Pojawiają się kolejne przesłanki świadczące o tym, że bankom coraz mniej zależy na komplikowaniu frankowiczom drogi do unieważnienia umów. Świetnym tego przykładem jest mBank, który w wielu przypadkach już nie tylko rezygnuje z apelacji, ale po otrzymaniu pozwu informuje kredytobiorcę, że nie będzie ściągał z niego rat kapitałowo-odsetkowych aż do zakończenia procesu. Skąd ta nagła uprzejmość mBanku? Czy stara się on w ten sposób przygotować grunt pod negocjacje ugodowe? A może ma inny, ukryty cel, z którego frankowicze w większości nie zdają sobie sprawy?
- Frankowicz, który chce legalnie wstrzymać wykonywanie swojej umowy na czas toczącego się procesu, musi zyskać na to zgodę sądu, co z kolei jest poprzedzone wysłaniem wniosku o zabezpieczenie roszczenia. A przynajmniej tak było do tej pory
- Okazuje się, że część banków zdaje już sobie sprawę z tego, że uzyskanie przez frankowicza zabezpieczenia roszczenia jest tylko formalnością. Przynajmniej w ten sposób można tłumaczyć zmianę w zachowaniu mBanku, który deklaruje wstrzymanie się z działaniami upominawczymi i windykacyjnymi do czasu zakończenia sporu sądowego
- Jedyny wydatek do poniesienia przez frankowicza w trakcie procesowania się z mBankiem, to ten związany z opłatą składek ubezpieczeniowych. mBank prosi swoich klientów, by zadbali o obecność odpowiednich środków na rachunku
- Taka pojednawcza postawa mBanku wcale nie jest bezinteresownym gestem z jego strony. Podmiot ma najprawdopodobniej ukryty cel, z którego wszyscy bez wyjątku frankowicze powinni zdawać sobie sprawę. Zwłaszcza ci, którzy wciąż nie pozwali banku o nieważność umowy.
Szokujące wieści od frankowiczów z mBanku: podmiot dobrowolnie godzi się na niepobieranie kolejnych rat kredytu!
Musimy przyznać, że ostatnio banki zaskakują nas dynamiką, z jaką modyfikują swoje strategie procesowe. Niemal każdy bank silnie uwikłany we franki robi aktualnie coś wartego szerszego opisania. Nie inaczej jest w mBanku, który zdobył się na bardzo nietypowy krok i… zaczął akceptować to, że kredytobiorcy, którzy go pozywają, nie chcą spłacać swoich rat kapitałowo-odsetkowych aż do momentu uzyskania prawomocnego wyroku w sprawie.
Do tej pory kredytobiorca, który chciał legalnie przestać spłacać swoje raty, musiał złożyć do sądu wniosek o zabezpieczenie roszczenia. Czas potrzebny na jego rozpatrzenie waha się od kilku dni do kilku miesięcy, w zależności od stopnia obciążenia sprawami oraz organizacji pracy danego sądu. Wniosek o zabezpieczenie można złożyć już wraz z pozwem, co praktykuje wielu kredytobiorców. Zwłaszcza po wyroku TSUE w sprawie C-287/22, który utorował frankowiczom drogę do jeszcze łatwiejszego zabezpieczania roszczeń.
Jeszcze całkiem niedawno banki jawnie okazywały swoje niezadowolenie z tego, że frankowicze szybko i sprawnie uzyskują ten rodzaj środka tymczasowego. Bankowcom nie pasowało to, że kierowane przez nich instytucje przestają zarabiać na abuzywnych kredytach już w chwilę od otrzymania pozwu. Minęło trochę czasu i, najwyraźniej, niektórzy kredytodawcy zdążyli już pogodzić się ze zmianą w sposobie rozpatrywania takich wniosków przez sądy.
Niektóre banki dobrowolnie godzą się na to, by klient przestał spłacać zobowiązanie, jeszcze zanim sąd wyda zabezpieczenie roszczenia. Potwierdzonym przykładem jest tu mBank S.A., który rozsyła do swoich klientów stosowne pisma informujące o zgodzie na wstrzymanie płatności.
Początkowo trudno nam było uwierzyć w pojawiające się w social mediach plotki dotyczące nagłej wyrozumiałości mBanku. Zdecydowaliśmy się zweryfikować te doniesienia w najlepszym źródle, jakie można sobie wyobrazić, czyli w najbardziej doświadczonych kancelariach frankowych w Polsce. I udało się. Dostaliśmy potwierdzoną informację od Kancelarii Sosnowski Adwokaci i Radcowie Prawni, mówiącą o tym, że mBank istotnie wysyła frankowiczom pisma ze zgodą na wstrzymanie dalszej spłaty kwestionowanego kredytu.
