób na tanią eliminację ryzyka prawnego. Czy frankowicze są skłonni do kompromisu?
Z najnowszych danych wynika, że giełdowe banki zawarły ok. 123 tys. frankowych ugód. Liczba porozumień w całym sektorze już jakiś czas temu przekroczyła 130 tys. Ugody, przynajmniej do tej pory, w większości zawierano poza salami sądowymi. Ale potencjał pozasądowych ugód powoli się wyczerpuje. Przyczyna jest prosta: pula klientów, którym można je zaoferować, jest mocno ograniczona. Dlatego banki zaczynają interesować się frankowiczami, którzy swój pozew już złożyli. Tacy kredytobiorcy co parę miesięcy dostają nową propozycję zawarcia porozumienia. Ci, którzy sądzą się w XXVIII Wydziale Cywilnym w Warszawie, są kierowani przez sąd do mediacji online, prowadzonych przez mediatorów z Sądu Polubownego przy UKNF.
Frankowicze, którzy złożyli pozew, nie garną się jednak do rozmów o ugodzie, zwłaszcza jeśli ich spór z bankiem trwa już kilka lat. Ci kredytobiorcy zdają sobie doskonale sprawę z tego, że nawet najkorzystniejsza ugoda nie umywa się do zysków z unieważnienia umowy. Potwierdzają to eksperci prawni, którzy przypominają, że ugody sądowe są obecnie dla banku najlepszą drogą ucieczki przed odsetkami ustawowymi za opóźnienie.
Wskazują też na niebezpieczny aspekt związany z podatkami: w wielu przypadkach okazuje się, że zawarcie porozumienia nie zwalnia kredytobiorcy z zapłaty podatku na rzecz fiskusa. Dotyczy to zwłaszcza sytuacji, w których bank, oddając kredytobiorcy część świadczenia nienależnego, nie precyzuje, że wypłata tych środków jest związana ze zwrotem kwot, które nigdy nie powinny zostać od klienta pobrane.
Zamiast tego w ugodach można znaleźć informację o tym, że bank zobowiązuje się wypłacić kredytobiorcy daną kwotę w zamian za zrzeczenie się roszczeń. Kredytobiorca, w którego ugodzie znajdzie się taki zapis, nie może liczyć na wyrozumiałość skarbówki – ulga podatkowa wprowadzona rozporządzeniem ministra finansów go po prostu nie obejmie.
Banki dzielą frankowiczów na dwie grupy: tych, którzy pozwali i tych, którzy mogą pozwać. Wobec tych drugich mają już pewne plany…
Czy kredytobiorca, który nadal bez żadnych zastrzeżeń spłaca swoją frankową umowę i nie nosi się z zamiarem złożenia pozwu, może liczyć na to, że bank umożliwi mu bezstresową realizację tego postanowienia? Jak się okazuje, nie. Najnowsze wyroki TSUE, w tym te dotyczące biegu terminu przedawnienia roszczeń, zmusiły sektor do zmiany strategii. Frankowicze spłacający swoje kredyty i stroniący od sądów nie będą już głaskani po głowach i podawani w mediach jako przykład odpowiedzialnej postawy. Osoby te są obecnie postrzegane przez bankowców jako zagrożenie, które może zmaterializować się w najmniej spodziewanym momencie.
O co chodzi? Wyobraźmy sobie, że kredytobiorca w 2023 roku otrzymał od banku propozycję skonwertowania swojej frankowej umowy na złotówki. Po zapoznaniu się z ofertą odparł grzecznie „Nie, dziękuję, wolę spłacać kredyt na dotychczasowych warunkach”. Do zeszłego roku taka odpowiedź była dla banku w pełni satysfakcjonująca. Ale już nie jest, ponieważ banki doszły do wniosku, że oferując kredytobiorcy ugodę, mogły zainicjować bieg terminu przedawnienia swoich roszczeń.
