Spory sądowe o WIBOR są dla banków źródłem rosnącego niepokoju. I wcale nie dlatego, że instytucje kredytowe zaczynają przegrywać sprawy zakładane przez kredytobiorców – takie sytuacje są bowiem niezwykle rzadkie i zwykle pociągają za sobą apelację banku. Problemem jest to, że sporów o kredyty hipoteczne w złotówce zaczyna przybywać, a z tym wiąże się ryzyko zadania kolejnych pytań prejudycjalnych do TSUE. Niedługo minie rok, od kiedy Sąd Okręgowy w Częstochowie wysłał pierwsze takie pytania do Luksemburga – niestety wciąż nie wiadomo, kiedy należy spodziewać się wyroku w unijnej sprawie. Banki, inaczej niż w przypadku franków, zdecydowały się nie ignorować problemu i właściwie od początku zaczęły walczyć o przeforsowanie swojego przekazu w mediach. Jest to trudne, bo muszą konkurować z niezwykle sprawnymi marketingowo kancelariami odszkodowawczymi, prowadzonymi w formie spółek kapitałowych. Firmy te, niepodlegające pod nadzór samorządu zawodowego, nie mają żadnych ograniczeń w reklamowaniu się. Nierzadko w swoich działaniach posuwają się o krok za daleko, udzielając kredytobiorcom nierzetelnych informacji na temat szans powodzenia w sprawie o WIBOR. Jest wysoce prawdopodobne, że część „wiborowiczów”, którzy pozwali bank z pomocą takich podmiotów, podjęła decyzję o założeniu sprawy w oparciu o błędne czy też zmanipulowane dane. Czy banki wykorzystają ten fakt w swojej propagandzie?
- Banki intensyfikują swoje działania medialne, nastawione na zniechęcenie kredytobiorców złotowych do kwestionowania w sądach stawki WIBOR. Wykorzystują do tego wciąż sprzyjającą im linię orzeczniczą
- Sektor wie, że orzecznictwo w sprawie klauzul zmiennego oprocentowania może zmienić się podobnie, jak to w procesach o frankowe klauzule przeliczeniowe. Chce zablokować prawo do analizowania tych klauzul przez krajowe sądy
- Ewentualne podważenie wiarygodności WIBORu byłoby tak samo kłopotliwe dla banków, jak i dla strony rządowej, która musiałaby zmierzyć się z potężnym kryzysem gospodarczym. Gdy chodzi o WIBOR, banki działają z politykami ręka w rękę
- Pseudokancelarie prawne czują się na polskim rynku coraz pewniej – do tego stopnia, że, namawiając klientów na pozwy „o WIBOR”, posługują się zmanipulowanymi informacjami. Rządzący mogliby uregulować działalność takich podmiotów, jednak z sobie tylko znanych przyczyn tego nie robią.
Medialny kontratak banków w sprawie WIBORu trwa: Polacy są przekonywani, że pozew jest z góry skazany na porażkę
Pozwy dotyczące klauzul zmiennego oprocentowania są trzecim co do ważności, po frankach i sankcji darmowego kredytu, problemem sektora bankowego. Jego przedstawiciele są zaniepokojeni nie tyle skalą tych powództw (jak na razie wpłynęło ich do sądów ok. 1,5 tys.), co potencjalnym kosztem ukształtowania się niekorzystnej linii orzeczniczej. Póki co niewiele jest znaków wskazujących, że banki mogą zacząć masowo przegrywać sprawy o WIBOR. Według ekspertów prawnych reprezentujących sektor, wyroki w procesach dotyczących klauzuli zmiennego oprocentowania są w niemal stu procentach korzystne dla banków. W nielicznych przegrywanych sprawach banki oczywiście składają apelacje.
Bankowi prawnicy wskazują, że wśród wyroków korzystnych dla kredytobiorców brak jest takich, których charakter byłby prawomocny. Co więcej, podkreślają, że sądy bardzo rzadko udzielają złotówkowiczom zabezpieczenia powództwa, co może wskazywać, że powodowie w tych sprawach nie są w stanie uprawdopodobnić swoich roszczeń. Nawet w tych sprawach, w których takie zabezpieczenie zostało wydane, sąd bardzo często decyduje się ostatecznie oddalić powództwo, nie znajdując powodów do wykreślenia stawki referencyjnej z umowy, o unieważnieniu całego kontraktu nie wspominając.
Trzeba przyznać, że z perspektywy kredytobiorców nie brzmi to najlepiej. Należy jednak zauważyć, że 10 lat temu frankowicze byli w bardzo podobnej sytuacji. Nieliczne pozwy, które trafiały przed oblicze wymiaru sprawiedliwości, przeważnie były oddalane. W tamtym czasie frankowicze rzadko walczyli o pełną nieważność umowy – zwykle wybierali „bezpieczniejszą” opcję w postaci odfrankowienia kredytu. Obecnie sądy w sprawach o kredyty w CHF bardzo rzadko zasądzają odfrankowienie, nie znajdując podstaw do utrzymania wadliwej umowy w mocy.
