Nie ma dnia, aby w mediach branżowych nie powracał temat opinii Rzecznika Generalnego w sprawie C-520/21. Gdy stało się jasne, że zdaniem urzędnika TSUE banki nie mają prawa do wynagrodzenia za bezumowne korzystanie z kapitału, zaś o podobną opłatę mogą rościć od banku sami konsumenci, w sektorze zawrzało. KNF chce wiedzieć, ile zdaniem banków będzie kosztować rozliczenie z frankowiczami po ewentualnej aktualizacji linii orzeczniczej, analitycy z kolei próbują przewidzieć, jaki wpływ będzie mieć prawdopodobne prokonsumenckie stanowisko TSUE na cały sektor. Ile tak naprawdę banki zapłacą frankowiczom za wadliwe umowy?
- Już w 2021 roku KNF próbowała oszacować potencjalny koszt zmiany linii orzeczniczej w sprawach frankowych, w tym tzw. sankcji darmowego kredytu
- Jeszcze w październiku Komisja nastawiała się na to, że wskutek orzeczenia TSUE banki zapłacą frankowiczom nawet 101,5 mld zł. Teraz może to być więcej
- Wg różnych szacunków otwarta furtka dla frankowiczów do składania dodatkowych roszczeń względem banku, np. o waloryzację świadczenia bądź odszkodowanie, może zwiększyć koszty sektora nawet o kilkanaście mld złotych
- Wiele będzie zależeć od zainteresowania pozwami, ale również od tego, jak krajowe sądy podejdą do zaktualizowanych roszczeń frankowych.
Burza po opinii Rzecznika Generalnego nie ustaje. KNF wzywa banki „na dywanik”
Od dawna było jasne, że po opinii Rzecznika Generalnego jedna ze stron konfliktu frankowego będzie miała powody do świętowania. Bankowcy muszą tym razem odłożyć szampana na inną okazję, ponieważ ocena unijnego urzędnika okazała się jednoznacznie prokonsumencka.
Po pierwsze, rozprawiła się z zasadnością roszczeń banków o wynagrodzenie za bezumowne korzystanie z kapitału. Po drugie, dała nadzieję kredytobiorcom na to, że będą oni mogli w krajowych sądach rościć już nie tylko o unieważnienie umowy i zwrot nienależnie pobranych przez bank środków, ale również o waloryzację świadczeń, a nawet odszkodowanie.
Portal money.pl donosi, że już na drugi dzień po opinii Rzecznika KNF skontaktowała się z bankami w sprawie nowych szacunków dotyczących kosztów rozliczenia się z frankowiczami. Na chwilę obecną trudno jednak o jednoznaczną odpowiedź – banki wprawdzie szacunki przekazały, ale miały trudność w przyjęciu odpowiedniego miernika. Wg informacji, do których dotarł money.pl, już w zeszłym tygodniu miało miejsce spotkanie sektora bankowego z Komisją, a celem była właśnie unifikacja sposobu liczenia kosztów.
Niezależni analitycy proszeni przez media o wstępne oszacowanie dodatkowego kosztu, jaki wystąpi po stronie banków wskutek prawdopodobnego prokonsumenckiego wyroku TSUE, podają bardzo różne wyliczenia. Wahają się one od kilku do nawet kilkunastu miliardów złotych.
Jest na chwilę obecną zbyt wiele znaków zapytania, by oszacować precyzyjniej przyszłe wydatki banków. Nie wiadomo na przykład, o co konkretnie rościć będą frankowicze. Możliwości mają co najmniej kilka:
- roszczenie o opłatę za to, że bank bezpodstawnie obracał środkami konsumenta
- roszczenie o waloryzację świadczenia przy pomocy wskaźnika inflacji
- roszczenie o odszkodowanie za straty niemajątkowe.
Kolejną niewiadomą jest to, jak sądy krajowe podejdą do tych roszczeń. Czy będą akceptować je w 98 proc. przypadków, tak jak to robią w „klasycznych” sprawach o franki, gdzie roszczeniem klienta jest unieważnienie lub odfrankowienie umowy?
A może odsetek wygranych po stronie konsumentów będzie mniejszy lub sądy będą naliczać na rzecz konsumentów opłatę wyłącznie od nadpłaty dokonanej bankom ponad pożyczony kapitał? To wszystko wpłynie oczywiście na to, ile ostatecznie banki będą musiały zapłacić frankowiczom po zmianach orzeczniczych, które prawdopodobnie nastąpią, jeśli za kilka miesięcy TSUE potwierdzi już oficjalnie ustalenia swojego Rzecznika.
Następnym istotnym czynnikiem, który będzie miał wpływ na ostateczny koszt frankowych rozliczeń jest zainteresowanie pozwami. Ilu frankowiczów zdecyduje się pozwać bank? Do tej pory sporem sądowym objęto ok. 110 tys. umów. Teoretycznie uprawnionych do pozwu może być nawet 6-7 razy więcej. Nie można bowiem zapominać, że roszczenia konsumentów nie uległy przedawnieniu, jeśli nie zdawali oni sobie sprawy z tego, że ich umowy były wadliwe.
A więc ci frankowicze, którzy już spłacili swoje kredyty kilka lat temu, również mogą żądać od banku zwrotu nienależnie pobranych świadczeń – w ich przypadku gra będzie się jednak toczyć o zapłatę, nie o unieważnienie umowy.
KNF przeszacowała koszty frankowe po stronie sektora?
100 mld złotych to okrągła i robiąca wrażenie kwota, którą media powtarzają w kontekście prawdopodobnego kosztu rozliczenia się banków z klientami frankowymi w wyniku sankcji darmowego kredytu. Skąd w ogóle wzięła się ta zawrotna suma? Pochodzi ona z szacunków Komisji Nadzoru Finansowego opracowanych w marcu 2021 roku.
KNF wzięła wówczas pod uwagę kilka wariantów, w tym ten, wg którego banki nie zarobią na kredytach frankowych ani nie odzyskają kapitału kredytu. Ten scenariusz miałby kosztować banki 234 mld zł. Z kolei sytuacja, w której banki miałyby prawo do wynagrodzenia za korzystanie z kapitału po unieważnieniu umowy to łączny koszt po stronie sektora w wysokości 70,5 mld zł.
Jaki jest problem z tymi wyliczeniami? Zakładają one, że danemu rozwiązaniu poddane byłyby wszystkie umowy frankowe, również te spłacone. To oczywiście zupełnie nierealne, ponieważ po pierwsze, nie wszyscy kredytobiorcy zdecydują się na pozew, a po drugie, nie wszystkie wyroki będą takie same – sytuacje kredytobiorców różnią się, różna może być też interpretacja sądu.
Dlatego nie należy przywiązywać się do wyliczeń KNF, a już tym bardziej powielać katastroficznych wizji roztaczanych przez niektórych dziennikarzy, jakoby odebranie bankom prawa do zarobku na wadliwych kredytach miało doprowadzić sektor do kryzysu czy wręcz bankructwa.
Owszem, banki poniosą ogromne koszty, ale nie można zapominać, że już zawiązały na poczet rezerw ok. 40 mld zł. Zgromadzenie brakującej kwoty będzie jednak rozłożone w czasie, prawdopodobnie zajmie co najmniej kilka kwartałów.
Niektóre banki, w tym m.in. mBank, mają już rezerwy pokrywające ponad 50 proc. frankowego portfela. Biorąc pod uwagę znakomite wyniki odsetkowe i z opłat i prowizji, jakie zanotowała czołówka giełdowych banków za ubiegły rok, absorpcja frankowych kosztów nie powinna zachwiać działalnością sektora.