Mimo kilkunastu skrajnie prokonsumenckich orzeczeń TSUE banki wciąż nie składają broni i robią, co w ich mocy, aby kredytobiorcy frankowi kwestionujący legalność swoich umów odzyskali jak najmniej z tego, co rzeczywiście im się należy. Bankowcy używają do tego celu dwóch podstawowych metod, spośród których jedna jest stosowana zarówno w sądzie, jak i poza nim, a druga to już typowy kij na tych śmiałków, którzy wstąpili na drogę procesową. W niniejszym tekście wyjaśniamy oba mechanizmy, zwracamy uwagę, na co warto uważać i opisujemy najważniejszy czynnik, który musi zaistnieć w sprawie, by bank po prostu się poddał i… zrezygnował z apelacji, akceptując, że umowa, którą stworzył, jest nieważna.
- Banki wciąż nie akceptują niekorzystnego orzecznictwa TSUE oraz sądów powszechnych dotyczącego kredytów we franku. Ich działy prawne poświęcają wiele uwagi temu, by utrzymujące je instytucje poniosły jak najmniejsze koszty ryzyka prawnego wadliwych umów
- Najbardziej oczywistą i podstawową metodą, dzięki której banki chcą ograniczyć ryzyka, są dobrowolne ugody. W tych silnie reklamowanych porozumieniach czai się wiele pułapek, których laik lub nawet średnio zorientowany w prawie bankowym adwokat niemal na pewno nie wychwycą
- Alternatywnie, gdy klient nie chce ugody, bank ma w zanadrzu jeszcze jedną broń – jest nią potrącenie wzajemnych wierzytelności. W takim przypadku banki stosują manewr, który w teorii ma pozwolić im na ucieczkę przed ustawowymi odsetkami za zwłokę
- Z uwagi na opór bankowców procesy frankowe nie stają się prostsze, tylko coraz bardziej skomplikowane. A to powoduje, że kredytobiorca, który chce ugrać na pozwie maksimum korzyści, musi zadbać o to, by reprezentował go dobry prawnik. Wówczas ma szanse na szybki i prawomocny wyrok po I instancji. Prezentujemy przykłady.
Wyroki TSUE, uchwały SN i orzeczenia sądów powszechnych to zbyt mało, by banki złożyły broń w sprawach o franki
Mogłoby się wydawać, że banki w sprawach frankowych przegrały wszystko, co tylko się dało. Nie należy im się wynagrodzenie za korzystanie przez konsumenta z kapitału, jak również sądowa waloryzacja wypłaconej klientowi kwoty. Nie mogą pozbawiać klienta odsetek ustawowych za zwłokę poprzez podnoszenie zarzutu zatrzymania. Co gorsza, muszą liczyć się z tym, że ich roszczenia dotyczące zwrotu kapitału przedawniają się już w 3 lata od momentu, w którym otrzymały pozew, ewentualnie reklamację, od zwaśnionego z nimi kredytobiorcy.
Logika podpowiada, że w takiej sytuacji bankowcy, którzy leżą już przecież na deskach po wyjątkowo celnym nokaucie, nie mają żadnych szans, by „odwinąć się” sądowym oponentom. A jednak nadal próbują. I trudno im się dziwić, bo gra w końcu toczy się o miliardy złotych, z którymi banki z całą pewnością nie chcą się rozstawać. Dlatego właśnie, mimo skrajnie niekorzystnego otoczenia prawnego, próbują pozbawić kredytobiorcę choć części korzyści, które się mu należą.
Stosują tu kilka naprawdę wyrafinowanych metod, na których pozna się tylko ten, kto dysponuje specjalistyczną wiedzą.
