Ugody frankowe są gorącym tematem ostatnich miesięcy: sektor bankowy robi wszystko, aby spopularyzować je wśród swoich klientów i ruszył z szeroko zakrojoną kampanią informacyjną, której celem jest tchnięcie nowego życia w program konwersji kredytów pseudowalutowych na złotówki. Podczas gdy dziennikarze branżowi analizują korzyści z zawarcia takiej ugody i sugerują między wierszami konsumentom, by rozważyli ją jako alternatywę dla pozwu, frankowicze coraz silniej interesują się prawnym zakwestionowaniem umowy w sądzie i ruszeniem po szereg korzyści, z sankcją darmowego kredytu na czele. Powstaje pytanie, czy wobec słabnącego zainteresowania ugodami banki w końcu zdecydują się na zaktualizowanie swoich propozycji i dostosowanie ich do aktualnej linii orzeczniczej. A może frankowicze tak jak do tej pory będą mieli do czynienia tylko z pozorowanymi ruchami i iluzją korzyści?
- Wyrok TSUE w sprawie C-520/21 spowodował kolejny frankowy zryw w sądach: kancelarie prawne mają pełne ręce roboty, niektóre zauważyły wzrost zainteresowania pozwem o franki nawet o kilkaset procent
- Banki mają na koncie ok. 60 tys. ugód frankowych, a to oznacza, że udało im się objąć konwersją niespełna 10 proc. wszystkich udzielonych zobowiązań tego typu. Dla porównania sektor zmaga się z ok. 130 tys. postępowań indywidualnych, w których gra toczy się o stwierdzenie nieważności umowy
- Sektor bankowy z opóźnieniem zareagował na rekomendacje szefa KNF dotyczące ugód frankowych. Teraz banki chcą wdrażać zalecenia Jacka Jastrzębskiego, ale mają się one nijak do obecnej rzeczywistości ekonomicznej i prawnej: to, co było korzystne dla klientów w grudniu 2020 roku, dziś może wywołać u nich tylko uśmiech politowania
- Zachodzi pytanie, czy banki w końcu pójdą po rozum do głowy i przyjmą do wiadomości, że kredytobiorcy nie dadzą się po raz kolejny nabić w butelkę, tym razem podpisując niekorzystne ugody. Który bank jako pierwszy może wpaść na pomysł rewolucyjnych zmian w programach ugodowych, a po których podmiotach nie należy spodziewać się fajerwerków?
„Ugoda lepsza niż proces”, ale tylko z perspektywy banków
Wyrok Trybunału Sprawiedliwości UE w sprawie o sygnaturze C-520/21 nie mógł być zaskoczeniem dla sektora bankowego: już w połowie lutego br. miał on możliwość zapoznać się ze szczegółowym stanowiskiem Rzecznika Generalnego tej instytucji, z którego jasno wynikało, że kredytodawca nie może zarabiać na własnych bezprawnych praktykach wobec konsumenta.
Już wtedy banki powinny wdrożyć szybkie i zdecydowane działania, by przygotować się na docelowy wyrok, zaplanowany na połowę czerwca br. Niestety, sektor nie skorzystał z okazji i zamiast opracować nowe, dostosowane do aktualnych warunków prawnych i ekonomicznych ugody, dalej knuł w kuluarach i próbował przeforsować korzystne dla siebie zmiany legislacyjne.
Plan ten spalił na panewce: sektor nie ma aktualnie wielu sprzymierzeńców wśród państwowych instytucji, może za wyjątkiem Komisji Nadzoru Finansowego, Narodowego Banku Polskiego i Bankowego Funduszu Gwarancyjnego.
Niestety dla niego, zarówno KPRM, Ministerstwo Sprawiedliwości, Rzecznik Finansowy, jak i UOKiK nie mają dla banków wiele wyrozumiałości i bezlitośnie ślą do TSUE opinie świadczące o tym, że racja w sporze frankowym jest po stronie kredytobiorców, a nie wielkich korporacji.
Obecnie nic nie wskazuje, aby banki mogły liczyć na zmianę kursu w obozie rządzącym, który nie chce być rozjemcą w wojnie między konsumentami (czyli swoim potencjalnym elektoratem) a kredytodawcami, w dużej mierze dysponującymi zagranicznym kapitałem. Krótko mówiąc, sektor nie powinien mieć nadziei na szybkie rozwiązanie swojego problemu poprzez zmianę ustawową. I to niezależnie od tego, jak bardzo szef KNF Jacek Jastrzębski będzie namawiał do tego w mediach.
Pozostają zatem ugody. No właśnie, co z tymi ugodami? Największe polskie banki realizują stosowne programy już od kilkunastu miesięcy. Z różnym skutkiem. Największe sukcesy na tym polu mają PKO BP i Millennium Bank, którym udało się zawrzeć po ok. 20 tys. ugód. Z kolei mBank, który dość późno zaczął proponować ugody, ma na koncie zaledwie kilka tysięcy ugód, mimo iż zaproponował je już wszystkim aktywnym frankowiczom ze swojego portfela. W całym sektorze zawarto ok. 60 tys. ugód, co oznacza, że drogą polubowną skonwertowano niespełna 10 proc. wszystkich kontraktów frankowych – z danych BIK wynika, że banki w Polsce udzieliły łącznie ok. 650 tys. tego typu kredytów.
