Ugody frankowe miały być szybkie, tanie i pewne, a przynajmniej w ten sposób przedstawiały je swoim klientom banki. W teorii więc powinny być też proste – znacznie prostsze niż długoletni proces sądowy o ustalenie nieważności umowy. Jednak ten, wydawałoby się, logiczny wniosek ma niewiele wspólnego ze stanem faktycznym. Prawda jest bowiem taka, że wokół ugód wciąż nagromadzonych jest wiele niejasności, a te najważniejsze dotyczą… kwestii podatkowych. Teoretycznie ugody frankowe są zwolnione z podatku, ale… musi dojść do spełnienia kilku warunków. Pochopne podpisanie ugody, bez konsultacji z dobrym prawnikiem i doradcą podatkowym, może wiązać się z bardzo poważnymi konsekwencjami finansowymi. Wyjaśniamy, jakimi, a także tłumaczymy, jak ich uniknąć.
- Neutralność podatkowa ugody frankowej to coś, co choć w części miało zbliżyć korzyści z porozumienia do tych wynikających z unieważnienia umowy. W praktyce jednak okazuje się, że część frankowiczów, którzy podpisali aneks ugodowy, jednak zapłaci wysoki podatek
- W najgorszej sytuacji znajdą się ci, u których korzyść z ugody na tyle powiększy roczny przychód, że spowoduje wejście w drugi próg podatkowy
- Problemy mogą mieć także ci frankowicze, którzy zaciągnęli swój kredyt na tzw. cel mieszany, czyli tylko częściowo związany z prywatnymi potrzebami. Wówczas może dojść do powstania obowiązku podatkowego proporcjonalnie do sposobu wydatkowania środków
- Powstaje pytanie, po co frankowicze mają podpisywać z bankami ugody, skoro idąc do sądu i unieważniając swoje kredyty mają 100 proc. pewności, że uzyskane tą drogą korzyści nie zostaną opodatkowane przez fiskus.
Ugody miały być rozwiązaniem frankowego problemu, a okazały się jego częścią
Chyba żadnego produktu banki nie promują teraz tak chętnie, jak robią to z ugodami frankowymi. Kredytobiorcy na każdym kroku słyszą, że ugoda jest najlepszym rozwiązaniem ich sporu z bankiem. Zapewnieniom banków wtórują nawet rządzący, dla których godzenie się stron frankowej awantury poza salami sądowymi byłoby optymalnym finałem ogólnopolskiej wojny o wadliwe hipoteki, która w nadmiarze obciąża krajowy wymiar sprawiedliwości.
Okazuje się jednak, że te powszechnie zachwalane ugody wcale nie są dla kredytobiorców tak atrakcyjne, jak im się to przedstawia w mediach. I nie chodzi nawet o porównanie korzyści, które są do uzyskania na drodze ugody z tymi, które są w zasięgu ręki osób unieważniających swoje umowy – nie o tym jest dzisiejszy artykuł. Chodzi o kwestie podatkowe związane z przychodem, który może powstać po stronie klienta w związku z zawarciem takiego porozumienia.
Ale od początku.
Frankowiczów przed podatkiem miało chronić rozporządzenie. Ochrona ta jednak jest bardzo wybiórcza
W 2022 roku weszło w życie rozporządzenie, na mocy którego frankowicze zawierający ugody z bankami są zwolnieni z płacenia podatku od tej czynności. Ale zwolnienie jest opatrzone całym szeregiem warunków do spełnienia. Jak się okazuje, ze zwolnienia można skorzystać wyłącznie w przypadku jednej nieruchomości mieszkalnej. Samych kredytów mogło być więcej – będą one podlegać zwolnieniu podatkowemu, pod warunkiem, że dotyczyły jednej i tej samej nieruchomości.
Jeżeli więc frankowicz kupił za kredyt (lub kredyty) we frankach kilka nieruchomości, to może co najwyżej wybrać, która nieruchomość zostanie objęta tym zwolnieniem.
