Intensywna kampania banków promująca ugody nadal trwa. Ale przedstawiciele sektora bankowego nie skupiają się w niej już tylko na ugodach pozasądowych. Obecnie priorytetem są ugody sądowe, a więc zawierane z kredytobiorcami, którzy już złożyli pozew o nieważność umowy. Problem tylko w tym, że frankowicze będący w otwartym sporze sądowym nie kwapią się jakoś szczególnie do zawierania rozejmu. Prawdopodobnie właśnie dlatego Ministerstwo Sprawiedliwości stara się im, ku uciesze Związku Banków Polskich, „pomóc” w z zawieraniu tego rodzaju porozumień. Na razie pomocy tej doświadczają powodowie z XXVIII Wydziału Cywilnego SO w Warszawie, ale niewykluczone, że już wkrótce kontrowersyjny program (nie)obowiązkowej mediacji frankowej trafi również do pozostałych sądów w Polsce. Jakie przeszkody może obecnie napotkać frankowicz na drodze do unieważnienia umowy? Czy banki ponownie zaczną komplikować procesy, tylko po to, by nakierować klientów na zawieranie ugód?
- 1 lutego 2025 roku w warszawskim Wydziale Frankowym wystartował program „Mediacji frankowej”. Choć udział w mediacjach nie jest obowiązkowy, to sądy i mediatorzy „zachęcają” do niego frankowiczów w bardzo nachalny sposób
- Związek Banków Polskich jest zachwycony rozwiązaniami, które resort sprawiedliwości chce przeforsować przy okazji ustawy frankowej. Poza nielicznymi wyjątkami, takimi jak automatyczne zabezpieczenie roszczeń i wykonalność wyroków wydanych w I instancji
- Do niedawna mniej więcej 99 procent ugód zawieranych przez sektor bankowy podpisywano poza sądami. W minionym kwartale sytuacja się zmieniła: banki zawierają po tysiąc kilkaset ugód sądowych w miesiącu. I chcą, by było ich jeszcze więcej
- Jeżeli hasło promowane przez banki, a brzmiące „ugoda lepsza niż proces” jest prawdziwe, to dlaczego trzeba różnych form nacisku, by skłonić kredytobiorców do wyboru polubownego rozwiązania? I kogo banki obwiniają o obecny stan rzeczy?
Ugody sądowe sposobem na rozwiązanie frankowego problemu? Banki bardzo by chciały…
Przez ostatnie 3 lata banki bardzo mocno koncentrowały się na rozwijaniu swoich programów ugodowych. Ich głównym targetem byli oczywiście kredytobiorcy, którzy nie złożyli jeszcze pozwu – bankowcy liczyli, że dogadanie się z takimi klientami będzie najprostsze, i co równie ważne, najmniej kosztowne. Ale nie da się bazować jedynie na „legalizowaniu” ugodami niezakwestionowanych umów. Powód jest prosty: hipotek, które nie trafiły jeszcze do sądów, jest coraz mniej. A banki, by pozbyć się ryzyka prawnego z kontraktów zagrożonych nieważnością, muszą sięgnąć głębiej do bazy klientów i wyłowić z niej tych, którzy pozew już złożyli.
Od pewnego już czasu kredytobiorcy będący w trakcie procesu sądowego z bankiem otrzymują kolejne propozycje ugodowe. Wiele banków nie poprzestaje na złożeniu takiemu klientowi jednej czy dwóch ofert. Przykładowo władze Millennium Banku nie kryją, że przeciętny frankowicz mający hipotekę u tego kredytodawcy otrzymał znacznie ponad 5 propozycji ugodowych. Co ciekawe, wcale nie jest tak, że każda kolejna stanowi deklarację większych ustępstw ze strony banku.
Przeciwnie – kolejne propozycje są do siebie podobne, a bank po prostu liczy na to, że warunki, które dziś nie są w stanie zainteresować klienta, za jakiś czas mogą okazać się dla niego w pełni akceptowalne. Wszak wystarczy, że klient podejmie decyzję o sprzedaży nieruchomości – jeżeli transakcja ma być szybka, potrzebne będzie ekspresowe wykreślenie hipoteki z księgi wieczystej. A szybko można tego dokonać właściwie tylko na drodze ugody.
