Początkiem czerwca w mediach pojawiła się informacja o startującym procesie zbiorowym frankowiczów przeciwko Skarbowi Państwa. My również opisywaliśmy szczegółowo ten temat, głównie w kontekście stosunkowo niewielkiego zainteresowania frankowiczów dołączeniem do pozwu: na kilkaset tysięcy (być może nawet ok. 1 mln) uprawnionych decyzję o uczestnictwie w postępowaniu grupowym podjęło ok. 500 osób. Jednak dla instytucji państwowych, w tym zwłaszcza Komisji Nadzoru Finansowego, i tak jest to spory problem. Wreszcie bowiem dojdzie do przesłuchań przed sądem prominentnych urzędników i polityków, mogących mieć wiedzę o zaniedbaniach, których skutkiem było rozwinięcie się w Polsce na taką skalę procederu frankowego. Jak nietrudno się domyślić, w mediach pojawiają się już pierwsze komentarze „eksperckie” ukazujące frankowiczów jako chciwych i egoistycznych, chcących wyciągnąć pieniądze od podatnika. Zastanówmy się, ile jest prawdy w tych słowach oraz jaki interes mają w tym ci, którzy rzucają te oskarżenia pod adresem pokrzywdzonych konsumentów.
- Pozew zbiorowy przeciwko Skarbowi Państwa został wniesiony do sądu ok. 3 lata temu, ale proces ruszy dopiero teraz. Cieszy się jednak niewielkim zainteresowaniem kredytobiorców, i to mimo szeroko zakrojonej kampanii medialnej
- Z pobieżnych wyliczeń wynika, że, przynajmniej póki co, na udział w postępowaniu przeciwko Skarbowi Państwa zdecydował się mniej niż co tysięczny frankowicz. Nie ma to jednak znaczenia dla samej sprawy, bo ta i tak ruszy, a w jej trakcie z pewnością dojdzie do odebrania wielu interesujących zeznań
- Na liście kluczowych świadków znajdą się zapewne czołowi przedstawiciele Komisji Nadzoru Finansowego – zdaniem wielu ekspertów to właśnie zaniedbania Nadzoru doprowadziły do rozwinięcia się procederu frankowego na tak ogromną skalę
- Proces już teraz wzbudza ogromne kontrowersje, a pozywającym zarzuca się chciwość i cwaniactwo oraz chęć wzbogacenia się kosztem innych kredytobiorców. Czy słowa krytyki rzucane w stronę frankowiczów rzeczywiście są uzasadnione?
Nadchodzi czas frankowych rozliczeń. I nie chodzi wcale o pieniądze: rusza proces przeciwko Skarbowi Państwa
Frankowicze czekali na ten moment blisko 3 lata. W końcu rusza zainicjowany przez nich proces skierowany przeciwko Skarbowi Państwa. W teorii ma on im umożliwić wysunięcie roszczeń finansowych przeciwko Państwu Polskiemu, za to, że powołane do tego organy nie uchroniły konsumentów przed zagrożeniem wynikającym z abuzywnych kredytów waloryzowanych kursem waluty obcej.
W praktyce jednak chodzi przede wszystkim o rozliczenie innego rodzaju: o ustalenie odpowiedzialności konkretnych organów, być może też osób, za to, że banki na taką skalę i wg niezwykle korzystnych dla siebie zasad, mogły oferować Polakom tak bardzo ryzykowne i nieprzewidywalne produkty finansowe.
Jeśli frankowicze wygrają proces, nie będzie to oznaczało, że „z automatu” dostaną od Skarbu Państwa jakieś pieniądze. Tak naprawdę, aby odzyskać cokolwiek, każdy z nich będzie musiał wytoczyć kolejną, tym razem już indywidualną sprawę sądową, wskazując w pozwie określone roszczenie pieniężne. Dochodzenie roszczeń odszkodowawczych w tego typu postępowaniach nie jest wcale proste – problematyczne może się okazać zarówno wskazanie adekwatnej kwoty roszczenia, jak również udowodnienie, że szkoda, którą odniósł konsument, jest ściśle związana z czynnościami czy zaniechaniami, których dopuścił się pozwany.