Zresztą, ta zwykle i tak nie może pozostać w obrocie prawnym po wykreśleniu z niej klauzul przeliczeniowych – w konsekwencji powstałaby umowa o zupełnie innej treści, której strony zapewne nigdy by nie zawarły. Co za tym idzie, od kilku już lat frankowicze masowo unieważniają swoje umowy, wykreślają hipoteki i odzyskują to, co banki bezprawnie od nich pobrały, wraz z odsetkami ustawowymi za opóźnienie.
Czy tak samo będzie w przypadku kredytów hipotecznych w złotówce? Na chwilę obecną trudno nawet spekulować na ten temat. Linia orzecznicza w takich sprawach praktycznie nie istnieje. Sędziowie czekają, co w sprawie WIBORu ustali Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej – pierwsze pytania w tym zakresie zostały wysłane do Luksemburga 31 maja 2024 roku. Jedną z kwestii do rozsądzenia przez TSUE jest to, czy klauzule zmiennego oprocentowania związane z WIBORem mogą być w ogóle badane przez krajowe sądy. Banki wolałyby zablokować taką możliwość – wówczas nie musiałyby przejmować się ewentualną eskalacją konfliktu z kredytobiorcami. Stanowisko sektora podziela strona rządowa, która wysłała do TSUE antykonsumencką i prokorporacyjną opinię w sprawie.
Sędziowie nie chcą być ofiarami bankowej kampanii hejtu. Dlatego czekają na wyrok TSUE w sprawie WIBOR?
Należy przypuszczać, że znaczna część środowiska sędziowskiego może obawiać się orzekania w prokonsumecki sposób w procesach o WIBOR. Po pierwsze, nieliczne przypadki, w których sądy przyznały rację kredytobiorcom (taka sytuacja miała miejsce już dwukrotnie w Sądzie Okręgowym w Suwałkach), spotykają się z ogromną krytyką pochodzącą z sektora bankowego. Niektórzy bankowcy jawnie polemizują z niekorzystnymi wyrokami, pozwalając sobie na wycieczki osobiste pod adresem sędziów, którzy te wyroki wydali.
Po drugie, sędziowie z całą pewnością zauważyli już, że problem sporów o klauzule abuzywne niepokoi również rząd, który z obawy o stan polskiej gospodarki i sektora finansowego (a jest to system naczyń połączonych) nie chce, by sprawy te przybrały obrót podobny do tych frankowych. Przedstawiciele instytucji publicznych, którzy odważyli się poprzeć stanowisko konsumenckie w kwestii WIBORu, bardzo szybko zaczynają mieć kłopoty w pracy.
Wystarczy wspomnieć nagłe, zeszłoroczne odwołanie Rzecznika Finansowego, które, zdaniem wielu, było inspirowane podszeptami dochodzącymi z sektora. W I kwartale 2024 roku ówczesny Rzecznik Finansowy, dr Pretkiel, wydał korzystną dla „wiborowiczów” opinię w sprawie przeciwko Velo Bankowi. Temu samemu, który powstał z wydzielonej, nieobjętej ryzykiem części upadłego już Getin Banku. Premier RP odwołał dr Pretkiela zaledwie kilka miesięcy później, pod koniec I półrocza ur. Oficjalny powód był oczywiście zupełnie niezwiązany z istotnym poglądem w sprawie WIBORu.
Niewykluczone, że sędziowie, widząc zmiany, które nowy skład Ministerstwa wprowadza w wymiarze sprawiedliwości, nie chcą zwracać na siebie niepotrzebnej uwagi. Sytuacja zmieni się, jeśli TSUE wyda pomyślny dla konsumentów wyrok w sprawie możliwości badania klauzul „wiborowych” i zasugeruje, co powinno stać się z umową, w której stwierdzono występowanie zapisów abuzywnych. Wówczas sędziowie będą mieć „podkładkę” pod korzystne dla kredytobiorców wyroki – w takim przypadku zmiana linii orzeczniczej będzie kwestią kilkunastu miesięcy.
Banki doskonale zdają sobie z tego sprawę, dlatego wdrażają szeroko zakrojone działania zmierzające do przekonania kredytobiorców, że ich roszczenia nie mają szans w sądach.
Nowa odsłona bankowej propagandy ws. WIBOR: w imieniu sektora wypowiadają się „niezależni” eksperci
Przedstawiciele sektora wiedzą, że ich wiarygodność wśród opinii publicznej jest znikoma, a przynajmniej znacznie mniejsza niż w przypadku prawników reprezentujących stronę konsumencką. Dlatego w swoich materiałach skierowanych do mediów również posługują się opiniami eksperckimi.
