Mogłoby się wydawać, że sprawa sądowa o franki to przy obecnej linii orzeczniczej błahostka: można ją wygrać w 97 proc. przypadków, gdy mowa o sądzie I instancji, a nawet 99 proc., jeśli toczyć się będzie w sądzie apelacyjnym. To jednak tylko ogólne założenia, do których frankowicz nie powinien się nadmiernie przywiązywać: sprawa o kredyt pseudowalutowy wciąż może okazać się skomplikowana i wiązać z kilkudziesięciomiesięczną batalią o sprawiedliwość, pełną nagłych zwrotów akcji i usłaną pułapkami. Dlatego tak ważne jest, aby kredytobiorca frankowy wchodził w konflikt sądowy z bankiem wsparty doświadczeniem wykwalifikowanego pełnomocnika prawnego. Jakie zagrożenia czyhają na frankowicza, który obierze inną drogę i skorzysta z pomocy taniej, za to nastawionej na ilość obsługiwanych spraw firmy?
-
Choć przybywa spraw, w których frankowiczom udaje się unieważnić swój kredyt w kilkanaście miesięcy, ogromne rzesze konsumentów wciąż czekają na pozbycie się wadliwego zobowiązania po 5, 6 lat i więcej
-
Sprawa sądowa o kredyt pseudowalutowy może skomplikować się na wiele sposobów – nie tylko z winy pozwanego banku czy osoby sędziego, ale również przez wzgląd na nieprzemyślane postępowanie pełnomocnika prawnego kredytobiorcy
-
Dobry, doświadczony pełnomocnik prawny w wielu przypadkach jest w stanie zapobiec przewlekłości postępowania, a przynajmniej zmniejszyć prawdopodobieństwo, że proces będzie trwał w nieskończoność. Istotna jest znajomość odpowiednich narzędzi i ich umiejętne wykorzystywanie
-
Frankowicz, który źle dobierze pełnomocnika prawnego, wystawia się nie tylko na ryzyko przegranej czy przewlekłości swojej sprawy, ale również na ponadprzeciętnie wysokie koszty reprezentacji w sądzie, nierzadko zupełnie niewspółmierne do korzyści uzyskanych z unieważnienia umowy. Jak tego uniknąć?
Unieważnienie kredytu frankowego w 2-3 lata jest możliwe, ale wcale nie jest pewne. Jak wygląda modelowy przebieg sporu z bankiem?
Frankowicze są zewsząd bombardowani informacją o tym, że ich szanse na wygranie sporu z bankiem wynoszą ok. 97 proc., a nawet 99 proc., gdy trafił on już do drugiej instancji. To rzeczywiście prawda i statystyki te są jak najbardziej wiarygodne, trzeba jednak uczciwie przyznać, że dotyczą spraw, w których… w ogóle wydano już decyzję. Tymczasem w polskich sądach jest wiele spraw, które wciąż czekają na rozpatrzenie, mimo że zostały zainicjowane w 2019 roku, a nawet i wcześniej. I wcale nie jest powiedziane, że powodowie w tych sprawach są już na ostatniej prostej do unieważnienia swojego kredytu. Często okazuje się, że spór nie wyszedł jeszcze poza I instancję, i nic tak naprawdę nie zapowiada, by miało się to stać w najbliższych kilku czy kilkunastu miesiącach.
