Ilekroć media wspominają o pozwach przeciwko bankom, składanym w związku z kredytami waloryzowanymi kursem waluty obcej, ograniczają się do informacji o sporach frankowych. Nie do końca słusznie, albowiem do sądów idą nie tylko frankowicze, ale również eurowicze, czyli kredytobiorcy, którzy zawarli z bankiem umowę kredytu w unijnej walucie. Jak się okazuje, te osoby mają takie samo prawo do pozwania banku o nieważność i zapłatę, co frankowicze. Co więcej, z uwagi na topniejącą bazę kredytów frankowych, to właśnie kredyty wyrażone w euro są drugimi najbardziej popularnymi produktami hipotecznymi w bankowych portfelach. Bankowcy najprawdopodobniej obawiają się fali powództw o kredyty indeksowane i denominowane kursem euro, a świadczą o tym… artykuły publikowane w portalach branżowych, mające na celu zniechęcenie eurowiczów do sądzenia się.
- Popularny mit głosi, że unieważnić w sądzie można jedynie taką umowę kredytową, która jest waloryzowana kursem franka. Tymczasem konsument może tak samo skutecznie zakwestionować umowę powiązaną z kursem euro, dolara czy jena japońskiego
- Obecnie to abuzywne umowy waloryzowane kursem euro są dla banków sporym wyzwaniem – do posiadaczy takich kredytów powoli dociera możliwość podważenia klauzul przeliczeniowych i odzyskania świadczenia nienależnego
- Wbrew opinii rozpowszechnianej przez kancelarie powiązane z sektorem bankowym, w umowach kredytów w euro aż roi się od postanowień niedozwolonych i mechanizmów, które pełnym ryzykiem obciążają tylko jedną stronę umowy, oczywiście tę słabszą
- Pozywając bank z dobrą kancelarią, można unieważnić kredyt waloryzowany kursem euro nawet w kilka miesięcy. Co ciekawe, niektóre banki poddają takie sprawy już po wyroku I instancji. Prezentujemy przykłady.
Aktywne kredyty mieszkaniowe w euro są już warte więcej niż te we franku. Czy banki mają powody, by bać się eurowiczów?
Od pewnego czasu z dużym zainteresowaniem śledzimy temat kredytów waloryzowanych kursem euro, które swego czasu cieszyły się w Polsce sporą popularnością. Należy jednak zaznaczyć, że banki nie proponowały tych kredytów tak chętnie jak frankowych. Możemy się łatwo domyślić, czemu – zwłaszcza gdy spojrzymy na historyczne wykresy kursowe euro i franka szwajcarskiego.
Jeszcze niedawno bankowcy nie zaprzątali sobie głowy ryzykami prawnymi związanymi z tą grupą kredytów. Całą uwagę kierowali w stronę roszczeń frankowiczów – i, z uwagi na ich skalę, miało to jak najbardziej sens. Obecnie banki zaczynają dostrzegać zagrożenie związane z tymi produktami, głównie z powodu kurczącego się portfela kredytów frankowych. Od pewnego czasu już nie frank, a właśnie euro jest drugą najpopularniejszą walutą aktywnych kredytów mieszkaniowych w Polsce.
W grudniu 2024 roku bilansowa wartość brutto kredytów mieszkaniowych we franku szacowana była na 11 mld zł (na początku 2018 roku wyceniano ją na 107 mld zł). Z kolei ta sama wartość w przypadku kredytów w euro wynosiła 15 mld zł (w porównaniu do 24 mld zł na początku 2018 roku).
Udział tych umów w aktywnym portfelu banków jest niewielka – by zdać sobie z tego sprawę, wystarczy zestawić podane wartości z wyceną brutto kredytów mieszkaniowych w PLN, które na koniec grudnia 2024 roku były warte… 444 mld zł. Nic dziwnego, że banki walczą jak lwy, by odsunąć od siebie roszczenia dotyczące klauzul zmiennego oprocentowania powiązanych z WIBORem… ale dziś nie o tym.
Kredyty w euro cechują się wysokim odsetkiem spłacalności – udział należności ze stwierdzoną utratą wartości wynosi w ich przypadku 2,1 proc. Lepiej spłacane są kredyty w złotówce (wartość wskazanego parametru wynosi 1,3 proc.). Znacznie gorzej zaś kredyty frankowe, w przypadku których ów wskaźnik wynosi 12 proc.
Mogłoby się więc wydawać, że – jeśli chodzi o sprawy sądowe dotyczące kredytów w euro – problemu nie ma. Eurowicze pokornie spłacają swoje umowy i ani myślą o pozwach. Czy aby na pewno?