Co mBank chce przekazać klientom, którzy już go pozwali?
Treść pisma zawiera kilka elementów:
- bank odnosi się do informacji o tym, że klient złożył pozew o nieważność, powołując się na abuzywność klauzul przeliczeniowych
- podmiot podkreśla, że ocena ważności umowy należy do sądu i deklaruje gotowość wykonania orzeczenia
- dalej bank wyraża zgodę na wstrzymanie miesięcznych rat kredytu aż do prawomocnego zakończenia sporu, co motywuje chęcią ułatwienia przyszłych rozliczeń
- bank informuje, że aż do momentu zakończenia postępowania nie będzie podejmował wobec klienta jakichkolwiek działań upominawczych czy windykacyjnych ani obciążał rachunku klienta należnościami wynikającymi z rat kredytu
- ponieważ w trakcie zawieszenia płatności rat nadal będzie obowiązywała klienta ochrona z tytułu ubezpieczenia na życie, bank prosi o zapewnienie dostępności na koncie odpowiednich środków na składki ubezpieczeniowe.
Na końcu podmiot informuje, że zdecydował się wystąpić wobec klienta z pozwem o zwrot kapitału kredytu, co nikogo nie powinno zaskoczyć. Podmiot, jako przedsiębiorca, ma zaledwie trzyletni termin na zgłoszenie swoich roszczeń, w dodatku liczony od momentu, w którym otrzymał informację o roszczeniach klienta.
Dlaczego mBank ułatwia kredytobiorcom dochodzenie roszczeń?
Wielu kredytobiorcom jest niezwykle trudno przywyknąć do nowej, niemalże prokonsumenckiej postawy mBanku. Przecież jeszcze niedawno podmiot na potęgę komplikował spory, a jego wieloletni prezes, Cezary Stypułkowski, nie żałował frankowiczom słów krytyki. Dodatkowo mBank bardzo późno przystąpił do pilotażu ugodowego i długo nie chciał dostosować swojego programu do wytycznych KNF. Co się stało, że podmiot nagle sam z siebie wychodzi naprzeciw frankowiczom i ułatwia im dochodzenie roszczeń?
Powodów może być co najmniej kilka.
Pierwszy z nich mBank zawiera już w samym liście do kredytobiorcy. Chodzi o uproszczenie rozliczeń. Jeżeli raty kredytu będą spłacane w trakcie postępowania sądowego, to wcale nie oznacza, że kredytobiorca nie będzie w stanie wyegzekwować ich zwrotu. Przeciwnie – polskie prawo daje mu do dyspozycji narzędzia pozwalające na odzyskanie tych środków. Rozliczenia takich umów są w przypadku mBanku masowe: jeszcze na koniec II kwartału 2024 roku liczba toczących się przeciwko mBankowi postępowań sądowych o franki wynosiła 21,7 tys., tymczasem na koniec III kwartału zmalała do… 19 tys. Łącznie sądy wydały 7,4 tys. prawomocnych wyroków w sprawach skierowanych przeciwko mBankowi. Podmiot przegrał łącznie 98,5 proc. takich postępowań, a jeśli spojrzymy tylko na statystyki z bieżącego roku, dowiemy się, że w niedawno zakończonych sprawach skala porażek mBanku wynosi aż 99,5 proc.
Masowa skala rozliczeń nieważnych umów generuje po stronie mBanku koszty. To oczywiste, że ten chce je zminimalizować, a droga do tego wiedzie właśnie przez niekomplikowanie toczących się procesów.
Drugim powodem, dla którego mBank przestaje utrudniać frankowiczom dochodzenie roszczeń, jest chęć zdobycia ich zaufania. Podmiot najprawdopodobniej liczy, że tą metodą skłoni choć część frankowiczów do rozważenia ugody. Nie jest tajemnicą, że wielu kredytobiorców poczuło się urażonych dotychczasową polityką mBanku, w tym wypowiedziami jego (byłego już) prezesa, i nie chciało w ogóle rozmawiać o możliwości porozumienia się. Podmiot najwyraźniej chce to zmienić. Wręcz jest do tego zmuszony: zaproponował ugodę 100 proc. uprawnionych do niej klientów. Wielu z nich otrzymało po kilka propozycji ugodowych, także w trakcie toczącego się procesu. Jeżeli podmiot chce eliminować ryzyko prawne z kolejnych umów, to musi przekonać niezdecydowanych lub wręcz zrażonych do ugody klientów, że rozmowa o polubownym rozwiązaniu ma sens. A dobrowolna zgoda na wstrzymanie wykonywania umowy jest dobrym wstępem do takich rozmów.
