Polscy kredytobiorcy kwestionujący klauzule zawarte w umowach z bankami zdążyli się już przyzwyczaić do tego, że najważniejsze dla nich wyroki zapadają przed Trybunałem Sprawiedliwości Unii Europejskiej, z siedzibą w Luksemburgu. Tym razem jest jednak inaczej. Przełomowy (jak o nim mówią media) dla klientów polskiej bankowości wyrok został wydany przez Sąd Okręgowy w Suwałkach. I wyjątkowo nie chodzi o kredyty we franku, a o typową umowę kredytu złotówkowego, z której sędzia suwalskiego SO wyeliminowała zarówno stawkę referencyjną WIBOR, jak i marżę banku. Wyrok zapadł przed kilkoma miesiącami, jednak dopiero niedawno informacja o nim przedostała się do opinii publicznej. Obecnie w przestrzeni medialnej trwa spór ekspertów o to, czy ten wyrok rzeczywiście może stanowić przełom dla „wiborowiczów”, czy może wkrótce zostanie „skasowany” w białostockiej apelacji. Ekspertom umyka jedna ważna kwestia: prokonsumenckie wyroki w sprawach dotyczących kredytów w PLN zapadały na długo przed decyzją SO w Suwałkach i nim ktokolwiek w ogóle odważył się postawić tezę, że WIBOR może być podatny na manipulacje.
- 4 października 2024 roku Sąd Okręgowy w Suwałkach wydał wyrok, w którym oddalił roszczenie banku o zapłatę, wysunięte wobec kredytobiorczyni. Wpierw bank, w reakcji na nieregularne spłacanie rat kredytu, wypowiedział klientce umowę. Wypowiedzenie okazało się jednak nieskuteczne
- Zdaniem suwalskiej sędzi wydającej wyrok w sprawie I C 217/24, bank nie poinformował należycie kredytobiorczyni o tym, w jaki sposób wyznacza się stawkę WIBOR, od której zależna jest wysokość rat kredytu
- Wyrok z Suwałk wywołał masę zamieszania w środowisku bankowym, które dwoi się i troi, by nie dopuścić do powtórzenia się scenariusza frankowego. Bankowcy bagatelizują znaczenie wyroku, a ich prawnicy już wieszczą, że zostanie on zmieniony w apelacji
- Prawda jest jednak taka, że wyroki, w których sądy krytycznie wypowiadały się o roszczeniach banków dotyczących zapłaty, wysuwanych po wypowiedzeniu nieregularnie spłacanej umowy złotowej, zdarzały się już wcześniej. Dziś omówimy sobie jeden z takich przypadków.
WIBOR upada w sądzie: z umowy wypada zarówno wskaźnik, jak i marża banku
Czy jeden wyrok lokalnego sądu może mieć wpływ na atmosferę w całym krajowym sektorze bankowym? Okazuje się, że tak. Przekonaliśmy się o tym kilka tygodni temu, gdy media zaczęły informować o zaskakującym wyroku Sądu Okręgowego w Suwałkach w sprawie I C 217/24. Spór toczył się pomiędzy bankiem (niestety, jego nazwa nie jest znana) a jego klientką i został zainicjowany przez podmiot.
Strony w lipcu 2020 roku zawarły umowę kredytu konsolidacyjnego, z przeznaczeniem na kilka różnych celów, m.in. na spłatę innego zadłużenia. Klientka banku spłacała swoje zobowiązanie nieregularnie, w wyniku czego bank wypowiedział jej umowę, a następnie wystąpił z pozwem o zapłatę. Po otrzymaniu pozwu kredytobiorczyni, wsparta pomocą prawnika z urzędu, podjęła bardzo odważną próbę obrony.
Otóż argumentowała, że klauzule zmiennego oprocentowania zawarte w jej umowie mają charakter niedozwolony, tak samo zresztą jak te dotyczące prowizji, którą podmiot pobrał za udzielenie kredytu. W związku z tym klientka banku chciała rozliczyć się z nim jedynie z udzielonego jej kapitału kredytu (czyli skorzystać z tak zwanej sankcji kredytu darmowego).
Argumenty sądu mają prawo niepokoić banki: WIBOR przed 16 grudnia 2020 roku nie miał administratora?
Nieoczekiwanie sąd zapoznając się z argumentami kredytobiorczyni, w dużej części przyznał jej rację i… oddalił powództwo banku o zapłatę. Sąd ustalił m.in. iż bank, podpisując umowę z klientką, nie udostępnił jej informacji o tym, w jaki sposób ustalana jest stawka WIBOR ani nie wyjaśnił, czym WIBOR w ogóle jest.
Co więcej, bank nie poinstruował klientki, gdzie może znaleźć stosowne informacje na ten temat. Sędzia zauważyła również, że w momencie zawierania umowy kredytu stawka WIBOR nie posiadała jeszcze administratora (w rozumieniu rozporządzenia BMR, regulującego kwestię wskaźników referencyjnych). Oficjalnie spółka GPW, która dziś zarządza wskaźnikiem, dostała zgodę KNF na administrowanie WIBORem dopiero dnia 16 grudnia 2020 roku.