Znalazła się jednak grupa odważnych osób, która postanowiła wystąpić przeciwko Goliatowi. Reprezentuje ją kancelaria radcy prawnego Radosława Górskiego, która prowadziła już wiele głośnych procesów frankowych, również takich, które trafiały przed oblicze TSUE.
Zainteresowanie frankowiczów pozwem zbiorowym nie jest duże. Dołączają do niego kredytobiorcy z największą determinacją
Informacja o startującym postępowaniu została podana do publicznej wiadomości na początku czerwca. Póki co wiadomo o ok. 500 osobach, które zdecydowały się przystąpić do pozwu. W zestawieniu z ogólną liczbą poszkodowanych w procederze frankowym (może to być nawet ok. miliona osób) grupa ta jest więc niewielka, z pewnością jednak bardzo zdeterminowana. W wielu przypadkach to frankowicze, którym wskutek zaciągnięcia kredytu pseudowalutowego zawaliło się życie.
Jedną z „twarzy” procesu jest pani Barbara Husiew, frankowiczka, która swój kredyt zaciągnęła wraz z mężem. Gdy raty kredytu zaczęły gwałtownie rosnąć, państwo Husiew musieli pracować ponad siły celem regulowania swoich zobowiązań. Mąż pani Barbary w końcu nie wytrzymał stresu i targnął się na swoje życie, osieracając dziecko. Dziś jego żona walczy o sprawiedliwość w sądzie i zagrzewa innych frankowiczów do podobnej walki, co robi głównie za pośrednictwem mediów społecznościowych.
Czy frankowiczom, którzy dołączyli do postępowania przeciwko SP, rzeczywiście zależy po prostu na pieniądzach? Czy ta konkretna grupa kredytobiorców jest nastawiona na zarabianie na swojej krzywdzie, jak to czasem zarzucają jej krytycy? Naszym zdaniem nie. W naszej opinii do pozwu przystępują tylko ci najbardziej zdeterminowani, wiedzeni silną potrzebą znalezienia winnych za krzywdę, która spotkała tak wiele rodzin, zepchniętych na skraj finansowych możliwości, z tragicznymi konsekwencjami emocjonalnymi w tle.
Tym ludziom zależy po prostu, by ktoś w końcu stanął przed sądem i został ukarany za to, że banki w majestacie prawa mogły oferować tak wadliwe, ryzykowne i nieprzewidywalne produkty osobom niemającym ani odpowiedniej wiedzy ekonomicznej, ani wystarczająco stabilnej sytuacji finansowej, by poradzić sobie ze spłatą powstałego w ten sposób zadłużenia.
Rusza machina propagandowa zniechęcająca frankowiczów do pozwu. A społeczeństwo do samych frankowiczów
Gdy tylko ruszył proces zbiorowy frankowiczów przeciwko Skarbowi Państwa, zyskaliśmy przekonanie, że już wkrótce wprawiona w ruch zostanie machina nienawiści, skierowana przeciwko odważnym ludziom walczącym o to, by wpływowi urzędnicy i politycy ponieśli odpowiedzialność za proceder, którego pod ich nadzorem dopuściły się banki. I nie myliliśmy się, bo w dużych, opiniotwórczych mediach już pojawiają się „opinie eksperckie” i różnego rodzaju felietony, w mniej lub bardziej subtelny sposób stawiające frankowiczów w negatywnym świetle.
