W sobotę wielkanocną media obiegła elektryzująca informacja: Bankowy Fundusz Gwarancyjny w końcu znalazł kupca dla VeloBanku, czyli podmiotu pomostowego powstałego po wydzieleniu „zdrowej” części portfela zrestrukturyzowanego Getin Noble Banku. „Szczęśliwym” nabywcą ma być amerykański fundusz Cerberus, który wcześniej inwestował już w europejski sektor bankowy, w tym chociażby w takie podmioty jak Deutsche Bank czy Commerzbank. Kontrowersje wzbudza podana do wiadomości publicznej kwota transakcji – za bank pozbawiony frankowego ryzyka, które pozostało w Getinie, Cerberus musi zapłacić 375 mln zł, a także dokapitalizować podmiot kwotą 700 mln zł. Biorąc pod uwagę, że VeloBank wypracował przez 12 miesięcy ok. 450 mln zł zysku netto, Amerykanie za przejęcie podmiotu zapłacą śmiesznie mało. W sektorze zapanowała jednak euforia, a prominentni bankowcy wymieniają się w mediach społecznościowych uprzejmościami, ciesząc się z tego historycznego dealu. Czy słusznie?
- Tylko do końca marca Bankowy Fundusz Gwarancyjny miał czas na znalezienie kupca dla VeloBanku. Wszystko wskazuje na to, że ta trudna sztuka w końcu się udała
- Jak można wywnioskować z medialnych doniesień, na zakup VeloBanku nie było wielu chętnych. Na liście, prócz Cerberusa, miał się znaleźć jeszcze jeden fundusz. Zainteresowany transakcją miał być również… najbogatszy Polak
- Procedura resolution, której został poddany Getin, określana jest przez ekspertów największym tego typu przedsięwzięciem w Europie. Związane z nią oczekiwania były ogromne, dlatego ostateczny efekt może trochę rozczarowywać, gdyż pokazuje, że polska bankowość nie jest dla inwestorów tak atrakcyjna, jak jest to przedstawiane
- Problemem dla inwestorów z zewnątrz mogą być nie tylko nieprzewidywalne pomysły polityków i wysoki podatek bankowy, ale też ryzyko wynikające z pozwów o WIBOR. Czy VeloBank, oczyszczony z kredytów frankowych, może dostarczyć nowemu właścicielowi nieoczekiwanych kłopotów?
VeloBank sprzedany funduszowi z USA. To koniec akcji ratunkowej Getinu?
Półtora roku trwał proces poszukiwania odpowiedniego kupca dla VeloBanku, czyli podmiotu pomostowego, który powstał w kilka dni po ogłoszeniu przymusowej restrukturyzacji Getinu. GNB „wyczyszczono” z klientów, którzy przynosili zyski i nie zgłaszali pretensji co do klauzul abuzywnych w umowach. W banku-wydmuszce pozostały właściwie tylko te produkty, które generowały problemy – na szczycie listy są oczywiście kredyty frankowe, których Getin miał w portfelu wiele (i które były powodem wytoczenia przez klientów banku ok. 10 tys. postępowań sądowych).
Co wiadomo o prawdopodobnym nowym właścicielu VeloBanku?
Mogłoby się wydawać, że podmiot taki jak VeloBank to prawdziwy rarytas, którego szybka i zyskowna sprzedaż jest tylko formalnością. Tymczasem rzeczywistość okazała się daleka od oczekiwań. Sprzedaży nie dokonano ani szybko, ani zyskownie. W sobotę wielkanocną media podały informację, że w końcu znalazł się odpowiedni kupiec dla banku pomostowego. Jest to amerykański fundusz inwestycyjny Cerberus Capital Management, który ma już doświadczenie na europejskim rynku bankowym – wcześniej inwestował m.in. w Deutsche Bank i Commerzbank.
Cerberus występuje także w roli akcjonariusza w Hamburg Commercial Bank, a początkiem stycznia światowe media podały informację o przejęciu przez fundusz od brytyjskiego HSBC francuskiej bankowości detalicznej. Sieć została przeniesiona do My Money Group, czyli grupy kontrolowanej przez Cerberus Capital Management.
Na przejęcie VeloBanku nie było najprawdopodobniej wielu chętnych. Media od kilku miesięcy informowały, że na liście jest jeszcze jeden fundusz private equality, J.C. Flowers, również z USA. Co ciekawe, w zeszłym roku media donosiły, że zainteresowany kupnem ma być również najbogatszy Polak, Michał Sołowow. W styczniu br. pojawiły się jednak informacje, że miliarder, który miał wcześniej złożyć niewiążącą ofertę, wycofał się z dalszego procesu.
Szczegóły transakcji sprzedażowej VeloBanku mogą szokować. Kwota sprzedaży jest zastanawiająco niska
Przejdźmy zatem do szczegółów planowanej sprzedaży VeloBanku. Za jaką kwotę Amerykanie przejmą dziewiąty co do wielkości bank w Polsce, który przez pierwsze 12 miesięcy swojej działalności wypracował zysk na poziomie 450 mln zł netto? Fundusz Cerberus z pewnością nie przepłaci, bo jak wynika z ustaleń, cena nabycia akcji VeloBanku to zaledwie 375 mln zł. Ponadto fundusz musi dokapitalizować bank kwotą 700 mln zł, tak aby spełniał on wymogi regulacyjne.