Nowa-stara sztuczka bankowców, służąca zmniejszeniu kosztów frankowych rozliczeń: dobrowolne ugody
Banki zaczęły proponować frankowiczom pierwsze dobrowolne ugody w 2021 roku, zainspirowane przez szefa KNF, który kilka miesięcy wcześniej wydał im stosowne rekomendacje. Pierwsze ugody były mało atrakcyjne dla kredytobiorców, gdyż zakładały, że ich umowy zostaną skonwertowane na złotówki bez żadnych dodatkowych korzyści. Z biegiem czasu się to zmieniło – banki przypomniały sobie, czym jest czasowo stała stopa procentowa, dotarło do nich też, że kurs przewalutowania kredytu można negocjować, a saldo zadłużenia, również w toku negocjacji, zmniejszyć.
Mimo to eksperci prawni szacują, że 7 na 10 propozycji, które klienci otrzymują obecnie, jest nie do przyjęcia. Pozostałe 3 z 10 ofert to głównie te, które wędrują do kredytobiorców pozostających z bankiem w sporze sądowym. Z tego mniej niż połowa to propozycje ugodowe, które rzeczywiście można nazwać atrakcyjnymi – reszta jest co najwyżej do bardzo poważnego rozważenia.
No dobrze… ale jakimś sposobem kredytobiorcy zawarli już z bankami ok. 100 tysięcy ugód. Jak do tego doszło, skoro te są w większości pozbawione ekonomicznego sensu (oczywiście po stronie kredytobiorcy, bo bank jak najbardziej dostrzega sens w ich zawieraniu)? To bardzo proste, bank ma kilka niezawodnych sposobów, by zmiękczyć kredytobiorcę, nawet takiego, który złożył swój pozew wiele miesięcy temu.
Najlepszym z nich jest wysłanie klientowi wezwania do zapłaty.
Tysiące frankowiczów otrzymują od banków wezwania do zapłaty. To sposób na zmiękczenie klientów
Pozwałeś bank za kredyt we frankach i żądasz unieważnienia swojej umowy oraz zwrotu świadczenia nienależnego? Niemal na pewno wkrótce otrzymasz wezwanie do zapłaty, w którym podmiot będzie domagał się od Ciebie zwrotu kapitału, w dodatku z ustawowymi odsetkami za zwłokę. Takie wezwanie jest dla kredytobiorcy czymś niezwykle stresującym, z czego bank doskonale zdaje sobie sprawę. Ale bez obaw, bo w kilka tygodni po doręczeniu wezwania bank zwykle składa kredytobiorcy propozycję nie do odrzucenia.
„Pogódźmy się”, zdaje się mówić bank. „Ja pożyczyłem Tobie 200 tysięcy zł, Ty oddałeś mi 300 tysięcy złotych. Teraz ja umorzę Tobie resztę długu i zapomnijmy o sprawie”. Tak w dużym uproszczeniu może to wyglądać. Kredytobiorca nie myśli w takiej sytuacji o tym, że godząc się na propozycję banku, rezygnuje z roszczenia opiewającego na 100, 150, czasem i więcej tysięcy złotych (plus odsetki za opóźnienie). Jest skoncentrowany na tym, że bank chce umorzyć mu resztę długu, co doprowadzi do wykreślenia hipoteki z księgi wieczystej. Doprawdy, ludzki pan z tego bankowca.
Sprawdź, jak bank chce pozbawić Cię odsetek za opóźnienie i zwrotu kosztów zastępstwa procesowego
Utrata podstawowej korzyści to niejedyny aspekt związany z ugodą, na który warto zwrócić uwagę. Szczególnie, jeśli Twoja sprawa zakończyła się w I instancji unieważnieniem umowy i zasądzeniem na Twoją rzecz zwrotu świadczenia (zgodnie z teorią dwóch kondykcji) powiększonego o ustawowe odsetki za opóźnienie, liczone za cały proces. Możesz poczuć się zaskoczony, gdy bank po takim wyroku, zamiast go zaskarżyć, wyśle do Ciebie swojego pełnomocnika prawnego z propozycją ugodową, uwzględniającą postanowienia sądu I instancji.
Prawnik banku może wręcz zachęcać Cię do tego, byś na tym etapie zrezygnował już z adwokata, bo przecież Twój kredytodawca akceptuje postanowienie sądu i chce Ci oddać pieniądze. Tu należy być czujnym, bank bowiem nie ma wcale na uwadze Twojego dobra, a wręcz przeciwnie, najprawdopodobniej chce Cię „oskubać” z części zasądzonych korzyści.
