Tego należało się spodziewać: banki będą zmieniać założenia swoich programów ugodowych. Do podjęcia tej decyzji potrzebowały wprawdzie kilkunastu wyroków TSUE, 99 proc. prawomocnie przegrywanych spraw oraz dużej uchwały frankowej, trzeba jednak docenić fakt, że w końcu wyciągnęły wnioski z otoczenia prawnego i postanowiły uczynić krok ku załagodzeniu frankowego konfliktu. Związek Banków Polskich poinformował, że obecnie trwają prace nad stosownymi rozwiązaniami. Jak będą wyglądać nowe ugody frankowe, kiedy będą znane szczegóły i czy po wprowadzeniu aktualizacji zawarcie porozumienia z bankiem w końcu zacznie się opłacać?
- Ugody frankowe w obecnym kształcie zostały zainspirowane zaleceniami szefa KNF, wydanymi w grudniu 2020 roku, czyli w czasie, gdy otoczenie prawne i linia orzecznicza były diametralnie różne od dzisiejszych. Banki w końcu zauważyły, że potrzebne są zmiany
- Trudno nie łączyć zapowiedzi sektora z ostatnimi decyzjami TSUE i podjęciem przez SN uchwały frankowej. Banki nie mają już „straszaków”, które zniechęcałyby frankowiczów do składania pozwów. Prościej ujmując, muszą schować kij i wyjąć marchewkę
- Już teraz wiadomo, że „szkielet” ugód frankowych najprawdopodobniej pozostanie bez zmian, tj. kredytobiorcy nadal mogą liczyć na konwersje swoich umów do PLN, tyle że na korzystniejszych niż dotąd zasadach
- Eksperci prawni, pytani w kuluarach o opinię na temat działań banków, wskazują, że są one niezbędne do utrzymania zainteresowania klientów ugodami. Oceniają, że bankom będzie jednak trudno przebić się z nowymi ofertami, gdy orzecznictwo jest tak jednolite.
Banki szykują rewolucję w ugodach frankowych – znamy szczegóły
We wtorek 28 maja media ekonomiczne obiegła sensacyjna informacja ze świata krajowej bankowości. Związek Banków Polskich ustami swojego prezesa Tadeusza Białka poinformował na konferencji prasowej, że wkrótce przedstawi nowy model ugód kierowanych do kredytobiorców frankowych. Prace nad nim jeszcze trwają i powinny zakończyć się za ok. miesiąc.
Jak zaznaczył prezes ZBP w swojej wypowiedzi do mediów, nowy model ugodowy ma być dla frankowiczów korzystniejszy niż ten funkcjonujący obecnie, a inspirowany rekomendacjami Jacka Jastrzębskiego, szefa Komisji Nadzoru Finansowego. Tadeusz Białek podkreślił jednak, że nowy model będzie zakładał wykorzystanie tego samego „szkieletu”, czyli aktualne pozostanie założenie, zgodnie z którym kredyt frankowy traktowany ma być tak, jak gdyby od początku był standardowym produktem opartym o polską walutę.
Zaktualizowany model ugód frankowych ma być atrakcyjniejszy dla konsumentów przez wzgląd na nowe możliwości, takie jak lepsze warunki konwersji z CHF na PLN czy też wyższe kwoty kapitału podlegające umorzeniu. A skoro tak, to, naszym zdaniem, nie należy spodziewać się wielkiej ugodowej rewolucji. Komunikat ZBP należy poczytywać jako zagranie PR-owe, wynikające z bezsilności wobec skrajnie prokonsumenckiego orzecznictwa sądów i TSUE.
Obecny model ugód frankowych nie przystaje do aktualnej rzeczywistości prawnej. Dlaczego?
