Wygląda na to, że początkowe zainteresowanie kredytobiorców frankowych mediacjami z bankiem to już przeszłość. Frankowicze nie chcą już negocjować z kredytodawcą, ponieważ wiedzą, że korzystniejsze od ugody jest dla nich unieważnienie umowy. Widać to wyraźnie po statystykach: od października 2021 roku do 16 grudnia br. Sąd Polubowny przy KNF prowadził łącznie 32,6 tys. postępowań, w których stroną byli frankowicze, z czego zakończono 27,7 tys. mediacji – tylko 19,8 tys. sporów miało finał w postaci podpisania ugody. Banki próbują uatrakcyjniać programy ugód, ale wygląda na to, że dobry moment na to już minął. Kredytobiorców w zdecydowanej większości interesuje wyłącznie pozbycie się skrajnie niekorzystnej umowy, a nie konwersja jej na złotówki. Co teraz zrobią banki?
- Program ugód frankowych okazał się klapą – jak do tej pory tylko 60,7 proc. mediacji w Sądzie Polubownym przy KNF zakończyło się podpisaniem ugody
- Powodów braku zainteresowania frankowiczów jest wiele, a najważniejszym jest oczywiście wysoki WIBOR
- Banki modyfikują pierwotne założenia swoich ugód i niezdecydowanym proponują korzystniejsze warunki niż jeszcze kilka miesięcy temu. Po raz kolejny okazuje się, że klienci, którzy zgadzają się na pierwszą propozycję banku, kiepsko na tym wychodzą.
Frankowicze nie wierzą, że ugoda z bankiem jest dla nich dobrym rozwiązaniem. Wolą iść do sądu
Sektor bankowy przespał dobry czas na zawieranie ugód z kredytobiorcami. Taki wniosek można wysnuć, analizując sprawozdania kwartalne banków z pokaźnym frankowym portfelem. Pierwszym bankiem proponującym konwersję kredytu z CHF na PLN był PKO BP, który rozpoczął pilotaż ugód „już” w październiku 2021 roku.
Do obecnej chwili podmiot zawarł ok. 18 tys. ugód, jak sam przyznaje, w zdecydowanej większości przypadków proces był prowadzony poprzez kanały zdalne. Jednak czas, w którym kredytobiorcy z radością witali propozycję konwersji swojego kredytu na PLN, już minął. W tej chwili stopa referencyjna wynosi już 6,75 proc. i jest najwyższa od 20 lat, podczas gdy rok temu wynosiła zaledwie 1,75 proc., a NBP nie przyznawał wprost, że planuje najdłuższy od lat cykl podwyżek kosztu pieniądza.
PKO BP dostrzega zmianę trendu, podobnie jak i konkurencyjne podmioty, w tym mBank i Millennium Bank. Te trzy banki są wymieniane najczęściej w kontekście franków, bowiem mają szczególnie zasobny portfel kredytów waloryzowanych kursem tej waluty, są też najchętniej pozywane przez kredytobiorców chcących uwolnić się od abuzywnej umowy.
PKO BP już pracuje nad nowymi warunkami ugód, mBank z kolei ogłosił, że w nowej odsłonie programu będzie proponował klientom czasowo stałe, preferencyjne oprocentowanie w wysokości 4,99 proc. (ale uwaga – RRSO wyniesie wówczas ok. 7,14 proc.). Z całą pewnością banki dołożą starań, aby zaproponować ugody na nowych zasadach jak najszerszej grupie kredytobiorców do połowy przyszłego roku – mniej więcej wtedy zostanie wydany wyrok TSUE w sprawie C-520/21, który ustali, na jakich zasadach powinno odbywać się rozliczenie stron po unieważnieniu umowy kredytowej.
Jakie to ma znaczenie? Ano takie, że ten wyrok prawdopodobnie będzie prokonsumencki. Trudno wyobrazić sobie, aby po serii orzeczeń, z których jasno wynikało, że konsumentom należna jest szczególna ochrona w relacjach z profesjonalistą, nagle TSUE miał zdecydować, że bankom należy się od frankowiczów cokolwiek ponad nominalną wartość zobowiązania.
Jeśli unijny organ bezspornie potwierdzi, że banki nie mają prawa do roszczeń o opłatę za bezumowne korzystanie z kapitału, niezdecydowani kredytobiorcy stracą ostatni argument do zwlekania z pozwem – tysiącami ruszą do sądów, domagając się unieważnienia swoich umów.
Jeśli TSUE odrzuci roszczenia banków, kilkaset tysięcy osób może ruszyć do sądów
Szacuje się, że polscy frankowicze aktywnie spłacają prawie 400 tys. umów frankowych. Ok. 95 tys. kredytów w CHF jest objętych sporem sądowym. Ogólna liczba uprawnionych do złożenia powództwa przeciwko bankowi jest znacznie większa – wśród osób mających interes w pozwaniu banku są przecież też ci frankowicze, którzy spłacili już swój kredyt całkowicie.