Trzeci powód to… chęć jak najszybszego zamknięcia sporu o kredyty frankowe. I nie chodzi o wyeliminowanie ryzyka z pojedynczych umów, a o całkowite zakończenie konfliktu o tę grupę kredytów. Banki są już zmęczone kwartalnymi rezerwami na franki i tym, że nie są w stanie określić, kiedy do sądu wpłynie ostatni pozew o nieważność umowy. Problemem jest potencjalna „nieprzedawnialność” roszczeń konsumentów. Owszem, w teorii obowiązuje sześcioletni termin przedawnienia dla roszczeń kredytobiorcy będącego konsumentem, ale w praktyce ów termin liczony jest od momentu, w którym kredytobiorca dowiedział się, że w ogóle dysponuje roszczeniem wobec banku.
Nic więc dziwnego, że mBank, mając tę świadomość, chce jak najszybciej „wypchnąć” trwające postępowania z sądów, nawet kosztem przeznaczenia kwartalnie większych środków na rozliczenia z klientami.
Czy mBank, podobnie jak PKO BP, zacznie informować frankowiczów o prawie do pozwu?
Przypuszczamy, że już wkrótce podmiot może zdobyć się na jeszcze jeden krok i – wzorem PKO BP – zacznie rozsyłać swoim klientom, w tym takim, którzy w ogóle nie kwestionowali dotąd związania klauzulami abuzywnymi, informacje o przysługującym im prawie do złożenia pozwu. Jeżeli tak się stanie, to otrzymamy mocny argument za tym, że mBank woli rozwiązać swój frankowy problem teraz, w okresie wysokich stóp procentowych, niż rozkładać rozliczenia z klientami w czasie.
Otrzymanie takiej informacji przez klienta nie pozostawiałoby wątpliwości co do tego, że został on poinformowany o możliwości sądowego unieważnienia umowy. W takim scenariuszu mBank pozbyłby się ryzyka prawnego ze wszystkich frankowych umów, tych spłaconych i tych wciąż spłacanych, w maksymalnie sześć lat od przeprowadzenia akcji informacyjnej.
Co obecnie robi ten kredytodawca, by zakończyć swój spór z frankowiczami? Jak się okazuje, kontynuuje nową strategię polegającą na rezygnowaniu z postępowań apelacyjnych. Dobrym przykładem może tu być sprawa z Opola, zakończona prawomocnie w 7 miesięcy od złożenia pozwu. Jak informuje adwokat Paweł Borowski, reprezentujący kredytobiorców w niniejszej sprawie, spór zakończył się pełnym sukcesem jego klientów. Sąd Okręgowy w Opolu dnia 21 grudnia 2023 roku uznał kwestionowaną przez powodów umowę za nieważną i zasądził od mBanku na ich rzecz kwoty 86.598,06 zł i 62.732,81 CHF. Wyrok w sprawie I C 1183/23 jest już prawomocny.
Spektakularny sukces odnieśli również klienci Kancelarii Sosnowski Adwokaci i Radcowie Prawni, którzy pozwali mBank w Sądzie Okręgowym w Krakowie. Spór trafił przed oblicze I Wydziału Cywilnego, który zamknął sprawę 24 kwietnia 2024 roku, wyrokiem w pełni korzystnym dla kredytobiorców. Powodowie dowiedzieli się, że ich umowa jest nieważna, a mBank musi im oddać 338.276,88 zł wraz z odsetkami, liczonymi od 19 sierpnia 2023 roku do dnia zapłaty. Sprawa I C 3363/23 zakończyła się w zaledwie 9 miesięcy od złożenia pozwu.
PODSUMOWANIE:
Dobrowolna zgoda mBanku na niespłacanie przez kredytobiorcę frankowych rat, aż do momentu wydania wyroku w sprawie o nieważność, to oczywiście pomyślna informacja dla osób sądzących się z tym kredytodawcą. Nie można jednak zapominać, że jest to najprawdopodobniej element szerszej strategii, służącej pozbyciu się problemu kredytów frankowych, i to raz na zawsze.
Każdy, kto po otrzymaniu od mBanku pisma w sprawie zgody na wstrzymanie wykonywania umowy zacznie zastanawiać się nad ugodą, powinien dobrze przeanalizować sens tej decyzji. Bank, wysyłając do kredytobiorcy pismo o tak zaskakującej treści, liczy na zmiękczenie jego postawy i uśpienie czujności. Podmiot kreuje w ten sposób idealne warunki do zawarcia takiej ugody, której postanowienia pozwolą mu co nieco zarobić na abuzywnym kredycie. Kredytobiorcom zaleca się dużą ostrożność w kontaktach z bankiem, nawet jeśli ten sprawia wrażenie otwartego na negocjacje. Jakiekolwiek decyzje dotyczące zawierania porozumienia z mBankiem powinny być poprzedzone konsultacjami z dobrym prawnikiem.