W modelowym scenariuszu sprawa o kredyt frankowy jest prosta:
- kredytobiorca dowiaduje się o potencjalnej nieważności swojej umowy i wybiera pełnomocnika prawnego, który pomaga mu w oszacowaniu wartości roszczeń, m.in. w oparciu o wydaną przez bank na wniosek frankowicza historię spłaty kredytu
- następnie dochodzi do sformułowania pod adresem banku reklamacji wraz z przedsądowym wezwaniem do zapłaty
- gdy bank nie ustosunkuje się pozytywnie do roszczeń kredytobiorcy, przychodzi czas na złożenie pozwu, na ogół z załączeniem do niego wniosku o zabezpieczenie roszczeń
- w kilka tygodni od złożenia pozwu z wnioskiem o zabezpieczenie kredytobiorca otrzymuje zgodę na zaprzestanie dalszej spłaty swojego zobowiązania, aż do chwili, w której sąd wyda w jego sprawie prawomocny wyrok
- w kolejnym kroku dochodzi do przesłuchania stron przed sądem, nierzadko w formule zdalnej lub na piśmie. Sąd może na tym etapie pominąć dowód z przesłuchania świadków wskazanych przez bank, skupiając się na zeznaniach samych powodów. Na ogół pominięty zostaje też dowód z opinii biegłego
- kredytobiorca rozszerza powództwo o zapłatę na jego rzecz kwot zapłaconych już w trakcie postępowania bankowi tytułem rat kapitałowo-odsetkowych
- sąd zasądza nieważność umowy kredytowej (wskazując ową nieważność w sentencji wyroku, a nie tylko w uzasadnieniu) i wzajemne rozliczenie stron w oparciu o teorię dwóch kondykcji, zwykle z ustawowymi odsetkami za zwłokę
- odrzucenie apelacji banku od wyroku wydanego w I instancji, tym samym prawomocne potwierdzenie nieważności umowy oraz zasadności wzajemnych rozliczeń. Jeśli frankowicz ma szczęście, sąd odrzuci na tym etapie zarzut zatrzymania podniesiony przez bank i uzna, że odsetki za opóźnienie należą się od momentu wskazanego przez kredytobiorcę (zwykle jest to dzień wezwania banku do zapłaty), a nie od dnia, w którym sąd poinformował powoda o skutkach unieważnienia umowy
- przystąpienie przez bank do rozliczeń z kredytobiorcą oraz wydanie listu mazalnego, pozwalającego na szybkie i bezproblemowe wykreślenie hipoteki z księgi wieczystej
- wykreślenie informacji o spornym kredycie z BIK-u
- rozliczenie kredytobiorcy z kancelarią prawną.
Co może pójść nie tak w sporze sądowym z bankiem o kredyt frankowy?
Jak zatem widać, proces walki z bankiem o unieważnienie umowy frankowej jest wieloetapowy i mnóstwo rzeczy może pójść nie tak na drodze do uwolnienia się od tego wadliwego i skrajnie nieprzewidywalnego zobowiązania. Oto tylko przykłady tego, w jaki sposób może skomplikować się spór sądowy, jeśli kredytobiorcy zabraknie szczęścia, a jego pełnomocnik prawny nie będzie miał dość doświadczenia, by uchronić go przed przewlekłością postępowania:
- bank, poproszony o wydanie historii spłaty kredytu, zwleka z dopełnieniem tej formalności przez długie miesiące. Skutek? Sformułowanie roszczeń w pozwie na bazie samych wyciągów z banku
- sąd przychyla się do wniosku banku o dopuszczenie dowodu z opinii biegłego. Może to wydłużyć postępowanie nawet o kilkanaście miesięcy, zwłaszcza jeśli wybrany biegły jest szczególnie rozchwytywany, a także wówczas gdy dojdzie do błędu na etapie jego powoływania
- niedoświadczony sędzia akceptuje długą listę świadków wskazanych przez bank, których zeznania nic nie wnoszą do sprawy, jednak wydłużają całe postępowanie o kolejne miesiące, a nawet lata, jeśli np. kredytodawca wskazał błędny adres świadka, wskutek czego sąd nie jest w stanie poinformować go o obowiązkowym stawiennictwie
- nieprzychylny frankowiczom sędzia, wbrew aktualnej linii orzeczniczej i zaleceniom TSUE uznaje rację banku i utrzymuje umowę w mocy, uznając, że mimo klauzul waloryzacyjnych może ona nadal pozostawać w obrocie prawnym. Kredytobiorcy przysługuje oczywiście prawo do apelacji, a ta niemal na pewno okaże się zasadna, niemniej jednak apelacja to kolejne koszty oraz miesiące oczekiwania na zapoznanie się sądu ze sprawą i zmianę wyroku
- chcąc złożyć apelację od wyroku sądu I instancji, kredytobiorca musi zawnioskować o wydanie pisemnego uzasadnienia. Na takie uzasadnienie również można czekać wiele miesięcy, jeśli sędzia okaże się opieszały i zacznie występować o przedłużenie terminu na dopełnienie tej formalności
- może się zdarzyć, że choć sąd apelacyjny uzna rację powoda co do nieważności umowy, to zdecyduje się, zgodnie z wolą banku, zmienić daty naliczania ustawowych odsetek za zwłokę, na niekorzyść powoda. Niedoświadczony pełnomocnik prawny nie będzie wiedział, jak zachować się w takiej sytuacji, co skomplikuje proces wzajemnych rozliczeń
- kredytobiorcy niezadowolonemu z wyroku sądu II instancji przysługuje skarga kasacyjna do Sądu Najwyższego, jednak sformułowanie jej wymaga od pełnomocnika prawnego frankowicza wieloletniej praktyki i znacznego doświadczenia. Procedura jest czasochłonna i ponownie rozszerza dochodzenie roszczeń od banku o kolejny etap
- jeżeli z jakiegoś powodu bank nie chce się rozliczyć mimo prawomocnego wyroku stwierdzającego nieważność umowy, kredytobiorca może skierować sprawę do komornika. „Schody” zaczynają się w momencie, gdy wyrok sądu II instancji zawiera błędy – wyjaśnienie takiej sprawy może zająć długie miesiące, nim sprawa w końcu trafi do windykacji. Bardzo pomocne w doprowadzeniu jej do końca będzie… ponownie wieloletnie doświadczenie adwokata bądź radcy prawnego reprezentującego kredytobiorcę
- zwieńczeniem całej historii może być problem z uzyskaniem od banku listu mazalnego, na podstawie którego można by wykreślić hipotekę z księgi wieczystej. Dobry pełnomocnik prawny będzie wiedział, jak zabrać się za to bez stosownego kwitu, jedynie w oparciu o prawomocny wyrok sądu. Słabego z kolei taka procedura może dość łatwo przerosnąć.