Oczywiście ekspertami, którzy wypowiadają się w imieniu sektora w kwestii WIBORu, są prawnicy, na co dzień reprezentujący banki w sprawach przeciwko konsumentom. Prawnicy ci zdążyli się już wielokrotnie skompromitować opiniami odnoszącymi się do wyroków TSUE w sprawie franków, które to opinie zostały następnie zweryfikowane przez rzeczywistość. Teraz, korzystając ze swojego autorytetu, przekonują, że sytuacja kredytobiorców złotowych jest zupełnie inna niż frankowiczów.
Sektor bankowy uderza też w kancelarie prawne, zwracając uwagę, że te często nierzetelnie informują kredytobiorców o rzeczywistych szansach na wygranie procesu o WIBOR. I w tej jednej kwestii banki rzeczywiście mają rację. Nie precyzują jednak, że podmiotami, które ochoczo namawiają kredytobiorców na złożenie pozwu, są z reguły spółki kapitałowe, działające jako kancelarie odszkodowawcze, ewentualnie mało znane firmy prawnicze, które „spóźniły się” na frankową gorączkę i teraz upatrują szans na łatwy zarobek w sprawach związanych z klauzulami zmiennego oprocentowania.
Pseudokancelarie, które nie zdążyły dorobić się na frankach, namawiają konsumentów na pozwy o WIBOR
Budowanie biznesu w oparciu o pozwy „wiborowe” jest dużym ryzykiem, na które nie porywają się doświadczone kancelarie adwokackie i radcowskie, wyspecjalizowane w sprawach frankowych. Renomowani prawnicy rzadko kiedy komentują w mediach „polowanie” spółek z o.o. na kredytobiorców złotowych, a jeśli już to robią, zwykle zastrzegają sobie anonimowość. Wyspecjalizowany w prawie bankowym adwokaci bardzo ostrożnie wypowiadają się na temat szans kredytobiorców w sporach o WIBOR. Zwracają uwagę na rolę informacji, z którymi powinien zostać zapoznany kredytobiorca przed podjęciem decyzji o pozwie.
Dobry prawnik zadba o to, by kredytobiorca dokładnie zapoznał się z potencjalnymi konsekwencjami przegranej – chodzi tu przede wszystkim o kwestie finansowe. Strona przegrana jest zwykle obciążana kosztami zastępstwa procesowego, które w sprawach o tak znacznej wartości przedmiotu sporu idą w tysiące złotych. Podkreślają też ryzyko związane z zabezpieczeniem powództwa w sytuacji, w której pozew kredytobiorcy zostanie ostatecznie oddalony. Kredytobiorca będzie musiał oddać bankowi zaległe świadczenia, i lepiej, żeby w tym celu dysponował odpowiednią kwotą zabezpieczoną na rachunku.
Ta niepewność, w połączeniu z niekorzystnymi statystykami sądowymi, zniechęca wielu kredytobiorców do pozwu, co jest zrozumiałe. Zdarza się, że złotówkowicz po uzyskaniu informacji od prawnika chce złożyć powództwo, nawet mimo nakreślonych zagrożeń. Wówczas dobre kancelarie chętnie podejmują takie sprawy, mając pewność, że decyzja klienta była świadoma i dokonana w oparciu o obiektywne dane.
Unieważnienie hipoteki złotowej to tylko formalność? Tak przekonują nieetyczne kancelarie odszkodowawcze
Pseudokancelarie w kontakcie z klientem nie silą się na obiektywizm. Robią, co w ich mocy, by dopiąć umowę i skierować w imieniu kredytobiorcy pozew do sądu. Bardzo często podają kredytobiorcom zmanipulowane informacje – np. prezentują swoje statystyki wygranych bez wskazania, że wygrane te dotyczą spraw frankowych, w których linia orzecznicza jest jednolita i w pełni ugruntowana.
Zdarza się, że uzyskane zabezpieczenia roszczeń w sprawach o WIBOR przedstawiają jako wywalczone dla klientów korzystne orzeczenia, co w oczywisty sposób wprowadza klienta w błąd. Klienci pseudokancelarii, bazując na marketingu tych podmiotów, wierzą nierzadko, że korzystny wyrok w sprawie o WIBOR jest właściwie tylko formalnością. Nieetycznie działający handlowcy wprost zasypują klientów argumentami za nieważnością WIBORu, nie wskazując, że jak dotąd nie udowodniono w sposób niezbity, że banki rzeczywiście manipulowały tą stawką.