Roszczenia banku o zwrot kapitału przedawniają się po upływie 3 lat, licząc od końca roku kalendarzowego, w którym wystąpiło zdarzenie inicjujące bieg terminu. Teraz wyobraźmy sobie, że taki kredytobiorca zmienia zdanie co do swojej umowy i pozywa bank w 2027 roku, domagając się zwrotu świadczenia nienależnego. Roszczenie banku jest w całości przedawnione, natomiast roszczenie kredytobiorcy wciąż da się wyegzekwować – w tym przypadku przedawni się ono wraz z końcem 2029 roku.
Banki na poważnie traktują opisane zagrożenie, dlatego kredytobiorcy aktywnie spłacający swoje frankowe umowy coraz częściej dostają… wezwania do zwrotu kapitału. Bank w takim wezwaniu wyjaśnia, że jest gotów odstąpić od roszczenia, jeśli kredytobiorca zawrze ugodę lub pisemnie zrzeknie się przysługujących mu praw do pozwu. Tym samym frankowicze, którzy wychodzą z tak miłego bankom założenia, iż umowy trzeba spłacać, nie mogą już czuć się bezpieczni. Jak na ironię, aby zapewnić sobie bezpieczeństwo, powinni… wyprzedzić fakty i pozwać bank o nieważność i zapłatę, zabezpieczyć roszczenie (uzyskać zgodę sądu na wstrzymanie wykonywania umowy) i czekać spokojnie na rozprawę, a następnie na wyrok.
Sądy mogą przyśpieszyć orzekanie w sprawach frankowych. Ministerstwo Sprawiedliwości szykuje ważne zmiany
Nasza redakcja cyklicznie podaje informacje o ekspresowych prawomocnych wyrokach frankowych, głównie dotyczących spraw, w których bank zrezygnował z apelacji. Prawomocne unieważnienia umów w 6, 8 czy 12 miesięcy od złożenia pozwu powoli stają się czymś zupełnie normalnym.
Na drugim biegunie są sprawy ciągnące się po wiele lat, głównie dlatego, że trafiły do przepełnionych referatów sędziowskich. Kredytobiorca, którego sprawa trafi do sędziego nadmiernie obciążonego pracą, musi uzbroić się w cierpliwość. W skrajnym scenariuszu na wyznaczenie rozprawy może czekać nawet do… 2031 roku. W takiej sytuacji są na przykład niektórzy kredytobiorcy sądzący się z bankiem w Sądzie Okręgowym w Gdańsku.
Ministerstwo Sprawiedliwości dąży do tego, by krajowe wydziały cywilne miały jak najlepszy wskaźnik opanowania wpływu. Dużym sukcesem jest to, że w ubiegłym roku ponad stuprocentowe pokrycie wpływu udało się uzyskać w warszawskim XXVIII Wydziale Cywilnym (było tak w pierwszych trzech kwartałach – w czwartym liczba nowych powództw górowała nad liczbą załatwionych spraw).
W pozostałych jednostkach w Polsce nie jest już tak kolorowo. Przykładem niech będzie Sąd Okręgowy we Wrocławiu, w którym sprawami frankowymi zajmują się trzy wydziały cywilne. W 2024 roku wskaźnik pokrycia wpływu w I Wydziale Cywilnym wyniósł ok. 50 procent, podczas gdy w XII Wydziale Cywilnym uplasował się na poziomie zbliżonym do 61 proc. Z kolei w II Wydziale Cywilnym odwoławczym znacząco przekroczył 100 proc.
Niewiele lepiej jest w Sądzie Okręgowym w Katowicach, który w 2024 roku otrzymał łącznie 1827 spraw o franki i rozpatrzył ich 1256. Wskaźnik opanowania wpływu wyniósł zatem 68,7 proc. Co ciekawe, jednostka ta znacząco poprawiła swój wynik w pierwszych dwóch miesiącach bieżącego roku. W omawianym okresie Katowice zanotowały wpływ 236 spraw i równolegle rozpatrzyły ich 210. Wskaźnik opanowania wpływu wyniósł w tym okresie 89 proc.
