Przeciętnie 3 lata trwa sprawa z powództwa frankowicza o nieważność umowy kredytowej podpisanej z bankiem. Ale zdecydowanie nie jest to odpowiedź, która zamknęłaby dyskusję rozpoczętą tytułem tego artykułu. Jest wiele czynników mających wpływ na to, ile będzie trwać nasza sprawa przeciwko bankowi, zaczynając od jednostki, w której kredytobiorca złożył swój pozew, na aktywności pełnomocnika pozwanego kończąc. Co zrobić, aby sprawa szybko znalazła swój szczęśliwy finał w sądzie? Czy „opłaca się” składać skargi na przewlekłość postępowania? Dlaczego w niektórych przypadkach banki odstępują od apelacji i czy ten trend będzie się upowszechniał? Na te i na wiele innych pytań odpowiadamy w tym tekście.
- Choć w ostatnich miesiącach sprawy frankowe toczące się w polskich sądach wyraźnie przyśpieszyły, to wciąż wielu kredytobiorców boi się, że ich spór z bankiem wymknie się spod tej reguły i będzie trwał 4 czy 5 lat. Nie są to obawy całkowicie pozbawione podstaw
- Najkrócej w Suwałkach i Słupsku, najdłużej w miastach wojewódzkich – tak pokrótce można streścić odpowiedź na pytanie, ile trzeba czekać na wyrok w sprawie frankowej w Polsce. Także i tu zdarzają się pewne wyjątki, o których więcej w artykule
- W szczególnych przypadkach bank może zrezygnować z apelacji w przegranej sprawie – część kredytodawców zauważa już pewne szanse w tej nowej strategii, związane głównie z ograniczeniem kosztów procesu
- Choć długie postępowanie frankowe może wywoływać po stronie kredytobiorcy stres i niepokój, to ma też pewne plusy, i to ściśle przekładające się na finanse. Im dłuższy proces, tym wyższe będą odsetki ustawowe za opóźnienie, które bank wypłaci kredytobiorcy po unieważnieniu umowy.
Ile warte są statystyki z sądów? Wyjaśniamy, dlaczego nie należy się nimi sugerować w sprawach o franki
Mogłoby się wydawać, że statystyka jest największym sprzymierzeńcem frankowiczów: prezentuje ona bardzo uspokajające dane, zwłaszcza dotyczące spraw, które ci wygrywają z bankami. Te istotnie są imponujące: kredytobiorca ma aż 98 proc. szans na wygranie swojego sporu w I instancji i ok. 99 proc. szans na odniesienie podobnego sukcesu w apelacji. I tu rzeczywiście statystyki są miarodajne, co pokazują dane z dwóch przeciwnych stron barykady: podobne informacje publikują zarówno kancelarie frankowe w swoich wpisach blogowych, jak i same banki w sprawozdaniach finansowych.
Nieco inaczej wygląda sytuacja, gdy na tapet weźmiemy statystyki dotyczące czasu trwania frankowych spraw sądowych. Możemy dowiedzieć się z nich, że przeciętnie czas potrzebny na unieważnienie frankowego kredytu wynosi ok. 3 lata. W tym przypadku uśrednienie danych nie daje nam żadnych konkretnych informacji. Kredytobiorcę interesuje przecież, ile może trwać taki proces w jego indywidualnym przypadku. A to zależy od splotu kilku czynników:
- jednostki, do której trafi pozew – najdłużej procesy trwają tam, gdzie w referatach sędziowskich jest najwięcej podobnych spraw. W sądach w Gorzowie Wielkopolskim, Suwałkach czy Słupsku przeciętny referat sędziego zawiera 200-300 spraw. Z kolei w Sądzie Okręgowym w Warszawie, a konkretnie w tamtejszym Wydziale Frankowym, na jednego sędziego przypada blisko 1 500 spraw. Oczywistym jest, że przełoży się to na czas trwania poszczególnych postępowań
- stopień skomplikowania relacji kredytobiorcy z bankiem – sprawa o nieważność i/lub zapłatę jest relatywnie prosta, jeśli powodem w niej jest konsument, który w żaden sposób nie negocjował swojej umowy, a środki z niej pochodzące wydał na zakup mieszkania pod cele prywatne. Sytuacja komplikuje się, gdy warunki były indywidualnie ustalane (lub przynajmniej bank tak twierdzi) i/lub gdy kapitał użyczony przez bank został przez klienta wydatkowany na cele częściowo związane z działalnością gospodarczą bądź inwestycyjną