Nasuwa się pytanie: po co to robią? Główny cel jest oczywisty: chodzi o pieniądze. Ale są też czynniki poboczne. Pseudokancelariom może chodzić np. o nakłonienie sądu rozpoznającego daną sprawę do wysłania kolejnych pytań prejudycjalnych do TSUE. Im więcej spraw o WIBOR przyjmie pseudokancelaria, tym większe są szanse, że któryś sąd uzna zadanie takich pytań za zasadne. Podmiot, którego sprawa stanie się bodźcem do skierowania pytań do Trybunału, zyska darmową reklamę w najbardziej rozpoznawalnych mediach w kraju – wszak wielu dziennikarzy ekonomicznych będzie chciało poznać szczegóły sporu, a kto zna je lepiej, niż pełnomocnicy powoda?
Ministerstwo Sprawiedliwości nie robi porządku z pseudokancelariami, choć mogłoby. Skąd ta opieszałość?
Warto zastanowić się, dlaczego Ministerstwo Sprawiedliwości, mimo posiadania ku temu odpowiednich narzędzi, nie stara się uregulować rynku usług prawnych, tak, aby podmioty, które na nim funkcjonują, podlegały samorządom zawodowym i były związane kodeksem etyki. Niewykluczone, że bieżąca sytuacja jest pod pewnymi względami resortowi na rękę. Gdyby na rynku działały tylko uczciwe, profesjonalne kancelarie adwokackie i radcowskie, trudniej byłoby polemizować z ich opiniami. Ponieważ rynek jest nieuregulowany, a część funkcjonujących na nim podmiotów dopuszcza się wobec konsumentów nieetycznych praktyk, krytyka tego środowiska staje się znacznie łatwiejsza.
Widać to doskonale na przykładzie projektu ustawy frankowej. Projekt jest krytykowany przez środowisko prawne, z podaniem konkretnych, bardzo merytorycznych argumentów. W normalnych okolicznościach zasadne byłoby odniesienie się przez resort do tych uwag. Obecnie wystarczy wytłumaczyć społeczeństwu, że niezadowolenie środowiska prawników jest związane z tym, iż niektóre zapisy projektu mogą wpłynąć negatywnie na ich honoraria. Proste? Proste. W ten sposób adwokaci, od lat działający w zgodzie z etyką zawodową i stanowiący przykład odpowiedzialnego podejścia do klienta, są zrównywani z handlowcami pracującymi dla pseudokancelarii i gotowymi wypaczać fakty, tylko po to, by podpisać kolejną umowę.
Ta sama metoda dyskredytowania prawników sprawdza się w przypadku afery „wiborowej”. Banki nie muszą w sposób merytoryczny odnosić się do argumentów strony przeciwnej. Wystarczy, że zaszczepią w Polakach przekonanie, że pozwy dotyczące hipotek złotowych służą wyłącznie zyskom kancelarii, a samych konsumentów mogą wprowadzić w poważne finansowe tarapaty. Dzięki tej metodzie banki nie tylko odwracają uwagę od własnych abuzywnych praktyk, ale wręcz kwestionują ich występowanie, sugerując, że kierowane pod ich adresem zarzuty są wymysłem prawników, gotowych zdestabilizować rynek celem uzyskania wysokiego zarobku.
PODSUMOWANIE:
Podczas gdy dla jednych podmiotów spór o WIBOR jest zagrożeniem, dla innych jest szansą. Negatywne konsekwencje mogą odczuć przede wszystkim banki, które masowo udzielały (i nadal udzielają) kredytów hipotecznych opartych o ten wskaźnik. Nowych możliwości w tej kategorii powództw upatrują dla siebie przede wszystkim pseudokancelarie prawne, które zbyt późno weszły na rynek spraw frankowych i teraz próbują grać pierwsze skrzypce w rozwijającym się konflikcie o klauzule zmiennego oprocentowania.
Doświadczeni prawnicy, od lat reprezentujący konsumentów w sporach przeciwko bankom, stoją niejako z boku i przyglądają się walce banków z kancelariami odszkodowawczymi. Czekają. Przede wszystkim na pierwsze unijne wyroki w sprawach o WIBOR, które dałyby wreszcie jakieś fundamenty pod budowę krajowej linii orzeczniczej. Bez tego trudno szacować szanse konsumentów na wygraną. Jeszcze ciężej kreślić prognozy dotyczące tego, jak mogłyby wyglądać te wygrane. Co zrobią sądy? Zdecydują się na rozwiązanie pośrednie i zaczną eliminować z umów klauzule powiązane z WIBORem? A może tak jak w przypadku franków, masowo będą zasądzać nieważność hipotek?
Środowisko prawnicze koncentruje się jak na razie przede wszystkim na szeroko zakrojonym researchu. Prawnicy analizują setki umów kredytowych, szukając w nich „punktu zaczepienia”, a także budują argumentację, która w przyszłości może przynieść konsumentom zwycięstwa w sądach. Czas pokaże, czy ich trud się opłaci, a konsumenci zaczną mieć realne szanse na zakwestionowanie swoich umów.