Banki nigdy nie były tak samotne w swojej walce o utrzymanie frankowych kredytów w mocy, jak teraz. Zarówno TSUE, krajowe sądy, jak i część państwowych instytucji otwarcie broni praw konsumentów do unieważnienia wadliwych umów. Dodatkowo bankowcy dostają medialne „bęcki” od uznanych ekspertów, którzy wskazują, po pierwsze, że instytucje finansowe nie mogą chronić się przed odpowiedzialnością za własne błędy za plecami Skarbu Państwa, a po drugie, że stać je na posprzątanie bałaganu, którego są sprawcami. Właśnie w takim tonie wypowiedział się przed kilkoma dniami o bankach prezes UOKiK, Tomasz Chróstny. Czy po wypowiedzi prezesa banki zmienią coś w sposobie komunikowania się z frankowiczami i przestaną komplikować im drogę do zwycięstwa w sądzie?
- Banki, wspierane narracją KNF, latami utrzymywały, że nie stać ich na przyznanie frankowiczom „darmowych” kredytów. Konsekwencją prokonsumenckiego orzecznictwa miały być upadki instytucji finansowych, a nawet długotrwałe załamanie gospodarcze Polski
- Tymczasem, mimo tego, że banki przegrywają prawomocnie ok. 99 proc. spraw sądowych o hipoteki w CHF, ich kondycja finansowa jest lepsza niż kiedykolwiek. Przez trzy pierwsze kwartały 2024 roku zarobiły w Polsce ponad 31 miliardów złotych netto!
- Znakomitą sytuację finansową sektora dostrzega także Tomasz Chróstny, prezes UOKiK, który bezlitośnie krytykuje banki za dotychczasową opieszałość wobec problemu frankowego. Wskazuje też, że ugody są dla banków szansą na poprawę wizerunku i odzyskanie zaufania klientów
- Po decyzjach niektórych banków widać, że chcą one wykorzystać okres wysokich stóp procentowych do pozbycia się ryzyka prawnego z jak największej ilości frankowych umów. Podmioty takie jak mBank i PKO BP mają już pewną strategię w tym zakresie
- Działania bankowców wciąż są skoncentrowane wokół aktywnych hipotek frankowych, co jest błędem: obecnie dużo większym zagrożeniem dla sektora są nieprzedawnione roszczenia frankowiczów, którzy spłacili swoje umowy. Teraz takie osoby występują z powództwami o zapłatę.
Po wyroku TSUE w sprawie C-520/21 banki miały upadać jeden po drugim. Zamiast tego notują rekordowe zyski
O blisko 48 procent wzrósł zysk netto w sektorze bankowym – chodzi o dane finansowe z trzech pierwszych kwartałów 2024 roku (w porównaniu do analogicznego okresu roku ubiegłego). Od stycznia do września banki zarobiły na polskich klientach ponad 31 mld zł, i to mimo miliardów, które w omawianym okresie odłożyć musiały na ryzyka prawne kredytów we franku szwajcarskim. Bankowcom w wypracowaniu rekordowego zysku nie przeszkodził ani podatek bankowy, ani nawet decyzja rządzących o przedłużeniu wakacji kredytowych.
Rozkwit sektora bankowego w Polsce może się wydać niektórym trudny do objęcia rozumem. Przecież jeszcze niedawno Jacek Jastrzębski, szef Komisji Nadzoru Finansowego, przekonywał TSUE, że prokonsumencki wyrok w sprawie C-520/21 może sprowadzić na banki prawdziwy kataklizm.
Pozbawienie banków zarobku na kwestionowanych przez konsumentów hipotekach frankowych miało zwiastować upadek jednego lub nawet kilku podmiotów. Najczarniejszy scenariusz przewidywał nadejście załamania w gospodarce, które potencjalnie mogło negatywnie wpłynąć na inne gospodarki europejskie.
Korzystne otoczenie ekonomiczne pozwoli bankom szybciej spłacić frankowiczów?
Od wyroku TSUE w sprawie C-520/21 minęło już prawie 1,5 roku. Jacek Jastrzębski dzielnie trzyma się stołka w Nadzorze, co zawdzięcza uprzejmości byłego już premiera, Mateusza Morawieckiego. Banki przegrywają prawomocnie 99 proc. spraw, w których powodami są frankowi konsumenci.