Jeszcze ciekawiej wygląda położenie kredytobiorców, którzy finansowanie waloryzowane kursem franka pozyskali na cel mieszany, czyli częściowo zakupili za nie lokal mieszkalny, a częściowo lokal usługowy. Problematyczna może być też sytuacja, w której część środków z kredytu wydatkowano np. na remont biura czy magazynu lub zakup samochodu firmowego. Możliwości jest wiele. Zdaniem ekspertów w takiej sytuacji zwolnienie z podatku powinno być proporcjonalne w stosunku do tego, jaki procent środków został wydany na cel prywatny, a jaki na cel związany z działalnością zarobkową.
Ważne jest też, aby kredytobiorca korzystał ze zwolnienia z podatku po raz pierwszy. Zasady zwolnienia są jednakowe dla kredytobiorców, którzy zawarli z bankiem ugodę w sądzie, jak i dla tych, którzy podpisali takie porozumienie w placówce kredytodawcy.
Pozornie lepsza ugoda frankowa może się okazać podatkową pułapką
Kwestię opłacalności ugody powinni głęboko przemyśleć ci frankowicze, których niewiele dzieli od wejścia w drugi próg podatkowy. Jeżeli limit zostanie przekroczony, a kredytobiorca nie „załapie się” na zwolnienie, to podatek od ugody może już wynieść nie 12, a 32 proc.
Niestety zawiłości polskiego prawa podatkowego powodują, że niemal wszystko staje się kwestią interpretacji. Zaczyna mieć to szczególne znaczenie teraz, gdy banki są coraz bardziej skłonne do zawierania z frankowiczami korzystniejszych ugód, zwłaszcza w przypadkach, w których doszło już do złożenia pozwu. Bywa, że zdesperowane banki są gotowe do umorzenia sporej części zadłużenia, a nawet zwrotu pewnej części nadpłaty dokonanej ponad kapitał kredytu.
I teraz pytanie, jak traktować taki zwrot? Zdaniem niektórych ekspertów nie będzie on się kwalifikował pod zwolnienie wynikające z rozporządzenia, bo to zostało skonstruowane pod ugody oparte na rekomendacjach szefa KNF, zgodnie z którymi kredyty frankowe na mocy porozumienia powinny być przekształcane w standardowe kredyty złotowe.
Unieważnienie umowy frankowej jest wciąż najlepszym sposobem na legalne uniknięcie płacenia podatku
Co więc zrobić, by upewnić się, że ugoda, którą proponuje nam bank, aby na pewno jest bezpieczna? Po pierwsze, warto się udać z propozycją banku do wyspecjalizowanego prawnika, zajmującego się na co dzień sporami o kredyty we franku. Ten przeanalizuje, jakie zapisy bank umieścił w ugodzie i oceni, czy mogą one wywołać po stronie kredytobiorcy jakieś nieprzyjemne następstwa podatkowe. W przypadku niejasności warto też wystąpić o sporządzenie indywidualnej interpretacji podatkowej do urzędu, który będzie nas z tej ugody rozliczał.
Wcześniej jednak warto zadać sobie pytanie, czy jest sens narażać się na stres i niepewność związane z takim polubownym rozwiązaniem, gdy alternatywa w postaci sądowego unieważnienia umowy zawsze jest zwolniona z obowiązku podatkowego. Żadnych kwot z tytułu unieważnienia kredytu nie zapłaci fiskusowi frankowicz, który za pozyskane od banku finansowanie kupił kilka nieruchomości, także pod cele inwestycyjne. Podobnie będzie w przypadku, w którym kredyt został wydatkowany na cel częściowo związany z działalnością zarobkową.
Transparentna będzie też sytuacja współkredytobiorcy, który został dopisany do frankowej umowy bliskiej osoby – np. dziecka, wnuka, siostry czy brata. Chodzi o przypadki, w których główny kredytobiorca nie miał wystarczającej zdolności kredytowej, by pozyskać środki na zakup wymarzonej nieruchomości i ratował sytuację poprzez dopisanie do umowy kogoś, kto docelowo nie miał zamieszkiwać kredytowanego lokalu. Jeżeli umowa zostanie unieważniona w sądzie, to ani główny kredytobiorca, ani współkredytobiorca nie zapłacą podatku na rzecz fiskusa.