Zwykle chodzi albo o zwrot kosztów zastępstwa procesowego, albo o ustawowe odsetki za opóźnienie. W euforii spowodowanej poddaniem się banku łatwo przeoczyć drobne nieścisłości zawarte w porozumieniu zaproponowanym przez przegrany podmiot. Zwłaszcza jeśli jest się kredytobiorcą, który odprawił swojego adwokata, lub prawnikiem kredytobiorcy, który ma nikłe doświadczenie w sporach z bankami. Takie niuanse bez problemu zidentyfikuje doświadczony adwokat/radca prawny, który specjalizuje się w unieważnianiu kredytów, jak również w negocjowaniu ugód i porozumień kompensacyjnych. Tego rodzaju ekspert szybko „naprostuje” bank i wskaże mu, co należy zmienić w ugodzie, by klient był skłonny ją podpisać.
Potrącenie w sprawie o nieważny kredyt: frankowiczom nie należą się odsetki za zwłokę?
Obecnie największą niedogodnością związaną z nieważnością umów frankowych są dla banków ustawowe odsetki za opóźnienie, zasądzane na rzecz konsumentów za cały okres procesu sądowego. I nie chodzi tu o błahe kwoty: odsetki te wynoszą w tej chwili 11,25 proc. rocznie, co w przypadku postępowania trwającego 2, 3 a czasem i 4 lata, może oznaczać drastyczny wzrost kwoty, którą bank będzie na końcu zobligowany wypłacić kredytobiorcy.
Nie można się więc dziwić, że bankowcy wręcz panicznie starają się uniknąć zapłaty tych odsetek. I wydaje im się, że znaleźli sposób. Skoro zarzut zatrzymania, zdaniem TSUE, nie może pozbawić kredytobiorcy korzyści, które należą mu się w wyniku rozliczeń z winnym bankiem, to pora na nowy chwyt. Chodzi o… zarzut potrącenia.
Banki, otrzymując pozew o nieważność i zapłatę (lub samą zapłatę) składają oświadczenie o potrąceniu, którego głównym następstwem jest kompensacja wzajemnych wierzytelności (do kwoty tej z wierzytelności, która jest niższa). Efekt to, najprościej rzecz ujmując, zastąpienie rozliczeń zgodnych z teorią dwóch kondykcji niemal zapomnianą już teorią salda.
Niby nic nowego, bo banki stosują ten trik od dłuższego czasu. Nowością jest jednak to, że starają się tą samą metodą potrącić… ustawowe odsetki za opóźnienie. Z jednej strony chcą się w ten sposób zabezpieczyć przed ich płaceniem, z drugiej zniechęcić kredytobiorcę do wieloletniego procesu, na którym może nie zarobić tak dobrze, jak to sobie wyobraża.
Potrącenie odsetek bez podstawy prawnej – adwokaci frankowiczów nie mają w tej kwestii wątpliwości
Zdaniem prawników frankowych obejmowanie zarzutem potrącenia odsetek ustawowych za zwłokę nie jest prawidłowe. Co więcej, jest wprost sprzeczne z orzeczeniami Sądu Najwyższego. Wskazują też na absurd tego działania – wszak podmiot, który wyraża chęć potrącenia wzajemnych wierzytelności, powinien akceptować fakt, że te wzajemne wierzytelności w ogóle występują. Tymczasem banki wnioskują o potrącenie niejako „ na wszelki wypadek”, w swojej strategii procesowej wciąż forsując pogląd, że skonstruowane przez nie umowy są ważne.
Wiele wskazuje na to, że przyjęta przez banki taktyka cechuje się bardzo krótkotrwałą przydatnością. Podobnie jak wysuwane niedawno wobec kredytobiorców roszczenia o sądową waloryzację kapitału, które, zgodnie z orzecznictwem TSUE, są pozbawione podstaw.