Interesujące jest podkreślenie przez sąd braku urzędowego charakteru stawki WIBOR, jak również korzystna dla konsumentów ocena dotycząca tego, czy klauzule zmiennego oprocentowania powiązane z WIBORem mogą być w ogóle badane przez krajowe sądy. Zdaniem suwalskiej sędzi, jak najbardziej mogą. Choć nie ulega wątpliwości, że bankowcy woleliby przekonać przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości, iż jest dokładnie odwrotnie.
Sprawa I C 217/24 trafi do sądu apelacyjnego. Jednak przed wyrokiem w sprawie WIBORu może się wypowiedzieć TSUE
Skutkiem ustaleń SO w Suwałkach było wyeliminowanie z umowy klauzuli zmiennego oprocentowania. W wyniku tego działania z umowy kredytowej wypadł zarówno WIBOR, jak i stała marża banku. Podmiot zarobi wyłącznie na prowizji za udzielenie tego kredytu. Wyrok jest nieprawomocny. Jest niemal pewne, że podmiot, który przegrał sprawę, będzie walczył do końca w postępowaniu apelacyjnym, które toczyć się będzie w Białymstoku.
Pytanie, które w tej sytuacji uważamy za niezwykle zasadne brzmi: co będzie pierwsze: wyrok Sądu Apelacyjnego w Białymstoku czy… wyrok TSUE, odnoszący się do „wiborowych” pytań prejudycjalnych, zadanych w maju br. przez Sąd Okręgowy w Częstochowie. Najpewniej kwestia ta interesuje również same banki i ich pełnomocników prawnych, których aktualne działania wokół tej sprawy są klasycznym „damage control”.
Czy banki manipulują opinią publiczną w kwestii WIBORU?
Bankowcy starają się zminimalizować potencjalne negatywne skutki suwalskiego wyroku, czyli:
- nie dopuścić do sytuacji, w której złotówkowicze zaczynają wierzyć w zasadność swoich wątpliwości dotyczących WIBORu
- unieszkodliwić kancelarie prawne zajmujące się sprawami przeciwko bankom, które obecnie edukują społeczeństwo w zakresie nieprawidłowości związanych z wyznaczaniem stawki WIBOR, jak również wypełnianiem obowiązku informacyjnego przez banki
- wywrzeć psychologiczną presję na sędziach, którzy, zapoznając się z uzasadnieniem do wyroku I C 217/24, sami mogą zacząć dochodzić do podobnych wniosków, co suwalska orzeczniczka.
Efekty możemy obserwować w mediach: najpopularniejsi prawnicy wyspecjalizowani w reprezentowaniu podmiotów gospodarczych w sprawach inicjowanych przez konsumentów przekonują, że wyrok z Suwałk tak naprawdę nic nie znaczy. I że właściwie na pewno zostanie zmieniony w sądzie apelacyjnym.
Nawet jeśli prywatnie ci prawnicy mają jakiekolwiek wątpliwości co do głoszonych tez, to za nic się do tego nie przyznają. Podobnie, jak latami nie przyznawali, że scenariusz, w którym banki tracą prawo do wynagrodzenia za korzystanie z kapitału w sprawach dotyczących kredytów w CHF istotnie może się spełnić.
Wiarygodność tych ekspertów, podobnie jak argumenty, którymi się posługują, uważamy za dyskusyjne. No dobrze, ale jakie to argumenty? Pełnomocnicy banków wskazują na przykład, że kredytobiorczyni, bohaterka sprawy I C 217/24, sama mogła dotrzeć do informacji na temat tego, czym jest WIBOR i w jaki sposób jest wyznaczany.
Zupełnie nieprzekonujący jest też argument dotyczący tego, że nieadekwatne jest porównanie krajowej sytuacji z WIBORem do afery związanej ze stawką LIBOR. Jak podkreślają obrońcy banków, dane biorące udział w fixingu, a zgłaszane przez banki, opierają się o rzeczywiste transakcje, ewentualnie o kwotowania wiążące. Aby przekonać się, ile wart jest ten argument, wystarczy obejrzeć materiał pt. „Czy Banki mówią nam prawdę o Wiborze? ”, udostępniony na platformie YouTube przez znanego w środowisku konsumenckim radcę prawnego, Radosława Górskiego.
W nagraniu pada znacznie więcej niewygodnych dla sektora bankowego faktów, między innymi związanych z wcześniejszymi manipulacjami stawką referencyjną.
Sprawa I C 217/24 nie jest pierwszą tego typu wygraną przez kredytobiorcę. Dlaczego media o tym milczą?
Tym, co nas zastanawia, jest pomijanie w całej dyskusji na temat sprawy I C 217/24 wcześniejszych wyroków, które zapadały w sądach przeciwko bankom w odniesieniu do kredytów złotówkowych. Niemal wszyscy komentatorzy traktują temat jako coś absolutnie nowego, tak jakby krajowy sąd po raz pierwszy wypuścił się na nieznane dotąd obszary. A tak nie jest. Wyroki o podobnym charakterze zapadały już lata temu.