Nie jest to niestety już tak pewne w przypadku ugody. Do niedawna było bowiem tak, że wspomniany już współkredytobiorca, niezamieszkujący w kredytowanej nieruchomości, nie mógł liczyć na zwolnienie z płacenia podatku. Eksperci co prawda wskazują, że sytuacja ta powoli się zmienia – pytanie tylko, czy urząd, pod który podlega dany podatnik, okaże się w tym względzie postępowy i wyrozumiały, czy będzie jednak stał na stanowisku, że podatek od zawartej ugody się należy.
Niejasne jest też, do kiedy obowiązywać będzie rozporządzenie chroniące frankowiczów przed obowiązkiem podatkowym po ugodzie. Obecna wersja ma obowiązywać do końca 2024 roku – co później? Nie wiadomo. Kredytobiorcy, którzy teraz negocjują z bankiem warunki ugodowe, po to, by podpisać docelowe porozumienie już w 2025 roku, mogą się zdziwić, gdy niedługo później skarbówka wyciągnie do nich rękę po pieniądze.
Podatek od ugody frankowej – z kim rozmawiać?
We wcześniejszej części artykułu wskazaliśmy, że kredytobiorcy, którym zależy na sprawdzeniu, czy ugoda frankowa będzie w ich przypadku neutralna podatkowo, powinni skonsultować tę kwestię z wykwalifikowanym ekspertem. Wielu frankowiczów ma jednak problem z odróżnieniem prawdziwego eksperta od kogoś, kto tylko kreuje się na fachowca w dziedzinie kredytów frankowych.
Konflikt banków z frankowiczami trwa już blisko 10 lat, a w tym czasie na rynku powstały dziesiątki podmiotów, których działalność jest skoncentrowana na świadczeniu „pomocy” osobom poszkodowanym przez banki. Są to różnego rodzaju kancelarie odszkodowawcze, stowarzyszenia, fundacje a nawet pseudo społeczności frankowiczów promujące się w Internecie, które bezpośrednio lub pośrednio zajmują się pozyskiwaniem chętnych do pozwania banku. Podmioty te bardzo często przekonują, że wiedzą jak podejść do tematu i dają kredytobiorcy złudne poczucie gwarancji, że jego sprawę czeka pewny sukces.
W rzeczywistości działalność tego typu podmiotów ma się nijak do pracy doświadczonych kancelarii adwokackich i radcowskich, które, zdaniem wielu, powinny być jedynymi podmiotami uprawnionymi do świadczenia pomocy prawnej na polskim rynku. Apeluje o to m.in. Naczelna Rada Adwokacka, jak dotąd niestety bez większych sukcesów.
Co prawda co jakiś czas pojawiają się doniesienia o trwających w resorcie sprawiedliwości pracach, których celem jest uregulowanie rynku i, co najmniej, nałożenie na podmioty niebędące kancelariami adwokackimi pewnych ograniczeń, chociażby dotyczących wysokości pobieranej prowizji. Póki co jednak na słowach i zapewnieniach się kończy. Kredytobiorcy muszą więc sami zabezpieczyć swoje interesy i mądrze wybierać pełnomocnika prawnego, tak aby ze sporu z bankiem wyjść z tarczą, a nie na niej.
Jak do tego podejść? W gruncie rzeczy to dość proste. Najlepsze kancelarie do poprowadzenia sporu z bankiem czy wynegocjowania korzystnej ugody frankowej to takie, które:
- istnieją na rynku co najmniej od 7 lat, a przez ten czas były skoncentrowane na sprawach z dziedziny prawa bankowego, ze szczególnym uwzględnieniem procesów o kredyty w walutach obcych
- prowadzą sprawy frankowe z sukcesami, które są w stanie udokumentować i przede wszystkim upublicznić. Dobre kancelarie udostępniają na swoich stronach rejestr zakończonych spraw wraz z sygnaturami i opisami – z podanych informacji dowiemy się nie tylko, jaki był wynik postępowania, ale także jaki był czas jego trwania
- w swoim portfolio mają przynajmniej 1000 wygranych postępowań o kredyty w CHF, przeciwko różnym bankom (nie tylko tym słynącym z „łatwych” do podważenia wzorców)
- swoją działalność prowadzą w formie prawnej właściwej kancelariom adwokackim/radcowskim – należy bezwzględnie odrzucić oferty podmiotów, które są zarejestrowane jako spółki z ograniczoną odpowiedzialnością oraz spółki akcyjne, bez względu na to, jak korzystne wydają się zaproponowane przez nie warunki. O potencjalnych skutkach współpracy ze spółkami kapitałowymi pisaliśmy już wielokrotnie – po więcej szczegółów odsyłamy do wcześniejszych tekstów, w których wyczerpany został temat „pseudokancelarii”, sposobu ich działania oraz tego, jak kosztowna może być współpraca z nimi.