Zdecydowanie ponad 90 proc. niekorzystnych dla sektora wyroków oznacza pełną nieważność spornych umów, a więc i uczciwe rozliczenia. Banki nie mają prawa do waloryzacji ani do wynagrodzenia za to, że użyczyły swoim klientom środki pieniężne w oparciu o umowy pełne postanowień niedozwolonych. I mają się świetnie! Jak to możliwe?
Powodem jest oczywiście specyficzne otoczenie, w jakim przyszło im rozliczać nieważne hipoteki. Choć banki nie zarabiają już na kwestionowanych kredytach we franku, to notują gigantyczne zyski na kredytach w złotówce, opartych o WIBOR. Bankowcy oczywiście doskonale zdają sobie sprawę, że obecna sytuacja jest przejściowa, dlatego część z nich uznała, że nadszedł odpowiedni czas na jak najszybsze wyeliminowanie ryzyka prawnego z zagrożonych kontraktów.
Preferowanym rozwiązaniem są ugody, o których nieco więcej za chwilę. Problem w tym, że frankowicze zrazili się do ugód, bo zauważyli, że warunki proponowane im przez banki są odległe od tego, co jest do uzyskania w sądach.
Banki nie zrażają się pojedynczą odmową ze strony klienta i w perspektywie kilku tygodni, czasem miesięcy, ponawiają propozycję, często na nieco korzystniejszych warunkach. Intensyfikują swoje działania, jeśli umowa już jest w sądzie, a wyrok ją unieważniający jest tylko kwestią czasu.
Ministerstwo Sprawiedliwości i UOKiK chcą zmotywować banki do zawierania ugód
Początkowo w programach ugodowych banków panowała wolna amerykanka – instytucje finansowe bardzo swobodnie interpretowały zalecenia przewodniczącego KNF, wydane w grudniu 2020 roku, i miarkowały ustępstwa, testując wyrozumiałość frankowiczów. Ale te czasy już nie wrócą.
Obecnie bankowcy czują coraz większą presję ze strony instytucji finansowych. Zaczęło się na początku tego roku, gdy Ministerstwo Sprawiedliwości pod wodzą Adama Bodnara podjęło walkę z przewlekłością spraw toczących się w wydziałach cywilnych. Bardzo szybko nowy minister powołał pełnomocniczkę ds. ochrony praw konsumentów, dla której priorytetem stało się wyprowadzenie setek tysięcy spraw frankowych z sądów.
Ministerstwo zapowiedziało opracowanie nowego wzorca ugodowego, a prace w tym zakresie rozpoczęły się przed wakacjami. Mają się zakończyć do końca 2024 roku, a ich owocem będzie ugoda dostosowana do obecnego otoczenia prawnego i, przede wszystkim, do oczekiwań konsumentów.
Banki usiadły do stołu z przedstawicielami resortu i brały udział w konsultacjach, ale w kuluarach mówi się, że prokonsumencki kierunek, w którym prze rząd, wcale im nie odpowiada.
Z pewnością będą też kręcić nosem na najnowszą wypowiedź prezesa UOKiK, Tomasza Chróstnego, który w rozmowie z portalem XYZ.pl zdradził, co myśli o postawie banków w kontekście przedłużającego się konfliktu frankowego.
Prezes UOKiK ocenia sytuację finansową banków jako „absurdalnie wręcz korzystną”
Tomasz Chróstny słusznie zauważył, że banki wielokrotnie nie zdecydowały się na przyjęcie wyciągniętej w ich stronę ręki. Mowa oczywiście o legislacyjnym rozwiązaniu kwestii frankowej, które było latami blokowane właśnie przez samych bankowców. Każdy, kto śledzi rozwój sytuacji w sporach o franki, wie, że bankowcy zmienili zdanie o ustawie frankowej dopiero wtedy, gdy orzecznictwo sądów przestało im sprzyjać.
Zdaniem prezesa UOKiK, gdyby banki nie były tak opieszałe w proponowaniu ugód kredytobiorcom i zaoferowały je kilka lat wcześniej, dziś sądy nie byłyby zablokowane sprawami frankowymi, a koszt (rozwiązania problemu) byłby po stronie rynku znacznie niższy.
Tomasz Chróstny widzi potencjał w ugodach frankowych i ma poczucie, że kredytobiorcom należy zaoferować jak najlepsze warunki tychże porozumień. Uważa też, że ugody są okazją dla banków do poprawy reputacji i odzyskania zaufania klientów.
W słowach prezesa UOKiK nie dostrzegamy cienia wątpliwości w zakresie tego, czy sektor stać na korzystne dla konsumentów ugody. Sam ocenia, że sytuacja finansowa banków jest „absurdalnie wręcz korzystna”, a obecny czas optymalny do tego, by instytucje te posprzątały po sobie.