Na szczególną uwagę zasługuje działalność Roberta Gwiazdowskiego, który na łamach Interii przedstawił swój wywód na temat pozwu zbiorowego. Wg niego pozew zbiorowy frankowiczów skierowany pod adresem Skarbu Państwa to dowód na to, że chcą oni pieniędzy nie od banków, a od podatników. Bo przecież Skarb Państwa nie ma żadnych własnych pieniędzy, tylko dysponuje tymi, które pobiera od podatników.
Dalej jest jeszcze lepiej. Gwiazdowski ocenia, że istnieje duże prawdopodobieństwo, iż sąd uzna zasadność roszczeń powodów w tej sprawie. A wtedy nakaże podatnikom, by ci zapłacili „za głupotę frankowiczów”. Ich głupota zdaniem Roberta Gwiazdowskiego miała polegać na tym, że nie wiedzieli, iż „kurs franka tak jak dolara, euro, funta się zmienia”.
Z jednej strony Gwiazdowski przypisuje frankowiczom głupotę, ale z drugiej wskazuje, że wśród tej konkretnej grupy kredytobiorców jest zdecydowana nadreprezentacja przedstawicieli takich zawodów jak sędzia, adwokat, radca prawny czy dziennikarz ekonomiczny. Mało tego, w jego mniemaniu frankowicze to mieszkańcy dużych miast, nie zaś miasteczek czy wsi. Nasuwają nam się w związku z tym dwie myśli.
Po pierwsze, czy Robert Gwiazdowski sugeruje w ten sposób, że przedstawiciele wymienionych przez niego zawodów stanowią tę głupszą część społeczeństwa, a jeszcze prościej, że nasz wymiar sprawiedliwości i media składają się z ludzi o, delikatnie rzecz ujmując, niskich kompetencjach intelektualnych?
Po drugie, skoro kredyty frankowe miały być wg Gwiazdowskiego zaciągane głównie w dużych miastach, to skąd te tysiące spraw frankowych toczących się w sądach w takich miastach jak Świdnica, Suwałki, Zamość, Krosno czy Częstochowa? Czy w jego mniemaniu warszawiacy specjalnie przeprowadzają się do Krosna, by tam, zgodnie z nową właściwością miejscową sądów, pozwać bank za kredyt we franku? A może jednak mitem jest to, że banki udzielały takich kredytów tylko osobom z dużych miast, a mit ten został utrwalony przez to, że frankowicze z całej Polski latami składali swoje pozwy do warszawskiego Sądu Okręgowego, który długo słynął z najbardziej postępowej linii orzeczniczej?
Frankowicze chcieli po prostu mieć dach nad głową. Dziś sypią się w ich stronę gromy
Czytając wypowiedź felietonisty Interii, myślimy o tych wszystkich ludziach, którzy ucierpieli wskutek procederu frankowego. O zwykłych Polakach, którzy, w odróżnieniu od Roberta Gwiazdowskiego, nie byli nigdy członkami rad nadzorczych w spółkach giełdowych, a zatem mieli zdecydowanie mniejsze możliwości finansowe, a już z pewnością mniejszą od niego wiedzę ekonomiczną, gdy podejmowali decyzję o zakupie nieruchomości na kredyt.
Ci ludzie chcieli po prostu mieć swój własny kąt – wielu z nich, idąc do banku, było zdecydowanych na zaciągnięcie kredytu w krajowej walucie. To bank uznał, że nie mają ku temu właściwej zdolności kredytowej. To bank zaproponował im jako alternatywę niżej oprocentowany kredyt frankowy. To bank latami zarabiał na spreadach walutowych, manipulując kursem franka. To bank nie poinformował w jasny i przejrzysty sposób swoich klientów, że tak właśnie będzie postępował.
Ale banki nie działają, a przynajmniej nie powinny działać w Polsce, bez nadzoru.