60 tys. porozumień to zdecydowanie zbyt mało, by móc mówić o sukcesie. Zwłaszcza że zainteresowanie ugodami systematycznie spada, a rośnie popyt na pozwy frankowe.
Po czerwcowych wyrokach TSUE kancelarie prawne mają pełne ręce roboty, a niektóre odnotowują skokowy wzrost liczby chętnych na pozew – i to nawet o kilkaset procent! To o tyle interesujące, że mamy okres wakacyjny, w którym konsumenci z oczywistych względów mniej chętnie angażują się w spory sądowe, co było widać po statystykach z ubiegłych lat. Jednak nie tym razem. Frankowicze postanowili kuć żelazo póki gorące i zająć kolejkę do unieważnienia umowy, gdy sądy wciąż wydają wyroki w rozsądnym terminie.
Prawnicy już biją na alarm i wskazują, że np. w warszawskim Sądzie Okręgowym terminy pierwszych rozpraw w niektórych przypadkach są wyznaczane na 2 do przodu.
Pewną pociechą jest to, że TSUE w wyroku dla sprawy o sygnaturze C-287/22 stwierdził, że konsument sądzący się z bankiem o klauzule abuzywne w umowie kredytowej ma prawo do przyznania mu przez sąd zabezpieczenia roszczeń.
Klienci, którym przyjdzie czekać kilka lat na rozprawę, mogą więc wstrzymać wykonywanie umowy do wydania prawomocnego wyroku, i to nawet w kilka miesięcy od złożenia pozwu.
Subskrybuj nas także na Facebooku oraz Twitter i ZAWSZE otrzymuj jako pierwszy najważniejsze informacje!
Banki popełniły błąd: za późno przystąpiły do programów ugodowych. Dziś próbują niwelować jego konsekwencje
Szacuje się, że na chwilę obecną w polskich sądach jest już ok. 130 tys. sporów o franki, a zdaniem ekspertów liczba ta w krótkim czasie może się nawet podwoić. Co ważne, banki są przygotowane na absorpcję kosztów związanych z frankowymi rozliczeniami – zarabiają miliardy na hipotekach złotowych i systematycznie dotwarzają rezerwy na ryzyko prawne, a wiele podmiotów na polskim parkiecie może się „pochwalić” pokryciem portfela frankowego odpisami w ponad 50 proc. Liderami są tu Pekao S.A. i ING Bank Śląski, których udział w procederze frankowym był jednak marginalny.
Jak zostało wcześniej wspomniane, banki zawarły z frankowiczami ok. 60 tys. ugód frankowych. Oznacza to, że kredyty te zostały skonwertowane na złotówki i utrzymane w mocy w oparciu o stawkę WIBOR i adekwatne do niej oprocentowanie. W niektórych bankach nawet połowa kredytobiorców podpisujących ugodę zdecydowała się na jednorazową spłatę reszty zadłużenia.
Banki próbują eksponować ten fakt i wmawiają klientom, że saldo zadłużenia po konwersji ulega tak dużemu zmniejszeniu, iż klienci nie mają problemu z jednorazowym uregulowaniem pozostałego do spłaty długu. Prawda jest jednak taka, że kredytobiorcy, którzy zdecydują się na ugodę, wolą po prostu „zacisnąć pasa”, by uciec przed horrendalnymi kosztami odsetkowymi, jakie sprowadza na nich WIBOR.
Sektor bankowy zawierał najwięcej ugód na przełomie 2021 i 2022 roku, gdy stopy procentowe wciąż były relatywnie niskie i tak naprawdę nie mówiło się zbyt wiele o tym, iż główna stopa referencyjna już wkrótce może osiągnąć poziom najwyższy od 20 lat.
Gdy ryzyko zaczęło się materializować, kolejni frankowicze nie byli już skorzy do dogadywania się z bankiem, zwłaszcza że zaczęły docierać do nich najnowsze statystyki wygranych w sądach. Banki już od kilku kwartałów przegrywają prawomocnie ok. 98-99 proc. spraw o kredyty pseudowalutowe, a najnowsze wyroki TSUE tylko umocnią ten trend.
Więcej niż sankcja darmowego kredytu, czyli rzeczywistość po nowych wyrokach TSUE
Sektor ma świadomość, że czerwcowe orzeczenia Trybunału będą game changerem w sprawach o franki. Po pierwsze, odbierają bankom prawo do jakiejkolwiek rekompensaty ponad zwrot „czystego” kapitału kredytu.
Po drugie, zmieniają sposób naliczania ustawowych odsetek za zwłokę, należących się klientom już od momentu otrzymania przez kredytodawcę wezwania do zapłaty. Po trzecie potwierdzają, że konsument ma prawo do zabezpieczenia swoich roszczeń w walce z bankiem o unieważnienie umowy, i to nawet w sytuacji gdy nie spłacił jeszcze samego kapitału kredytu.