Zdecydowana opinia szefa UOKiK to oczywiście solidny kubeł zimnej wody na głowy bankowców. Ci już od pewnego czasu modyfikują strategie procesowe w zarządzanych przez siebie instytucjach i kombinują, jakby tu usunąć ryzyko prawne z frankowych umów i jednocześnie zatrzymać przy sobie część zysków. Lub przynajmniej nie płacić frankowiczom odsetek ustawowych za zwłokę, których ci, zachęceni zeszłorocznymi wyrokami TSUE, domagają się za okres toczących się procesów sądowych.
Tak PKO BP i mBank chcą przekonać do siebie frankowiczów. Czy im się uda?
Każda instytucja ma swoje własne pomysły na minimalizację kosztów frankowej wojny. Dość łagodne podejście prezentuje mBank, który po zmianie prezesa najwyraźniej stara się na nowo przekonać do siebie zrażonych klientów.
W tym roku mBank zdecydował się na dwa odważne ruchy. Po pierwsze, w części przegrywanych procesów zaczął rezygnować z apelacji, pozwalając, by unieważnienia umów uprawomocniły się już po wyroku I instancji. Po drugie, zaczął rozsyłać klientom, którzy pozwali go o ustalenie, informację o tym, że mogą nie spłacać swoich rat przez czas trwającego postępowania.
Jak zapewnia mBank, nie będzie wszczynał wobec takich kredytobiorców działań upominawczych czy windykacyjnych. To oczywiście miły gest, ale z pewnością niepozbawiony drugiego dna. W naszym przekonaniu mBank, zmieniając podejście na bardziej prokonsumenckie, przygotowuje w ten sposób grunt pod kolejne propozycje ugodowe.
Warto podkreślić, że mBank nie jest jedynym podmiotem, który odstępuje od apelacji w przegrywanych przez siebie procesach frankowych. Dotarły do nas wiarygodne informacje świadczące o tym, że podobną strategię w niektórych przypadkach wdrażają również takie podmioty jak Millennium Bank, BNP Paribas, PKO BP, Santander Bank Polska, a także niedziałające już na polskim rynku Deutsche Bank i Raiffeisen Bank.
Szczególnie interesujące jest podejście PKO Banku Polskiego, który z jednej strony coraz częściej odpuszcza po unieważnieniu umowy przez sąd I instancji, a z drugiej masowo rozsyła swoim klientom wezwania do zwrotu kapitału. I wcale nie ogranicza się w tym przypadku do osób, które już złożyły pozew i są na najlepszej drodze do unieważnienia umowy bądź już ją unieważniły.
Takie pisma otrzymują również kredytobiorcy ze spłaconymi umowami, jak też posiadacze wciąż aktywnych hipotek we franku, którzy spłacają je bez zastrzeżeń, a jedyną ich „winą” jest to, że przed kilkoma laty uczestniczyli w procesie mediacji ugodowych.
Co więcej, PKO Bank Polski wysyła do frankowiczów także dokument o nazwie „Informacja o sytuacji kredytobiorcy”, w którym nakreśla szczegóły aktualnej linii orzeczniczej TSUE oraz sądów krajowych i zawiadamia klienta o przysługujących mu prawach (do złożenia pozwu i zakwestionowania zapisów niedozwolonych). W osobnym druku bank namawia kredytobiorcę by ten, w pełni już rozumiejąc swoje prawa, dobrowolnie się ich zrzekł!
Jakie są intencje PKO BP wobec frankowiczów? Nasza opinia
Po cóż największy bank w Polsce robi coś takiego? Powodów jest cała masa. Rozsyłane pisma o charakterze informacyjnym mają najprawdopodobniej uruchomić bieg terminu przedawnienia u tych kredytobiorców, którzy jeszcze nie złożyli pozwu. Natomiast wezwania do zapłaty służą przede wszystkim przerwaniu biegu przedawnienia roszczeń banku o zwrot kapitału, a dodatkowo pozbawieniu kredytobiorcy znacznej części należnych mu korzyści odsetkowych.
W końcu bank zapowiada wyraźnie, że jeśli klient nie odda kapitału kredytu w przewidywanym terminie (z reguły chodzi o 1 miesiąc), ten zacznie naliczać odsetki ustawowe za zwłokę. Podmiot zapewne ma nadzieję, że dzięki temu, po wygraniu przez kredytobiorcę procesu sądowego, zdoła dokonać kompensaty odsetek, oszczędzając w ten sposób nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych.