Co więcej, grupa ta może być szczególnie zmotywowana do pozwu, ponieważ bank nie oferuje jej żadnej korzyści – ugody są tylko dla aktualnych kredytobiorców, nie dla tych, którzy spłacili kredyt przed czasem.
Może tu chodzić nawet o kilkaset tysięcy osób, których roszczenia nie uległy przedawnieniu – zdaniem TSUE bieg przedawnienia nie może się rozpocząć, nim kredytobiorca nie pozyska wiedzy o abuzywnym charakterze warunków umownych swojego kredytu.
W zestawieniu z 400 tys. aktywnych umów, kolejnymi setkami tysięcy ex frankowiczów, którzy mogą złożyć pozew i 95 tys. sporów sądowych „sukcesy” banków wypadają blado. 19,8 tys. ugód zawartych przed Sądem Polubownym przy KNF to zdecydowanie zbyt mało, by mówić o znacznym uszczupleniu portfela frankowego wiodących polskich banków.
Warte odnotowania jest to, że łącznie negocjowano w sprawie 32,6 tys. umów, zatem do tej pory banki przekonały do swojej propozycji jedynie 60,7 proc. spośród osób, które były wstępnie zainteresowane polubownym rozwiązaniem.
Skoro banki nie potrafią przekonać do ugody klientów, którzy nierzadko sami wychodzą z inicjatywą, by się dogadać, jak chcą skłonić do konwersji kredytu na złotówki tych, którzy rozważają pozew?
Prawdopodobnie będą to robić poprzez udostępnianie klientom opcji indywidualnej negocjacji warunków ugody. Z pewnością informacja ta nie ucieszy kredytobiorców, którzy zawarli ugodę z bankiem, nim ten zdecydował się dać klientom realne możliwości wpływu na warunki porozumienia.
Początkowe propozycje banków były bowiem w przeważającej większości nienegocjowalne, warunki wzorca umownego były tworzone przez kredytodawcę, a kredytobiorca mógł jedynie się na nie zgodzić lub je odrzucić.
Konsumenci, którzy zamienili swój kredyt frankowy na złotowy i dziś płacą horrendalne raty kapitałowo-odsetkowe, ściśle zależne od stawki WIBOR, ze zdumieniem odkrywają, że godzenie się na pierwszą propozycję banku nie jest opłacalne, a wręcz niesie zupełnie nowe ryzyka.
Czym grozi ugoda frankowa z bankiem?
Banki reklamują ugody jako rozwiązanie pozwalające wyeliminować z pierwotnej umowy ryzyko kursowe. Starają się nie akcentować tego, że konwersja kredytu na PLN w wielu przypadkach okazuje się jeszcze mniej opłacalna niż warunki pierwotnie podpisanej umowy. Dlaczego?
- konwersja zobowiązania frankowego na złotówki wiąże się oczywiście ze zmianą oprocentowania z SARON na WIBOR. Kredyty oprocentowane WIBORem są zależne od aktualnej wysokości stóp procentowych w Polsce. Konsekwencją ugody najczęściej jest znaczny wzrost kosztów obsługi kredytu, co wiąże się z wyższą ratą kapitałowo-odsetkową
- banki kuszą frankowiczów umorzeniem części salda, na ogół nie wspominają, że kredytobiorca spłacił już nominalną wartość kredytu (lub niewiele mu do tego brakuje). W sytuacji, gdyby klient pozwał bank i uzyskał unieważnienie umowy, musiałby rozliczyć się jedynie z pożyczonej kwoty, nie zapłaciłby żadnych prowizji ani odsetek. Tymczasem w ramach ugody bank proponuje iluzoryczną korzyść w postaci umorzenia kilkudziesięciu lub kilkunastu tysięcy złotych z salda kredytu. To często mniej, niż wyniesie różnica w wysokości odsetek do spłaty po zamianie stawki oprocentowania na WIBOR
- jeśli kredytobiorca pozostaje z bankiem w sporze sądowym i zdecyduje się podpisać ugodę, bank może wystąpić o zwrot kosztów zastępstwa procesowego – w sprawach o franki może to być nawet 10 800 zł za jedną instancję.
Nie można oczywiście zapominać, że ugoda w praktyce uniemożliwi kredytobiorcy wytoczenie powództwa przeciwko bankowi i kwestionowanie pierwotnych warunków umowy. Jeśli więc nowe warunki nie przypadną klientowi do gustu, nie będzie miał on już możliwości pozbycia się swojego kredytu inaczej niż przez jego spłatę. Nic więc dziwnego, że kredytobiorcy frankowi nie chcą ryzykować i wolą od razu iść do sądu, gdzie mają aż 98 proc. szans na korzystny wyrok.