W Warszawie ruszyły (nie)obowiązkowe mediacje frankowe. 20 mediatorów ma rozwiązać problem ponad 40 tys. sporów sądowych
W sądach jest ponad 200 tysięcy spraw, w których osią sporu są kredyty frankowe. Ze wstępnych szacunków wynika, że mniej więcej 20 proc. tych procesów zostało zainicjowanych przez banki, dążące do odzyskania zwrotu kapitału. Załóżmy więc, że do wyeliminowania z sądów jest ok. 160 tys. postępowań otwartych z inicjatywy frankowiczów. Ponad 40 tys. takich spraw toczy się w samej Warszawie, w XXVIII Wydziale Cywilnym, który w IV kwartale 2024 roku zaliczył bardzo wysoki wpływ nowych powództw. Tak wysoki, że wydział pierwszy raz od kilku kwartałów nie uzyskał 100 procentowego wskaźnika opanowania wpływu.
To właśnie w XXVIII Wydziale Cywilnym początkiem lutego ruszył kontrowersyjny program „Mediacji frankowej”. Założenie jest bardzo proste: 20 mediatorów z sądu polubownego przy UKNF zostało oddelegowanych do godzenia frankowiczów z bankami. Kredytobiorca, który pozwał bank w Wydziale Frankowym, otrzymuje pozornie niewinne wezwanie do udziału w spotkaniu informacyjnym w sprawie mediacji. Spotkanie jest obowiązkowe – kredytobiorca musi w nim wziąć udział, nawet jeśli w żadnym razie nie chce zawierać ugody z bankiem.
Na spotkaniu kredytobiorca dowiaduje się, że:
- ma prosty wybór: może dogadać się z bankiem w sądzie przy UKNF, w ramach krótkiej procedury, albo kontynuować proces sądowy, który najprawdopodobniej potrwa wiele lat (a przecież nie wiadomo, co zdarzy się po drodze – niektórzy mediatorzy sugerują podobno nawet możliwość zmiany linii orzeczniczej)
- może odmówić podjęcia mediacji z bankiem, ale musi liczyć się z konsekwencjami: sąd może obarczyć go kosztami zastępstwa procesowego nawet w przypadku wygranej. Koszty te w I instancji wynoszą przeważnie, ze względu na wartość przedmiotu sporu, 10 800 zł.
Czy takie stawianie sprawy jest uczciwe? W naszym przekonaniu zdecydowanie nie. Straszenie kredytobiorcy kosztami procesu jest wg nas wywieraniem presji, wręcz manipulacją. Należy się też zastanowić, czy w ten sposób nie jest odbierane kredytobiorcy prawo do sądu. Bardzo zaniepokoiła nas informacja przesłana przez jedną z naszych czytelniczek, która ujawniła, że w toczącym się postępowaniu sąd odmówił jej prawa do zabezpieczenia roszczeń. W tym samym czasie, w którym sąd wydał negatywne postanowienie, wezwał frankowiczkę do udziału w mediacjach. Takie podejście sądu nieprzyjemnie zdziwiło naszą czytelniczkę, która obecnie obawia się o wynik postępowania dot. nieważności.
Banki zachwycone mediacjami frankowymi. I pomysłem wspólnego rozpatrywania roszczeń stron
Największym zwolennikiem programu mediacyjnego wprowadzonego w XXVIII Wydziale Cywilnym są oczywiście same banki. Nic dziwnego, do niedawna 99 procent ugód sektor zawierał poza sądem. Zmieniło się to dopiero w IV kwartale ur., w którym miesięczna liczba zawieranych ugód sądowych wynosiła przeciętnie tysiąc kilkaset. Związek Banków Polskich wprost nie może nachwalić się rozwiązania proponowanego przez resort sprawiedliwości. Podobnie jak niektórych założeń projektu ustawy frankowej, którego treść została ujawniona kilka tygodni temu. Bankowcom szczególnie przypadł do gustu pomysł rozpatrywania roszczeń wzajemnych w ramach jednego postępowania.