Kto odpowiada w Polsce za proceder frankowy? Sąd wkrótce zainteresuje się odpowiedzią na to pytanie
Organem przydzielonym do kontroli w sektorze jest oczywiście Komisja Nadzoru Finansowego, powołana do życia w 2006 roku i powstała wskutek połączenia Komisji Papierów Wartościowych i Giełd oraz Komisji Nadzoru Ubezpieczeń i Funduszy Emerytalnych. W 2008 roku doszło do włączenia w KNF jeszcze jednego organu, znajdującego się wcześniej w strukturach Narodowego Banku Polskiego. Chodzi oczywiście o Komisję Nadzoru Bankowego, czyli instytucję, która w latach 1998-2007 sprawowała nadzór nad działalnością banków funkcjonujących na polskim rynku.
A ponieważ większość kredytów we franku udzielono w latach 2004-2008, to właśnie działalność Komisji Nadzoru Bankowego powinna szczególnie zainteresować sąd rozpatrujący pozew zbiorowy konsumentów przeciwko Skarbowi Państwa. Część abuzywnych kredytów we franku została udzielona już za czasów obecnej KNF, która swój nadzór nad bankami sprawuje w oparciu o przepisy, w tym m.in. ustawę Prawo Bankowe. Nie jest tajemnicą, że jednym z głównych argumentów prawników, skutecznie kwestionujących dziś kredyty w walucie obcej, jest niezgodność tych umów z art. 69 ustawy Prawo Bankowe, w brzmieniu aktualnym na moment ich zawarcia. A sądy zgadzają się z tą argumentacją na masową skalę.
Pytanie, jakie się nasuwa, brzmi: jak to możliwe, że w państwie członkowskim Unii Europejskiej, w państwie, które ma precyzyjnie sformułowane prawo bankowe, organy nadzoru dopuściły do masowego wprowadzania do obrotu prawnego umów, które są niezgodne z obowiązującymi przepisami? Sąd, rozpatrując pozew zbiorowy przeciwko Skarbowi Państwa, zapewne będzie próbował odpowiedzieć na to pytanie. To oczywiste, że tego scenariusza obawiają się osoby, które w tamtym czasie odpowiadały za nadzór nad sektorem i w ich kompetencjach leżało reagowanie na abuzywne praktyki banków. Oczywiste jest też, że – wbrew tezom obrońców sektora, takich jak wskazany w tym artykule – to właśnie prominentni urzędnicy mają znacznie większą siłę sprawczą niż zwykli obywatele, obojętnie, z jakiej wielkości miast pochodzą.
Naszym czytelnikom doradzamy: obserwujcie uważnie, kto dziś krytykuje powodów w sprawie przeciwko Skarbowi Państwa. Prześledźcie kariery tych osób i sami wyciągnijcie wnioski, do kogo bliżej tym krytykom – do establishmentu, czy do szarego obywatela.
PODSUMOWANIE:
- Pozew zbiorowy frankowiczów przeciwko Skarbowi Państwa budzi i będzie budził ogromne emocje. Nie dlatego, że chodzi w nim o pieniądze, a dlatego, że postępowanie w tej sprawie może doprowadzić do ustalenia odpowiedzialnych za cały proceder
- Ludzie, których decyzje doprowadziły do wprowadzenia kredytów frankowych na polski rynek, z pewnością liczyli na to, że nie poniosą za to żadnej odpowiedzialności – ani prawnej, ani wizerunkowej. Teraz mają wszelkie powody do niepokoju
- Nawet jeśli skutkiem procesu nie będzie ukaranie kogokolwiek z urzędników za zaniechania, to już samo nagłośnienie tego, kto odpowiadał za proceder frankowy po stronie Państwa Polskiego, może przynieść poszkodowanym duchowe oczyszczenie
- Proces zbiorowy przeciwko Skarbowi Państwa to tak naprawdę jeszcze jeden krok do naprawy rynku finansowego w Polsce. Nie wystarczy, że konsekwencje finansowe poniosą same banki. Ktoś te banki musi w końcu zacząć kontrolować. Po to, by podobny proceder już nigdy nie miał miejsca.