Jakby tego było mało, sędziowie TSUE przyznali, że nic nie stoi na przeszkodzie, aby to kredytobiorca żądał od banku wynagrodzenia, odszkodowania czy waloryzacji w związku z tym, że ów podmiot bezumownie, latami obracał środkami klienta.
To wszystko powoduje, że sprawy frankowe stają się dla banków coraz droższe. Kolejnym ciosem jest lipcowa nowelizacja kpc, po której bank nie może sobie pozwolić na komplikowanie i przedłużanie procesu sądowego, a wręcz powinien być gotowy na mediacje – w innym przypadku może zostać ukarany przez sąd wyższymi kosztami postępowania sądowego.
Kto pierwszy zacznie proponować frankowiczom lepsze ugody?
Czy w świetle tych rewelacji banki w końcu skapitulują i zaproponują kredytobiorcom korzystniejsze ugody? Nie ma na to pytanie jednej dobrej odpowiedzi. Oczywiście, banki na przestrzeni ostatnich miesięcy wielokrotnie modyfikowały swoje programy, dostosowując je, przynajmniej częściowo, do rekomendacji szefa KNF. Problem w tym, że zrobiły to zdecydowanie za późno.
To, co frankowicz przyjąłby z pocałowaniem ręki jeszcze w grudniu 2020 roku, dziś jest dla niego nieakceptowalne: zmiana otoczenia prawnego, a także warunków gospodarczo-ekonomicznych wpłynęła na jego skłonność do zawierania porozumienia, a prościej mówiąc, bojowo nastawiła go wobec banku, z którym wie, że może wygrać. I odzyskać wielokrotność tego, co bank jest mu łaskaw zapewnić ugodą.
Należy się więc spodziewać, że banki, wobec braku woli politycznej w zakresie rozwiązań legislacyjnych, w końcu te lepsze ugody zaproponują. Czym będą kusić kredytobiorców? Możliwości jest kilka:
- zaproponowanie niższej stawki oprocentowania po konwersji kredytu na PLN (obecnie mBank proponuje 4,99 proc. na okres 5 lat)
- obniżenie RRSO kredytu po konwersji (w przypadku stałej stopy procentowej RRSO w mBanku wynosi ok. 8 proc., czyli nie jest korzystna dla frankowiczów)
- lepsze warunki umorzenia w przypadku kwoty pozostałej do zapłaty
- stworzenie programu ugodowego również dla ex-frankowiczów, którzy obecnie muszą iść do sądu, aby cokolwiek odzyskać od banku.
Pytanie, które się nasuwa, brzmi: kto pierwszy zacznie licytować się z frankowiczami na korzyści? Najbardziej zdesperowany wydaje się mBank, który ma ogromny portfel hipotek frankowych i nie odnosi spektakularnych sukcesów na polu ugód.
Jednocześnie przegrywa prawomocnie niemal 99 proc. spraw z kredytobiorcami i nie ma widoków na poprawienie swoich statystyk w następnych kwartałach. Znaczne obniżenie oczekiwań w relacji z frankowiczami mogłoby pomóc mBankowi w złagodzeniu skutków rozliczeń.
Najmniej skore do ugód będą oczywiście banki, które nie prowadzą już działalności operacyjnej na terenie Polski lub są w restrukturyzacji. Klienci Getin Noble Banku, Deutsche Banku czy BPH S.A. muszą raczej przygotować się na walkę w sądzie.
Kancelarie prawne, widząc opieszałość banków i nieporadność w polubownym dogadywaniu się z klientami, wychodzą im naprzeciw i… same tworzą wzorce ugodowe, które ich klienci byliby skłonni zaakceptować, czy to na etapie mediacji przed sądem, czy jeszcze przed sformułowaniem pozwu.
Zdaniem części środowiska adwokackiego jedyna sensowna ugoda na obecnym etapie to taka, której warunki są zbliżone do unieważnienia umowy. Obie strony mogą na tym rozwiązaniu wiele zyskać: bank uwalnia się od roszczeń klienta, zwłaszcza od ryzyk związanych z pozwem o waloryzację i koniecznością zapłaty ustawowych odsetek za opóźnienie, naliczonych za całe lata procesu. Z kolei klient odzyskuje nienależnie pobrane przez bank środki i doprowadza do wykreślenia hipoteki z księgi wieczystej.
Czy przyjdzie moment, w którym banki dojrzeją do takich porozumień? Wiele będzie zależeć od determinacji samych klientów, ale również tempa orzeczniczego krajowych sądów: jeśli w tych spopularyzuje się model łączenia podobnych spraw i wspólnego ich rozpatrywania (jak miało to miejsce w eksperymentalnym procesie na początku lipca br.), kredyty frankowe będą unieważniane nawet kilkanaście razy szybciej, a więc banki nie będą w stanie latami odwlekać momentu rozliczeń, co jest obecnie głównym powodem, dla którego uparcie brną w długoletnie i kosztowne procesy.
Subskrybuj nas także na Facebooku oraz Twitter i ZAWSZE otrzymuj jako pierwszy najważniejsze informacje!