- doświadczenie pełnomocnika kredytobiorcy – jeśli frankowicz zatrudnił do sprawy renomowaną, wyspecjalizowaną kancelarię frankową, to istnieje spora szansa, że jego spór z bankiem będzie toczył się bardzo płynnie. Dobry prawnik będzie wiedział, jak przedstawić materiał dowodowy w sprawie w sposób niebudzący wątpliwości co do winy banku. W dobrze poprowadzonej sprawie sąd może uznać, że zbyteczne jest ustne przesłuchiwanie powoda, przesłuchiwanie świadków wskazanych przez bank czy powoływanie biegłego. To wszystko może prowadzić do zakończenia sprawy po I rozprawie
- aktywność pełnomocnika banku w toku postępowania – adwokat strony pozwanej ma do dyspozycji szereg narzędzi umożliwiających przedłużanie procesu sądowego. Może np. zaskarżać niemal każde postanowienie sądu i składać liczne pisma procesowe, co w naturalny sposób będzie prowadziło do wydłużenia całego sporu i w konsekwencji oddali w czasie wydanie wyroku
- podejście samego sędziego – doświadczony w sprawach frankowych sędzia będzie potrafił uniknąć wielu pułapek prowadzących do przewlekłości postępowania. Np. nie zdecyduje się na przesłuchiwanie licznych świadków wskazanych przez bank, jeśli wie już, że te osoby nie posiadają żadnej użytecznej wiedzy w sprawie (o czym mógł się przekonać w innych, już zakończonych, postępowaniach). Z kolei początkujący sędzia, niezaznajomiony jeszcze ze stosowaniem w praktyce prawa europejskiego, może zdecydować się na „przerobienie” pełnego materiału podsuwanego mu przez strony, co oczywiście wpłynie na czas potrzebny do zamknięcia postępowania.
Trzej frankowicze, trzy zupełnie różne sytuacje
Efekt jest taki, że frankowicze, którzy złożyli pozew do tego samego sądu, w tym samym czasie, mogą uzyskać wyroki w swoich sprawach w zupełnie różnych terminach. Ich pozwy trafią najprawdopodobniej na biurka różnych sędziów, a sprawy będą prowadzone przez innych prawników, tak z ramienia powoda, jak i pozwanego. To tutaj należy szukać odpowiedzi na pytanie, dlaczego statystyka długości postępowań sądowych o franki tak naprawdę niewiele nam mówi.
Wyobraźmy sobie jeszcze taką sytuację: frankowicz nr 1, składa swój pozew do Sądu Okręgowego w Suwałkach i uzyskuje wyrok w 5 miesięcy, frankowicz nr 2 pozywa bank w Sądzie Okręgowym w Katowicach, który wyrok wydaje po 2 latach, a frankowicz nr 3 trafia ze swoją sprawą do warszawskiego Wydziału Frankowego, gdzie wyrok unieważniający umowę zapada dopiero po 37 miesiącach. Średni czas postępowania w I instancji wynosi więc 22 miesiące – mniej więcej tyle, co u frankowicza nr 2, ale znacznie dłużej niż u frankowicza nr 1 i dużo krócej niż u frankowicza nr 3.
Tyle właśnie warte są w tym przypadku statystyki.
Nie można też zapominać, że zwykle uwzględniają one całą historię postępowań o franki, a więc sięgają jeszcze czasów sprzed wyroków TSUE, gdy tego typu pozwy były nowością i sądy istotnie miały problem z ich sprawiedliwym rozpatrywaniem. Teraz, mimo tego, że w sądach toczy się ok. 170 tys. postępowań o nieważność i/lub zapłatę, spory tego typu mogą być rozpatrywane szybciej, ponieważ orzecznictwo w tych sprawach jest jednolite, poparte uchwałami Sądu Najwyższego i, oczywiście, poglądem TSUE.
To właśnie TSUE miało (i ma nadal) największy wkład w poprawę sytuacji frankowiczów w sądach. Do tego stopnia, że pod jego wpływem banki modyfikują swoje strategie procesowe.
