Stało się – inflacja w październiku pobiła kolejny rekord. W ujęciu rok do roku ceny na krajowym rynku wzrosły o 17,9 proc. – to najwyższy wynik od ponad 25 lat. Dla kredytobiorców złotowych może to oznaczać jedno: już wkrótce RPP może wznowić cykl podwyżek kosztu pieniądza. Czy portfele Polaków to wytrzymają? Co można zrobić z kredytem złotowym, gdy jego spłata przekracza możliwości domowego budżetu? Czy pójście drogą frankowiczów i zakwestionowanie umowy w sądzie może przynieść pożądane skutki?
Rekordowa inflacja za październik – szczyt wzrostu cen prognozowany na luty 2023 roku
Minął już ponad rok, od kiedy Rada Polityki Pieniężnej, wbrew wcześniejszym zapewnieniom, zdecydowała się rozpocząć cykl podwyżek stóp procentowych. Ofiarami tej decyzji są setki tysięcy Polaków, którzy w latach 2020-2021 zdecydowali się zaciągnąć kredyt hipoteczny ze zmiennym oprocentowaniem. U wielu z nich miesięczna rata kredytu w zaledwie kilka miesięcy urosła o ponad 100 proc. – problem został odroczony w czasie dzięki ustawowym wakacjom kredytowym, jednak złotówkowicze muszą liczyć się z tym, że mimo zaproponowanego im przez rząd przywileju, będą musieli w przyszłym roku spłacić 8 rat wg zaktualizowanego harmonogramu.
Choć RPP tymczasowo wstrzymuje się z ogłaszaniem kolejnych podwyżek kosztu pieniądza, WIBOR 3M w październiku wzrósł o 27pb w stosunku do września, obecnie wynosi 7,48 proc. i przełoży się oczywiście na wzrost miesięcznej raty kredytowej, którą Polacy zapłacą w grudniu.
Ekonomiści prognozują, że zjawisko inflacji zagości w Polsce na dłużej – między innymi przez wzgląd na rozbieżność pomiędzy polityką monetarną a fiskalną naszego kraju. Szczyt inflacji przypadnie prawdopodobnie na luty 2023 – eksperci szacują, że odczyt inflacyjny może w tym miesiącu pokazać wartość 20-21 proc.
Od marca inflacja powinna zacząć spadać, ale nie przez wzgląd na rzeczywiste ustabilizowanie się cen dóbr konsumpcyjnych, a przez to, że w porównaniu koszyka inflacyjnego będą brały udział te miesiące 2022 roku, w których wskaźnik wzrostu cen systematycznie rósł.
Specjaliści nie mają złudzeń: cały przyszły rok upłynie prawdopodobnie pod znakiem dwucyfrowej inflacji, a NBP ma realną szansę na zrealizowanie swojego celu inflacyjnego dopiero w okolicach 2026 roku. Wpłynie to oczywiście na kształt polityki monetarnej, a więc i na wysokość zobowiązań kredytobiorców złotowych. Co w takim razie zrobić z kredytem, który wobec szalejącej inflacji może się wkrótce stać niespłacalny? Warto rozważyć pozwanie banku.
Czy warto pozwać bank za kredyt złotowy?
Coraz więcej kredytobiorców złotowych rozważa zakwestionowanie swojej umowy kredytowej przed sądem. Skłania ich do tego nie tylko finansowa desperacja i intuicyjne przekonanie, że umowy te nie są do końca uczciwe. Powodem, dla którego kredytobiorcy coraz śmielej rozważają pozwanie banku, są sukcesy frankowiczów we wręcz bliźniaczych postępowaniach.
Kredytobiorcy frankowi wygrywają z bankami w aż 98 proc. przypadków. Powodem masowych unieważnień umów są niedozwolone klauzule przeliczeniowe, które banki nagminnie stosowały w przypadku produktów waloryzowanych kursem franka.
Wbrew obiegowej opinii kredyty frankowe nie są zobowiązaniami stricte walutowymi, a właśnie złotowymi, które są jedynie indeksowane lub denominowane kursem waluty obcej. Kredyt był wypłacany w złotówkach, bank życzył sobie też spłaty w krajowej walucie, przynajmniej do 2011 roku, gdy w życie weszła tzw. ustawa antyspreadowa.
No dobrze, ale co abuzywne mechanizmy przeliczeniowe mają wspólnego z możliwością zakwestionowania kredytu złotowego? To proste. W umowach kredytów złotowych również umieszczono zapisy, z legalnością których można polemizować w sądzie. Chodzi mianowicie o stawkę WIBOR, wg której oprocentowane są kredyty oparte o zmienną stopę.