Przypomnijmy, że obecnie funkcjonujący model ugodowy pochodzi z grudnia 2020 roku, czyli z czasu, w którym wciąż nie wiadomo było:
- czy bankom należy się wynagrodzenie/rekompensata za korzystanie z kapitału
- czy obecność abuzywnych klauzul w umowie prowadzi tylko do jej odfrankowienia, czy do pełnej nieważności
- czy, w przypadku nieważności umowy, rozliczenia stron powinny nastąpić wg teorii dwóch kondykcji, czy wg teorii salda
- czy bank może, podnosząc zarzut zatrzymania, odbierać konsumentowi korzyść z ustawowych odsetek za opóźnienie.
Teraz odpowiedź na każdą z tych kwestii jest już znana… i korzystna dla konsumentów. Bank nie ma prawa do waloryzacji, wynagrodzenia ani żadnej rekompensaty. Umowy po usunięciu klauzul abuzywnych są nieważne. Strony należy rozliczyć według teorii dwóch kondykcji. A bank ma zapłacić ustawowe odsetki za opóźnienie za cały okres procesu sądowego.
Dla banków taki obrót spraw to wielopoziomowa katastrofa:
- przegrywają one ok. 97 procent spraw w sądach okręgowych i rejonowych I instancji oraz aż 99 proc. spraw w apelacjach
- ponoszą gigantyczne koszty rozliczeń z kredytobiorcami (darmowy kredyt + korzyści klienta na odsetkach)
- muszą odkładać miliony na opiekę prawną, opłaty za wniesienie pozwu i apelację, zwrot kosztów zastępstwa procesowego.
Nic dziwnego, że wobec spadku zainteresowania ugodami planują w końcu dostosować je, choć w minimalnym stopniu, do oczekiwań klientów. Choć w naszej ocenie jest na to zdecydowanie za późno – kredytobiorcy wiedzą już, że ich umowy są nieważne. Ale aby zyskać oficjalne tego potwierdzenie, muszą iść do sądu. Tak też robią – do tej pory do sądów trafiło już ok. 180 tys. takich sporów.
Eksperci prawni nie mają złudzeń: bankom potrzebna jest frankowa rewolucja, nie ewolucja
Zapowiedź lepszych ugód frankowych nieszczególnie rozpala wyobraźnię ekspertów. Są sceptyczni, ale wykazują zrozumienie dla działań banków: te szukają sposobów, by na nowo wypromować ideę polubownych konwersji kredytów, co – w świetle zapadających orzeczeń sądów i powszechnie dostępnych statystyk – jest zadaniem trudnym.
Eksperci wskazują, że najlepszy czas dla banków na rozreklamowanie ugód minął mniej więcej w okolicach jesieni 2021 roku. Banki słabo wykorzystały ten okres – niektóre proponowały ugody wg zaleceń szefa KNF, a inne, jak np. mBank, dość długo chciały dzielić się z klientami kosztami przewalutowania po połowie. Musiały minąć lata, nim banki zorientowały się, że nie tędy droga. Nie pomogła zeszłoroczna kampania „ugoda lepsza niż proces”, która szybko stała się pośmiewiskiem w sieci i dziś wspominana jest głównie w kontekście satyrycznym.
Gdy analizujemy postępowanie sektora w obszarze ugód, zauważamy, że jego przedstawiciele wciąż popełniają te same błędy. Są o krok za frankowiczami, nie wykorzystują szans (banki mogły masowo konwertować kredyty frankowe w czasach niskiego WIBORu – nie robiły tego) i nieudolnie próbują kreować popyt na rozwiązania, których nikt nie potrzebuje.
Bo jakie znaczenie ma dziś dla frankowicza to, że ugodę z bankiem może zawrzeć w miesiąc, skoro w podobnym czasie jest w stanie złożyć pozew i zyskać zabezpieczenie swojego roszczenia, co w prostej linii prowadzi do wstrzymania spłaty kredytu? Żadne. A co będzie dalej, to już zależy od kredytobiorcy. Może dążyć do prawomocnego unieważnienia kredytu, co zajmie zapewne ok. 2-3 lata, a może równie dobrze zawrzeć z bankiem ugodę sądową, która będzie znacznie korzystniejsza niż typowa propozycja banku, masowo rozsyłana do posiadaczy aktywnych hipotek we franku.