A jak wygląda współpraca z doświadczoną, renomowaną i wyspecjalizowaną kancelarią adwokacką? Tak jak w przykładach poniżej.
PKO BP przegrywa z kretesem we Wrocławiu i nie składa apelacji. Frankowicze zyskują 545 tys. zł!
To jeden z topowych wyroków z portfolio Kancelarii Adwokata Pawła Borowskiego – sprawa XII C 3052/23, zakończona przed Sądem Okręgowym we Wrocławiu dnia 29 kwietnia 2024 roku, trwała od początku do końca tylko 5 miesięcy. A co najważniejsze, zakończyła się dla klientów kancelarii pełnym sukcesem: sąd nie tylko uznał, że umowa Nordea Habitat, w związku z którą pozwali oni PKO Bank Polski, jest nieważna, ale również zobowiązał pozwany podmiot do zwrotu na rzecz powodów kwoty ponad 398 tys. zł wraz z odsetkami ustawowymi za opóźnienie, liczonymi od 31 stycznia 2024 roku.
Uwzględniając to, że kredytobiorcy uwolnili się od wykreowanego przez bank długu, ich zysk z wyroku wynosi aż 545 tys. zł. Wyrok jest już prawomocny, ponieważ PKO Bank Polski nie złożył odwołania, prawdopodobnie chcąc ograniczyć koszty związane z procesem i nieuniknionym rozliczeniem nieważnej umowy.
Frankowicze nie mogli liczyć na ugodę z mBankiem. Poszli do sądu i zyskali 219 tys. zł
Nie wszyscy kredytobiorcy frankowi mogą liczyć na to, że bank zaproponuje im ugodę. Programy ugodowe są bowiem skierowane do tych frankowiczów, którzy wciąż spłacają swoje kredyty. Osoby z wykonanymi, czyli w całości spłaconymi umowami, są przez banki pomijane. To powoduje, że ignorowani kredytobiorcy kierują swoje roszczenia na drogę sądową. Tak jak klienci adwokata Pawła Borowskiego, którzy sądzili się z mBankiem w Sądzie Okręgowym w Elblągu.
Spór I C 978/23 trwał 8 miesięcy i zakończył się 17 maja 2024 roku wyrokiem w pełni korzystnym dla kredytobiorców. Sąd uznał, że pozwany bank ma oddać powodom kwoty 227.978,14 zł oraz 39.204,94 CHF wraz z odsetkami ustawowymi za opóźnienie, liczonymi od dnia następującego po tym, w którym pozwany otrzymał odpis pozwu. Jest to więc orzeczenie w pełni zgodne z najnowszymi wytycznymi TSUE.
Wyrok w sprawie jest już prawomocny, gdyż mBank nie złożył apelacji.
PODSUMOWANIE:
Ugody frankowe okazują się być znacznie mniej bezpieczne dla konsumentów, niż przedstawiają to banki. W związku ze skomplikowanymi zapisami zawartymi w porozumieniach może dojść do wątpliwości dotyczących powstania obowiązku podatkowego po stronie kredytobiorcy. Obowiązku, który nie powstałby, gdyby kredytobiorca, zamiast podpisywać ugodę, po prostu skierował swoje roszczenie na drogę sądową i doprowadził do prawomocnego unieważnienia kredytu. Uzyskanie prawomocnego wyroku w sprawie o franki staje się coraz prostsze, ponieważ banki masowo rezygnują z apelacji od niekorzystnych dla siebie orzeczeń pochodzących z I instancji. Motywów ich działania należy szukać w bardzo wysokich kosztach zaskarżenia wyroku – środków tych banki nie odzyskają, jeśli ich pretensje zostaną oddalone w sądzie II instancji. A tak dzieje się niemal w 100 proc. przypadków.