Pomysły resortu na usprawnienie pracy sądu nie zawsze są dobre. Niektóre krytykuje Rzecznik Praw Obywatelskich
Jaki plan ma Ministerstwo Sprawiedliwości dla krajowych sądów? Resort chce postawić przede wszystkim na stopniową digitalizację, czyli na odejście od papieru na rzecz ekranu komputera czy telefonu. Prościej rzecz ujmując, chodzi o to, by sprawy związane z procesem można było załatwiać elektronicznie, a nie za pośrednictwem poczty tradycyjnej.
Ministerstwo zapowiada też wdrożenie Digitalnego Asystenta Sędziego, który ma pomagać w tworzeniu uzasadnień do wyroków. Sędziowie mają zyskać również dostęp do bazy wyroków TSUE oraz kalkulatora, który da im możliwość automatycznego rozliczenia nieważnej umowy.
Najwięcej kontrowersji wzbudza projekt ustawy frankowej, zakładający wprowadzenie narzędzia pozwalającego bankowi na złożenie oświadczenia o potrąceniu na dowolnym etapie postępowania sądowego. Bank, pozwany w sprawie o nieważność i zapłatę, będzie miał możliwość złożenia wniosku o wzajemne rozliczenie roszczeń, czego konsekwencją będzie najprawdopodobniej pozbawienie kredytobiorcy ustawowych odsetek za opóźnienie.
Projekt został szeroko skrytykowany przez społeczność frankową oraz środowisko prawnicze. Ustawowe pomysły zostały też negatywnie zaopiniowane przez Rzecznika Praw Obywatelskich, który zwraca uwagę na niekonstytucyjny charakter części z zaproponowanych rozwiązań.
Resortowi zależy na wprowadzeniu ustawy w II kwartale 2025 roku, jednak ów termin, przynajmniej w chwili obecnej, zdaje się mało realny. Nie wiadomo też, czy w Sejmie znajdzie się większość do przegłosowania tego antykonsumenckiego projektu, jak również czy swój podpis zdecyduje się złożyć pod nim Prezydent RP.
PODSUMOWANIE:
Zwrot pełnego świadczenia nienależnego, oprocentowanego wyżej niż najlepsza lokata na rynku – tak można podsumować korzyść, którą może zyskać frankowicz na drodze unieważnienia swojej abuzywnej umowy kredytowej. I choć proces kredytobiorcy z bankiem może zająć kilka lat, nie powinno się to stać powodem rezygnacji z roszczeń. Wieloletnie postępowanie sądowe nie oznacza, że w sprawie odbędzie się kilka czy kilkanaście rozpraw. Przeciwnie, wyrok jest zwykle wydawany już po przeprowadzeniu pierwszej rozprawy, a czas niezbędny na zamknięcie sprawy jest związany przede wszystkim ze skalą obciążenia wydziałów cywilnych pozwami. Czyli ze zjawiskiem, nad którego zneutralizowaniem pracuje obecnie Ministerstwo Sprawiedliwości.
Kredytobiorca, który pójdzie na sądową wojnę z bankiem, ma przeciętnie do odzyskania 150-190 tys. zł. Taka kwota może pomóc w posłaniu dzieci na studia, w remoncie mieszkania czy też stanowić zabezpieczenie na przyszłą emeryturę. Nie warto z niej rezygnować w tych niepewnych czasach i zostawiać jej bankowi, który wszedł w posiadanie tych pieniędzy, stosując nieuczciwe postanowienia umowne i wprowadzając klienta w błąd, w wyniku tego narażając go na stres i na szereg wyrzeczeń. Środki te należą się frankowiczom, gdyż stanowią swoistą rekompensatę za abuzywne praktyki sektora bankowego. Sektora, który musi nauczyć się odpowiedzialności wobec polskich klientów i konsekwencji w proponowaniu im zrozumiałych, transparentnych umów.