VeloBank zarządza aktywami wartymi 46,5 mld zł (dane z września ubiegłego roku), a jego wyniki właściwie z kwartału na kwartał stają się coraz lepsze. Fundusze własne, którymi dysponuje podmiot, przekroczyły już 1 mld zł. Jak to się stało, że Bankowy Fundusz Gwarancyjny dopuścił do sytuacji, w której VeloBank jest sprzedawany za tak niską kwotę i dlaczego przewodniczący Komisji Nadzoru Finansowego, posługując się platformą X, gratuluje zespołowi BFG zawarcia transakcji sprzedażowej na opisywanych warunkach?
To bardzo proste: wystarczy wziąć pod uwagę, co było alternatywą dla sprzedaży VeloBanku, nawet po cenie poniżej wartości. Gdyby BFG nie pozyskał inwestora dla banku, podmiot musiałby zostać poddany procedurze likwidacji. No dobrze, ale czemu żaden duży bank giełdowy funkcjonujący już na polskim parkiecie nie zdecydował się na przejęcie VeloBanku, skoro podmiot oczyszczono z frankowych ryzyk, wiszących nad sektorem niczym czarna chmura?
Dlaczego VeloBank nie trafi w ręce żadnego dużego gracza na rynku bankowym?
Teoretycznie tak duży bank jak Velo powinien zostać sprzedany za znacznie wyższą kwotę niż ta zadeklarowana przez fundusz Cerberus i zaakceptowana przez Bankowy Fundusz Gwarancyjny. Ale powodów, dla których oferta sprzedaży nie była dla potencjalnych inwestorów tak atrakcyjna, jak mogłoby się wydawać, jest sporo.
Te najbardziej oczywiste to podejście rządzących do krajowego rynku bankowości. Problemem jest zarówno wysokość podatku bankowego, na którą przedstawiciele sektora narzekają od lat, jak i nieprzewidywalne decyzje władz, np. ta dotycząca wpierw wprowadzenia, a następnie przedłużenia wakacji kredytowych.
VeloBank zarabia przede wszystkim dzięki wysokim stopom procentowym
Na koniec listopada 2023 roku media podały, że w 12 miesięcy swojej działalności VeloBank wypracował 450 mln zł zysku na czysto. To piękny rezultat, jednak trzeba brać pod uwagę, że tak dobry wynik udało się uzyskać w przeważającym stopniu dzięki marży odsetkowej, która jest satysfakcjonująca z uwagi na wysokie stopy procentowe. Jeśli te zaczną spadać, spadną też dochody banku, którego bieżąca charakterystyka bazy klientów wskazuje na raczej niewielkie możliwości ratowania zysków w przypadku nagłej zmiany otoczenia ekonomicznego.
Zdaniem ekspertów minie kilka lat, nim nowy właściciel rzeczywiście zacznie zarabiać na przejęciu podmiotu.
Spory sądowe o WIBOR położyły się cieniem na sprzedaży VeloBanku?
W przestrzeni komentatorskiej nie brak opinii, że jednym z powodów, dla których na zakup VeloBanku nie było wielu chętnych, jest niepewność prawna związana ze stawką WIBOR. Choć banki starają się bagatelizować ten fakt, liczba sporów sądowych o stawkę referencyjną rośnie. I to mimo tego, że krajowe sądy nie wydały jak na razie ani jednego prawomocnego wyroku w sprawie WIBORu, który byłby korzystny dla kredytobiorców. Co się stanie, gdy pierwsze takie orzeczenie zostanie wydane?
Eksperci przewidują, że na koniec 2024 roku w sądach może się toczyć nawet 2 tys. postępowań sądowych o stawkę referencyjną. Przyrost nowych spraw wynosi ok. kilkanaście procent w skali miesięcznej. Jak podaje portal money.pl, na koniec ubiegłego roku do sądów trafiło łącznie 588 pozwów o WIBOR. Na koniec stycznia br. takich sporów było już 745.
Na koniec 2023 roku sądy zdążyły wydać 21 nieprawomocnych wyroków w sprawach powiązanych ze stawką referencyjną. Aż 20 z nich to decyzje korzystne dla banków. Prawnicy „wiborowi” i ich klienci czekają z niecierpliwością, aż któryś sąd zdecyduje się na skierowanie do TSUE pytań prejudycjalnych o zgodność WIBORu z rozporządzeniem BMR. Zarejestrowanie pytań dotyczących wskaźnika w Trybunale byłoby najprawdopodobniej pierwszym krokiem do przyszłej znacznej poprawy sytuacji konsumentów w sądach. Skutek mógłby być zbliżony do tego w sprawach frankowych.
Przed wyrokami TSUE frankowicze przegrywali 3 na 4 sprawy sądowe wytoczone bankom. Obecnie przegrywają prawomocnie tylko 1 na 100.
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca.
Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.