Kredytu w euro nie da się unieważnić tak jak tego frankowego? To bzdura
Jak się okazuje, kancelarie prawne wyspecjalizowane w sprawach „frankowych” notują ostatnimi czasy wzrost zainteresowania pozwami o kredyty w euro. Powodów może być kilka, a tym najczęstszym jest oczywiście zmiana orzecznicza, dostrzeżona także w środowisku eurowiczów. Do kredytobiorców dociera, że mogą odzyskać od banku całość świadczenia nienależnego, i to wraz z odsetkami ustawowymi za opóźnienie. Co więcej, unieważnić umowę kredytu w euro mogą nawet te osoby, które zarabiały w tej walucie.
Wzrost zainteresowania pozwem o umowy w euro został najprawdopodobniej zauważony również w sektorze bankowym. Dochodzimy do takiego wniosku, obserwując to, co od pewnego czasu dzieje się w branżowych mediach, w odniesieniu do kredytów w euro. Duże portale publikują na swoich łamach artykuły pisane przez adwokatów, radców prawnych, przekonujących, że kredyty frankowe znacząco różniły się od tych w euro, a w związku z tym szansa na podważenie tych drugich w sądzie jest dużo mniejsza.
Prawnicy ci na podparcie swoich twierdzeń używają kuriozalnych argumentów. Wskazują na przykład, że eurowicz nie może być beneficjentem unijnego orzecznictwa w kwestii franków, ponieważ nie stracił na różnicy kursowej tak jak frankowicz. Jednocześnie mógł korzystać z niskiego oprocentowania, zbliżonego do tego w kredytach frankowych i znacznie korzystniejszego od występującego w umowach złotowych. Efekt jest taki, że przeciętny eurowicz wydał mniej w trakcie spłaty swojego kredytu niż statystyczny frankowicz czy złotówkowicz.
Warto zadać sobie pytanie, czy taka argumentacja ma dla sądów jakiekolwiek znaczenie.
Jak się okazuje, nie.
Kredyty w euro miały te same wady, co kredyty we franku. Sądy doskonale zdają sobie z tego sprawę
Sądy w przypadku umów waloryzowanych kursem waluty obcej są zainteresowane przede wszystkim specyfiką mechanizmów przeliczeniowych wprowadzonych przez bank do umowy z konsumentem. Istotne jest na przykład to, czy bank dał sobie prawo do dowolnego kształtowania kursu waluty obcej, a w związku z tym do wpływania na wysokość raty kredytu oraz saldo zadłużenia. Nie jest przy tym ważne, czy oraz w jaki sposób bank korzystał z przyznanych sobie uprawnień. Liczy się to, że zostawił sobie tego rodzaju furtkę, naruszając w ten sposób równowagę kontraktową stron i działając wbrew interesowi konsumenta.
W umowach kredytów indeksowanych czy denominowanych kursem euro tego rodzaju mechanizmy występowały podobnie, jak w umowach kredytów frankowych. Banki zarabiały na spreadach walutowych, przeliczając zobowiązanie klienta po niekorzystnym dla niego kursie. Co więcej, banki nie informowały w sposób jasny i zrozumiały o tym ryzyku, co już samo w sobie stanowi argument za eliminacją kontraktu z obrotu prawnego.
Dlaczego zatem jakikolwiek prawnik jest skłonny podpisać się z imienia i nazwiska pod tekstem wprowadzającym eurowiczów w błąd co do przysługujących im praw? Cała tajemnica tkwi w tym, kogo ów prawnik reprezentuje w sądach. Jeśli zagłębimy się w informacje o doświadczeniu zawodowym danego adwokata, racy prawnego, niemal w 100 proc. przypadków natkniemy się na wzmiankę o tym, że specjalizuje się on w obsłudze podmiotów gospodarczych, w tym banków. Oczywiste jest, że taki prawnik będzie rozpowszechniał probankową narrację, niezależnie od tego, jak dalece odbiega ona od aktualnych realiów orzeczniczych.
Eurowicze unieważniają swoje umowy kredytowe w sądach. Banki rezygnują z apelacji
Jak wygląda sytuacja eurowiczów w sądach? Tak samo dobrze, jak u frankowiczów. Ta grupa kredytobiorców na masową skalę unieważnia swoje umowy i odzyskuje w ten sposób gigantyczne kwoty, wcale nie niższe niż te wygrywane przez frankowiczów. Co ciekawe, banki doskonale zdają sobie sprawę z jednolitej, niekorzystnej dla nich linii orzeczniczej i w wielu tego typu sprawach rezygnują z apelacji, rozumiejąc, że wygeneruje ona niepotrzebne koszty.
Przykłady spraw, w których eurowicze wygrali z bankiem i unieważnili swoje umowy, prezentujemy poniżej. Oba pochodzą z portfolio kancelarii adwokata Pawła Borowskiego.