Mało który kredytobiorca zdaje sobie sprawę, jak ustalana jest stawka WIBOR. Teoretycznie na jej kształt składa się tzw. kaskada danych, w praktyce jednak w pierwszej kolejności pod uwagę brane są dane z rynku międzybankowego, a konkretnie dotyczące transakcji pomiędzy bankami. Instytucje finansowe deklarują, po jakiej cenie są gotowe udzielać sobie wzajemnie pożyczek i na podstawie tych danych w dużej mierze ustalana jest stawka WIBOR. Rzecz jednak w tym, że takich transakcji jest zdecydowanie zbyt mało, by wynik był miarodajny. Dość powiedzieć, że bywają okresy, w których WIBOR ustalany jest na podstawie jednej transakcji. Dodatkową kontrowersją jest kwestia podwójnej marży.
Z jednej strony mamy marżę, którą banki nakładają na hipotetyczne pożyczki na rynku międzybankowym – nie przeprowadzają w końcu tych transakcji bezinteresownie. Z drugiej zaś mamy marżę banku, która wspólnie ze wskaźnikiem WIBOR składa się na oprocentowanie kredytu. W stopie procentowej zobowiązania hipotecznego zaszyta jest zatem podwójna marża. Ale to nie wszystko.
Dochodzi jeszcze kwestia obowiązku informacyjnego banku wobec klienta. Kredytodawca powinien w jasny i zrozumiały sposób przekazać konsumentowi, z jakiego rodzaju ryzykiem wiąże się kredyt oparty o zmienne oprocentowanie – i jak może zmieniać się wysokość rat kapitałowo-odsetkowych wraz ze wzrostem stóp procentowych. W wielu przypadkach możemy mówić o niewywiązaniu się przez kredytodawców z tego obowiązku – lakoniczna informacja na temat ryzyka umiejscowiona na jednej z ostatnich stron umowy to zdecydowanie zbyt mało, by uznać, że bank należycie poinformował swojego klienta, z jakimi konsekwencjami wiąże się umowa.
Dodatkowo do lipca 2021 roku banki nie miały obowiązku proponowania klientom alternatywy w postaci kredytu o czasowo stałym oprocentowaniu, które jest standardem w krajach Europy Zachodniej. To wszystko powoduje, że umowę kredytu złotowego jak najbardziej można zakwestionować, a pierwsze pozwy wpłynęły do sądów okręgowych już w lutym. Z jakim skutkiem – jeszcze nie wiadomo, na wyroki w tych sprawach przyjdzie nam zapewne poczekać kilkanaście miesięcy.
Z jakimi potencjalnymi skutkami mógłby wiązać się korzystny wyrok w takiej sprawie? Możliwości są dwie: sąd mógłby uznać umowę za całkowicie nieważną lub wyeliminować z niej jedynie abuzywne zapisy dotyczące stawki oprocentowania. W tym pierwszym przypadku umowę należałoby traktować tak, jak gdyby strony nigdy jej nie zawarły – konsekwencją byłoby wzajemne rozliczenie się stron ze spełnionych do tej pory świadczeń.
Z kolei w drugim przypadku mogłoby dojść do usunięcia z umowy stawki WIBOR, czego skutkiem byłoby oprocentowanie zobowiązania wyłącznie marżą banku. Byłoby to więc bardzo podobne rozwiązanie, jak to, które stosuje się w niektórych sporach frankowych – chodzi oczywiście o odfrankowienie kredytu, po którym umowa dalej pozostaje w mocy, ale na zmienionych warunkach.
Frankowicze nadal walczą o swoje – umowę kredytu można prawomocnie unieważnić w mniej niż dwa lata
Wysokie raty kapitałowo-odsetkowe nie omijają także kredytobiorców frankowych. Nic więc dziwnego, że decydują się oni na kwestionowanie swoich umów w sądach, które coraz sprawniej orzekają w tego rodzaju postępowaniach, co doskonale widać po tempie orzeczniczym słynnego Wydziału Frankowego, a także Sądu Apelacyjnego w Warszawie.
Ten drugi dnia 28 lipca br. wydał kolejny korzystny wyrok w sprawie frankowej, w której pozwanym był Raiffeisen Bank (sygnatura akt: I ACa 12/22). Sąd odwoławczy odrzucił apelację banku i przychylił się do wyroku sądu I instancji, uznając umowę kredytu indeksowanego kursem franka za nieważną.
Powodem był wadliwy mechanizm indeksacji, którego abuzywny charakter tak dalece wpływał na kształt warunków umownych, że jego częściowa eliminacja była po prostu niemożliwa. Umowa zatem musiała zostać całkowicie wycofana z obiegu. Bank został też obciążony kosztami postępowania sądowego w wysokości 8100 zł. Wyrok został wydany na posiedzeniu niejawnym i jest już prawomocny. Od złożenia pozwu do wydania wyroku w sądzie II instancji minęło jedynie 17 miesięcy. Sprawę prowadzili: adw. Jacek Sosnowski i adw. Dominika Peżyńska – Kancelaria Adwokacka Adwokat Jacek Sosnowski Adwokaci i Radcowie Prawni