Największym błędem, jaki identyfikujemy dziś w postępowaniu banków, jest całkowite pomijanie w programie ugodowym tych kredytobiorców, którzy spłacili już swoje kredyty. To właśnie teraz jest dobry moment, by wyeliminować ryzyka z tych umów i zaproponować klientom polubowne rozwiązanie. Później banki zetkną się z powtórką z rozrywki. Znów nie będzie chętnych na ugodę, za to sądy dzień w dzień będą otrzymywać dziesiątki nowych pozwów o zapłatę, składanych przez osoby, które w całości spłaciły swoje kredyty. I to nawet kilka lat temu.
Bankowcy mają duży problem, bo popularyzującego się trendu w składaniu pozwów o zapłatę nie da się już dłużej ignorować. Przykładowo w mBanku S.A. aż 23 proc. umów frankowych zakwestionowanych sądownie w I kwartale 2024 roku zostało spłaconych jeszcze przed złożeniem pozwu. Kwartał wcześniej udział takich umów wśród nowych powództw wynosił zaledwie 16 procent.
Brak ugód dla ex-frankowiczów to błąd. Kredytobiorcy nie odpuszczą tak wysokich roszczeń
Dziś sektorowi potrzebna jest frankowa rewolucja, czyli wdrażanie odważnych, innowacyjnych rozwiązań celem rozwiązania problemu. Banki stawiają jednak na ewolucję, czyli na dużo powolniejsze działanie, które nie sprawdzi się w tym przypadku. Niestety, polski sektor bankowy nie uczy się na błędach. I dlatego już wkrótce jego przedstawiciele będą zmagać się z falą frankowych spraw o zapłatę.
A rozliczenia w takich przypadkach będą bardzo kosztowne, bo kredytobiorca, którego umowa została już wykonana, może rościć o zwrot całej kwoty spłaconej na rzecz banku. Jednocześnie pozwana instytucja może się ubiegać (w osobnym postępowaniu, choć coraz częściej sprawy są łączone) o zwrot kapitału kredytu.
Przedstawiając to na szybkim przykładzie: klient pożyczył od banku 400 tys. zł, spłacił 850 tys. zł. Dziś może rościć o zwrot 850 tys. zł + odsetki ustawowe za zwłokę, liczone za cały proces sądowy. Bank z kolei może się ubiegać tylko o zwrot tych 400 tys. zł. Ex-kredytobiorca na wygranej zyska 450 tys. zł + korzyść odsetkową, która obecnie, w przypadku trzyletniego procesu, wyniesie dla wskazanej kwoty roszczenia 286 875 zł! Łącznie były kredytobiorca zyska więc na wyroku 736 875 tys. zł!
Czy wobec takiej potencjalnej korzyści da się przejść obojętnie? Oczywiście, że nie. Ale banki wciąż na to liczą. Jesteśmy przekonani, że się przeliczą.
PODSUMOWANIE:
- Zapowiedzi bankowców dotyczące aktualizacji programów ugodowych to krzyk rozpaczy, wynikający z bezsilności wobec aktualnego orzecznictwa. Banki nie dostaną od klientów żadnej rekompensaty, a Sąd Najwyższy nie zgodzi się na odfrankowienia wadliwych umów
- Kto nie zdecydował się dotąd na ugodę z bankiem, najprawdopodobniej nie zmieni zdania po otrzymaniu zaktualizowanej propozycji ugodowej – banki w ostatnich miesiącach zasypały klientów takimi ofertami. Z mizernym skutkiem
- Każdy frankowicz, który jeszcze nie pozwał banku, powinien jak najszybciej zgłosić swoje roszczenia i zainicjować spór sądowy. Obecnie nie ma już na co czekać – korzyści z unieważnienia kredytu nie będą większe. Kolejki do sądów będą się natomiast wydłużać.