Ostatnio miesiące pokazują, że banki przekonały się do ugód frankowych. Rozwiązania, na które wpierw reagowały obojętnością (zwłaszcza gdy swoje rekomendacje wydał szef KNF), obecnie są przyjmowane z entuzjazmem, po stronie bankowców oczywiście, bo klienci ugód jak nie chcieli, tak nie chcą. Namawianie kredytobiorców na ugody staje się coraz bardziej nachalne, ale klienci pozostają nieugięci – w zdecydowanej większości wybierają pozew i unieważnienie umowy, a nie konwertowanie kredytu na złotówki z WIBORem jako stawką oprocentowania. Problemem jest też to, że banki nierzadko są gotowe usiąść do prawdziwych negocjacji dopiero wtedy, gdy otrzymają pozew sądowy. Ile można wywalczyć na drodze ugody sądowej i czy warto się na nią godzić?
-
Wg aktualnych statystyk banki zawarły łącznie ponad 40 tys. ugód frankowych ze swoimi klientami
-
Znaczna część z tych ugód to porozumienia zawarte poza salami sądowymi, które gwarantują frankowiczom minimalne korzyści
-
Klient, który chce, aby bank był bardziej skłonny do negocjacji, powinien złożyć pozew – wówczas otworzą się przed nim zupełnie nowe możliwości
-
Banki przekonują, że na polu zawierania ugód radzą sobie świetnie, co jest sprzeczne z opinią samych sędziów, którzy zauważają, że liczba uzyskanych porozumień jest marginalna.
Ugody promowane w mediach przez banki nie są dość dobre dla frankowiczów
Konwersja kredytu na złotówki, tak jakby zobowiązanie było od samego początku wyrażone w tej walucie, a także przejście z oprocentowania stawką SARON na WIBOR. To bazowe założenia ugód frankowych według rekomendacji Nadzoru Finansowego. Jeszcze w grudniu 2020 roku, gdy szef KNF wydawał swoje zalecenia, banki nie garnęły się do konstruowania programów wg tych wytycznych.
Sytuacja zmieniła się, gdy WIBOR zaczął rosnąć – wówczas perspektywa bankowców się odmieniła i zapragnęli oni konwertować kredyty frankowe na złote, i to najlepiej masowo.
Obecnie banki z największą bazą hipotek frankowych bardzo chętnie zawrą ugodę, a nawet dorzucą do niej bonusy: częściowe umorzenie salda oraz „promocję” na oprocentowanie w postaci stałej stawki 4,99 proc. na okres 5 lat.
Korzyści te jednak są iluzoryczne i bezlitośnie podsumowywane przez prawników. Umorzenie części salda kredytu doceni tylko kredytobiorca, który zamierza jednorazowo spłacić resztę zobowiązania. W innym przypadku ta proponowana przez bank korzyść zostanie zniwelowana, najczęściej do zera, przez wyższe koszty odsetkowe, które wpłyną na całkowity koszt kredytu.
Z kolei stała, preferencyjna stawka oprocentowania wypada blado, gdy zostanie zestawiona z RRSO – ta w tych ofertach może wynosić nawet powyżej 8 proc. Wygląda więc na to, że banki pod pozorem dogadywania się z kredytobiorcami jak zwykle chcą wyjść na swoje.
Mimo tego, że ugody są dla kredytobiorców mało korzystne, bankom udało się dopiąć swego w przypadku ponad 40 tys. umów. Tak wygląda dotychczasowa statystyka ugód. Warto wspomnieć, że banki proponują ugody wyłącznie aktywnym frankowiczom, a umów frankowych, które są wciąż spłacane, jest w Polsce ok. 350 tys.
W sądach toczy się z kolei ok. 110 tys. indywidualnych spraw o te kredyty. Nietrudno więc zauważyć, że klienci preferują pozwy, a nie ugody, i to mimo usilnych starań bankowców, którzy wysyłają propozycje nawet do tych frankowiczów, z którymi pozostają już w sporze sądowym.
Szacuje się, że podpisując ugodę z bankiem, można uzyskać od 10 do 40 proc. korzyści, jakie daje unieważnienie umowy.
Znacznie korzystniejsze od ugód pozasądowych są te, które są zawierane już w trakcie procesu. Tu bank jest rzeczywiście gotów na ustępstwa, zwłaszcza gdy sędzia zasugeruje, że skłania się ku unieważnieniu umowy.
Z informacji podawanych przez kancelarie frankowe jednak nawet warunki ugody proponowane w czasie trwania postępowania sądowego przez banki w większości przypadków nie są godne uwagi.
Wówczas też świadomi już Frankowicze nie chcą nawet lepszej wersji ugody ponieważ wiedzą, że są na dobrej drodze aby odzyskać naprawdę duże pieniądze a szansa na sukces gdy sprawę prowadzi dobra kancelaria jest niemal 100 procentowa.