Dobrym przykładem jest tu sprawa z… 2018 roku, rozpatrzona przez Sąd Okręgowy w Siedlcach. Jej sygnatura to I C 1139/16. Sprawa jest znacznie mniej tajemnicza, bo wiemy jakiego banku i jakiego konkretnie kredytu dotyczyła. Powodem w sprawie był PKO Bank Polski, a cała awantura toczyła się o wypowiedzianą przez bank klientce umowę kredytu gotówkowego Platinum. Scenariusz jest właściwie bliźniaczo podobny do tego w sprawie I C 217/24.
Strony zawierają umowę kredytową, następnie kredytobiorczyni spłaca swoje raty nieregularnie. Gdy zaległość zbliża się do 8 tys. zł, bank postanawia wypowiedzieć umowę, następnie pozywa kredytobiorczynię o zapłatę.
Ta nie liczy na pomoc prawnika z urzędu, tylko znajduje kancelarię wyspecjalizowaną w sprawach przeciwko bankom. Prawnicy z Kancelarii Sosnowski Adwokaci i Radcowie Prawni biorą umowę klientki pod lupę… i znajdują w niej liczne nieprawidłowości, dotyczące między innymi naliczania dodatkowych kosztów i „żonglowania” oprocentowaniem, a więc i kwotą zadłużenia pozwanej. Sąd nie miał w tej sprawie wątpliwości co do tego, że kredytobiorczyni, której bank wypowiedział umowę, należny jest status konsumenta. To zaś oznacza, że jako konsument podlega ona szczególnej ochronie.
Sąd rozpatrujący sprawę zdecydował się na przeprowadzenie dowodu z opinii biegłego – specjalisty z zakresu finansów i rachunkowości, który potwierdził wątpliwości pełnomocników kredytobiorczyni co do nieścisłości zawartych w wypowiedzianej umowie. W trakcie postępowania na jaw wyszło, że bank wpisał w umowie obowiązki, które ciążą na nim jako na kredytodawcy, a następnie się z nich nie wywiązał. W efekcie wypowiedzenie umowy okazało się nieskuteczne, a powództwo banku zostało w całości oddalone.
To nie zmiana prawa, a rosnąca świadomość konsumentów jest problemem dla bankowców?
Wyrok w sprawie I C 1139/16 przeszedł w 2018 roku bez większego echa. Dlaczego? Możemy się tylko spodziewać, że wówczas temat klauzul abuzywnych w umowach kredytów złotowych nie był wystarczająco nośny, by zajmowały się nim największe media w kraju. Więcej uwagi poświęcano wówczas frankowiczom, którzy czekali na pierwszy przełomowy wyrok TSUE, odnoszący się do klauzul przeliczeniowych.
Tymczasem sądy już lata temu wiedziały, że zarówno z umowami, jak i praktykami banków jest coś nie w porządku. Dochodziły do wniosku, że nie warto karać niesolidnego dłużnika, jeżeli zobowiązanie, z którego spłatą ma problem, wynika z umowy o abuzywnej treści. Wówczas jednak mało kto miał tyle odwagi, by iść do sądu z twierdzeniem, że to potężny bank błędnie sformułował umowę, na której w konsekwencji nie powinien zarabiać. A przypominamy, że ustawa o kredycie konsumenckim, wprowadzająca do porządku prawnego zwalczaną przez bankowców sankcję kredytu darmowego, obowiązuje od 2011 roku.
Apelujemy do mediów głównego nurtu, by – zamiast w kółko wałkować sprawę z Suwałk – przyjrzały się wcześniejszym, bardzo podobnym orzeczeniom. I niezwykłym uzasadnieniom do nich. A wówczas stanie się jasne, jak słabe i pozbawione sensu są dziś argumenty strony bankowej, twierdzącej, że wyrok z Suwałk to anomalia, która wymaga korekty, a nie naśladowania.
PODSUMOWANIE:
Choć bez wątpienia wyrok Sądu Okręgowego w Suwałkach w sprawie I C 217/24 ma bardzo istotne znaczenie dla kredytobiorców złotowych, nie jest pierwszym znakiem świadczącym o tym, że konsumenci, kwestionujący klauzule zawarte w swoich umowach, mogą mieć rację.
Do tej pory wyroków w sprawach odnoszących się do tej tematyki było niewiele, z bardzo prostej przyczyny. Kredytobiorcom brakowało wiedzy z zakresu przysługujących im, jako konsumentom, praw. Ktoś, kto nie spłacał swojego długu wobec banku, na ogół nie miał świadomości tego, że jego umowa może być z winy kredytodawcy wadliwa, a ta wadliwość może z kolei skutkować sankcją kredytu darmowego.
Takie przypadki dużo rzadziej trafiały na biurka dobrych adwokatów, a więc i rzadko pojawiały się na salach sądowych. Praca u podstaw jednak popłaca: polscy konsumenci są coraz lepiej wyedukowani, i nie ulegają tak łatwo autorytetowi wielkich korporacji.
Z tego powodu uważamy, że w następnych miesiącach zrobi się głośno o wyrokach podobnych do tego suwalskiego. A bankom będzie coraz trudniej zagłuszyć ten szum medialny swoją propagandą.