Jak ustrzec się przed pułapkami bankowców w procesie o franki? Jest sposób
Niestety, zawiła specyfika spraw frankowych jest problematyczna nawet dla samych sędziów. Spośród orzeczników zasiadających w wydziałach cywilnych tylko część ma bogate doświadczenie w rozpatrywaniu spraw dotyczących kredytów w walutach obcych. Jeżeli dojdzie do sytuacji, w której na sali sądowej spotkają się nieobeznany w prawie europejskim sędzia, równie niedoświadczony w prawie bankowym pełnomocnik kredytobiorcy i świetnie przygotowany do sprawy prawnik banku, może zdarzyć się tak, że kredytobiorca albo w całości przegra sprawę, albo w toku wygranej nie otrzyma takich korzyści, jakie mógłby, gdyby lepiej wybrał adwokata.
Wystarczy, że prawnik kredytobiorcy nie zaskarży którejś z korzystnych dla banku decyzji sędziego lub zastosuje nieprawidłową argumentację, a frankowiczowi mogą przejść koło nosa korzyści warte dziesiątki, czasem wręcz setki tysięcy złotych.
Z kolei gdy kredytobiorca ma dobrego prawnika, znanego w środowisku ze swej blisko stuprocentowej skuteczności, bank najprawdopodobniej zupełnie inaczej podejdzie do sprawy i, rozumiejąc, że jego szanse na wygraną są niskie, może dojść do wniosku, że przedłużanie postępowania jest pozbawione sensu. W takim przypadku bank, po przegraniu postępowania w I instancji, może zrezygnować z apelacji i przystąpić do uczciwych rozliczeń z klientem, po to, by uniknąć kosztów, które niemal na pewno musiałby ponieść po zaskarżeniu wyroku.
Dobre kancelarie mają w swoim dorobku coraz więcej orzeczeń, które stały się prawomocne już po postępowaniu w I instancji. Na uwagę zasługują chociażby te sprawy:
- XVIII C 13548/22 – spór kredytobiorców z BOŚ Bankiem o umowę pseudowalutową podpisaną w 2008 roku, w którym kredytobiorcy wygrali przed Sądem Okręgowym w Warszawie, a na tej wygranej zyskali łącznie 243 tys. zł. Znaczna część zwrotu świadczenia nienależnego została obłożona odsetkami ustawowymi za zwłokę, liczonymi od 12 kwietnia 2018 roku. Chodzi więc o gigantyczną korzyść dodatkową, mimo której bank nie złożył odwołania. BOŚ Bank poddał się po I instancji, co sprawia, że wyrok, wydany 20 marca 2024 roku, jest już prawomocny. Sprawę frankowiczów prowadził adwokat Paweł Borowski.
- XXV C 4189/20 – tego samego dnia, co w przykładzie wyżej, również w Sądzie Okręgowym w Warszawie, zakończyło się postępowanie z powództwa frankowiczów przeciwko Deutsche Bankowi. Sąd uznał, że umowa, którą zakwestionowali powodowie, jest nieważna i przyznał im zwrot świadczeń w wysokości 102 502,07 CHF oraz 15 046,52 zł z odsetkami za opóźnienie. Postępowanie sądowe trwało w tym przypadku 39 miesięcy i trwałoby pewnie jeszcze trochę, gdyby nie to, że Deutsche Bank nie złożył apelacji, co spowodowało, że wyrok stał się prawomocny. Kredytobiorców reprezentowała w tej sprawie Kancelaria Sosnowski Adwokaci i Radcowie Prawni.
PODSUMOWANIE:
Wiele osób łudziło się, że w 2024 roku postępowania frankowe w końcu ulegną uproszczeniu. Tymczasem, dzięki bankom, są jeszcze bardziej złożone, co część prawników, niedoświadczonych w tego typu procesach, może wprawić w niemałą konsternację. Frankowicze muszą zatem uważać, komu powierzają swoje sprawy, bo to od tej decyzji w dużej mierze zależeć będzie przebieg ich procesu, a nierzadko też jego długość i ostateczny wynik.