- XII C 1812/23 – wyrok z dnia 8 kwietnia 2024 roku, wydany przez Sąd Okręgowy we Wrocławiu, w sprawie przeciwko Bankowi Ochrony Środowiska. Umowa kredytowa została zawarta przez powodów w 2010 roku i dotyczyła kredytu indeksowanego kursem euro. Kredytobiorcy pożyczyli od BOŚ Banku 344 tys. zł. Po 13 latach spłaty zdążyli oddać w ratach kwotę 245 tys. zł, a mimo to saldo zadłużenia nadal wynosiło (po przeliczeniu na złotówki) 573 tys. zł. Sąd ustalił nieważność umowy i zasądził od pozwanego BOŚ Banku na rzecz kredytobiorców kwoty 244 973,34 zł i 28,43 euro z odsetkami za opóźnienie liczonymi od 10 stycznia 2024 roku. Postępowanie trwało 6 miesięcy, a decyzja sądu stała się prawomocna, ponieważ przegrany bank nie zdecydował się na apelację. Zysk kredytobiorców z wyroku wyniósł 474 tys. zł
- I C 1934/24 – wyrok z dnia 1 lipca 2024 roku, wydany przez Sąd Okręgowy w Krakowie, w sprawie przeciwko Deutsche Bankowi. W tej sprawie kredytobiorcy zdecydowali się na zakwestionowanie dwóch umów, z których pierwsza została zawarta w 2007 roku, a druga w 2009 roku. Obie były denominowane kursem walut obcych – euro i CHF. I w obu przypadkach udało się doprowadzić do stwierdzenia nieistnienia stosunku prawnego pomiędzy stronami. Powodowie pożyczyli od banku łącznie 590 tys. zł, spłacili 699 tys. zł, a mimo to saldo ich zadłużenia nadal wynosiło, po przeliczeniu na PLN, 406 tys. zł. Unieważnienie obu umów przyniosło kredytobiorcom korzyść w wysokości 515 tys. zł. Postępowanie trwało tylko 3 miesiące, wyrok jest nieprawomocny.
Kredyty w euro a ustawa frankowa: co warto wiedzieć?
Na koniec warto dodać, że eurowicze, w odróżnieniu od frankowiczów, nie są obiektem zainteresowania Ministerstwa Sprawiedliwości, które w pracach nad ustawą frankową uwzględnia jedynie pozwy dotyczące kredytów w CHF. Ma to swoje dobre i złe strony. Jeśli ustawa frankowa wejdzie w życie, to kredytobiorcy unieważniający swoje umowy w euro nie będą mogli liczyć na natychmiastową wykonalność wyroków wydawanych w I instancji. Ich pozwy nie będą powodować automatycznego wstrzymania wykonywania umowy w chwilę po doręczeniu bankowi roszczeń.
Dobra strona tej sytuacji jest taka, że kredytobiorcy mający umowy w euro nie zostaną przez resort „uszczęśliwieni” rozliczeniem opartym o teorię salda. Projekt ustawy frankowej w obecnym kształcie zawiera rozwiązanie dające pozwanemu bankowi możliwość dokonania wzajemnych rozliczeń w ramach sprawy założonej mu przez klienta. Dla banku jest to korzystna opcja, ponieważ pozwala na skuteczną ucieczkę od płacenia kredytobiorcy odsetek ustawowych za zwłokę.
Skoro więc ustawa nie obejmie swym działaniem eurowiczów, będą oni mogli bez przeszkód domagać się rozliczeń nieważnej umowy zgodnie z teorią dwóch kondykcji, co zapewni im dostęp do pełnych odsetek za opóźnienie, naliczanych zgodnie ze wskazówkami TSUE.
PODSUMOWANIE:
Bankowa propaganda jest skierowana nie tylko do frankowiczów, ale również do posiadaczy kredytów waloryzowanych kursem euro. Bankowcy i ich prawnicy chcą zniechęcić eurowiczów do sądzenia się – w tym celu manipulują informacją i próbują przekonać kredytobiorców, że nie mają oni powodu do inicjowania procesu: wszak kurs euro wzrósł w porównaniu do franka tylko nieznacznie, a oprocentowanie stawką EURIBOR jest dużo korzystniejsze niż w przypadku złotówkowego WIBORu.
Niestety dla sektora bankowego, krajowe sądy zdają się nie doceniać tej argumentacji. Zamiast oddalać roszczenia eurowiczów, akceptują je zarówno co do nieważności umowy, jak i co do zapłaty. Efekty są takie same jak w przypadku spraw frankowych: umowy są eliminowane z obrotu prawnego, a banki są obligowane do zwrotu świadczenia nienależnego wraz z odsetkami ustawowymi za opóźnienie.