Banki wciąż próbują zachować pozory i, pytane przez dziennikarzy, rozpływają się nad swoimi sukcesami w konwertowaniu kontraktów frankowych na złotówki. Inny pogląd mają na to sędziowie. Ci, pytani przez przedstawicieli mediów o to, jak idzie podpisywanie ugód w sądach, wskazują, że zainteresowanie kredytobiorców tymi propozycjami jest niewielkie.
Klienci, którzy idą do sądu, zwykle znają swoje prawa, a także aktualne statystyki i wiedzą, że mają 98 proc. szans na korzystny dla siebie wyrok. Bank z kolei proponuje rozłożenie kosztów po połowie, czyli cały czas zachowuje się tak, jak gdyby miał 50 proc. szans na wygraną.
Kto decyduje się na ugody (te pozasądowe i te zawierane przed sędzią)? Przede wszystkim osoby, które chcą szybko pozbyć się hipoteki banku ustanowionej na swojej nieruchomości. Gdy ktoś chce szybko sprzedać mieszkanie, a stoi przed perspektywą zawarcia ugody (zwykle w 2-3 miesiące po kontakcie z bankiem) lub pozwania banku (co wiąże się z kilkuletnim procesem) może jednak wybrać tę pierwszą opcję.
Utraci w ten sposób korzyści, które stałyby się jego udziałem, gdyby unieważnił umowę, ale w niektórych, choć bardzo rzadkich sytuacjach jest to rozwiązanie, które może się kalkulować – zwłaszcza gdy kredytobiorca jest w stanie uregulować całość pozostałego zobowiązania za jednym razem, nie wystawiając się na wysokie koszty odsetkowe.
We wszystkich pozostałych przypadkach lepiej jest postawić na pozew sądowy, a powodów tego jest wiele:
- unieważniając umowę, kredytobiorca może uzyskać korzyści nieporównywalne z jakąkolwiek ugodą – jego kredyt po prostu przestaje istnieć, tak jakby nigdy nie został zawarty
- strony unieważnionej umowy rozliczają się tylko z tego, co od siebie dostały. Kredytobiorca rozlicza się więc z kapitału, a bank – z otrzymanych przez lata rat kapitałowo-odsetkowych
- sąd może uznać, że kredytobiorcy należą się ustawowe odsetki za zwłokę, a wówczas jego korzyść może zostać powiększona od kilku do nawet kilkudziesięciu procent
- jeżeli kredytobiorca spłacał swoje raty w CHF, a nie PLN, to w ramach rozliczenia od banku otrzyma tę samą walutę. Rzecz w tym, że dziś frank jest dużo droższy niż przez lata, w których klient spłacał swój kredyt, a więc stwarza to dodatkową sposobność zarobku na różnicach kursowych
- za parę miesięcy zapadnie wyrok TSUE w sprawie C-520/21 (prokonsumencka opinia Rzecznika Generalnego tej instytucji jest już znana), a eksperci są zdania, że odbierze on bankom prawo do wynagrodzenia za korzystanie z kapitału i jednocześnie pozostawi w gestii krajowych sędziów to, czy o podobne korzyści (waloryzację roszczeń) będą mogli ubiegać się sami frankowicze.
Jakie decyzje zapadają w sprawach frankowych?
O tym, że sądy doskonale radzą sobie z rozpatrywaniem spraw o franki, świadczy liczba zapadających wyroków. Niemal co roku liczba wydanych orzeczeń powiększa się nawet trzykrotnie, nie inaczej było w roku ubiegłym, a eksperci wskazują, że obecny może być pod tym względem naprawdę rekordowy, przynosząc frankowiczom gigantyczne korzyści.
Dobrym przykładem tego, dlaczego pozew i unieważnienie umowy są tak opłacalne, jest prawomocny już wyrok Sądu Apelacyjnego w Łodzi, który orzekł w sprawie I ACa 215/22. Sąd Apelacyjny dnia 29 listopada 2022 roku zmienił postanowienia sądu I instancji (który jedynie wyeliminował z umowy mechanizm denominacji) i uznał umowę zawartą przez kredytobiorców z PKO BP za nieważną. Sprawa trwała łącznie 30 miesięcy i przyniosła powodom ogromne korzyści: w wyniku unieważnienia umowy oszczędzili oni łącznie 1,2 mln zł. Z czego wynika tak duży profit?
Kredytobiorcy zaciągnęli w PKO BP kredyt denominowany kursem CHF w kwocie 1.186 815,16 zł. Po 11 latach spłaty i oddaniu na rzecz banku ok. 600 tys. zł, saldo ich kredytu nadal wynosiło 1.729 861,42 zł.
Unieważnienie umowy oznacza, że kredytobiorcy muszą dopłacić bankowi różnicę pomiędzy tym, ile pożyczyli, a tym, ile spłacili. W ten sposób nie spłacą PKO BP gigantycznych odsetek, a jedynie oddadzą sam kapitał kredytu. Trudno wyobrazić sobie bardziej korzystne rozwiązanie. Wyrok jest już prawomocny, a pełnomocnikiem kredytobiorców w tej sprawie był adwokat Paweł Borowski.