Strategia przyjęta przez PKO BP stanowi w sektorze pewną innowację, a to dlatego, że jest to chyba pierwszy raz, gdy duży bank giełdowy zdradza, że zdaje sobie sprawę z zagrożenia, jakie stanowią dla niego ex-frankowicze. Do tej pory banki zgodnie ignorowały istnienie kredytobiorców ze spłaconymi umowami frankowymi, nie uwzględniając tych osób w założeniach programów ugodowych. Jeśli chodzi o ugody, póki co nic się nie zmieniło.
Kredytobiorca ze spłaconą umową, który chce odzyskać świadczenie nienależne, musi iść do sądu. PKO BP wyraźnie boi się, że tacy klienci będą inicjować procesy sądowe nawet za kilka lat. A nie wiadomo, w jakiej kondycji finansowej będzie bank w tak długiej perspektywie. Najprawdopodobniej władze PKO BP wolą, by ex-kredytobiorcy rozważający pozew złożyli go teraz, w okresie wysokich stóp procentowych, niż w bliżej nieokreślonej przyszłości. Dlatego niczym myśliwy próbują wypłoszyć ich z kryjówki.
I niewykluczone, że im się to uda. Ex-frankowicze widzą, jak banki dostają łomot w sądach i zaczynają rozumieć, że rezygnując z pozwu, dają swojemu kredytodawcy niejako w prezencie od stu kilkudziesięciu do nawet kilkuset tysięcy złotych. Rekordziści na zakwestionowaniu umowy uzyskują korzyść rzędu miliona złotych.
Jak banki oraz frankowicze zareagują na słowa prezesa UOKiK?
Frankowicze, czytając słowa Tomasza Chróstnego, upewniają się, że decyzja o pozwaniu banku nie jest samolubna czy nieetyczna. Nie sprowadzi na Polskę kłopotów, o których widmie przekonywał w Luksemburgu szef KNF.
Dodatkowo pewności siebie dodają im kolejne posunięcia Ministerstwa Sprawiedliwości, które jasno daje do zrozumienia, że nie tylko nie zamierza utrudniać kredytobiorcom procesowania się, ale wręcz chce, by procesy te mogły toczyć się sprawniej i bez zbędnego stresu dla konsumentów.
Czy apel prezesa UOKiK podziała na bankowców? To akurat mało prawdopodobne. Ci są uparci, przekonani o własnej nieomylności, i w podejmowaniu decyzji kierują się przede wszystkim własnymi analizami. Nie można też pominąć kwestii tego, kto im doradza i komu ufają. Mowa o kancelariach prawnych specjalizujących się w reprezentowaniu podmiotów gospodarczych, które zarabiają miliony na prowadzeniu spraw o zwrot kapitału, a wcześniej bogaciły się na bezowocnym pozywaniu kredytobiorców o wynagrodzenie lub rekompensatę.
Kancelariom żyjącym z obsługi banków nie opłaca się proponowanie tym podmiotom, by zaczęły uczciwie rozliczać się z klientami. Szybkie, uczciwe ugody mogłyby zamknąć temat abuzywnych umów w kilka do kilkunastu miesięcy. Dla pełnomocników banków lepiej będzie, jeśli frankowa wojna jeszcze potrwa. Nawet jeśli sektor wyjdzie z niej biedniejszy o kolejne miliardy złotych.
PODSUMOWANIE:
Sektor bankowy, próbując jakoś poradzić sobie z problemem kredytów frankowych, musi działać pod coraz większą presją. Jest bacznie obserwowany przez Ministerstwo Sprawiedliwości, krytykowany przez prezesa UOKiK i bezlitośnie rozliczany przez krajowe sądy.
Bankowcy sami nie wiedzą, co jest dla nich lepsze: pogodzenie się z prokonsumencką linią orzeczniczą i szybkie rozliczenie abuzywnych umów, czy może walka do końca o utrzymanie kwestionowanych hipotek w mocy. Wiele wskazuje na to, że rady, które banki otrzymują od zaufanych ekspertów, niekoniecznie są dla nich korzystne.
Niestety, bankom najlepiej wychodzą analizy wsteczne – w tworzeniu prognoz na przyszłość są z kolei kiepskie. Bez względu na to, czy akurat próbują oszacować przyszły kurs franka, czy liczbę ex-kredytobiorców, którzy zdecydują się na złożenie pozwu.