Powód entuzjazmu przedstawicieli sektora jest bardzo prosty: jeżeli bank zgłosi w toku procesu roszczenie wzajemne (tj. upomni się o zwrot kapitału), to ewentualne stwierdzenie nieważności umowy wywoła skutek w postaci rozliczenia stron zgodnie z teorią salda. Najprościej rzecz ujmując, kredytobiorca odzyska od banku tylko nadpłatę dokonaną ponad kapitał kredytu (plus ewentualne odsetki ustawowe od tej kwoty).
Jeżeli kredytobiorca nie nadpłacił kapitału, wręcz ma niedopłatę, to on będzie musiał oddać bankowi brakującą kwotę. Rozwiązanie to w dalszym ciągu będzie dalece korzystniejsze od jakiejkolwiek ugody, którą bank byłby skłonny podpisać. Będzie jednak dla frankowicza mniej zyskowne niż rozliczenie zgodne z teorią dwóch kondykcji, które przewiduje, że bank oddaje kredytobiorcy całość spłaconych przez niego rat wraz z odsetkami ustawowymi za opóźnienie, liczonymi za czas trwania procesu sądowego.
Eksperci zwracają również uwagę na jeszcze jeden aspekt związany z powrotem do teorii salda. Banki dzięki temu zapisowi ustawy mogą odsunąć od siebie ryzyko związane z przedawnieniem roszczeń o zwrot kapitału. Chodzi zwłaszcza o sytuacje, w których bank upomniał się o zwrot kapitału po upływie terminu przedawnienia swoich roszczeń (wynosi on 3 lata i powinien być liczony od momentu, w którym bank dowiedział się o roszczeniu kredytobiorcy – a mógł się o nim dowiedzieć np. w wyniku złożonej reklamacji).
Automatyczne potrącanie wzajemnych roszczeń stron pozwoli uniknąć bankom przypadków, w których sąd oddala roszczenie o zwrot kapitału i jednocześnie nakazuje podmiotowi zwrot na rzecz frankowicza pełnego świadczenia nienależnego. W praktyce taki scenariusz oznacza, że klient otrzymuje darmowe mieszkanie, a bank zostaje z niczym.
Ile może stracić frankowicz na powrocie sądów do teorii salda?
Różnica w finansowej korzyści (po stronie kredytobiorcy) pomiędzy teorią salda a teorią dwóch kondykcji może wynieść od kilkunastu do nawet kilkuset tysięcy złotych, w zależności od tego, ile warte było roszczenie oraz jak długo trwał spór sądowy.
Dla zobrazowania sytuacji posłużmy się przykładem.
Kredytobiorca pożyczył od banku 600 tys. zł, pozwał podmiot w grudniu 2021 roku, w momencie, w którym spłacił podmiotowi kapitał kredytu. Kredytobiorca szybko otrzymał zabezpieczenie roszczenia, dzięki czemu nie dokonał na rzecz banku nadpłaty. Prawomocny wyrok w sprawie zapada już po wejściu w życie ustawy frankowej, dajmy na to w grudniu 2025 roku. Sąd zasądza rozliczenie zgodne z teorią salda. Oznacza to, że kredytobiorca jest wolny od zadłużenia – wszak oddał bankowi to, co pożyczył. Sam nie dostanie od banku ani złotówki.
A teraz przyjmijmy, że wyrok zapada przed wejściem w życie ustawy frankowej. Sąd zasądza nieważność umowy i rozliczenie zgodne z teorią dwóch kondykcji. Na rzecz kredytobiorcy zasądzona zostaje kwota 600 tys. zł plus odsetki ustawowe za zwłokę (za cały proces) w kwocie 270 tys. zł. W tej sytuacji kredytobiorca musi oczywiście rozliczyć się z bankiem z kapitału kredytu (o ile to roszczenie nie jest przedawnione), ale wciąż, prócz korzyści w postaci wyzerowania salda, otrzymuje od banku do ręki 270 tys. zł tytułem odsetek za opóźnienie. Prawa do tej kwoty może zostać pozbawiony, jeżeli ustawa frankowa (nazywana przez niektórych bankową) wejdzie w życie.