TSUE „pomógł” bankom w podjęciu decyzji o rezygnowaniu z apelacji
Tylko w ostatnich miesiącach, pod naporem wyroków Trybunału, banki zaczęły rezygnować z pozwów o wynagrodzenie i waloryzację, ograniczając się do roszczeń o zwrot kapitału. Od kilku miesięcy w wielu postępowaniach odstępują od składania apelacji. Powód to zmiana w sposobie naliczania na rzecz frankowiczów odsetek ustawowych za zwłokę w zapłacie.
Po grudniowych wyrokach TSUE sądy zaczęły naliczać te odsetki w sposób inny niż dotychczas, czyli już od momentu wezwania banku do zapłaty (ewentualnie od doręczenia pozwu), a nie od złożenia przez kredytobiorcę oświadczenia o skutkach unieważnienia umowy. W związku z tą zmianą przewlekanie postępowań przestało się bankom opłacać, bo im dłużej będzie trwał spór sądowy, tym wyższa będzie korzyść odsetkowa, którą będą musiały wypłacić swoim klientom.
Kiedy bank prawdopodobnie zrezygnuje z apelacji? Przykłady zakończonych spraw
Zdaniem prawników banki najczęściej rezygnują z apelacji wówczas, gdy udaje im się przeforsować część swoich argumentów w sądzie. Chodzi zwłaszcza o skuteczne podniesienie zarzutu zatrzymania, prowadzące do ograniczenia korzyści odsetkowej naliczanej przez sąd na rzecz konsumenta. Takich wyroków jest już coraz mniej, dlatego banki, szukające oszczędności, gdzie się da, zaczynają unikać kosztownych apelacji nawet w tych sprawach, w których nic nie poszło po ich myśli.
Tak było m.in. w sprawie XXVIII C 475/21, zakończonej 30 stycznia 2024 roku, po trwającym 33 miesiące postępowaniu. Pozwanym w sprawie był mBank S.A., a przedmiotem sporu umowa kredytu w CHF, zawarta w 2003 roku, jeszcze przed wstąpieniem Polski do Unii Europejskiej. Sąd pominął w tej sprawie dowód z przesłuchania świadka (wskazanego przez bank), a także nie zaangażował w sprawę biegłego, co niewątpliwie przyczyniło się do skrócenia procesu. Procesu, na którego końcu czekał frankowiczów wielki sukces. Sąd Okręgowy w Warszawie w wyroku ogłosił nieważność umowy Multiplan, ponadto zasądził od mBanku na rzecz powodów zwrot świadczenia nienależnego w kwocie 486.862,97 zł wraz z odsetkami ustawowymi za zwłokę, liczonymi od 9 czerwca 2021 roku aż do dnia zapłaty.
Jak informuje na swojej stronie Kancelaria Adwokata Pawła Borowskiego, wyrok jest prawomocny, ponieważ mBank nie złożył w tej sprawie apelacji.
Równie spektakularnie zakończyła się sprawa I C 2633/23, skierowana do Sądu Okręgowego na warszawskiej Pradze. Pozwanym w sprawie był Alior Bank, a przedmiotem sporu była umowa kredytowa waloryzowana kursem euro, podpisana przez strony w 2010 roku. Sąd uznał, że kwestionowana przez powodów umowa jest nieważna i zasądził na ich rzecz od Alior Banku kwoty 66 779,60 zł i 64 347,25 EUR wraz z odsetkami ustawowymi za opóźnienie, liczonymi od 23 listopada 2023 roku. Postępowanie trwało 9 miesięcy, a Alior Bank nie złożył apelacji, w związku z czym klienci adwokata Pawła Borowskiego mają już w kieszeni prawomocny wyrok. Ich łączny zysk z unieważnienia umowy waloryzowanej kursem euro wyniósł 312 tys. zł.
NIK krytycznie o sytuacji w sądach: kryzys dotyczy zwłaszcza spraw cywilnych
Choć powyższe przykłady bez wątpienia pokazują, że sprawę o kredyt pseudowalutowy da się wygrać naprawdę szybko, to nie zmienia to faktu, że sytuacja w wymiarze sprawiedliwości zdecydowanie nie należy do najłatwiejszych. Potwierdzają to zresztą wnioski z kontroli NIK przeprowadzonej w sądach. Z udostępnionych przez NIK danych wynika, że w 2023 roku postępowania cywilne w sądach rejonowych trwały znacznie dłużej niż w roku 2013. Średni czas trwania postępowań (cywilnych procesowych) wzrósł przez 10 lat z 9,2 msc. do 16,5 msc. W omawianym okresie znacząco wzrosły wydatki budżetu państwa na funkcjonowanie sądów powszechnych – w 2013 roku wydatki te wyniosły 6,2 mld zł, a w 2023 roku aż 12,4 mld zł. Nie przełożyło się to, zdaniem NIK, na usprawnienie pracy wymiaru sprawiedliwości.