Subskrybuj nas także na Facebooku oraz Twitter i ZAWSZE otrzymuj jako pierwszy najważniejsze informacje!
Bank posiada także dodatkowe narzędzia, by skomplikować relację z klientem: może wytoczyć przeciwko niemu powództwo o zapłatę (zwłaszcza jeśli klient przestał na pewnym etapie sporu spłacać raty kapitałowo-odsetkowe bez prawomocnego zabezpieczenia roszczeń) oraz wynagrodzenie za korzystanie z kapitału (a po wyroku TSUE w sprawie C-520/21 o waloryzację tego kapitału).
Oznaczać to będzie uwikłanie kredytobiorcy w kolejny proces sądowy, tym razem w taki, w którym będzie on figurował jako pozwany, co samo w sobie jest już stresem. Doprowadzenie do upadku takiego powództwa wbrew pozorom wcale nie jest banalną formalnością, a czymś wymagającym naprawdę dopracowanego know-how. Ponownie więc przyda się tu doświadczenie i praktyka wybitnego specjalisty od spraw frankowych, bez którego sytuacja kredytobiorcy może znacznie się skomplikować.
Sądzenie się z bankiem jest opłacalne, ale tylko z pomocą profesjonalistów
Czy to wszystko oznacza, że z bankiem nie opłaca się sądzić i lepiej wybrać pozasądową ugodę? Absolutnie nie. Jedyny wniosek, który kredytobiorca powinien wysnuć z powyższego tekstu, jest taki, że odpowiedni pełnomocnik prawny ma kluczowe znaczenie w sporze z bankiem. Dlatego nie warto oszczędzać na współpracy z kancelarią i godzić się na jakiekolwiek półśrodki, bo może to skutkować ogromnymi komplikacjami w późniejszej fazie procesu.
A nawet na samym jego końcu, gdy sprawa wprawdzie zostanie wygrana, ale kredytobiorca zostanie z ogromnym rachunkiem do zapłaty na rzecz kancelarii, która uzna, że za opiekę prawną roztoczoną nad klientem należy jej się kilkadziesiąt procent od wartości przedmiotu sporu. W skrajnych przypadkach może dojść do sytuacji, w której kancelaria żądać będzie od reprezentowanego kredytobiorcy kwoty zbliżonej do tej, którą pożyczył on od pozwanego banku.
W takiej sytuacji kredytobiorca może oczywiście zdecydować się na walkę w sądzie, tym razem już nie z bankiem, a z reprezentującym go podmiotem, ale szanse na wygraną po stronie konsumenta trudno nawet oszacować, ponieważ spraw tego rodzaju jest mało, a pozwany podmiot zwykle okazuje się ponadprzeciętnie dobrze przygotowany na prawną batalię. Lepiej więc unikać współpracy z pseudokancelariami, które wabią klientów bardzo niskim kosztem początkowym i uzależniają swoje wynagrodzenie od kilkunasto- czy kilkudziesięcioprocentowej premii za sukces, i od razu wybrać profesjonalny podmiot, podchodzący do rozliczeń z klientem z należytą starannością i zachowaniem zasad etyki.
Subskrybuj nas także na Facebooku oraz Twitter i ZAWSZE otrzymuj jako pierwszy najważniejsze informacje!