Te rozwiązania ustawowe mogą się spodobać kredytobiorcom. Ale nie zmienią radykalnie ich sytuacji
W projekcie ustawy znalazły się też rozwiązania korzystne dla kredytobiorców, a zatem krytykowane przez banki. Chodzi przede wszystkim o automatyczne wstrzymanie wykonywania umowy po doręczeniu bankowi pozwu o nieważność oraz o nadanie natychmiastowej wykonalności wyrokom sądów I instancji. Naszym zdaniem tylko to drugie może istotnie przełożyć się na sytuację kredytobiorców w sądach.
Pierwsze zmieni niewiele – wszak już teraz kredytobiorca, który spłacił kapitał kredytu, ma bardzo wysokie szanse na uzyskanie zabezpieczenia swoich roszczeń. No, chyba że jego sprawa trafi do takiego sędziego, który poprzez niewydanie zgody na wstrzymanie wykonywania umowy chce zachęcić kredytobiorcę do udziału w mediacjach…
Czy ustawa frankowa jest rzeczywiście potrzebna? To zależy. A ściślej rzecz biorąc, zależy, komu. Frankowiczom nie jest potrzebna w ogóle, bo ich sytuacja w sporach sądowych z bankami jest stabilna. Banki coraz częściej poddają sprawy po I instancji, chociażby celem zmniejszenia kosztów sądowych oraz wysokości odsetek za opóźnienie.
W sprawach, które napotykają na problem przewlekłości, kredytobiorcy nie są już pokrzywdzeni, właśnie ze względu na prawo do wspomnianych odsetek (dzięki którym pozew o zapłatę może być traktowany jak najlepsza lokata, oprocentowana stawką 11,25 proc. w skali roku) oraz nieuwzględnianie przez sądy podnoszonego przez banki zarzutu zatrzymania.
Kto skorzysta na ustawie frankowej i jak wpłynie to na sytuację w sądach?
Na ustawie w głównej mierze, niestety, skorzystają banki. Ministerstwo łudzi się, że skorzystają też sądy, ale w naszym przekonaniu nadzieje te są oparte na bardzo wątłych podstawach. Powrót do teorii salda sprawi, że banki nie będą już musiały obawiać się brnięcia w wieloletnie procesy sądowe. Opłacalny może się okazać powrót do masowych apelacji, co negatywnie wpłynie na sytuację w sądach II instancji. Zamiast skrócenia procesów sądowych możemy mieć wręcz do czynienia z ich wydłużeniem. Zwłaszcza jeśli na trwający w sądach problem frankowy nałożą się inne: te związane z roszczeniami sankcji kredytu darmowego oraz z klauzulami zmiennego oprocentowania.
Banki są tego świadome, dlatego chcą, by Ministerstwo nie poprzestało na ustawie frankowej i zajęło się zmianami w ustawie o kredycie konsumenckim. Bankowcy proponują swoje własne rozwiązania: w ich opinii resort mógłby postawić na miarkowanie sankcji, ze szczególnym uwzględnieniem stosowania jej tylko w przypadku poważnych naruszeń ustawy. Dodatkowo sektor chce, by sankcja nie miała charakteru darmowego kredytu, a jedynie aby jej zastosowanie prowadziło do zmniejszenia odsetek umownych o… połowę.
Postawa sektora świadczy o dużych nadziejach, jakie jego przedstawiciele wiążą z ucieczką od odpowiedzialności za wadliwe umowy poprzez rozwiązania legislacyjne. Banki upierają się oczywiście, że umowy, które wprowadziły do obrotu prawnego, są uczciwe i zgodne z prawem. Skarżą się na nadinterpretację wyroków TSUE oraz na agresywną ich zdaniem kampanię medialną prowadzoną przez niektóre kancelarie, wyspecjalizowane w sprawach przeciwko bankom.