Wg wniosków z kontroli NIK, głównymi utrudnieniami napotykanymi przez sędziów w rozpatrywaniu spraw są m.in.
- ograniczony dostęp do biegłych sądowych i długi czas oczekiwania na ich opinię
- zbyt częste zmiany organizacyjne w sądach powszechnych
- zbyt wiele spraw w przeciętnym referacie sędziowskim
- nadmierna biurokracja
- niewystarczające wsparcie sędziego poprzez aparat pomocniczy.
Znacząco pogorszyła się też sytuacja w sądach okręgowych. W 2013 roku średni czas trwania postępowań w tych jednostkach wynosił 134,5 dnia. W 2023 roku było to już 194,4 dnia.
Czy opłaca się reagować na przewlekłość postępowania o franki?
Na koniec zastanówmy się, czy w 2024 roku warto reagować na przewlekłość postępowania o ustalenie i/lub zapłatę. Odpowiedź brzmi: to zależy. Jeżeli powód w sprawie uzyskał już prawomocne zabezpieczenie roszczenia, czyli ma zgodę sądu na wstrzymanie wykonywania umowy, ewentualnie nie potrzebował zabezpieczenia, bo umowa jest całkowicie spłacona, to warto dwa razy zastanowić się nad składaniem wniosku o podjęcie czynności w sprawie lub skargi na przewlekłość postępowania.
Dlaczego? Chodzi o, wspomniane kilka akapitów wyżej, ustawowe odsetki za opóźnienie. Długi proces to dla frankowicza większa korzyść z odsetek, które sąd najprawdopodobniej mu przyzna. Co więcej, korzyść ta może być wielokrotnie wyższa niż potencjalna suma pieniężna przyznana kredytobiorcy w wyniku pozytywnego rozpatrzenia skargi na przewlekłość. W wyniku skargi frankowicz może otrzymać maksymalnie 20 tys. zł, ale praktyka dowodzi, że zwykle wartość przyznawanej rekompensaty rzadko kiedy przekracza 3 tys. zł.
Tymczasem każdy dodatkowy rok postępowania w sprawie, w której kredytobiorca walczy o odzyskanie świadczenia nienależnego (sumy spłaconych rat, niepomniejszonej o wartość wypłaconego kapitału) w wysokości 400 tys. zł, może mu przynieść korzyść odsetkową wynoszącą ok. 45 tys. zł.
Jeżeli więc kredytobiorca z jakichś szczególnych względów nie potrzebuje jak najszybciej uzyskać prawomocnego wyroku w sprawie, to bardziej opłaca mu się cierpliwe czekanie niż desperacka walka o przyśpieszenie postępowania.
PODSUMOWANIE:
Kredytobiorca, który chce sądzić się z bankiem o nieważność umowy, musi być przygotowany na różne warianty. Jego sprawa może skończyć się prawomocnym wyrokiem w zaledwie kilka miesięcy (w sytuacji, w której bank nie odwoła się od orzeczenia I instancji), ale równie dobrze może zdarzyć się tak, że bank będzie walczył w sądzie jak lew o utrzymanie umowy w mocy, co doprowadzi do wydłużenia postępowania o dodatkowe kilkanaście, czasem i kilkadziesiąt miesięcy.
Czasy, w których przewlekłość postępowań była zmorą frankowiczów, już minęły. Teraz to oni korzystają na przedłużających się procesach, głównie dlatego, że masowo uzyskują zabezpieczenie roszczeń i skutecznie dochodzą swoich praw do ustawowych odsetek za opóźnienie.
Banki są bezradne wobec sprytu pełnomocników prawnych reprezentujących konsumentów i coraz częściej wolą zakończyć spór po I instancji, ewentualnie podpisać z klientem naprawdę dobrą dla niego ugodę, niż czekać na to, co przyniesie im apelacja.