Bankowcy żądają dla siebie „szlacheckich” przywilejów. Inaczej nici z finansowania gospodarki?
Sektor promuje pogląd, zgodnie z którym kancelarie żerują na naiwności klienta, obiecują złote góry i zarabiają krocie na przemysłowym podważaniu umów długoterminowych. Zupełnie odsuwa od siebie odpowiedzialność za wprowadzenie tych umów do obrotu. Gra rolę poszkodowanego, którego należy ratować. Jeżeli rządzący nie rozpoczną akcji ratunkowej polskich banków, to te nie będą w stanie finansować w odpowiednim stopniu krajowej gospodarki, w tym traktowanej priorytetowo transformacji energetycznej.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że mamy do czynienia z pospolitym szantażem wymierzonym w polskie społeczeństwo. Albo konsumenci zostaną pozbawieni praw gwarantowanych im unijnymi dyrektywami, albo banki ukrócą akcję kredytową z uwagi na rosnące zagrożenie prawne. Utyskiwania bankowców miałyby może jakiś sens, gdyby nie jeden „drobny” szczegół. Skoro banki w Polsce są tak strasznie ciemiężone, to jak to się dzieje, że są w stanie zaledwie w rok zarobić na naszym rynku 42 mld zł netto? Tak bowiem prezentuje się wynik sektora za 2024 rok.
Banki w Polsce pobiły swój rekord z roku 2023, i to o ok. 52 procent! Czy rynek, na którym można wykręcić taki wynik, naprawdę jest tak nieprzyjazny, że wymaga ingerencji państwa? A może po prostu bankom zawsze będzie mało i w każdych, nawet najbardziej sprzyjających warunkach, będą dążyć do uzyskania kolejnych przywilejów, jak niegdyś robiła to szlachta? Czy bankowcy są naszymi współczesnymi szlachcicami? A jeśli tak, to kim jesteśmy my, polskie społeczeństwo, narażone na realizację ryzykownych pomysłów tej uprzywilejowanej grupy?
PODSUMOWANIE:
Ustawa frankowa czy ustawa bankowa? Jak powinniśmy określić projekt, za który odpowiada Ministerstwo Sprawiedliwości? Teoretycznie więcej w nim rozwiązań korzystnych dla konsumentów. W praktyce jednak prokonsumenckie zapisy nie przyniosą kredytobiorcom doraźnych korzyści finansowych. Za to jeden konkretny zapis, odnoszący się do rozliczenia wzajemnych roszczeń w ramach tego samego procesu, oczywiście na wniosek banku, przyniesie wielomiliardowe korzyści przedstawicielom sektora. Nie tak, naszym zdaniem, powinno być.
Bardzo kontrowersyjny jest też sposób realizacji programu „Mediacji frankowej”, który pozwala na poddawanie kredytobiorców silnej presji finansowej. Albo weźmiesz udział w mediacjach, albo zostaniesz obciążony kosztami procesu. Gdzie więc jest ten element dobrowolności, zapowiadany szumnie przez przedstawicieli resortu?
Nim ustawa wejdzie w życie, zostanie zapewne poddana szerszym konsultacjom społecznym. Należy mieć nadzieję, że przedstawiciele resortu wsłuchają się w głos pełnomocników konsumentów, którzy jasno wskazują na krzywdzące dla ich klientów elementy zawarte w projekcie.
Jeżeli polityczni decydenci zignorują głos strony społecznej i pójdą na łatwiznę, cofając orzecznictwo o 3 lata wstecz, nie zażegna to kryzysu obecnego w sądownictwie. Ale podkopie zaufanie społeczeństwa tak do rządzących, jak i do sądów. I stworzy tym samym problem, którego skutki Państwo Polskie będzie odczuwało długie lata.